Chapter 1: Chłopiec, Który Przeżył
Notes:
Witam w nowym opowiadaniu :)
Nie jest to pierwszy crossover, który piszę, jednak pierwszy w publikacji. Początkowo będzie więcej uniwersum Harry'ego Pottera, w późniejszych rozdziałach natomiast przerzucę się na Avengersów. W większości utrzymuję oryginalne lata z serii HP oraz Marvela!
Chapter Text
Harry Potter.
Zapytasz pewnie kim on jest, bo przecież nikt go nie zna. Jego nazwisko jednak poznasz bez trudu. To starszy brat wybawiciela, Aidena Charlusa Pottera. Syn Lily Evans-Potter oraz Jamesa Pottera. Dlaczego więc Aiden uznawany jest za jedynaka?
Otóż w dzień przybycia Voldemorta, wszystko potoczyło się inaczej, niż można by było tego oczekiwać. Hadrian - Harry, mający wtedy już sześć lat, jak zwykle pozostawał w domu, ukryty przed wzrokiem innych. Traktowany jak powietrze, bez grama miłości.
"Dlaczego", możesz zapytać. Nie posiadał on magii. Miał rdzeń magiczny, nawet potężny, a jednak nie mógł używać czarodziejskiej magii.
Był charłakiem.
Najgorszym z możliwych dla czystokrwistych.
Wracając jednak, przeżył wszystkie lata w zaciszu pokoju na strychu, wśród książek i skrzatki, która go wręcz ubóstwiała ponad wszystko i to ona była dla niego jak matka. Aiden w tamtym momencie miał rok i trzy miesiące. Spał w łóżeczku, kiedy rozległy się na dole hałasy.
Hadrian powoli wyjrzał przez okno i ujrzał zniszczone drzwi, wyrzucone z zawiasów i rozwaloną furtkę. Usłyszał krzyki ojca i kogoś innego. Zszedł po drabinie do pokoju młodszego brata.
Był stokroć ładniejszy i bardziej zadbany niż jego. Bordowe ściany w złote lwy, zabawki walające się w każdym możliwym miejscu, drewniane bogato zdobione łóżeczko aż w końcu małe dziecko leżące w ciszy. Usłyszał krzyk i hałas. Szybko odszedł od drzwi, kiedy jego matka, rudowłosa Lily Potter wbiegła do środka i zabarykadowała drzwi. W szoku spojrzała na niego.
- Co tu robisz, Hadrian? - syknęła z lekką złością. Chłopiec był wystarczająco mądry, nawet jak na sześciolatka, żeby wiedzieć, że najlepiej będzie siedzieć cicho i przeczekać krzyki.
Popatrzył na nią tymi nienaturalnymi, hipnotyzującymi oczami w kolorze fioletu. Nie należały do niej, ani Jamesa. W żadnej z ich rodzin nie pojawiał się taki kolor oczu. Włosy szalone jak jej męża, ale tyle podobieństw. Czarne jak noc z białymi końcówkami nie pozwalały w nim rozpoznać Pottera.
Chłopiec nie odezwał się, patrząc na drzwi. Zawsze był cichy, swoiście nieśmiały. Jakby nic nie robiło na nim wrażenia.
- Twoja różdżka? - zapytał cichym, anielskim głosem.
Lily rozejrzała się szalenie. - Hadrian, masz się schować, teraz - rozkazała, słysząc uderzające zaklęcie w drzwi.
Chłopiec zrobił krok w tył, unikając lecącego w jego stronę kawałka drewna. Spojrzeli w otwarty korytarz.
Istota podobna do węża o szkarłatnych jak krew oczach i czarnej szacie stanął z różdżką wycelowaną do łóżeczka. Później skierował ją na innego chłopca. Nikt nigdy nie wspominał, że Potterowie mieli dwójkę dzieci. Nazwany był tylko Aiden Potter.
Chwilę później zobaczył jak ta rudowłosa kobieta rzuciła się przed łóżeczko, zakrywając je własnym ciałem. - Uciekaj, Harry - powiedziała w kierunku drugiego chłopca.
Voldemort zawahał się. Nie wiedział nic o drugim chłopcu, jednak czuł jego aurę. Potężną, w tak młodym wieku, dorównującą jemu, a jednak był charłakiem. Magia tłoczyła się pod jego skórą, nie potrafiąc znaleźć wyjścia. To była kwestią czasu, zanim wyrwie się ona spod kontroli i nastąpi silny wybuch. Zignorował więc chłopca. Na razie.
- To ty odejdź, kobieto - powiedział spokojnym głosem.
- Tylko nie Aiden, nie mój słodki Aiden, weź mnie! - Nadal pozostawała przed kołyską, ignorując swoje drugie dziecko. Leniwie wycelował w nią różdżkę, a na koniec przeniósł ją na chłopca, rzucając zaklęcie.
Lily otworzyła szerzej oczy, widząc jak mordercze zaklęcie leci w jej starszego syna. Może i była dla niego okrutna, tak samo jak James, przez to, że był charłakiem, ale była też matką. Nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby zabić jakiegokolwiek z jej dzieci. Nawet gdyby było niepełnosprawne, charłakiem, czy ciemnym stworzeniem.
Rzuciła się przed chłopca, którego oczy rozszerzyły się w szoku. Bo przecież matka nigdy się nim nie przejmowała, a jednak oddała za niego życie, kiedy zieleń dotknęła jej ciała.
Aiden krzyczał, patrząc z łzami na jej opadające ciało. Hadrian gapił się przez kilka sekund, tak samo oszołomiony jak Voldemort. - Ach, cóż, nie tego się spodziewałem - powiedział. - Jak widać miłość matki pozostaje na zawsze silna - rzucił z przekąsem czarnoksiężnik.
Fioletowooki chłopiec spojrzał na niego. Voldemort poczuł dziwny strach przed postacią dziecka.
Hadrian zrobił krok w przód, przechodząc nad martwym ciałem matki. Stanął przed kołyską brata i oparł się o nią z lekceważeniem. - Nie spodziewałeś się drugiego dziecka Potterów - odezwał się melodycznym głosem.
Voldemort podniósł by brew do góry, gdyby je posiadał. Skierował jasną różdżkę w odcieniu kości słoniowej na chłopca. - Nie musisz umierać, Harry - podkreślił jego imię. - Jestem tu tylko ze względu na bachora.
- Jest moim bratem, a starszy brat ma obowiązek bronić młodszego.
W odpowiedzi zaśmiał się. Choć był to śmiech pozbawiony radości. - Dość tego - rzucił kolejny raz szmaragdowe zaklęcie.
Fioletowe oczy nie rozszerzyły się w szoku, lecz patrzyły ze spokojem. Klątwa sprawiła, że uderzył mocno plecami w kołyską, łamiąc kilka drewnianych prętów. Jeden z nich przeciął czoło jego brata na kształt błyskawicy.
-~*~-
Słyszał płacz.
Otworzył powoli oczy i rozejrzał się. Był nadal w pokoju brata i co ważniejsze żył. Miał też pewność, że klątwa zabijająca go uderzyła, a dowodem mógł być ciemny wypalony ślad na jego klatce piersiowej i zniszczona koszula nocna. Dodatkowo czuł jak po policzku spływała mu jakąś ciecz.
Nie tak powinno się to potoczyć.
Dotknął powoli swojego policzka, a na palcach pozostał mu szkarłat. Zmarszczył brwi, kiedy poczuł silny ból w prawym oku. Zamknął je, jęcząc cicho. Chwilę to potrwa, zanim uda mu się opanować ból. Lewym okiem widział wszystko w porządku, jak jednak otwierał prawe, a zamykał lewe widział niewyraźne cienie, coś rozmazanego. Nie widział też kolorów tym okiem. Było to nieco niepokojące.
Usłyszał szybkie kroki. W drzwiach stanął ubrany na czarno z czarnymi włosami i krzywym nosem mężczyzna, którego kojarzył tylko z opowieści matki skierowanych do Aidena i zdawał się go poznawać... Kiedyś, lata wcześniej...
Czarnowłosy nawet nie zauważył chłopca, kiedy jego wzrok przykuło tylko ciało rudowłosej. Upadł obok niej na kolana i drżącą ręką głaskał jej płonące włosy. Dopiero po tym spojrzał na stojącego w ciszy chłopca, który pozostawał nadal w tym samym miejscu. Na wpół obronnie przed jakimś meblem.
Zmarszczył brwi, nie poznając w chłopcu nikogo. Fioletowe oczy, zdające się świecić nie należały ani do Potterów ani do jego słodkiej Lily. Czarne roztrzepane włosy na pewno były ciemniejsze niż Pottera, choć białe końcówki nie mogły być naturalne i zapewne dzieciak chciał sam je pofarbować. Tak młody, a już rozpieszczony. Potem zauważył, że jedno z oczu chłopca było jaśniejsze niż drugie i spływała z niego krew, a góra od piżamy była rozerwana, ukazując fragment skóry zdającej się być przypaloną, choć chłopiec się nie krzywił, nie płakał, ani nie krzyczał.
Odłożył delikatnie jej ciało i zbliżył zbliżył chłopca. - Twoje imię? - zapytał swym zwyczajowym, zimnym tonem.
- Hadrian - odpal melodycznym głosem, trzymając dłoń na rannym oku. Mimo tego, zdawał się nie przejmować tą raną. Zamrugał na niego w krótkim szoku, jakby zdzwiony poświęconą mu uwagą. - Ach, to nic - powiedział, kiedy mężczyzna wyciągnął różdżkę.
- Nic? - zapytał z podniesioną brwią. Być może jego pierwsze wrażenie było mylne, a chłopiec nawet nie był Potterem.
Fioletowooki zmarszczył brwi. - Tata zawsze tak powtarzał - powiedział. - Mama też. Wszystko, co mi się dzieje spowodowane jest moją głupotą - powiedział w pełni spokojnie, nie widząc w tym nic złego. W głębi serca jednak wiedział, że to nie tak powinno się potoczyć.
Snape był zdziwiony. Nigdy by nie sadził, że Lily tak traktowałaby swoje dziecko. Dopiero potem zauważył drugiego chłopca w kołysce, który zdawał się płakać bezgłośnie.
Słyszał, że Potterowie mieli jednego syna, a nie dwóch. Jakby od niechcenia rzucił zaklęcie bandażujące, które otoczyło pół głowy starszego chłopca i rannego oko. Chłopiec cicho na to westchnął.
Severus podszedł krok bliżej, patrząc na dziecko w kołysce. Miał brązowe oczy w kształcie migdałów i ciemnobrązową kępkę włosów Pottera. W niczym nie przypominał jego Lily. Rzucił kilka zaklęć diagnostycznych i oprócz drobnej rany na czole, z chłopcem było wszystko w porządku.
Potem starszy chłopiec i profesor spojrzeli w kierunku drzwi, kiedy dało się usłyszeć ciężkie kroki.
- Hadrian, który z was pokonał jego? - spojrzał znacząco na kupkę popiołów i czarną szatę. Było to oczywiste, że jeden z chłopców zdołał pokonać Czarnego Pana, a on musiał się jako pierwszy dowiedzieć się, który.
Dla Lily.
Sądząc po tym, gdzie leżała, musiała w ostatniej chwili pragnąć uratować również drugiego syna, który był oczywiście charłakiem, ale Snape nie miał zamiaru go przez to skreślać.
- Klątwa zabijająca odbiła się ode mnie, a rana mojego brata powstała przez belki - powiedział spokojnie, jakby to nie było niczym niezwykłym.
W ogóle według Snape'a był zbyt spokojny. Jego rodzina dopiero zginęła, a sam omal nie przeszedł na drugą stronę, a jednak był w pełni spokojny. - Jesteś charłakiem - zauważył.
Chłopiec popatrzył na niego przez kilka chwil. - Oczywiście. I nikt nie powinien o mnie wiedzieć, ponieważ to ułuda na rodzie Potterów - powiedział wyuczoną formułkę, która zresztą była prawdziwa.
- Chodź ze mną - wyciągnął rękę, patrząc chłopcu w fioletowe oko.
- Co z Aidenem? - zapytał, marszcząc brwi.
Snape westchnął. Było oczywiste, że źle traktowali chłopca, zapewne jakby nie istniał, poświęcając całą uwagę magicznemu dziecku, a jednak nadal martwił się o młodszego brata.
- Hagrid się nim dobrze zajmie - zapewnił. - Sam zresztą powiedziałeś, że podobno nie istniejesz.
- Ach, tak... - pokiwał głową, ostatni raz patrząc na brata. Znał Hagrida, widział go kilka razy, kiedy bawił się z dzieciakiem. Wiedział, że półolbrzym się nim dobrze zaopiekuje. Nie był pewien skąd, ale miał taką pewność. Wyciągnął drobną rękę w kierunku nieznanego mu mężczyzny.
Co więcej mógł zrobić? Udało mu się ochronić brata, czego oczekiwałaby ich matka po śmierci. Jak zniknie, nie mógłby być też charłakiem-Potterem. Nawet jak zginie, nikt nie będzie płakał. Bo nikt go nie zna, ani nie wie o jego istnieniu. Tylko Syriusz i Remus, których nie widział od dawna... Bardzo dawna.
Ostatnim razem, kiedy zobaczył jego ojca chrzestnego z partnerem, było kiedy Aiden miał rok. Dostał prezenty od Syriusza, który był ojcem chrzestnym jego brata oraz oczywiście Remusa. Potem nastąpiło pytanie "Gdzie Hadrian". Jak tylko Lupin zobaczył jego pokój i to, ile uwagi poświęcali mu rodzice, obiecał, że go zabierze. Jednak nigdy potem nie wrócił, tak samo jak obrażony i równie wściekły Black.
-~*~-
- Jesteś synem Pottera? - zapytał, siedząc w ciemnym fotelu w swym hogwarckim gabinecie. Większość nauczycieli odeszła świętować, nawet sam dyrektor wyszedł ze szkoły, pozostawiając cały zamek Snape'owi.
- Dlaczego niemiałbym być? - zapytał chłopiec, stojąc naprzeciwko. Nie usiadł, mimo, że wolny fotel był za jego plecami. Jedynym plusem była wisząca na nim lekko ciemna koszula i nieco przydługie spodnie. Musiał przecież jakoś zakryć klatkę piersiową chłopca, na którą nie działały żadne zaklęcia, a czarne przypalenie pozostawało.
Snape postanowił tego nie komentować. - Nie wyglądasz na żadne z nich - powiedział.
Chłopiec przechylił lekko głowę. - Nie zawsze tak było - odparł nagle. - Kiedy się urodziłem, podobno miałem szmaragdowe oczy mamy i ciemne włosy taty, jak i miałem magię.
Severus zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał o przypadku, że ktoś stał się charłakiem po urodzeniu. Słyszał o wypadkach, kiedy czarodziej tracił magię, jednak było to spowodowane jej nadwyrężeniem a potem następowała tylko śmierć.
- Miałem wypadek, nawet nie pamiętam jaki - kontynuował. - Kiedy obudziłem się w świętym Mungu, mama płakała, a tata był wściekły. Dowiedziałem się, że straciłem magię, a patrząc w lustro widziałem fioletowe oczy i białe końcówki włosów.
- Zatem było to czymś spowodowane... - zastanowił się, przeszukując umysł w poszukiwaniu zaklęcia, które mogłoby w jakikolwiek sposób stale wpłynąć na czyjś wygląd. Oczywiście Glamour odpadał, gdyż do jego utrzymania potrzebny był żywy czarodziej, znajdujący się dostatecznie blisko "celu" zaklęcia.
- Być może - odpowiedział, patrząc ciągle mu w oczy. Ani razu nie odwrócił wzroku, ni rozejrzał się. Ciągle wpatrywał się w jego czarne oczy ze spokojem.
Snape wstrzymał chęć wzdrygnięcia się. Jego spojrzenie było niepokojące, nawet jeżeli miał dopiero sześć lat. Dodatkowo, kiedy próbował wejrzeć w niego legilimencją, zatrzymywała go jakaś bariera, bynajmniej nie z działu oklumencji.
- Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? - zapytał.
- Zdołałeś go pokonać - odparł, jakby miało to wszystko wytłumaczyć. I rzeczywiście, zdawało się, że tylko tyle wystarczyło chłopcu, gdyż nie zadawał kolejnych pytań. - Nie jesteś ciekaw, co planuję z tobą zrobić? - nie mógł się powstrzymać od tego pytania.
- Nie sądzę - odpowiedział. - Tata zawsze powtarzał, że mam być posłuszny.
Snape skrzywił się. Wydawało się być to doskonałym obrazem Jamesa, ale wobec niego a nie jego własnego dziecka. - Powiedział to sześciolatkowi, a ty to akceptujesz?
- Miałem wtedy cztery lata - odparł jakby nigdy nic. - Zresztą, mówię i robię tylko to co chcą zobaczyć i usłyszeć - Severus nagle uświadomił sobie, że pod obojętnością chłopca znajduje się prawdziwy wąż.
- Gdybyś tam został, Hagrid nie wiedziałby co robić i przybyłby Dumbledore. Potem jeden z was zostałby ogłoszony jako Chłopiec-Który-Przeżył, a drugi pozostałby zapomniany.
- Zabrałeś więc prawdziwego "chłopca, który przeżył" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - Jakie więc zadanie dostanie Aiden?
- Dyrektor go zapewne wyszkoli aby pokonał Czarnego Pana - skrzywił się na wspomnienie przepowiedni, którą sam przekazał czarnoksiężnikowi. Uznał też, że skoro dziecko było ledwie nad przeciętnym poziomem mocy, Czarny Pan go zignoruje, znając swojego prawdziwego "zabójcę". Musiał ukryć Hadriana przed wszystkimi. Czarodziejski świat zdołałby się sam sobą zająć.
- To pewna śmierć - odparł równie spokojnie, co wszystko inne. - Zakładam, że jesteś Severusem Snape'em, o którym czasem wspominała mama, kiedy tata nie podsłuchiwał. Zapewne też zabrałeś mnie, aby Czarny Pan mnie nie znalazł, sądząc, że zignoruje mojego młodszego brata.
Snape zamrugał w szoku. To było zbyt wiele.
- Ach, trafiłem w sedno - nagle uśmiechnął się z zadowoleniem. - On powiedział, że tak będzie.
Profesor ledwie powstrzymał pytanie, kim był ten on. Nie chciał, żeby chłopiec poczuł się przytłoczony, czy zbytnio przepytywany. - Co więc sądzisz o tym planie? - zapytał, nakładając na twarz chłodną maskę obojętności.
- Mogę sam zniknąć - zaproponował. - Nie musisz się niczym przejmować, jeżeli będę chciał, nikt mnie nie znajdzie.
- Nie masz magii.
- Nie potrzebuję czarodziejskiej magii - prychnął, nakładając nacisk na "czarodziejska". Snape uznał to za zastanawiające. Brzmiało, jakby chłopiec twierdził, że ma inny rodzaj magii.
- Jesteś dzieckiem - podkreślił. - Masz sześć lat.
Chłopiec spojrzał na niego, przechylając głowę. Widział jak bandaż pokrył szkarłat i miejscami nawet czerń. Jak on mógł zapomnieć o tak poważnej ranie!?
Ignorując zastanawiającego się chłopca, podszedł szybko, machając różdżką. Bandaż zniknął, a na stoliku pojawiły się liczne fiolki eliksirów. - Siadaj - rozkazał, nachylając się nad krwawiącym organem.
Nie był pewien jak to możliwe, jednak ciemna linia przedzielała jego oko prawie na pół i z jednej części wypływała szkarłatna krew, a z drugiej czarna maź. Naprawdę nie miał pojęcia, skąd się wzięła maź, ani dlaczego do Merlina, chłopiec nie narzekał ani razu! Musiało to piekielnie boleć.
Po długich minutach, kiedy zdołał zatrzymać krwawienie i wypływanie mazi, westchnął z ulgą, nakładając kolejny bandaż. - Następnym razem, jak cię boli, masz powiedzieć - syknął ze złością.
- Nie bolało - odpowiedział chłopiec, nadal spokojny i zdający się być nieco zirytowanym.
- Oczywiście, że nie, tak samo jak ojciec - warknął, przecierając czoło.
- Tato zawsze narzekał na każdą ranę. Od niego nauczyłem się, że lepiej milczeć - powiedział.
Snape spojrzał na niego niezrozumiale. - Dlaczego postanowiłeś nauczyć się na odwrót?
- Mama zawsze była wściekła, kiedy tata był ranny. Powiedzieli też, że nikt nie może o mnie wiedzieć, a zawsze ktoś inny przebywał w domu. Zwykle niania, która też nie mogła mnie zobaczyć.
- I trzymałeś się cieni, nawet jeżeli coś ci się stało.
- Robiłem to, czego chcieli - odparł. - Raz, kiedy złamałem rękę na schodach, mama chciała mnie zabrać do Świętego Munga, ale tata odmówił. Potem mnie zignorowali na rzecz opieki nad Aidenem - odpowiedział. - Lepiej więc milczeć na ten temat.
- Jeżeli kiedykolwiek zranisz się pod moją opieką, masz mi natychmiast powiedzieć - nakazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dam sobie radę sam - odparł.
Severus opadł na fotel, kręcąc głową. Nie mógł się dogadać z tym dzieciakiem. Nie był w żadnym stopniu rozpieszczony jak James, czy radosny jak Lily. Miał co prawda jej inteligencję i jego urok, ale nie widział innych podobieństw.
Z prychnięciem przywołał pergamin i pióro. Skoro zdecydował, że zajmie się dzieckiem Lily, miał zamiar to zrobić. I to z daleka od wścibskich oczu. Dodatkowo należało sprawić, żeby chłopiec zaczął zachowywać się jak dziecko, którym był, przebolałby nawet rozpieszczonego małego Pottera. Byle nie spokojne, niepokojące dziecko.
- Co sądzisz o Ameryce?
Chłopiec zamrugał w szoku. Pierwsza emocja, jaką zauważył Severus. - Zależy która. Jedna jest bardziej górzysta niż druga, dodatkowo oddziela je kanał-
- Pytałem co sądzisz o zamieszkaniu tam - przerwał z warknięciem.
- Ach... - chłopiec zamknął usta z cichym trzaśnięciem. - Sądzę, że byłoby to interesujące przeżycie. Nie miałem nigdy okazji wyjechać za granicę.
Snape nie skomentował tego. Wiedział, że Potterowie od roku podróżowali do wielu miejsc, wyglądało na to, że Hadrian pozostawał zawsze w domu.
- Zatem przejdziemy do Gringota, aby zablokować twoje niektóre aktywa i kupimy świstoklik do Nowego Jorku - zarządził, wstając.
- Co zrobi mój brat bez aktywów?
Severus zacisnął zęby. Dlaczego ten dzieciak interesował się tylko młodszym bratem? - Powiedziałem, tylko niektóre aktywa. Te, z których James nigdy nie korzystał i należały do Lily. Nie sądzę, aby ktokolwiek o nich wiedział oprócz jej i mnie.
- W takim razie zgoda - kiwnął głową, łapiąc go za ramię.
Zniknęli z trzaskiem, pojawiając się na Pokątnej. Nadal profesor był zdziwiony, że chłopiec zdawał się nie być w najmniejszym stopniu zniesmaczony czy zaniepokojony aportacją. Nie potrzebował też ani chwili do opanowania żołądka.
Skierowali się do banku, a ludzie mijali ich szepcząc zaciekle i radośnie. Mówili o Chłopcu-Który-Przeżył, upadku Lorda Voldemorta, zwycięstwie Światła a nawet przyszłym Wybawicielu.
Hadrian to wszystko ignorował, a Snape rzucał mordercze spojrzenia każdemu, który tylko spojrzał w ich stronę. Był jednak pewien, że nikt nie rozpozna w chłopcu dziecka Potterów.
Ku szokowi i wściekłości Severusa, musieli po prostu wpaść na Remusa Lupina i Syriusza Blacka. Spodziewał się, że jeden z nich ruszy w pogoń za tym, który zdradził ich przyjaciół, a jednak oboje stali tam, w szoku wpatrując się w chłopca.
- Cześć, Syri, Remi - powiedział spokojnie chłopiec. Jednak nie uśmiechnął się.
- Harry - sapnął Black, chylając się aby obejrzeć chłopca.
Remus odepchnął go jednym ruchem, aby dał mu dostęp do chrześniaka. - Dzieciaku, martwiliśmy się, kiedy James zakazał nam spotkań - sapnął na widok bandażu. - Co ci się stało? - przeleciał palcami po miękkim materiale.
- Zapytaj Smarkerusa - rzucił z pogardą Black.
Severus skrzyżował ramiona. - Sądzisz, że zniżyłbym się do poziomu krzywdzenia dzieci?
- Jesteś Śmierciożercą - wypluł to słowo, choć nie krzyczał, co było dobre. Cały czarodziejski świat nie musiał wiedzieć, że był szpiegiem, nieprawdaż?
Zanim Severus zdołał odpowiedzieć, odezwał się miękko Hadrian. - Jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Po tym zniknę z waszego życia - powiedział spokojnie.
- Harry - sapnął Remus. - Dlaczego?
- Syriusz nie mógł widzieć się z Aidenem przeze mnie - odparł jakby nigdy nic. - Teraz możecie się nim zaopiekować, bez taty i mnie.
Wilkołak skrzywił się i przytulił mocno chłopca. - Nigdy, Harry, przenigdy nie zostawimy cię - zapewnił.
- To tylko wina głupoty Jamesa - dodał Syriusz, klękając po drugiej stronie. - Harry, jesteś naszą rodziną. Aiden został już zabrany do Longbottomów. Będzie miał dobre życie z Neville'em i jego babką.
Hadrian nie odpowiedział, wzdychając cicho, jakby ze zrezygnowaniem. Remus wstał i spojrzał na Severusa, kiedy Syriusz mamrotał coś do chłopca. - Gdzie planujesz uciekać?
- Ameryka - odpowiedział. - Będzie wystarczająco daleko od całej sprawy z wybawicielem.
- Co zrobisz ze swoją pracą jako profesor eliksirów?
Snape nie pytał, skąd wilkołak o tym wiedział. - Wziąłem urlop na jakiś czas.
- Severusie, pozwól nam z tobą pojechać - powiedział. - Zajmiemy się Harrym, kiedy będziesz musiał wyjść, a im więcej będzie miał ochrony, tym lepiej - mówił, jakby wiedział, kto jest prawdziwym chłopcem, który przeżył.
Snape zastanawiał się przez chwilę. Rzeczywiście, dodatkowa ochrona byłaby zawsze dobra, szczególnie, że kiedyś musiał wrócić do Hogwartu, zanim dyrektor zdecydowałby się go odwiedzić bez zapowiedzi. A odejście Syriusza i Remusa z czarodziejskiego świata byłoby w pełni wytłumaczone bólem po stracie przyjaciół.
- Zgoda - westchnął. - Najpierw jednak musimy zaopiekować się aktywami pozostawionymi Hadrianowi - spojrzał znacząco na Gringotta.
- Oczywiście - Remus westchnął z ulgą, odwracając się do partnera i chrześniaka. - Liczę, że nie masz nic przeciwko naszemu przyszłemu towarzystwu, Harry.
- Nie - odparł powoli. Wilkołak zauważył, że mimo wszystko, lewe oko chłopca było lekko zaszklone.
-~*~-
- Co ci się stało w oko? - zapytał Remus, kiedy zaczęli iść po jasnych korytarzach banku do jednego z gabinetu goblinów.
- Ach, sam nie jestem pewien - Hadrian przeleciał palcami po miękkim materiale. - Uderzyłem plecami w kołyskę Aidena i coś na mnie spadło, nie jestem pewien co, a potem zemdlałem - wzruszył ramionami.
Lupin pokręcił głową z cichym westchnieniem. Od jego wcześniejszego wypadku i utraty magii pozostawał taki zimny, obojętny, jakby niezdolny do odczuwania emocji. Zdarzało się, że słyszał jego śmiech, był on jednak wymuszony. Tak samo każdy uśmiech, każda odpowiedź, zadowalająca rozmówcę. Wszystko w chłopcu krzyczało "fałsz".
- Ach, pan Potter - goblin przeleciał po nich wzrokiem, a jego spojrzenie zatrzymało się najdłużej na chłopcu. Zignorował wszystkich dorosłych, zbliżając się do dziecka. - Oczekiwaliśmy ciebie, musimy sprawdzić kilka rzeczy - wskazał boczne drzwi.
Jak tylko Remus ruszył za chłopcem, został zatrzymany przez innego goblina. - Tylko pan Potter - odparło to samo stworzenie, co wcześniej siedziało przy biurku.
- Spokojnie, Remusie - powiedział, idąc do drzwi. - Dam sobie radę.
-~*~-
- Lordzie - skłonił się nisko goblin.
- Więc zostałeś poinformowany o mojej... hm... pozycji - chrząknął, prostując się. Bandaż zniknął, ukazując w pełni zdrowie, czarno-fioletowe oko.
- Musieliśmy - skinął głową. - Zdajemy sobie sprawę od pańskiego przebudzenia - odparł na niezadane pytanie.
- Co więc aktywami dotyczącymi mojego tytułu?
- Aby nie wzbudzać podejrzeń, zabierzemy pana do skrytki Potterów, a wszystkie pieniądze, jakie wyciągniesz zostaną później zamienione z pańskimi. Jak sądzę, nie chce pan powiadamiać o tym czarodziei? - spojrzał znacząco na drzwi.
- Ach, to by się mijało z celem - kiwnął głową. - Chciałbym kilka książek z mojej skrytki, sądzę, że to nie problem? - zapytał.
- Oczywiście, że nie Lordzie - kiwnął głową. - Zorganizuję to, po wyjściu ze skrytki, otrzymasz zmniejszony kufer z księgami. Dodatkowo - sięgnął pusty pergamin. - Zwykła procedura - wzruszył ramionami, widząc skrzywienie chłopca przed nim. Nie miał jednak zamiaru tego skomentować. Nikt nie chciałby się mu przeciwstawić.
- Oczywiście - westchnął, a na jego opuszku palca pojawiła się rana. Wyleciało z niej powoli pięć kropel szkarłatnej krwi i tyle samo czarnej mazi. - Sądziłem, że szybciej opanuję tą część - skrzywił się, lecząc palec zwykłym słowem "Ulecz". Może i tym razem był charłakiem, jednak jego własna magia pozostawała.
Spojrzał na pojawiające się powoli napisy. Nie wyglądało na to, aby cokolwiek się zmieniło od jego poprzedniej wycieczki. Choć był zapisany jego tytuł, jak i więcej skrytek. Przeleciał palcami po tekście, a w niektórych miejscach czerń przybrała odcień szkarłatu i kilka linijek zniknęło. Oglądając swoje dzieło, kiwnął głową z akceptacją. - Możesz im to przekazać. Jeżeli nie będą nalegać, ruszę do mojej skrytki.
- Oczywiście, Lordzie - odszedł, ostatni raz kłaniając się z szacunkiem. Zastał trójkę zniecierpliwionych czarodziei. Przekazał pergamin pierwszemu, który wyciągnął rękę, po czym milczał.
- Gdzie Harry? - zapytał brązowowłosy. Po jego kolorze oczu można było wywnioskować, że był stworzeniem, a dokładniej wilkołakiem.
- Poszedł z Razukiem do skrytek - odparł, siadając za biurkiem.
- Bez żadnego dorosłego? - czarnowłosy mężczyzna, który zabrał pergamin, zmrużył równie ciemne oczy.
- Pragnął samotności - odpowiedział.
Snape prychnął, krzyżując ramiona. Coś było bardzo nie tak. Najpierw nie mogli mu towarzyszyć na "Teście Dziedziczenia", a później Hadrian sam wybrał się do skrytki. Rozumiał, dlaczego on ani Syriusz nie mogli towarzyszyć chłopcu, jednak Remus miał pełne prawa, jako jego chrzestny. Poza tym gobliny nigdy nie były tak miłe dla kogokolwiek. Nawet dla tych, którzy okazywali im choć krztę szacunku.
Po piętnastu minutach chłopiec wrócił z mieszkiem, w którym brzęczały monety. - Ma na sobie zaklęcie wagi piórkowej i rozszerzenia - powiedział jakby nigdy nic, podając skórzany obiekt Severusowi. Ten podniósł brew do góry. Dlaczego chłopiec podarował to akurat jemu, a nie Remusowi? Przecież był dla niego kompletnie nieznajomym.
- Do zobaczenia, panie Potter - skinął głową goblin, ponownie ignorując pozostałych czarodziei, kiedy cała czwórka wyszła z jego gabinetu. Westchnął z ulgą, czując jak ciemna aura chłopca nareszcie odchodzi. Zawsze ciężkie było przebywanie w jego okolicy dla istot wrażliwych na aury. W większości wilkołaki również należały do tej grupy, choć można było uznać, że Remus Lupin albo przyzwyczaił się do tego uczucia, albo nie czuł go tak intensywnie.
Wyszli z Gringotta, wstępując do kilku sklepów. Hadrian otrzymał nowy kufer, do którego od razu niezauważenie wrzucił inny, potem kilka ciekawych książek, według Remusa i Severusa, a na końcu ubrania.
Chapter 2: W Ameryce
Notes:
Jak można zauważyć w tagach, zmieniłam kilka rzeczy, a mianowicie ta historia będzie miała ostatecznie dwie części. Pierwsza to magiczny świat, druga Avengers, stąd usunęłam kilka tagów, które zwyczajnie się nie pojawią w tej części, ale mogę zapewnić, że będą w kontynuacji! (Takie Ironstrange albo Lokes <3 )
Chapter Text
Świstoklik międzynarodowy również nie zrobił wrażenia na Hadrianie. Tak samo jak nic innego. Zdawało się, że nic nie zdoła go zaskoczyć, nawet nowe, mugolskie technologie.
Sam chłopiec słyszał, jak On opowiadał o wszystkim, dlatego też nie był niczym zdziwiony, czy zaniepokojony. Czuł jedynie ciekawość, ponieważ On nie zawsze mógł mu wiele powiedzieć o urządzeniach, czy magii.
Okazało się, że Blackowie mieli dom w Nowym Jorku, więc nie musieli kupować żadnej nieruchomości, co uspokoiło nerwy Severusa. Dodatkowo dom z jednej strony miał duży ogród, co prawda niezadbany, ale jednak była wolna przestrzeń dla wilka.
Zadomowienie się dorosłych czarodziei nie zajęło za wiele czasu, więcej zajęły próby wyczyszczenia całego domu albo zwyczajnego zapewnienia bezpieczeństwu chłopcu. Nawet Severus był pod wrażeniem ilością ciemnych, starych artefaktów. Hadrian jednak, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z ich przeznaczenia, unikał każdego.
Przygotowanie wszystkiego zajęło im dobre dwa miesiące, jednak na koniec mogli być zadowoleni ze swojej pracy. Dom nadawał się w pełni do zamieszkania i w większości był bezpieczny. Na strychu i w piwnicy znalazła się większość artefaktów i innych niebezpiecznych przedmiotów. Cały dom był odnowiony i miał sporo nowych mebli, sam ogród został opanowany i w większości wycięty, aby zwiększyć ilość wolnego miejsca.
Remus namówił pozostałych na wysłanie Hadriana do mugolskiej podstawówki, co ten przyjął z rezygnacją. Dodatkowo, jakby na złość Syriuszowi, Snape zaczął uczyć chłopca Eliksirów. Nie mógł używać różdżki, ale nie było to aż tak potrzebne w ważeniu. Black, nie mogąc pozostać jedynym, który nic nie zrobił dla chłopca, zniknął na dwa dni w poszukiwaniu najlepszych lektur o animagii i mugolskich żartach. Z animagią było podobnie jak z eliksirami. Nie trzeba było używać różdżki, tylko trzeba było dostatecznie opanować swoją magię. Syriusz uznał, że dzieciak sobie da radę. Choć jego prezent spotkał się z irytacją Snape'a i niepokojem Remusa, Hadrian przyjął książki i zaczął je czytać.
Po kilku dniach pojawiły się pierwsze efekty, ku szokowi wszystkich czarodziei.
Hadrian zmarszczył brwi, wpatrując się w stronę. Książka zdawała się być mu aż nadto znajoma. Nawet jego formą animagiczna. Był pewien, że kiedyś ją już widział.
Przełożył kilka stron, aż poczuł jego przytłaczającą aurę. Nie odwrócił się, był przyzwyczajony.
Postać podeszła powoli, zaglądając mu przez ramię. Czuł jego ciepły oddech na skórze. - Znowu to czytasz - powiedział swym niskim tonem.
- Naprawdę? - westchnął, odkładając książkę na bok. - Kiedy będę pamiętać wszystko?
- Sądzę, że za jakieś 5 lat - odparł mężczyzna. Miał on dosłownie identyczne włosy co Hadrian; czarne jak noc z białymi końcami. Jego oczy były szkarłatne i świeciły jak wypolerowane rubiny. Dodatkowo miał lekko opaloną skórę, którą w większości zakrywał ciemny strój. Czasem nosił przypasany srebrny sztylet, którego "bliźniaka" miał zawsze przy sobie Hadrian, ukrytego przed wzrokiem innych kilkoma zaklęciami.
- Kiedy powinienem iść do Hogwartu - powiedział, patrząc mu w szkarłatne oczy.
- Pragniesz tam pójść? - odpowiedział pytaniem.
- Sądzę że wystarczy mi czasu spędzonego tam - skrzywił się. - Zresztą nie wiem, czy zdołałbym się powstrzymać.
- Ach, Mistrzu, Mistrzu - pokręcił głową. - Wiesz doskonale, że spełnię każdą twą zachciankę. Chcesz zniszczyć dyrektora? Sprawię, że straci swą władzę i pójdzie do Azkabanu. Chcesz zabić Voldemorta? Zgotuję mu los gorszy niż śmierć, aż będzie o nią błagać - kontynuował. - Wystarczy tylko twoje jedne słowo, Mistrzu.
- Nigdy mi nie powiedziałeś, jak stałem się twoim Mistrzem i dlaczego pragnąłem zapomnieć.
- Ach... Wolę rozmawiać o zabójstwach - odpowiedział ze skrzywieniem.
Hadrian uśmiechnął się szczerze. Tylko ta istota w jakikolwiek sposób potrafiła obudzić jego uczucia, zdające się być martwe. - Ja również...
- Nigdy nie podałeś mi powodu, dlaczego. Prosiłeś tylko o rodziców. Cofnąłem więc czas, choć nie spodziewałem się tego typu problemów...
- Czyli byłem czarodziejem...
- Owszem. Czuje również, że twój rdzeń magiczny jest prawie taki, jak kiedyś - odparł. - Wydaje mi się, że magia powinna do ciebie wrócić, jak odzyskasz wspomnienia.
- Dlaczego więc stałem się charłakiem, a mój wygląd się zmienił?
- Hmmm... To może być moją winą - westchnął cicho. - Pragnąłem cię odwiedzić, jednak nic nie poszło po mojej myśli. Zwykle mój dotyk powoduje śmierć - spojrzał na swoją delikatnie opaloną dłoń. - Na ciebie jednak nigdy nie działała - spojrzał w fioletowe oczy chłopca. - Widziałem cię w zoo. Rozmawiałeś z wężem, kiedy Twoi rodzice gawędzili z Weasleyami. Potem uciekałeś i wpadłeś na mnie...
- Potem próbowałeś mi pomóc wstać, a ja jak na złość zemdlałem - westchnął, kręcąc głową.
- Nasz fizyczny kontakt rozpoczął proces przebudzenia wcześniej niż powinien. Twoja magia wróciła za szybko, a Twój rdzeń nie potrafił jej objąć, więc magia musiała na jakiś czas zniknąć i cóż... To również była moja sprawka. Nie mogłem pozwolić abyś cierpiał, Mistrzu... - istota zdawała się być zdenerwowana, o ile zabawa palcami u wiecznego stworzenia miała coś znaczyć.
Hadrian wstał i podszedł do istoty. - To nie była twoja wina, Mortem - powiedział miękkim głosem, delikatnie łapiąc nadgarstek istoty.
- Przeze mnie nie miałeś szczęśliwej rodziny - powiedział, odwracając wzrok.
- Czy tak? - zmarszczył brwi. - Poznałem ich prawdziwą twarz. Dla Jamesa liczyła się tylko magia, jednak Lily mimo wszystko oddała za mnie życie. Znowu, choć w inny sposób.
- Jednak żyłeś w smutku.
- Ach... Teraz tak nie będzie - uśmiechnął się do istoty. - Mam tych upierdliwych czarodziei i ciebie - złapał go za dłoń i splótł ich palce ze sobą. Westchnął cicho na uczucie ciepła i miłości, płynące od istoty.
Mortem nachylił się nad nim, składając pocałunek na czole, gdzie lata wcześniej istniała błyskawica. Później otulił ramionami chłopca.
- Co z Horkruksem, który miał znaleźć się we mnie? - przerwał tę piękną chwilę, choć Śmierć go zignorowała. Stanowczo wolał przytulać swego Mistrza, niż odpowiadać na ciężkie pytania. - Mortem - mruknął.
Westchnął. - Horkuks nie istnieje. Voldemort ma ich tylko sześć, mimo, że klątwa się od ciebie odbiła, dusza potwora nie została podzielona - odsunął go na długość ramion - A teraz, zdejmij koszulkę.
Hadrian uśmiechnął się chytrze, jak nie powinien żaden mały chłopiec. - Już próbujesz mnie rozebrać? - zapytał z rozbawieniem, jakby w domu nie było trzech innych czarodziei. A no przecież, nie było. Severus został pilnie przywołany do Hogwartu, a Syriusz i Remus wyszli na spacer po nowym ogrodzie, więc w domu pozostawał sam Hadrian.
- Gdybym tego pragnął, zrobiłbym to w inny sposób - odparł, nadal obserwując go uważnie, kiedy zdejmował koszulkę.
Zmarszczył lekko brwi, widząc czarny, jakby wypalony ślad po zaklęciu. Delikatnie przeleciał palcami po czerni i poczuł jak ciało chłopca zadrżało. Uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, że mimo reinkarnacji, nadal działał na chłopca tak jak kiedyś. - Mógłbyś sam spróbować pozbyć się tego - machnął nadgarstkiem. - To jest zwyczajnie plama na twojej skórze.
Hadrian roześmiał się cicho. - Plama, która nie zejdzie w kąpieli - parsknął, jednak spojrzał na ślad. - Zniknij - szepnął, a otaczająca go magia zgięła się do jego woli. Wszystko zniknęło, zostawiając jego skórę ponownie jasną i nieskazitelną.
- Widzę, że opanowałeś w większości swoją prawdziwą magię Mistrzu - powiedział.
- Musiałem sobie radzić - odparł z lekkim uśmiechem. - Sądzę, że to i nawet lepiej. Gdy pójdę do Hogwartu, będę już pamiętał czarodziejską magię.
- O ile zdecydujesz się na taką wycieczkę. W Ameryce jest również kilka szkół magicznych.
Hadrian zastanawiał się przez chwilę. - Najbardziej chce zobaczyć ich miny na mój widok, choć może za dziesięć lat. Jestem ciekaw, czy Aiden mnie rozpozna.
- Nic nie jest pewne, Mistrzu. Zawsze możesz pozostać też w mugolskim świecie. Nigdy wcześniej za dużo czasu tu nie spędzałeś, wolałeś magiczny świat, do czasu twojej reinkarnacji.
- To może być ciekawe - zgodził się. - Pójdę więc do mugolskiej szkoły i zobaczymy ile się zmieniło.
- Jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy, Mistrzu, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Hadrian uśmiechnął się delikatnie. - Wiem, Mortem. Wiem również, że i tak będziesz mnie obserwować. Kiedy uznasz to za stosowne, możesz się wtrącić - dodał z cichym rozbawieniem.
Śmierć nigdy nie mógł się wtrącać w świat śmiertelników, nawet jeżeli jego Mistrz był w niebezpieczeństwie. Wyjątkiem oczywiście było pozwolenie od tegoż Mistrza. Był swego rodzaju kotwicą między Śmiercią, a światem fizycznym.
- Czarodzieje wracają - powiedział powoli.
- Ciekawym jest to, że Syriusz nie trafił do Azkabanu. Nawet nie ruszył za zdrajcą.
- Rzeczywiście, to wiele zmieniło - zastanowił się. - Być może spowodowane to było jego odrzuceniem przez Jamesa. Mimo wszystko, tym razem masz brata i to on jest chrześniakiem Blacka.
- Tak, to było dziwne. Nadal urodziłem się w 1981 roku a jednak Voldemort nie przybył. Dopiero sześć lat później, jakby mój brat miał dostać mój przeszły los.
- Być może był to jej plan - pokiwał głową. - Los zawsze kochała bawić się życiem śmiertelników.
- Ale mnie uwielbia - prychnął, krzyżując ramiona. - W końcu nigdy nie pozwoliła mi umrzeć i pomogła pokonać tego idiotę.
Śmierć roześmiał się, przelatując palcami po twarzy chłopca. - Naprawdę, ta dziecięca twarz jest niepokojąca.
Odpowiedział mu spokojny uśmiech. - To tylko jakieś dwanaście lat. Przeżyłeś milenia, więc dasz radę kilkanaście lat.
- Ach, nie mam innego wyboru, Mistrzu - odparł, znikając w momencie, kiedy Syriusz i Remus wpadli do pokoju z wyciągniętymi różdżkami.
W takich momentach Hadrian się cieszył, że jego magia różniła się od czarodziejskiej. Kiedy dorośli rozglądali się w poszukiwaniu zagrożenia, on wyobraził sobie koszulkę, która od razu pojawiła się na jego ciele.
- Harry, wszystko w porządku? - Remus podszedł do niego i obejrzał od stóp do głów.
- Dlaczego miałoby nie być? - zapytał, marszcząc brwi.
- Czuję tu zapach kogoś innego - mruknął, rozglądając się ponownie. - Harry, czy ktoś tu był?
- Nie - odparł równie spokojnie co zawsze. - Czytałem książkę, nie widziałem nikogo - wskazał na otwartą lekturę.
Wilkołak pokiwał głową wstając i odchodząc do partnera. - Nie znam tego zapachu - szepnął.
- Musimy go bardziej pilnować - odparł równie cicho Black.
Oboje wyszli z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Ach, teraz nie dadzą mi spokoju - skrzywił się w przestrzeń.
Odpowiedział mu śmiech istoty. Prychnął, wracając do lektury.
-~*~-
Minęło pięć lat. Hadrian miał już dziesięć lat i ledwie kolejnego dnia jedenaste urodziny. Syriusz i Remus przez cały ten czas chodzili poddenerwowani, wyglądając przez okna.
Oczywiście, wypatrywali sów, choć Hadrian nie wiedział dlaczego. Przecież był "charłakiem" a przynajmniej dla czarodziejskiego świata.
Severus dla odmiany rzadko ich odwiedzał przez obowiązki w Hogwarcie. Każde z nich zdawało sobie sprawę, że zbyt długie urlopy profesora przyciągnęły by wzrok dyrektora, na co nie mogli sobie pozwolić.
Sam Hadrian nie mógł się doczekać kolejnego dnia. Odzyskał większość wspomnień z poprzedniego życia. Kiedy stał się Mistrzem Śmierci. Nadal nie pamiętał, jak to dokładnie się stało, ani dlaczego zdecydował zapomnieć i cofnąć się w czasie. Dodatkowo pragnął zrozumieć, dlaczego tak wiele potoczyło się w całkiem inny sposób.
Śmierć obiecał, że wszystko stanie się dla niego jasne, kiedy odzyska wspomnienia, choć dodał, że może to być bardzo bolesne z powodu powracającej magii. Co prawda powoli uzupełniała jego rdzeń na nowo, ale nadal było to stosunkowo wolne. W jego jedenaste urodziny miała wrócić cała za jednym zamachem.
Hadrian spojrzał przez okno na ciemności nocy. Księżyc w pełni świecił na niebie otoczony gwiazdami. W jego zasięgu wzroku przemykało kilku przechodniów, rozświetlanych okolicznymi lampami.
Ze względu na pełnię, Remus był poza domem, daleko w lasach, aby się bezpiecznie przemienić, a Syriusz mu towarzyszył. Snape ponownie został przywołany przez dyrektora, tym razem aby znaleźć konkretnego wilkołaka, co podobno było łatwiejsze podczas pełni. I znowu, Hadrian został sam. Przepraszali go obficie, oprócz Snape'a dla którego wysiłkiem było samo słowo "Przepraszam". Oczywiście dziesięciolatek wiedział o wszystkim i nie miał nic przeciwko. W głębi serca, przez powracającej wspomnienia, cieszył się, że Syriusz I Remus mogli razem przeżyć spokojną pełnię.
- Mistrzu - z zamyślenia wyrwał go głos. Spojrzał na istotę z lekkim uśmiechem.
- Przyszedłeś.
- Oczywiście, Mistrzu - podszedł powoli, kładąc dłoń na jego głowie. - Obiecałem.
Hadrian pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Tak. A ty nigdy nie łamiesz obietnic.
Odpowiedział mu delikatny uśmiech istoty. Spojrzał mu w oczy, a fiolet spotkał się ze szkarłatem. - Widzę, że magia już pragnie do ciebie wrócić. Wiruje wokoło, czekając na odpowiedni moment. Tak samo ostatnie bariery w twoim umyśle powoli zanikają. Przebudzenie dobiega końca.
Fioletowooki przełknął ślinę, delikatnie łapiąc dłoń starszego. - Zostaniesz?
- Oczywiście - usiadł na miękkim łóżku, a Hadrian natychmiast do niego dołączył, wtulając w bok. - Postaram się ci jak najbardziej ulżyć w bólu - zapewnił.
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się krzywo.
Siedzieli w ciszy przez pół godziny, zanim Hadrian poczuł silny ból. Głowy i całego ciała.
Jęknął cicho, a ramiona natychmiast go otoczyły, głaszcząc powoli plecy. - Jeżeli chcesz, krzycz, Mistrzu. Nikt nie będzie niepokojony - zapewnił.
Powoli pokiwał głową, po czym zaczął krzyczeć, nie mogąc wytrzymać intensywnego bólu. Czuł jakby cała jego skóra paliła się, a krew gotowała w żyłach. Dodatkowo miał silną migrenę, a prawe oko bolało gorzej niż kiedy zostało przecięte i uleczone. Bardziej wyczuł, niż zobaczył krew na swoich palcach, kiedy przykrył nimi oko. Dopiero jak oddalił nieco rękę, zauważył szkarłat powoli skapujący na bordowe prześcieradła i czarną maź. Tym razem było więcej tej drugiej niż krwi.
- Mistrzu - szepnął cicho. - Spójrz na mnie.
Wykrzywiona z bólu twarz spojrzała w jego kierunku.
Delikatnie przykrył dłonią krwawiący narząd. Jego wewnętrzną stronę dłoni również pokrył szkarłat i czerń, jednak nie przejmował się tym. Zaczął cicho szeptać inkantację.
- Mortem - powiedział ostrzegawczo. - Nie możesz - skrzywił się, kiedy kolejną partia bólu przeleciała przez jego ciało.
- Jak już nie raz mówiłem, zrobię dla ciebie wszystko, Mistrzu - odparł ze spokojnym uśmiechem. Nawet kiedy jego prawe oko zaczęło krwawić.
- Mortem - westchnął, czując jak ból powoli maleje. Sięgnął ze stolika śnieżnobiały ręcznik i przetarł policzek starszego. Potem powoli z pomocą wody obmył całą ranę. - Nie musiałeś - powiedział, nawet jak nadal jego skóra paliła a rdzeń wypełniał się ponownie magią.
Śmierć roześmiał się. - Co jeżeli chciałem? Nie możesz mi tego zabronić.
Hadrian prychnął. - Czasem mam wrażenie, że jesteś jak dziecko.
Czerwonooki podniósł brew do góry. - Dziecko? Jestem o wiele starszy niż Ty.
- Jednak nie miałeś nic przeciwko związkowi ze mną eony temu - odparł. Rozmowa pozwalała mu odwieść umysł od bólu, zresztą powoli wspomnienia rozjaśniały się i widział ich pierwsze spotkanie. Na ziemi identycznej jak ta, a jednak eony wcześniej.
- Byłeś mi przeznaczony - odparł, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. Potem przeleciał palcami po bandażu na oku i uśmiechnął się delikatnie. - Nic się nie zmieniłeś.
- Zawsze będę taki sam - wzruszył ramionami. - Zawsze też będę niepocieszony, jak ranisz się specjalnie - dodał ze złością.
- Ach, Hadrianie, znasz mnie doskonale i wiesz do czego może mnie skłonić twój ból.
- To ciało ma ledwo jedenaście lat - jęknął w odpowiedzi. - Nadal nie cała magia zdołała do mnie wrócić, już i tak mój rdzeń jest przeciążony.
- O czym zdawałeś sobie doskonale sprawę, cofając czas.
Prychnął. - Dlatego chciałem odbyć przebudzenie w wieku siedemnastu lat, kiedy mój rdzeń będzie odpowiednio rozwinięty i Insygnia ponownie trafią w moje ręce.
- Zawsze możesz je przywołać jedną myślą - dodał pomocnie.
- Argh - jęknął. - Dziwię się, że chciałem przeżyć ponownie to życie nie z powodu twoich irytujących słów.
- Dlaczego więc? Nigdy mi tego nie powiedziałeś - zabrzmiał nieco na zranionego, co tylko bardziej zasmuciło Hadriana.
- Mortem, to nie była twoja wina, ni niczyja inna. Pragnąłem zobaczyć jak to jest mieć kochającą rodzinę - powiedział. - Oczywiście, wiem, że Ty mnie kochasz tak samo twoje dzieci i jesteście moją rodziną jednak...
- Chciałeś poznać śmiertelną miłość.
- Być może... A może chciałem ich poznać, choć teraz żałuję - skrzywił się. - Słysząc opowieści o nich, Sądziłem że naprawdę będą zwyczajnie idealni. A jednak James mnie znienawidził jak moja magia się zablokowała, a Lily wolała to ignorować, choć na koniec odezwały się jej instynkty macierzyńskie.
- Rozmawiałeś z nimi lata temu, byli dobrzy.
- Widocznie kłamali, albo nie wpłynęło na nich tego typu wydarzenie - skrzywił się. - Choć nadal zastanawiam się, dlaczego Voldemort nie przybył. Nawet gdyby Los postanowiła dać mi więcej czasu z rodziną, nie powinno jej się udać aż tak bardzo tego przesunąć.
- Też się zastanawiam - odparł. - Możemy ją zapytać.
- Teraz? - Hadrian podniósł brew do góry, krzywiąc się. Nadal czuł jak całe ciało go bolało, a najbardziej klatka piersiowa.
- Dlaczego nie? - wzruszył ramionami. - Black i Lupin nie prędko wrócą, tak samo jak Snape, szczególnie jeżeli listy nadal są wysyłane.
- Hm, masz rację - kiwnął głową, wstając. Spojrzał krytycznie na zakrwawioną pościel. - Dlaczego jest czarna?
Mortem w odpowiedzi przywołał sztylet i przeciął wewnętrzną stronę dłoni. - Prawdopodobnie przez nasz związek. Nigdy wcześniej nie zostałeś zraniony na tyle poważnie, aby twoja część Mistrza Śmierci to odczuła.
- Mówisz tak jakby Mistrz Śmierci i ja byliśmy innymi osobami.
- Nigdy nie zaakceptowałeś w stu procentach tego, kim się stałeś po otrzymaniu Insygniów.
- Nie trzymałem nigdy wszystkich w tym samym czasie - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Kamień ukryłem z dala od siebie, aby mnie nie kusił, a różdżkę wyrzuciłem w rzekę, potem ich nie przywoływałem.
Mortem wyciągnął przed siebie rękę. - Sądzę, że powinieneś podjąć decyzję, Hadrianie - nad jego ręką zaczęły lewitować trzy przedmioty. Zarysowany kamień był najmniejszym z trzech, różdżka wibrowała energią i oczekiwaniem, a peleryna była na wpół niewidzialna.
- Co zrobi Dumbledore bez jego różdżki? - zapytał, robiąc krok do przodu.
To było pewne, że w końcu będzie musiał dokonać wyboru. Kiedy został Mistrzem Śmierci, jego proces starzenia zatrzymał się, nawet jeżeli nie trzymał wszystkich Insygniów w tym samym czasie. Najpierw była peleryna i kamień, potem peleryna i różdżka, ale nigdy wszystkie razem. Być może obawiał się przyjęcia całej mocy i pełnej odpowiedzialności, choć Mortem nie raz go uspokajał słowami.
- Zawsze może wrócić do swojej starej - zaproponował. - Ukrywa ją w swoim gabinecie.
- Skoro tak twierdzisz - westchnął, sięgając lewitującą różdżkę.
Zawibrowała radośnie w jego zaciśniętej dłoni i nagle poczuł się o niebo lepiej. Czarna Różdżka pomogła mu opanować całą szalejącą magię.
- Zawsze obawiałem się jej używania przez jej moc, albo, że ktoś mi ją odbierze i błędne koło ruszy ponownie.
- Od czasu, kiedy Insygnia zaakceptowały cię jak swego Mistrza, żadne z nich nie zdoła zostać opanowane przez innego człowieka.
- Ach, to na pewno nieco uspokoi moje nerwy - westchnął, wyczarowując kaburę leniwym ruchem różdżki. Magia zawirowała radośnie, mając wreszcie coś do roboty. - Zawsze mnie zadziwiała moja kontrola nad magią. Nie tylko Wyższą ale też czarodziejską.
- Widocznie jesteś niezwykły - wysłał kamień w kierunku chłopca. Ten delikatnie złapał go w powietrzu i przyjrzał ciemnemu obiektowi.
Pod palcem wyczul symbol Insygniów, choć pilnował aby go nie obrócić trzy razy. Nie chciał wiedzieć, kto by się pojawił, a na widzenie Jamesa i Lily nie miał ochoty.
Kamień znalazł miejsce w dodatkowej kieszonce w kaburze, którą od razu zamknął i rzucił kilak silnych zaklęć ochronnych z pomocą Czarnej Różdżki.
Kiedy jego palce dotknęły lekkiego materiału, poczuł nagły podskok mocy, na który potrafił tylko westchnąć. - Jakbym nie miał już dostatecznie wiele magii - skrzywił się, a ból przebudzenia już cały zdołał odejść.
- Teraz nie możesz mnie zostawić, Hadrianie - zanim się obejrzał, Śmierć stał nad nim ze spokojnym uśmiechem. Co go irytowało, musiał zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć w oczy partnerowi.
- Nie żebym wcześniej tego chciał - przewrócił oczami. - Ja również nigdy nie łamię obietnic, nawet jeżeli są tak irracjonalne jak zostanę z tobą, bo jesteś samotny.
Mortem roześmiał się. - Tak, twoja pierwsza obietnica była najlepsza.
- Przymknij się - poczuł jak jego uszy i policzki lekko zaczerwieniły się z zażenowania. No ale, to była prawda. To była dosłownie pierwsza obietnica, którą złożył Śmierci po ledwie dwudziestu latach przebywania w swoim towarzystwie.
- Jeżeli mamy odwiedzić Los, powinniśmy iść.
- Huh, chyba masz rację - złapał go za nadgarstek. - Błagam tylko nie aportacja - powiedział.
Mógł bez problemu ukryć swoje niezadowolenie i to, jak miał ochotę zwrócić posiłek, jednak to nigdy nie zmieniało faktu, że jedynym akceptowalnym środkiem transportu dla niego były miotły i być może sieć Fiuu. Nigdy aportacja, czy świstokliki.
Śmierć ponownie się roześmiał. Zniknęli w cieniach pokoju.
-~*~-
- Czekałam na ciebie Harruś! - rozległ się radosny głos. Nagle przed nim znalazła się fioletowowłosa nastolatka wyglądająca na ledwie szesnaście lat. Miała bladoniebieskie oczy, delikatne rysy twarzy, mały nosek i szeroki uśmiech. Jej ubiór stanowiły zwykłe jeasny oraz T-shirt z wielkim S. Hadrian nie był pewien co ono oznaczało, bynajmniej nie pamiętał.
- Tak, świetnie - westchnął, próbując odepchnąć kobietę.
- Los, powinnaś się zachowywać - skarcił ją Mortem.
Spojrzała na niego, słodko marszcząc nosek. - Nie mam zamiaru - oświadczyła. - Harruś jest moim ulubieńcem i jest dla mnie jak brat, więc nie mam zamiaru zachowywać się tak sztywno jak ty, Śmierć.
Westchnął, kręcąc głową. - Lilith, naprawdę...
- Chodź, Harry, zostawmy tego ponuraka i pójdziemy porozmawiać - mrugnęła.
- Ach, tak, musimy porozmawiać - pokiwał głową, wysyłając przepraszające spojrzenie partnerowi. Mortem wzruszył ramionami, idąc o wiele wolniej za nimi.
- Więc, co dokładnie chcesz wiedzieć? - zapytała, sadzając go w fotelu, kiedy sama zajęła drugi. Oba były w kolorze butelkowej zieleni, a sam pokój był dosłownie pusty, oprócz foteli i stolika między nimi. Nawet ściany były niewidoczne w jasnej mgle. Pokój działał podobnie na zasadzie Pokoju Życzeń w Hogwarcie; pojawiały się tam przedmioty potrzebne w danej chwili.
- Dlaczego Voldemort przybył tak późno?
Zmarszczyła brwi. - Sądziłam, że chcesz pobyć nieco z rodzicami, dlatego trochę pobawiłam się z jego planami. Większość nie wyszła tak szybko, jak tego oczekiwał, przez co niepewną Przepowiednię musiał zostawić na później.
Hadrian cicho westchnął, spuszczając wzrok. - Dzięki za dobre chęci - uśmiechnął się delikatnie.
- Ach, Harruś - wstała i nagle go przytuliła. - To naprawdę nie była moja wina, mogę wpływać na Los, ale nie zmieniać ich myśli - zaczęła paplać. - Poza tym nie widziałam, żeby Mortem pragnął cię odwiedzić, gdybym wiedziała, spotkanie przebiegłoby nie-aż-tak dramatycznie - kontynuowała.
- Hej, Lil, wszystko w porządku - poklepał ją po plecach. - W sumie cieszę się, że zobaczyłem ich ciemniejszą stronę.
Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, przygryzając wargę. - Naprawdę, nie chciałam żeby tak wyszło.
Hadrian uśmiechnął się z pobłażaniem.
Być może Los była traktowana okropnie, ponieważ wszyscy sądzili, że dosłownie każde wydarzenie jest spowodowane przez nią. W rzeczywistości rzadko kiedy się wtrącała, pozwalając iść sprawom własnym nurtem, ignorując wszystko. Widziała wszystko co się dzieje i większą część przyszłości, jednak rzadko kiedy wpływała na cokolwiek.
- Wynagrodzę ci to - zapewniła z mocą, przeglądając umysł w poszukiwaniu idealnych przyjaciół dla Mistrza Śmierci, który był dla niej niczym brat.
Zresztą był jedyną istotą ponad śmiertelnikami, która go nie ignorowała, czy obwiniała o wszystko. Oczywiście, Ron Weasley i Hermiona Granger zachowywaliby się inaczej w tej rzeczywistości, odkąd jest dwóch Potterów i to ten młodszy uważany jest za Chłopca-Który-Przeżył, więc rozszerzyła swoje myśli do innych krajów a nawet świata mugolskiego.
- Chcę wiedzieć, kogo szukasz? - zapytał.
Lilith nie odpowiedziała, nadal z zamkniętymi oczami.
- Szuka ci przyjaciela - odparł pomocnie Mortem, opierając się o jego fotel.
- Przyjaciela? - pokręcił głową z rozbawieniem. - Przyjaźń jest krucha. Założę się, że ani Hermiona, ani Ron nie chcieliby się ze mną teraz zaprzyjaźnić. Być może Luna, choć z nią nigdy nie byłem blisko.
- Masz coś przeciwko mugolom? - zapytała, otwierając jasne oczy. - Mam kogoś podobnego do ciebie - uśmiechnęła się delikatnie.
- Pod jakim względem podobnego? - podniósł brew do góry.
- Hm, miał dosyć ciężkie dzieciństwo, jego rodzice zmarli dwa dni temu i od dzisiaj teoretycznie przejął całą firmę, a należy dodać, że w ogóle się na tym nie zna i nie poradzi sobie.
Hadrian westchnął, kręcąc głową. - To aż za duże podobieństwa, aby było możliwe.
- W takim razie sprawdź to - powiedziała z błyskiem w oku. - Jest mugolem, który ma fioła na punkcie technologii i dopiero został mianowany CEO Stark Industries, choć przyjaciel jego ojca sprawuje większość kontroli.
- Jak się nazywa? - zapytał ostrożnie. To spotkanie mogłoby być ciekawe. Miłośnik technologii i ponadczasowy czarodziej. - I ile ma lat.
- W tym roku dwadzieścia jeden, a jego imię to Tony Stark.
- Mam wrażenie, że kiedyś o nim słyszałem - zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć pierwszą ziemię. - Czy to nie on był kapitanem zespołu Avengers przez większość czasu?
- Był - kiwnęła głową. - Za siedemnaście lat będzie znany jako Iron Man, a cztery lata później będzie atak kosmitów na Nowy Jork i pierwsza wspólna misja Avengers.
- I nie planujesz tego zmieniać czasowo? - zapytał powoli.
- Nie - pomachała głową. - Choć możesz uznać, że Tony jest moim drugim ulubieńcem. Nie bez powodu kupiłam tą koszulkę - teraz zwykłe S zamieniło się na logo Stark Industries.
- Fajna sztuczka, nauczysz mnie? - zapytał.
Roześmiała się. - To zwykła iluzja, Harry.
- Masz coś przeciwko nazywaniu mnie Hadrian? - mruknął.
- Nie - pomachała głową. - Hadrian bardziej do ciebie pasuje - kontynuowała. - W końcu nie jesteś już dzieckiem, ile to masz już lat? Ze dwa eony?
Hadrian prychnął, krzyżując ramiona. - Tak się składa, że trafiłaś - prychnął. - A dokładniej dwa pełne eony i nieco ponad sto milionów.
- Jesteś stary.
- Nie starszy niż ty.
- Phi - skrzyżowała ramiona, odwracając się obrażona. - Ja chociaż czasem odwiedzam różne światy, a nie jak ty spędzić ledwo kilkadziesiąt milionów lat na ziemi i nawet nie odwiedzać innych rzeczywistości.
- Będziesz mi to wypominać? - jęknął. - Nie pamiętasz co się stało, jak ostatnio widziałem początki wojny domowej?
- Hm - zastanowiła się. - Chciałeś rozwiązać to pokojowo, dopóki Mortem nie wytłumaczył ci zwyczajów tej wersji ziemi. Czy czasem niedługo po walkach nie nastąpiły wybuchy wulkanów w każdej części świata?
- Chciałem odsunąć ich od wojny - odparł.
- Jednak sprawiłeś, że cofnęli się do epoki kamienia łupanego.
- To tylko kilka tysięcy lat wstecz.
- A Atlantyda?
- To nie byłem ja! To Mortem - wskazał towarzysza. - Chciałem z nimi zwyczajnie porozmawiać, a oni chcieli mnie zabić, bo czuli magię śmierci - skrzywił się.
Śmierć wzruszył ramionami. - Nikt nie będzie groził mojemu Mistrzu.
Los roześmiała się. - Naprawdę, idealnie do siebie pasujecie. A teraz, Hadrianie, wkrótce wrócą twoi opiekunowie. Nawet Snape z listem - mrugnęła.
- Kiedy ja nie chcę iść do Hogwartu - jęknął. - Dopiero za pięć lat, jak Aiden pójdzie.
- Wątpię, czy cię rozpozna - odparła, jakby z wahaniem.
- Kto go wychowuje? - zapytał spokojnie.
- Nie Dursleyowie - odpowiedziała równie ostrożnie co wcześniej. - Trafił do Longbottomów. Przez tą różnicę czasów, rodzice Neville'a są w pełni sprawni i się nim opiekując, a Aiden mu towarzyszy mimo różnicy sześciu lat.
- Czyli tylko ja miałem takie popieprzone życie - westchnął, przecierając czoło.
- Przepraszam - powiedziała ze skruchą.
- Merlinie, Lil, nie wszystko jest twoją winą. To dzięki tobie zdołałem pokonać Lorda Gadzią-Twarz - westchnął. - Jestem młodszy o eony, a jednak zachowujesz się gorzej niż ja.
Los uśmiechnęła się smutno. - Zawsze uważałam, że to moja wina.
- Ale nią nie jest. Przecież naprawdę rzadko się wtrącasz, pozwalasz sprawom płynąć własnym nurtem. Zapamiętaj, Lilith, to nie była twoja wina, nic co mi się przydarzyło, czy innym nad którymi tak rozpaczasz - zapewnił poważnie.
- I co bym bez ciebie zrobiła, braciszku? - sapnęła, ocierając łzy z oczu.
- Miałabyś Mortema - wskazał do tył, na lekko rozbawionego towarzysza.
- Typa, który cieszy się z nieszczęścia innych, nie wiesz, podziękuję.
Hadrian roześmiał się radośnie. - Ach, brakowało mi tych rozmów, jednak jak mówiłaś, muszę spadać - mrugnął.
- Masz mnie później odwiedzić i opowiedzieć jaki jest Tony Stark - powiedziała z błyskiem w bladoniebieskich oczach.
- Jasne - uśmiechnął się, wstając. - Albo ty przyjdziesz do mnie, zawsze potrafiłaś się dobrze wtopić w tło, Tonks - rzucił przez ramię, kiedy zniknął z towarzyszem w czarnej mgle.
- Więc pamiętasz ciapowatą auror - sapnęła, patrząc w lustro, które pojawiło się przed jej twarzą. - Huh, nadal wyglądam podobnie.
Chapter Text
Siedzieli w czwórkę przy czteroosobowym stole w jadalni domu Blacków. Na środku leżał list z hogwarcką pieczęcią.
- Jesteś pewien, że jest prawdziwy, Snape? - zapytał Syriusz, ostrożnie dotykając pergaminu.
- Ugh, ile razy mam ci powtarzać, Black, że list jest w pełni autentyczny? Już kilka razy mówiłem, że zabrałem go z biura Minerwy - potarł czoło.
- Ale Hadrian... - zaczął powoli Remus, patrząc ostrożnie na chrześniaka, który jadł w spokoju własną jajecznicę, nie przejmując się niczym.
- Udawajcie, że mnie nie ma - powiedział, skupiając ponownie całą swoją uwagę na jedzeniu. Musiał przyznać, że Syriusz mimo znikomych umiejętności kucharskich, robił świetną jajecznicę, której nikt nie potrafił przebić. Nawet Molly z jej zdolnościami kulinarskimi.
Wilkołak odchrząknął, zerkając na towarzyszy. - Sama obecność listu jest niepokojąca, a w Hogwarcie będzie jeszcze gorzej.
- Sądzisz, że nie dałbym rady upilnować Hadriana? - zapytał wyzywająco Snape.
- Nie zawsze będziesz mógł się nim opiekować, szczególnie jeżeli nie trafi do Slytherinu - wtrącił Syriusz.
- Mogę też pójść do mugolskiej szkoły - powiedział jakby nigdy nic Hadrian. - List może i być prawdziwy, jednak nikt mnie nie oczekuje. W innym wypadku wujek Severus nie zdołałby czegoś zabrać z gabinetu profesor McGonagall.
Snape skrzywił się na nazwanie go "wujkiem" przez kogoś innego niż Draco, choć musiał przyznać, że dzieciak miał rację. Większość listów McGonagall pilnowała prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę, a ten jako jeden z nielicznych był z dala od większości.
- Jesteś pewien, Harry? - zapytał powoli Syriusz. - Na pewno poradziłbyś sobie w Hogwarcie...
- Z licznymi ulgami? - podniósł brew do góry. - Są przedmioty, w których przodowałbym nawet bez magii, lecz na zaklęciach nie pomogą mi nawet ulgi profesora Flitwicka. Nie sądzę, aby mądrym było uczęszczanie charłaka do najbardziej prestiżowej szkoły magii.
Zanim Syriusz zdołał coś odpowiedzieć, Remus uderzył go w tył głowy. Sądząc po skrzywieniu animaga, nie był to lekki cios. - Jeżeli tego chcesz, Hadrian - wilkołak kiwnął głową.
Fioletowooki uśmiechnął się delikatnie, choć nie dotknęło to jego oczu. - W takim razie chcę coś związanego z technologią. Dopóki nie spowoduję przypadkowego wybuchu magii, wszystko będzie w porządku - zapewnił, widząc zaniepokojone spojrzenia dwóch dorosłych, którzy jako jedyni zdawali sobie sprawę z takiej możliwości.
- Już nad tym myślałeś - uświadomił sobie Snape.
- Oczywiście, powinienem się przygotować do tego typu rozmów - odparł, wyciągając znikąd kawałek papieru, na którym zapisał długopisem dokładny adres i nazwę szkoły, do której uczęszczał kiedyś geniusz Tony Stark. Była to szkoła z internatem o nazwie Phillips Academy w Andover w stanie Massachusetts.
- Dlaczego akurat szkoła z internatem?
- Nie szukam przyjaciół - odparł bez chwili zastanowienia. - Chcę tylko nauczyć się technologii.
- Każdy potrzebuje przyjaciół, dzieciaku - wtrącił Syriusz, olewając całkiem papier.
- Wystarczą mi zwierzęta - odparł i syknął coś cicho do rękawa bluzy. Nagle wyłoniła się głowa czarnego węża o białych plamkach na łbie i szkarłatnych oczach.
- Wąż - sapnął Syriusz, oddalając się szybko.
Severus i Remus natomiast nachylili się nieco bliżej. - A od kiedy to panie Potter, masz węża? - zapytał Snape.
- Znalazłem go wieczorem w ogrodzie, był zagubiony - skłamał lekko, głaszcząc głowę towarzysza. To było oczywiste, że Mortem go nie zostawi na długo samego, zresztą od zbierania dusz miał żniwiarzy, więc mógł poświęcić więcej czasu na opiekę nad jego małym Mistrzem.
- Jest jadowity? - zapytał Lupin, obserwując niewielkich rozmiarów węża. Co ciekawe nie czuł w ogóle jego zapachu, nawet z pomocą Lunatyka. Zmarszczył brwi.
- Wątpię - odparł spokojnie chłopiec. Teoretycznie to nie było kłamstwem. Nie znał rasy węża, którego postać przybrał Mortem, jednak wiedział, że jeżeli będzie chciał, jego kły będą mogły wytworzyć jad od zwyczajnie paraliżującego do zabójczego.
- Chyba nie zakażesz dzieciakowi zatrzymać przyjaciela, co Black? - zapytał zadowolony z siebie Snape, krzyżując ramiona.
- Nie - odpowiedział ledwo. - Ale ma się do mnie nie zbliżać. Inaczej nie ręczę za siebie.
- Oczywiście, że będzie uważał - zapewnił Hadrian, przytulając niewielką wężową głowę do policzka. Jego łuski były ciepłe w dotyku i bynajmniej ani trochę nie obślizgłe, czy ostre.
Remus odchrząknął. - Od kiedy planujesz zacząć naukę? To ledwie szkoła podstawowa, a ty już masz jedenaście lat.
- Jeżeli martwisz się, że nie poradzę sobie z mugolskimi wymaganiami, muszę cię rozczarować, Remusie - powiedział z uśmiechem samozadowolenia.
Od dłuższego czasu interesował się mugolską technologią i jak ją połączyć z magią, jednak dopiero od rozmowy z Lilith przyłożył się bardziej, a kilka dni spędzonych z Mortemem poza ziemią było dostatecznie wiele, aby przeczytał co najmniej połowę znalezionych książek, dodatkowo w świecie śmiertelników minęła ledwie godzina lub nieco więcej. Oczywiście Remus urządził przesłuchanie, dlaczego nie było go w pokoju. Wystarczyła krótka wymówka, że zasiedział się w bibliotece.
- Od czasu jak wiedziałem, którą szkołę wybiorę, zacząłem czytać o mugolskiej technologii. Są o wiele bardziej rozwinięci niż średniowieczni czarodzieje - skrzywił się. - Mają telewizję, która powoli staje się kolorowa, a nawet telefony! - kontynuował z entuzjazmem. Rzeczywiście większość wynalazków mugoli była aż nadto przydatna. Szczególnie przyszłe komórki i tablety holograficzne Starka.
- Czy zdołamy wszystko ogarnąć do września? - zapytał wilkołak, patrząc na Snape'a.
Profesor eliksirów przewrócił oczami. - Oczywiście, że tak, Lupin. - Zawsze możemy to przyśpieszyć magią.
- Przygotuję dokumenty - wtrącił nagle Syriusz, wybiegając jak burza z jadalni.
Brązowowłosy westchnął, kręcąc głową. - Myślę, że powinienem za nim pójść i trzymać go z dala od jakichkolwiek dokumentów - skrzywił się, wychodząc szybko za towarzyszem.
- Potter.
Hadrian spojrzał na niego znak głowy węża. - Sądziłem, że nazywasz mnie Hadrianem, wujku Severusie.
Skrzywił się. - Hadrian, nie sądzę, by którykolwiek z tych idiotów to poczuł, ale twój rdzeń zaczął się wypełniać magią. Nigdy nie słyszałem o przypadku charłaka, który odzyskał magię, jednak jestem pewien, że wkrótce wróci do ciebie w całości.
Chłopiec podniósł brew do góry, patrząc na węża. Szepnął coś, co Severusowi nad wyraz przypominało syknięcie. Potem ponownie popatrzył mu w oczy, choć tym razem prawe, niegdyś ranne, było szkarłatne o fioletowej obręczy i czarnej twardówce. Wzdrygnął się na ten niepokojący widok.
Ledwo zamrugał, a oko dziecka wróciło do normy i chłopiec tylko patrzył na niego z pytaniem. - Coś się stało, wujku Severusie?
- Zdaje się, że jestem zmęczony ciągłym zjawianiem się na zawołanie dyrektora - pomachał głową, jednak nie mógł pozbyć się niepokojącego wspomnienia. - Pójdę do mojego laboratorium. I trzymaj węża z dala.
- Jasne - kiwnął głową, obserwując oddalającego się czarodzieja.
- Hm, nie sądziłem, że Snape był aż tak wrażliwy na zmiany w magii, choć wyczuł tylko jej część.
Mortem pojawił się obok niego w ludzkiej postaci. - Udało ci się nie zdradzić, zawsze byłeś kiepskim kłamcą.
Chłopiec oburzył się, patrząc na niego. - Miałem kilkaset milionów lat na nauczenie się, teraz wychodzi mi to o wiele lepiej - zapewnił. - Tak samo jak legilimencja.
- I cóż takiego zobaczyłeś w jego umyśle?
- Zabrał mnie ze sobą, czując się winny śmierci Lily. Przez mój wygląd i zachowanie nie mógł mnie porównać z żadnym z Potterów, więc postanowił uznać mnie za kogoś innego, co okazuje się teraz dobrą opcją. Bynajmniej nie przepytuje mnie z eliksirów - przewrócił oczami.
- A co sądzi o mugolskich studiach? - usiadł na krześle naprzeciw towarzysza.
- Był przerażony myślą, że technologia pomoże mi niszczyć jego eliksiry - zaśmiał się. - Choć to była tylko przelotna myśl.
Śmierć parsknął, spoglądając mu w oczy. - Pokaż to przeklęte oko - mruknął, okrążając stół.
- Czy naprawdę jest takie przerażające? - zaśmiał się cicho, rozwiewając iluzję z prawego oka.
- Porównałbym cię to ghoula z tamtego anime Tokyo Ghoul, które tak kochałeś oglądać w poprzednim życiu - powiedział poważnie, na co Hadrian zaśmiał się. Pojawiło się przed nim lustro.
- Wcześniej przebudzenie nie zmieniło aż tyle w moim wyglądzie, ledwie dodało białe końcówki - zastanowił się. - Chociaż uważam, że fioletowe oczy były pomysłem Lilith - westchnął cicho. - Wiedziała, że lubię fiolet.
Śmierć wzruszył ramionami. - Wszyscy żniwiarze mają naturalne, albo szare oczy, a ja, jak dobrze wiesz, mam zwyczajnie czerwone - westchnął.
- Czyli ten fiolet mnie wyróżnia - zaśmiał się.
- Tak samo jak twoja nieskazitelnie jasna skóra, czarne jak noc włosy z śnieżnobiałymi końcami, opanowanie magii na najwyższym poziomie - zaczął wymieniać.
Hadrian zarumienił się. - Ucisz się. Naprawdę, wolałbym być bardziej zwyczajny. Oczywiście, cieszę się, że ciebie spotkałem, ale nadal, czuję się dziwnie jak wymieniasz te wszystkie różnice.
Mortem pogłaskał go po włosach. - Wiem, Hadrianie. Nigdy nie lubiłeś niezwykłości, chciałeś tylko spokoju.
- Naprawdę cieszę się, że cię mam - westchnął, opierając się o starszego. - Jesteś jedyny, który potrafi mnie zrozumieć - zaśmiał się cicho, kiedy omal nie spadł z krzesła, bo to odsunęło się o kilka cali w bok. - I oczywiście cudowna Lilith, która lubi niszczyć takie chwile - krzesło zniknęło.
Śmierć zaśmiał się, pomagając mu wstać. - Lepiej, Hadrianie?
- Rozmowy z tobą zawsze pomagają - uśmiechnął się radośnie. - A teraz - w jego ręce pojawiła się książka o nieco bardziej zaawansowanej technologii. - Mam nadzieję, że moja część czarodziejskiej magii nie będzie wszystkiego niszczyć - westchnął, zaczynając lekturę.
- Zawsze możesz ją zablokować Wyższą Magią.
- W sumie racja - wzruszył ramionami.
-~*~-
Po szkole, w której uczył się Tony Stark nigdy nie spodziewałby się takiej normalności. Beżowy budynek nie różnił się niczym od innych szkół, oprócz większej sali gimnastycznej i mniejszej ilości okien.
Szedł powoli do wejścia w towarzystwie Remusa, wszyscy dorośli uznali, że to Lupin powinien być jego opiekunem prawnym, bo przecież był jego chrzestnym. Z goblinami wszystko zdołał ustalić Severus, dzięki czemu nawet w magicznym świecie opiekunem Hadriana był Remus, Syriusz, o dziwo, miał wiele kontaktów w mugolskim świecie i bez większych problemów stworzył dokumenty dla ich czwórki w Ameryce.
Wkroczyli do budynku nie niepokojeni przez nikogo. W środku również było cicho, co prawda było lato, ale w niektórych szkołach uczniowie pozostawali nawet w wakacje, ucząc się lub odpoczywając.
Bez większych problemów z cichym zaklęciem "Wskaż mi" dotarli do gabinetu dyrektorki szkoły. Okazała się być energiczną kobietą po czterdziestce o blond włosach splątanych w warkocz i jasnych, zielonych oczach. Miała również miękki głos, co nieco zdziwiło Hadriana.
- Musisz być Hadrianem Brown - spojrzała na chłopca z delikatnym uśmiechem. W odpowiedzi pokiwał ostrożnie głową. Nie lubił za długo przebywać w miejscu, którego jeszcze nie znał, jedynie delikatny dotyk łusek na ramieniu go uspokajał. Plus czuł się dziwnie z innym nazwiskiem, lecz wszyscy zgodnie stwierdzili, że muszą je zmienić, aby jakimś cudem brytyjczycy go nie znaleźli.
- Jest dosyć nieśmiały - wtrącił lekko Remus. - Często zmieniał szkoły i w końcu stał się nieco aspołeczny.
Jej brwi zmarszczyły się lekko w smutku, aż oderwała wzrok od czarnowłosego dziecka i spojrzała na jego opiekuna. - Liczymy, że zostanie u nas na dłużej. Jego wyniki były po prostu świetne, nie widziałam jeszcze tak mądrego jedenastolatka od czasów Tony'ego Starka - jej oczy zabłysły.
Remus zmarszczył brwi, nie potrafiąc znaleźć tego nazwiska w pamięci. Uznał, że musiał to być raczej mniej znany mugol. A przynajmniej tak sądził. - Też mamy taką nadzieję. Mieszkamy niedaleko i nie wygląda na to, żebyśmy mieli się prędko przeprowadzić - zapewnił.
Nawet gdyby się przeprowadzili, co było mało prawdopodobne, łatwo nie zrezygnowaliby z prośby Hadriana o tą szkołę.
- Mam tutaj kilka dokumentów do uzupełnienia - nachyliła się przy szafce w biurku i wyciągnęła dwa pliki papieru. - Głównie to zasady panujące na terenie internatu, jak i obowiązki ucznia i jego opiekuna, można je oczywiście dokładniej przestudiować w domu - otworzyła jeden z dokumentów i wskazała na przypis. - Przykro mi, ale dzieci do lat czternastu nie mogą farbować włosów - westchnęła cicho, patrząc znacząco na jego jasne końcówki.
Hadrian dotknął ich odruchowo, patrząc na kobietę. - Nie są farbowane - powiedział cicho, choć spokojnie.
Kobieta spojrzała na dorosłego z pytaniem.
- Hadrian mówi prawdę - westchnął. - Jego ojciec miał podobne końcówki, wyglądało na to, że to u jego rodziny dziedziczne.
- Nie słyszałam nigdy o dziedzicznych kolorach końcówek - westchnęła. - Ale mam nadzieję, że to prawda - podała kilka otwartych kart Remusowi. - Powinien pan podpisać te dokumenty, panie Lupin.
- Oczywiście - usiadł przed biurkiem i przejrzał pobieżnie karty. Miał zamiar przeczytać je dokładniej i omówić wszystko z Severusem i Syriuszem; mimo zapewnień Hadriana, czuł się lekko zaniepokojony wyborem mugolskiej szkoły zamiast nauczania w domu.
Kiedy podpisał dokumenty i oddał je kobiecie, ona ostatni raz zmierzyła chłopca od stóp do głów. - Myślę, że lepiej byłoby spróbować pofarbować końcówki na czerń, aby nikt tego nie komentował.
Lupin ostrożnie pokiwał głową. Próbowali, ale nie działały nawet zaklęcia. Ale przecież nie mógł tego powiedzieć, więc milczał. - Pójdziemy do fryzjera - zapewnił.
- Cieszę się - po tych słowach pożegnała się z nimi.
-~*~-
Trzeciego września miały się zaczynać normalnie zajęcia, Hadrian nie miał najmniejszego zamiaru iść na rozpoczęcie roku, a czarodzieje go do tego nie zmuszali. Dokumenty były załatwione, jego książki kupione a nawet sposób podróżowania został ustalony.
Ku niezadowoleniu Hadriana, kłótnia zakończyła się na medaliku z wilkiem wyjącym do księżyca, który był podwójnym świstoklikiem. Kiedy dotykał srebrnej części naszyjnika, zabierał go kilka przecznic od szkoły, natomiast czarna strona zabierała go z powrotem do domu. Dodatkowo, aby zapobiec jego przypadkowej podróży, miał dwa hasła, bardzo proste; "szkoła" oraz "dom".
- Na pewno masz wszystko? - Remus patrzył na niego z zaniepokojeniem.
Jego wszystkie książki znalazły miejsce w torbie na ramię z niewykrywalnym zaklęciem powiększającym i lekkiej wagi przypisanym tylko do Hadriana, dzięki czemu tylko dla niego torba była lekka jak piórko i tylko on mógł cokolwiek z niej wyjąć lub włożyć, oczywiście jeżeli chodziło o magiczne przedmioty. Nad tym zaklęciem Severus i Remus spędzili kilka dni w bibliotece Blacków i z zadowoleniem przyjęli, że projekt działał poprawnie.
- Tak, Remusie - przewrócił oczami. - W razie czego powiem, że jeszcze nie kupiłem wszystkich książek.
- Hm, masz rację - westchnął.
- Dzieciaku, nie zapomnij zrobić kilku żartów! - zawołał radośnie Syriusz.
- Nie sądzę, aby to było mądre - mruknął Hadrian, poprawiając torbę. Mimo własnych słów, miał w torbie kilka magicznych psikusów. Oczywiście nie miał zamiaru ich używać. Raczej. Były planem awaryjnym w razie nagłej ucieczki lub gdyby ktoś go za bardzo dręczył.
- Ucz się dobrze, Hadrianie - chrząknął Severus.
- Oczywiście, wujku Severusie - zanucił, kołysząc się na piętach. - Mogę już iść? Jak tak dalej pójdzie, spóźnię się pierwszego dnia - wskazał zegar, według którego ledwie za dziesięć minut była ósma.
Remus ostatni raz spojrzał na Snape'a. - Jesteś pewien, że to zaklęcie zadziała do końca jego szkolnego dnia? - zapytał poważnie.
- Tak, Lupin, mam taką pewność - przewrócił oczami.
To tak naprawdę nie była zasługa zaklęcia zaawansowanej iluzji, znalezionego przez Snape'a, ale prostego słowa "Ukryj" wypowiedzianego przez Hadriana. Wyższa Magia działała całkiem inaczej niż czarodziejska, bynajmniej iluzji nie mogło rozwiać Finite, ani słowo "Zniknij", o ile osoba próbująca zdjąć iluzję była słabsza od rzucającego. Jako, że Hadrian był najpotężniejszą istotą zaraz po istotach istniejących od początku czasu, tak naprawdę nikt nie mógł zdjąć jego zaklęć.
- Do zobaczenia - Hadrian szepnął słowo "szkoła" i zniknął z trzaskiem. Zachwiał się, twardo lądując na nogach. - Nienawidzę świstoklików, aportacji, Błędnego Rycerza... - wymamrotał, na co Mortem zaśmiał się, trzymając dłoń na jego ramieniu.
- Bez obaw, śmiertelnicy mnie nie zobaczą.
- Ach, kamień z serca - mruknął. - To zawsze lepsze niż wąż w szkole - westchnął idąc w kierunku budynku z samą Śmiercią.
-~*~-
Lekcje były nudniejsze niż mógłby przypuszczać. Albo było to spowodowane jego wiedzą z poprzedniego, bardzo długiego życia. Najgorsza jednak była historia. Jego uszy praktycznie krwawiły od nieprawidłowości wypowiadanych przez człowieka, ale przecież nie mógł tego powiedzieć na głos.
Dodatkowo mamroczący Mortem na "głupich śmiertelników" niewiele mu pomagał. Bardziej sprawiał, że miał ochotę wyjść ze szkoły i nigdy tam nie wracać.
Z powodu swojej wiedzy o przyszłości jak i ponadczasowych umiejętności, w jeden dzień stał się ulubieńcem nauczyciela od technologii, który był dodatkowym przedmiotem. Według pana Jenkinsa był istnym geniuszem od czasów Tony'ego Starka; tak naprawdę tylko przeczytał mnóstwo książek i skopiował co nieco swojej wiedzy o wynalazkach Starka w przyszłości.
Nauczycielka od łaciny również go ubóstwiała. Była zachwycona jego umiejętnościami w używaniu innych języków. Sądził, że jest to zasługa tak zwanego Allspeak, jak nazywali ten "język" długowieczni bogowie z różnych panteonów. Jednak Allspeak działał nieco inaczej niż można by było się tego spodziewać; każdy słyszał słowa Allspeak w języku, który był dla niego najbardziej znany, przez co Hadrian nie był pewien, dlaczego inni uczniowie zdawali się go słyszeć w językach, w których mówiła nauczycielka. Chyba, że był wyjątkowy i jego wersja Allspeak działała jak zaklęcie tłumaczące.
Co każdą przerwę otaczany był niewielką grupką innych uczniów, z którymi chodził do klasy. Były to dwie dziewczyny i trzech chłopców. Razem była ich szóstka, a w tej grupie chodzili na wszystkie podstawowe zajęcia. W dodatkowych grupy były maksymalnie pięcioosobowe, co podobno ułatwiało naukę dzieciom.
- Hej, Hadrian, skąd znasz tyle języków? - zapytała podekscytowana kasztanowłosa dziewczynka o szarych oczach. - Ja ledwo ogarniam łacinę i angielski - westchnęła.
- Lubię czytać - odparł krótko.
- Masz jakąś rodzinę w innych krajach? - wtrącił blondwłosy chłopiec o czekoladowych, ciepłych oczach.
- W Anglii.
- Potrafisz mówić coś więcej niż zdawkowe słówka? - chłopiec o brązowych włosach skrzyżował ramiona. Miał zielone, znudzone oczy. Obok niego stała dziewczynka o czarnych włosach i szarych oczach. Przypominała mu nieco Blacków.
Hadrian wzruszył ramionami.
- Dzieciak, który nawet nie potrafi ułożyć poprawnie zdania po angielsku - prychnął z rozbawieniem, na co jego towarzyszka zachichotała. Nagle skreślił Blacków i porównał ją z Pansy Parkinson. Ogromne podobieństwa.
Poczuł dłoń Mortema na ramieniu. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co chodziło po głowie jego partnerowi. Chyba nie miał zamiaru zrobić czegoś złego w szkole pełnej dzieci, prawda?
Hadrian uznał, że dzwonek to jest największe wybawienie. Szybko ruszył do kolejnej sali, a jego towarzysz podążył za nim. - Chyba nie planujesz nic zrobić? - szepnął ledwie słyszalnie.
- Na razie.
- To dzieci - westchnął.
Odpowiedział mu niezadowolony pomruk Śmierci. Poprawił torbę na ramieniu i wszedł do sali od, jak na złość, angielskiego. Choć w tamtym momencie mógł nieco pokazać swoich umiejętności przed aroganckim Jonesem.
-~*~-
Od lekcji angielskiego, Mark Jones już nigdy nie nabijał się z jego zdawkowych odpowiedzi, zbyt czerwony i zażenowany.
Oczywiście to odpowiadało Hadrianowi i spowodowało milion innych pytań od dwójki innych uczniów, z tego co pamiętał Victorii Smith i Alexa White.
Nie planował jednak ich nigdy zaprosić do siebie na korepetycje, o co go praktycznie błagali. Odmówił krótkim "nie", co zdawało się ich dostatecznie zniechęcić.
Resztę dnia wolnego od lekcji spędził w bibliotece. Wiedział, że jego opiekunowie mogą być zaniepokojeni, ale zawsze mogli mu wysłać szybką wiadomość z pomocą medalika. Przypuszczał, że Snape spodziewał się, co będzie robił po szkole, odkąd pojawił się w jego ręce pergamin napisany kursywą Syriusza.
Hadrian przewrócił oczami, pisząc z drugiej strony "Biblioteka", po czym zgniótł pergamin i spalił go szeptanym słowem. Mógł wysłać wiadomość w ten sam sposób co Black, otworzyć medalik i wrzucić do środka zmięty kawał nie za cienkiego pergaminu, jednak wolał starodawne palenie wiadomości. Na szczęście nie było później żadnego śladu po spaleniu, więc jego przeszły ojciec chrzestny nie powinien czuć żadnego zaniepokojenia. Gorzej by było ze Snape'em, który sądzi, że odzyskuje magię.
-~*~-
- Gdzie byłeś!? Martwiłem się! - zawołał Syriusz, łapiąc się dramatycznie za pierś.
Hadrian podniósł brew do góry. - Odpisałem na twoją wiadomość.
- Słowo biblioteka niewiele mi mówi! - odkrzyknął.
- Biblioteka to miejsce, w którym zwykle się przesiaduje w ciszy i czyta książki, Black - syknął Snape. Hadrian go dopiero teraz zauważył. Jego szata była lekko przypalona, a na twarzy miał zmęczony wyraz.
- Gryfoni? - zapytał tylko.
- Jakżeby inaczej - prychnął, piorunując wzrokiem Syriusza, który wyglądał na dostatecznie zażenowanego, jeżeli jego czerwona jak pomidor twarz miała cokolwiek znaczyć. Albo był wściekły. Albo oba.
- Snape- - zanim dokończył, na jego ustach znalazła się ręka Remusa.
- Ach, Hadrian - uśmiechnął się delikatnie. - Jak było w szkole?
- Oprócz dwójki irytujących dzieci, było w porządku. Spodziewajcie się wiadomości od dwóch nauczycieli. Pani od łaciny i pana od technologii - rzucił przez ramię, kierując się do własnego pokoju.
Słyszał jak Remus i Severus zaczęli nagle ożywioną rozmowę, kiedy Syriusz mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Nie lepiej byłoby przechwycić wszystkie listy? - zapytał Mortem, opierając się o ścianę w jego pokoju.
- W końcu i tak by się dowiedzieli o moich prywatnych konwersacjach - wzruszył ramionami. - Zresztą, wiedzą o mojej dziwacznej pasji do technologii, a łacinę i kilka innych języków mogę łatwo wytłumaczyć książkami z teorią magii.
- Może masz rację - westchnął, siadając. Poklepał obok siebie miejsce, które Hadrian zajął z radością.
- Nienawidzę szkoły - stwierdził nagle, wtulając się w bok starszego.
Czuł jak klatka piersiowa Śmierci zawibrowała ze śmiechu.
- Nie ty jeden - przeczesał jego włosy. - Czy udało ci się osiągnąć cel pierwszego dnia?
- Jeżeli Tony Stark dowie się o geniuszu równym jemu w wieku jedenastu lat, sądzę, że to rozbudzi jego ciekawość, o ile jest w najmniejszym stopniu podobny do swojej przyszłej wersji - uśmiechnął się lekko. - O ile pojawi się taka konwersacja, to będzie ona pierwsza do ukrycia.
- Mogę w tym pomóc - zapewnił.
- Dzięki - westchnął, przymykając oczy. - A teraz, masz się nie ruszać, będziesz moją poduszką - oświadczył, układając się wygodnie na kolanach Śmierci.
Mortem uśmiechnął się delikatnie, przeczesując ponownie palcami czarne włosy, kiedy białe końcówki rozjaśniły ich ciemność. - Dobranoc, Hadrianie.
Chłopiec mruknął coś niezrozumiałego, przytulając ciało starszego.
-~*~-
- Taki sam geniusz jak ja?! - zawołał Tony Stark, siedząc przed swoim stołem w warsztacie. Z szokiem wypisanym na twarzy wpatrywał się w ciemnowłosą sekretarkę Stark Industries zatrudnioną przez Obadiaha Stane'a.
Mimo, że Tony został CEO firmy ojca po jego śmierci, większość spraw załatwiał Obadiah, więc odwiedziny sekretarki były dla niego bardziej niż niespodziewane.
- Napisał testy nawet wyżej niż pan, panie Stark - powiedziała, wyciągając plik dokumentów. - Pan Stane sądził, że może to pana zainteresować - przekazała papier w wyczekujące ręce mężczyzny. - Już pierwszego dnia stał się ulubieńcem nauczycielki łaciny, Jannet Neight oraz starego wynalazcy Arthura Jenkinsa.
- Jenkinsa? - sapnął w szoku. - On mnie dosłownie nienawidził przez trzy lata, dopóki nie pokazałem mu moich wynalazków - natychmiast wczytał się w dokumenty, odprawiając kobietę niecierpliwym gestem.
Maria Clyde pokręciła tylko głową, wychodząc z warsztatu. Od razu swoje kroki skierowała do gabinetu Obadiaha Stane'a, który zlecił jej to zadanie. Nie miała pewności dlaczego, jednak pozostawała mu lojalna.
Tony szybko przelatywał wzrokiem po dziwnych umowach i tego typu rzeczach, aż natrafił na wyniki tego chłopca "Hadriana Jamesa Browna". Obrzydliwie pospolite nazwisko w jakiś sposób sprawiało, że chciał włamać się do bazy SHIELD i przejrzeć ich dokumenty. Oczywiście musiał pozostać niezauważony, bo "agencja rządowa" nie miała nawet pojęcia, że wie o ich istnieniu.
Wyniki pozostawiły go w szoku. Jedenastoletni dzieciak nie tylko wyrównał z nim wyniki, ale też go przewyższył! Dosłownie ze wszystkich podstawowych i kilku dodatkowych przedmiotów miał najwyższe możliwe punkty, jakby znał odpowiedzi do testów (co nie było możliwe, nawet z umiejętnościami hakerskimi Tony'ego, bo odpowiedzi zawsze były inne i sprawdzane ręcznie). O ile dobrze pamiętał, było kilka jak nie kilkanaście pytań stanowczo wykraczających poza zakres wiedzy jedenastoletniego geniusza.
Potem przeskanował dokładnie historię chłopca według dokumentów, a następnie porównał to z informacjami SHIELD. Najlepsze było to, że według agencji nie istniał żaden jedenastoletni Hadrian James Brown w Ameryce. Rozszerzył swoje wyszukiwania nawet do Europy, ale wtedy podobnie - Brownów było dużo, Hadrianów Brown w wieku do dwunastu lat było o wiele mniej, a Hadrian James Brown istniał ledwie w dwóch wydaniach, dwudziestotrzyletni mężczyzna oraz sidemdziesięciodwuletni starzec. Żaden nie był blisko wieku i opisu jedenastolatka.
Zmarszczył brwi, czytając dokładniej szkolną dokumentację. Historia dzieciaka wydawała się być w porządku, z wyjątkiem, że SHIELD nie miał żadnych danych o jakiekolwiek części życia Browna. A aktualny dyrektor agencji, Nick Fury słynął z żądań typu "Chcę wiedzieć wszystko o wszystkich".
Postanowił się przyjrzeć temu bliżej nieco później. Najpierw musiał zdobyć kontakt dzieciaka. Co ciekawe, jego opiekun niejaki Remus Lupin nie miał nawet telefonu stacjonarnego! Spisał na kartce adres i rozejrzał się po swoim warsztacie pełnym nieporządku.
Kiwnął głową, sięgając swój nowy wynalazek. Był to niewielki, przenośny ekran na wpół dotykowy. Nie miał żadnych programów, gier czy aplikacji, jedynie jego sztuczną inteligencję o nazwie JARVIS. Na cześć lokaja Starków, który jako jeden z nielicznych w ogóle zwracał na niego uwagę. Nie miał on jeszcze zbyt wielu funkcji, choć był na pewno o niebo doskonalszy niż projekty SI innych wynalazców. Poza tym był Tonym Starkiem. Jego projekty zawsze osiągały sukcesy.
- JARVIS, znajdź wszystko co możesz o tym dzieciaku Hadrianie Jamesie Brown. Dodatkowo umów mnie na wizytę z uroczą dyrektorką mojej starej podstawówki i tych dwóch nauczycieli, którzy lubią tego dzieciaka.
- Oczywiście, sir - odpowiedział mechaniczny głos.
Tony szybko podążył do sypialni i zmienił ubrania na coś bardziej przystępnego. Uznał, że zwykły ciemny T-shirt z granatowym napisem AC/DC i nieco poobcierane na kolanach jeansy w pełni wystarczą. Sięgnął okulary przeciwsłoneczne i uważając na pracowników, wymknął się do garażu.
Miał do wyboru ponad dziesięć samochodów i motorów, ale wszystkie rzucały się za bardzo w oczy. Teoretycznie chciał zachować swoją tożsamość na obrzeżach Nowego Jorku (nadal zastanawiał się, jakim cudem dzieciak chodził do szkoły tak daleko od miasta), ale był Tonym Starkiem. Dla niego nie istniało słowo "przesada".
Wsiadł do granatowego samochodu nowej generacji z kilkoma Starkowymi ulepszeniami i ruszył z piskiem opon.
- Mam kilka informacji, sir - odezwał się głos JARVISA.
- Pokazuj - powiedział Tony, nie odrywając wzroku od drogi. - Przejmij kierownicę - dodał, kiedy na jego projekcie StarkPada wyświetliło się kilka nowych dokumentów, których nie widział.
Wszystko wyglądało dobrze, gdyby nie data wydania dokumentów. Była ledwie sprzed dwóch miesięcy, a Tony doskonale zdawał sobie sprawę, że bardzo łatwo było wymyślić i stworzyć fałszywą tożsamość. To by wyjaśniało również brak wiedzy o chłopcu w SHIELD.
-~*~-
Jego podróż nie trwała długo, nawet z mnóstwem gapiów robiących zdjęcia (do których pozował). Zatrzymał się przed niepozornym, domkiem jednorodzinnym.
Nie wyglądał na zbyt zadbany z zewnątrz. Ciemne, ponure ściany, przednie podwórko co prawda było ładnie przystrzyżone, ale nie było żadnych kwiatów, czy klombów. Furtka zaskrzypiała straszliwie, kiedy ją popchnął.
Szybko pokonał odległość do drzwi z żelaznymi zasuwami i zapukał. Te wrota przypominał mu średniowieczne zamki. Podobnie jak zimny kamień domu. Ciekawe.
Otworzył mu prawie natychmiast dzieciak. O ile Tony się dobrze orientował, chłopiec był jedynym dzieckiem w domu. - Cześć dzieciaku, jestem Tony Stark - uśmiechnął się radośnie.
- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie - odparł jakby nigdy nic, wpuszczając go do środka.
Stark nie skomentował odpowiedzi dziecka, ani tego, że od razu zaprosił nieznajomego do domu, tylko rozejrzał się. W środku budynek wyglądał na bardziej zadbany niż na zewnątrz, ale nadal; miał wrażenie, jakby cofnął się co najmniej sto lat do przeszłości. Nie widział nigdzie żadnej elektroniki. Żadnej! Przecież to zbrodnia!
Niespokojnie poszedł za chłopcem jak zakładał, do jego pokoju. Tam chociaż było nieco inaczej niż w pozostałej części dziwnego domostwa.
Ciemna szafa w rogu pokoju była lekko uchylona, ukazując mnóstwo ubrań i kilka mechanicznych rzeczy, wiśniowe biurko całe pokryte było szkicami i projektami, a nawet walało się kilka części. Na fiołkowych ścianach widać było kilka plakatów Stark Industries oraz projektów maszyn, które nieco przypominały pomysły Tony'ego. Biblioteczka sięgająca do sufitu była pełna książek na wszelkie tematy, na co Starkowi aż oczy się zaświeciły. Na koniec jego wzrok spoczął na pospiesznie pościelonym łóżku. Spod granatowego koca wyglądał kawałek bordowej pościeli i srebrna poduszka.
- Wybacz za bałagan, ale dopiero co wstałem - ziewnął na pokaz, przeciągając się.
W tamtym momencie dorosły spojrzał na dzieciaka. Rzeczywiście, chłopiec miał na sobie ciemnofioletową piżamę ze srebrnymi wężami i złotym lwem na piersi. - Huh, nie spodziewałem się, że ktokolwiek śpi o tej porze.
- Sir, jest godzina szósta dwadzieścia cztery - odezwał się pomocnie JARVIS.
Tony już otwierał usta, aby wytłumaczyć niewtajemniczonemu czym było jego SI oraz, aby się nie bał. Ku jego szokowi, chłopiec nawet nie wydał się być zdziwiony, czy zaniepokojony. - Hm, chyba powinienem wcześniej patrzeć na zegarek - mruknął.
- Prawdopodobnie - zgodził się chłopiec. - Jestem Hadrian James Brown - wyciągnął rękę.
- Ach, tak oficjalnie? - zaśmiał się, łapiąc rękę dziecka. - Jestem Anthony Edward Stark.
Notes:
Więc jutro wyjeżdżam na dwa tygodnie... rozdziałów nie będzie przez ten czas, jednak nie trzeba się martwić! Biorę notes i będę zapisywać na bieżąco moje pomysły! (to sprawdzony sposób i mówię serio ^^). Kiedy wrócę, mam zamiar zrobić drobny maratonik, gdyż kilka rozdziałów już jest gotowych do publikacji.
Dziękuję za każde kudos i bookmarki <3
Chapter Text
- Jestem Hadrian James Brown - chłopiec wyciągnął rękę.
- Ach, tak oficjalnie? - Tony zaśmiał się, łapiąc rękę dziecka. - Jestem Anthony Edward Stark.
- Ciężko byłoby cię nie znać - rzucił z rozbawieniem.
- Skoro mnie znasz, dlaczego do cholery nie ma tu żadnej elektroniki? - sapnął w szoku.
- Moi opiekunowie nie przepadają za technologią - odparł, podchodząc do biurka. - Tylko ja się tym interesuje.
Właśnie w tym momencie dziękował po raz enty Mortemowi za uśpienie Remusa i Syriusza do czasu odejścia Tony'ego. Snape miał nie wracać do kolejnego tygodnia, ale gdyby zdecydował się jednak wpaść niezapowiedzianie, kominek został zablokowany z wiadomością od Blacka "Nieczynne". Oboje sądzili, że tyle wystarczy.
- Dzieciaku, jesteś geniuszem wszystkiego, dlaczego więc zainteresowałeś się technologią?
W odpowiedzi chłopiec wskazał plakaty. - Jesteś moim idolem - powiedział. - Nawet poszedłem do tej samej szkoły co ty, żeby przyciągnąć twoją uwagę - zaśmiał się radośnie.
Tony musiał przyznać, że dzieciak doskonale wiedział, co może go w jakikolwiek sposób zainteresować. Przebicie jego wyników w tej samej szkole. Lepszy projekt na rynku światowym. Staż w Stark Industries poniżej dwudziestego czwartego roku życia. Tylko na to zwróciłby kiedykolwiek uwagę.
- Dlaczego więc chciałeś mojej uwagi, dzieciaku? - pochylił się nad nim. Musiał również przyznać, że chłopiec był bardzo niski. Albo Tony był wyjątkowo wysoki, szczerze, nie obchodziło go to.
- Jesteś moim idolem - powtórzył.
Tony prychnął. - Założę się, że mówisz o moim ojcu. Ja ledwo skończyłem MIT w wieku siedemnastu lat i przejąłem obowiązki ojca jako CEO Stark Industries - machnął ręką.
- Masz duży potencjał i umysł pełen pomysłów na nowe wynalazki - odpowiedział. - Wiem, że Howard Stark był sławny w jego czasach, ale to ty jesteś moim idolem - zakołysał nogami na krześle.
Tony roześmiał się. - Zresztą nieważne, jestem tutaj dla tego - wyciągnął tablet, na którym wyświetliły się dokumenty. - Jakim cudem uzyskałeś tak wysokie wyniki!? - sapnął.
- Hm, domowa nauka? - wzruszył przepraszająco ramionami.
- Z podróżowaniem co najmniej dwa razy na rok? Nie dałbyś rady w żadnej szkole nauczyć się czegokolwiek, a domowa nauka nigdy nie osiągnęłaby tak wysokich progów - odparł.
- W takim razie dużo czytałem - wskazał znacząco biblioteczkę.
- Większość tych książek dotyczy technologii i matematyki. Ani jednej o angielskim i ledwie dwie o innych językach niż angielski, to hiszpański i grecki - powiedział, nawet nie patrząc w tamtym kierunku. - Jednak według moich wiadomości, rozmawiałeś z nauczycielką po łacinie, grecku, rosyjsku oraz niemiecku.
- Moja rodzina ma wielu przyjaciół, którzy uczyli mnie języków.
- Według dokumentów, jesteś sierotą i opiekuje się tobą niejaki Remus Lupin, oprócz jego widocznego nie istnienia przed pięcioma laty, nie widziałem go w tym domu. Czy to wymyślony dorosły? Jakiś robot? - rozejrzał się zaciekawiony.
- Hm, nie, to mój chrzestny - odparł.
- Kontynuując, gość od technologii już chce cię przesunąć rok w górę, a mi nigdy tego nie zaproponował - zabrzmiał na złego.
- Jesteś zazdrosny, Stark? - zapytał z rozbawieniem.
Tony nawet nie zwrócił uwagi, że nazwał go zwyczajnie po nazwisku. Nie "pan Stark", ani "Tony", tylko zwyczajnie Stark, jakby był starszy od niego.
- W sumie tak - wzruszył ramionami. - On mnie totalnie nienawidził przez moją wiedzę, a jednak ciebie ubóstwia, dlaczego? - jęknął, siadając nagle na łóżku.
- Wydaje mi się, że denerwowała go twoja ignorancja - skrzyżował ramiona. - Którą okazujesz nawet w tym momencie. Nawet nie dałeś mi chwili na przebranie się, czy nieco ogarnięcie pokoju. Plus ciągle mnie przepytujesz, bez żadnej herbaty, czy czegoś w tym stylu, zresztą nawet nie zdążyłem zaproponować.
Tony miał choć trochę przyzwoitości, aby wyglądać na zbesztanego. - Hm, przypuszczam, że pójdę do jadalni... - powiedział ostrożnie, wstając.
- Korytarzem prosto i przed wyjściem w lewo - rzucił chłopiec, idąc w kierunku szafy.
- Hm, jasne - ruszył do jadalni.
Hadrian zamknął drzwi od pokoju i ześlizgnął się po drewnie. - Lilith nie mówiła, że jest aż tak irytujący i ciekawski! - sapnął.
Mortem pojawił się obok niego ze śmiechem. - Tak, Tony Stark zawsze był interesującą osobą. Sądzę, że nawet nie miałby nic przeciwko, gdybyś powiedział mu prawdę o sobie.
- Że mam ponad dwa eony? - podniósł brew do góry. - Wybacz, ale nawet ja, z moim marginesem dziwności, nigdy bym nie uwierzył jedenastolatkowi twierdzącemu, że ma ponad miliard lat. Zresztą sądziłem, że nie powinienem nikomu o tym mówić? - spojrzał podejrzliwie na towarzysza.
- Nic ci nie kazałem - podniósł ręce w geście poddania. - To ty sam sobie ubzdurałeś, że nie powiesz nic nikomu. Nawet jeśli powiesz, a coś pójdzie nie tak, możesz użyć Wyższej Magii lub Czarnej Różdżki - dodał ze wzruszeniem ramion.
- Hm, może masz rację - mruknął. - Raczej bałem się reakcji ludzi na mój wiek i nieśmiertelność, ale jeżeli ten Stark jest choćby w najmniejszym stopniu takim, jakim uważasz go ty, czy Los, być może warto spróbować.
- Tak trzymaj, Hadrian, musisz być bardziej pewny siebie.
- To zabrzmiało jakbyś był moim ojcem - sapnął, patrząc na Śmierć. - Nigdy nie powtarzaj czegoś takiego.
Mortem roześmiał się, kiwając głową. - Jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy, zawołaj mnie. Będę nieco dalej, obserwować...
- Jasne - wzruszył ramionami, sięgając ubrania z szafy.
Ku jego szokowi, znalazł fioletową koszulkę z białym nadrukiem AC/DC. Miał wrażenie jakby to Lilith podrzuciła mu ją kiedy nie patrzył. Potem sięgnął czarne jeansy i zwykłe trampki. Kaburę oczywiście umieścił na ramieniu, upewniając się, że żadne z Insygniów nie wypadnie przedwcześnie.
-~*~-
- Jaką lubisz herbatę? - zapytał zza wyspy kuchennej, nachylając się nad czajnikiem.
- Kawa... - odpowiedział.
- Jasne - wzruszył ramionami, sięgając z szafki słój pełen brązowych ziaren. Uśmiechnął się chytrze, machając dłonią.
Jak na złość, Tony akurat wrócił do leżenia na stole, przez co nie widział drobnego pokazu magii chłopca. Hadrian sapnął ze złością, przygotowując kawę i gorącą czekoladę. Nigdy nie przestanie jej lubić. Nawet eony później.
Kolejnym ruchem nadgarstka przelewitował kubki w kierunku stołu, a sam potknął się o otwartą szafkę. Sapnął, przeklinając w myślach Los. W tym wypadku był pewien, że to jej wina, bo szafka była zamknięta.
- Hej, dzieciaku, w porządku? - nagle Tony znalazł się nachylony obok niego.
- Nie jest w porządku - jęknął, wstając. - Los mnie nienawidzi - dodał.
- Huh... Los nienawidzi wszystkich - wzruszył ramionami, wstając. Potem uderzył głową w górną szafkę, której drzwi bezwiednie się otworzyły. - Au... Myślałem, że ta szafka była zamknięta - spojrzał podejrzliwie na mebel.
- To wina Losu - odpowiedział Hadrian, wstając. - Teoretycznie mnie uwielbia, ale nadal lubi mi utrudniać życie.
Tony roześmiał się. - Brzmisz jakby Los był osobą.
- Była - skomentował. - Ma na imię Lilith i jest kobietą - przewrócił oczami. - Albo dokładniej porąbaną nastolatką.
Stark zamrugał w szoku. - Hej, Hadrian, myślę, że uderzyłeś się w głowę - powiedział.
- Och, no weź! - jęknął. - Od pół godziny próbuję ci pokazać magię, ale Lilith wszystko musi spieprzyć - zawołał.
Dwudziestojednolatek oddalił się dwa kroki w tył od dziwnego dziecka. No... To było niepokojące.
Skrzywił się nagle. - Hej, Mortem, obiecałeś, że się pojawisz, jak będę cię potrzebować? - mruknął.
Ku jego niezadowoleniu, jego partner nie pojawił się, za to w błysku światła w pokoju znalazła się nastolatka.
- Cześć Harruś! - zawołała radośnie machając.
- Lil - westchnął, kręcąc głową. - Dlaczego musiałaś otwierać te cholerne szafki?
- Chciałam zobaczyć co innego wymyślisz - powiedziała, krzyżując ramiona.
- Czyli to byłaś rzeczywiście ty!
- A kto inny? - prychnęła. - Mortem w tej chwili jest niedysponowany.
Hadrian westchnął, przecierając czoło. - Gdzie go zamknęłaś? I czy zdajesz sobie sprawę, że to jego zaklęcia utrzymują tych idiotów z dala ode mnie i naszego gościa?
Dziewczyna zdawała się wahać. - Jest w twojej sypialni - mruknęła ostrożnie.
- Lilith, czasami jesteś jak dziecko - pokręcił głową, idąc do korytarza. Nagle obejrzał się przez ramię. - W sumie, możesz się pobawić w tłumaczenie Tony'emu Starkowi kim jesteś.
Dziewczyna odwróciła się w stronę brązowowłosego, który wydawał się być bardziej niż zdezorientowany. - Tony Stark! - jej oczy zaświeciły radością. - Jestem twoją wielką fanką, a przynajmniej twoich przyszłych projektów. Nigdy nie miałam okazji się z tobą spotkać, mam za dużo pracy na głowie, ale... Merlinie! Tony Stark - paplała radośnie.
- Chwila - wstrzymał ją ruchem ręki. - Po pierwsze, kim do cholery jesteś, po drugie, jak do cholery się tu dostałaś w tym błysku światła, po trzecie, kim jest ten dzieciak!?
- Hm, to dość proste - wzruszyła ramionami. - Jestem Losem, choć wolę imię Lilith. Oczywiście potrafię magię i jestem ponadczasową istotą więc bez problemów mogę dostać się w dowolne miejsce, a ten dzieciak to Hadrian, partner Mortema i mój braciszek we wszystkim oprócz krwi, choć częściej zachowuje się jak matka. Ale co mu się dziwić, ma dopiero dwa eony - westchnęła.
- Nie, dobra, koniec. Nie wierzę w magię, ty jesteś wytworem mojej wyobraźni albo robotem, a dzieciak jest zwyczajnie szalony.
Fioletowłosa zaśmiała się perliście. - Och, naprawdę, jak mam ci to udowodnić?
Zanim otrzymała odpowiedź, Mortem wpadł do jadalni i złapał ją z tył za kark jak niesforne kocię. - No, no, Lilith, nagrabiłaś sobie - mruknął grobowym głosem. - Zdajesz sobie sprawę, jakie problemy miałby Hadrian, gdybym szybko nie przywrócił zaklęć?
- Dałby sobie radę - mruknęła niepocieszona ze skrzyżowanymi ramionami, unosząc się prawie stopę nad ziemią. Tony musiał przyznać, że był pod wrażeniem siły tej nowej osoby.
- Mortem, zapomniałeś, że jest tutaj śmiertelnik? - wskazał na Tony'ego, który zmarszczył brwi. Kolejna "ponadczasowa istota"? I co miał na myśli stwierdzeniem śmiertelnik?
- Ile zdążyłaś powiedzieć, Los?
- Wszystko - wzruszyła ramionami. - Ale Stark mi nie wierzy - jęknęła.
- Hm, w gruncie rzeczy Tony Stark wierzy tylko w to, co widzi - wzruszył ramionami Hadrian. - Hej, mam nadzieję, że nie boisz się magii - mrugnął, a w jego dłoni pojawiła się Czarna Różdżka. - Od czego by tu zacząć...?
- Może od zaprzestania zabawy w tą nieistniejącą magię? - mruknął niezadowolony Tony. Dlaczego w ogóle przyszedł do tego domu? Chłopiec był zwyczajnym szalonym geniuszem, od którego powinien się trzymać jak najdalej.
Hadrian skrzyżował ramiona, przeplatając między palcami cienki, ciemny patyk. - Wybacz, Stark, jeżeli złamię cały twój światopogląd, ale magia istnieje - machnął patykiem, a wokół nich zapłonął jasny ogień.
Płomienie przybrały postać mistycznego feniksa z lewej oraz wielkiego lwa z prawej. Tony zamrugał w szoku. Czuł jak pot powoli spływał mu po czole i plecach, czując ciepło ognia. Nieświadomie wyciągnął rękę, chcąc się przekonać, czy to tylko iluzja.
- Nie radzę - powiedział chłopiec, znajdując się nagle obok niego. - Ogień parzy - mrugnął radośnie, a płomienie zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Ku szokowi technologicznego geniusza, nic nie zostało nawet muśnięte ogniem.
- Jak? - sapnął, patrząc na drewniane krzesło. Ani rysy, ni sczerniałego drewna.
- Magia - westchnął czarnowłosy, machając po raz kolejny różdżką. Wokół niego utworzył się wodny okrąg. - Teraz możesz przekonać się, czy to prawdziwe - uśmiechnął się delikatnie, kiedy błękitne fale zbliżyły się do śmiertelnika.
Tony powoli wyciągnął przed siebie dłoń i szybko machnął nią przez wodę. Kolejny raz poczuł się zdziwiony, kiedy jego ręka rzeczywiście była mokra, a ciecz była w pełni prawdziwa.
- Dawno nie widziałem takiej fascynacji - sapnął cicho Hadrian, patrząc na prawie zachwyconego Tony'ego, kiedy wirowały wokół niego zielone liście, fale wody a nawet miejscami drobny płomień.
- Nie codziennie dowiadujesz się, że coś w co nie wierzyłeś, istnieje - prychnął dorosły, patrząc na niego z przymrużonymi oczami. - To nie są żadne iluzje, więc jakim cudem sprawiłeś, że powietrze i woda zwyczajnie wirują?
Hadrian pokazał różdżkę. - Czarodzieje używają ognisk typu różdżka. Ta jest jedną z najpotężniejszych, choć ja potrafię również czarować bez niej. A to wszystko? To zwykłe zaklęcie przywołujące wiatr i wodę.
- Czy to jakaś naukowo wykonana różdżka? Może z nanorurek, która przekazuje sygnały do odpowiednich części tego pokazu? - patrzył z ciekawością na drewno.
Hadrian zaśmiał się. W dodatku szczerze. - To zwykły patyk z magią - rzucił nim, a Tony go złapał po krótkim zastanowieniu.
Rzeczywiście, pod palcami czuł tylko drewno. Nie wyglądało to na nic innego jak zwykły patyk z drzewa, a jednak nadal nie mógł uwierzyć. Przecież wszystko dawało się wyjaśnić naukowo. - Hej, JARVIS, przeskanuj to drewno - powiedział, wyciągając StarkPada z kieszeni.
- To zwykły kawałek drewna, sir - odpowiedziało natychmiast SI. Mortem spojrzał podejrzliwie na tablet, podczas gdy Lilith wręcz promieniowała radością i podnieceniem.
- Z jakiego drzewa?
- Niestety, lecz nie widzę go nigdzie w bazie danych, sir - odparł, brzmiąc na nieco zirytowanego. O ile SI mogło czuć się zirytowane.
- Pytaj Mortema, to on stworzył różdżkę - Hadrian wskazał towarzysza, jak tylko Tony spojrzał na niego z ciekawością.
- Huh, Mortem? Czy to czasem nie oznacza śmierci? - zmierzył mężczyznę wzrokiem. Na pewno był wyższy niż Tony, poza tym miał identyczne włosy co Hadrian, czarne z białymi końcówkami i niepokojąco szkarłatne oczy.
- Po łacinie dokładniej oznacza kogoś nieżywego - wtrącił pomocnie chłopiec. - Nie mógł mieć przecież imienia zbyt oddalającego się od jego pracy - przewrócił oczami.
- Czy muszę przypominać, że to ty pierwszy nazwałeś mnie w ten sposób? - podniósł brew do góry, patrząc na dzieciaka.
- Phi, nic mi o tym nie wiadomo - skrzyżował ramiona.
- Większość nieśmiertelnych istot nie posiadała wcześniej przyziemnych imion, dopóki nie zjawił się Harruś, i nie zaczął wszystkich nazywać - uśmiechnęła się Lilith.
- Naprawdę, to irytuje kiedy nazywasz mnie "Harruś" - skrzywił się.
- Jesteś o wiele młodszy niż ktokolwiek z nas - odgryzła się, krzyżując ramiona.
Hadrian przewrócił oczami, ponownie zwracając uwagę na Tony'ego, który był zbyt zajęty wpatrywaniem się w ich trójkę, żeby przypomnieć o swojej obecności. - Ach, Stark... - westchnął. - To Los mnie namówiła, żebym powiedział ci prawdę o mnie, nie spodziewałem się tej dwójki - machnął w kierunku towarzyszy. - Liczę, że mózg ci nie padł - uśmiechnął się delikatnie, kiedy mężczyzna pokręcił głową.
- To co najmniej niespodziewane - zapewnił. - Okazuje się, że genialny dzieciak to tak naprawdę szalony naukowiec i teoretycznie potrafi magię, a jego dwóch towarzyszy to prawdziwi Los i Śmierć - zastanowił się. - Nie, to brzmi zwyczajnie źle.
Hadrian przetarł łzę rozbawienia. - Naprawdę, będziemy się świetnie bawić - westchnął. - A teraz, Lil, nie powinnaś się czasem zająć Krosnem Przeznaczenia czy coś? - podniósł brew do góry.
- Huh... Chyba powinnam. Zanim Negro zacznie się nim ponownie bawić - zadrżała.
- Powinnaś go trzymać z dala - Mortem skinął głową, kiedy nastolatka zniknęła w tym samym jasnym rozbłysku, co wcześniej się pojawiła.
- Hej, Stark, wiem, że znamy się ledwie dwie godziny, ale chyba wierzysz już w magię, nie? - uśmiechnął się lekko, podchodząc powoli do naukowca.
- Hm... - zastanowił się. - Muszę przyznać, że widziałem sporo i ciężko mi uwierzyć - nagle jego oczy zaświeciły się. - Skoro to naprawdę magia, co powiesz na kilka testów? - uśmiechnął się radośnie.
- Nie sądzę, żeby to był problem - wzruszył ramionami. - Ale nie wplątuj w to Mortema. On prędzej cię zabije, niż zrobi cokolwiek dobrego - mruknął konspiracyjnym szeptem.
- Ach, tak, jasne, jasne - pokiwał energicznie głową, zerkając podejrzliwie na nieco znudzonego towarzysza dzieciaka, który podobno był starszy niż on.
Notes:
Well...
Wróciłam wczoraj wieczorem i dzisiaj miałam sporo do ogarnięcia, ale udało się też poprawić ten rozdział <3
Niestety nie pisałam wiele na wyjedzie, lecz nadal pozostaje prawie 8 rozdziałów w kopiach roboczych!Co do rozdziału: może być nieco bardziej chaotyczny niż inne ale... no cóż, ten Harry ma dziwną rodzinę, przyjaciół itd więc nic dziwnego, że wiele rzeczy może być dla nich nietypowych <3
Mam nadzieję, że się podobało!
Chapter Text
Pięć lat. Minęło pięć lat, odkąd poznał szalonego dzieciaka i zaprzyjaźnił się z nim. Poznał co nieco magicznego świata, jak i przeszłych er Ziemi. Okazało się to nad wyraz ciekawe, mimo, że często nie nadążał za zdającą się być ponadczasową istotą.
Naprawdę, cieszył się, że jednak uwierzył dzieciakowi i nie wysłał go do szpitala psychiatrycznego (co na początku planował).
Właśnie siedzieli w warsztacie Tony'ego w Stark Industries. Sam Tony już dawno miał dwudzieste szóste urodziny, a Hadrian ledwo dwa dni wcześniej szesnaste. Jak kiedyś powiedział śmiertelnikowi, miało się zdarzyć coś ciekawego niedługo po jego urodzinach. Coś o liście i sowach.
- Hej, Hadrian? - Tony spojrzał znad ekranu na towarzysza.
Nawet po tych pięciu latach, ciężko było mu to wszystko ogarnąć jego czysto naukowym umysłem. Magia istniała. Jego przyjacielem został ponad miliard letni czarodziej, który według reszty jego magicznego świata był charłakiem, czyli osobą bez magii. To było dla niego nie do pomyślenia. Odrzucić dziecko przez zdający się brak magii? Dodatkowo ten też czarodziej był prawdziwym partnerem Śmierci, który okazuje się być dobrą osobą do rozmów o alternatywnych rzeczywistościach jak i przyjacielem Losu, która jest zwyczajnie nadpobudliwą nastolatką, oskarżaną o zbyt wiele. To było dla Tony'ego cudem, że dziewczyna się nie załamała ani nie zamknęła w sobie.
- Hm? - podniósł wzrok znad własnego StarkPada, na którym akurat grał w Tetrisa.
- Tak się zastanawiam, co powiesz mi o Hogwarcie?
- Kiedyś Hogwart był cudowną szkołą magii, pierwszą w Europie i przodującą na świecie - zaczął, odkładając tablet z zapauzowaną grą. - Jednak było to tylko za czasów jego Założycieli. Mimo wielu różnic między nimi nigdy nie panowały długie spory. Dopóki nie podzielili szkoły na cztery Domy. Godryk Gryffindor oznajmił, że tylko odważnych i prawych będzie uczył. Rowena Ravenclaw przyjmowała tylko bystrych inteligentów, Helga Hufflepuff obiecała zająć się pozostałymi, jednak ostatni z przyjaciół, Salazar Slytherin oprócz wymagania ambicji i przebiegłości, cenił czystą krew ponad wszystko. Co prawda po latach się to zmieniło, jednak to też był początek ich waśni - zdawał się pogrążyć w myślach, opowiadając dawne dni.
Przynajmniej tyle wiedział od Mortema i Tiary Przydziału, bo nigdy nie zdecydował się na cofnięcie w czasie. - Podziały były coraz bardziej widoczne i rozległy się szepty, że ze Slytherinu wychodzili tylko źli ludzie i czarnoksiężnicy. Nie przeszkadzało to Ślizgonom, choć potem ciężko było im znaleźć normalną pracę mimo ukończenia jednej z najlepszych szkół. Przez lata uprzedzenia rosły, aż Dom Godryka stał się symbolem odwagi i głupoty, Ravenclaw był Domem ignorantów, zapatrzonych w książki, Dom Helgi aż nazbyt zwyczajnym miejscem bez odrobiny życia, a Slytherin Domem, z którego wychodzili tylko czystokrwiści czarnoksiężnicy - westchnął. - Kiedy ja chodziłem do szkoły, Tiara zaproponowała mi Slytherin, jednak od razu odmówiłem. Każdy by to zrobił na moim miejscu, słysząc tylko złe rzeczy na jego temat.
- Kiedyś wspominałeś, że miałeś katastrofalną naukę... Nigdy jednak nie zagłębiałeś się w ten temat? - Tony spojrzał na niego ciekawie i ku szokowi Hadriana, miał w ręce notes i pisał coś szybko. Nie zauważył nawet kiedy geniusz dostał coś do robienia notatek! Zresztą zawsze to robił JARVIS, Stark wolał zajmować się projektowaniem, słuchając jednym uchem. Wyjątkowo zdawał się poświęcać mu całą swoją uwagę.
- Zastanówmy się... Mój pierwszy rok zdawał się być istnie magiczny - mrugnął. - Poznałem całkiem nowy świat, z dala od Dursleyów i ich obsesyjnej normalności. Wszystko było w porządku, a przynajmniej przez większość czasu. Wielu chciało się ze mną zaprzyjaźnić za bycie Chłopcem-Który-Przeżył, choć Ron Weasley ich szybko oddalał. W Halloween jeden z profesorów wpuścił do szkoły trolla, a oczywiście ja musiałem iść ostrzec dziewczynkę płaczącą w łazience. Skończyło się tylko na kilku połamanych kościach - wzruszył ramionami. - Potem dostałem Pelerynę-Niewidkę, znalazłem Zwierciadło Ain Eingarp i wreszcie zobaczyłem, jak naprawdę wyglądali moi rodzice. Potem do końca roku miałem spokój, aż wraz z Hermioną i Ronem nie przeszliśmy zabezpieczeń na trzecim piętrze, a nawiasem mówiąc te "zabezpieczenia" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - Nie wykraczały poza wiedzę drugoklasisty. Na końcu czekał Lord Gadzia-Twarz z tył głowy profesora od Obrony. Trochę się pokłóciliśmy, potem pobiliśmy a na koniec on zniknął, pozostawiając mnie i Kamień Filozoficzny. Dumbledore oczywiście na koniec mnie pochwalił i dał naszej trójce sto sześćdziesiąt punktów za zwyczajne łamanie zasad - zakończył.
- Mam ochotę porozmawiać z tym starcem - mruknął. - Szkoła pełna dzieci, a on ukrywa coś tak potężnego jak Kamień Filozoficzny? I pozwolił na wejście trolla? - zapytał w szoku.
- Nie zapominaj, że pułapki, które do niego prowadziły były za łatwe dla pierwszorocznych, mimo ich względnego niebezpieczeństwa - przewrócił oczami. - Gigantyczny trzy głowy pies, Cerberus o imieniu Puszek, którego uspokajała muzyka. Diabelskie Sidła, przy których wystarczyło się odprężyć lub spalić prostym Incendio. Ściganie klucza po niewielkiej komnacie było łatwizną, podobnie jak rozegranie zwyczajnej partii szachów, tylko, że figury poruszały się same. Wydaje mi się, że tylko ostatnia komnata była wyzwaniem. Logiczna zagadka o Eliksirach, a jak powszechnie wiadomo, czarodzieje nie zawsze potrafią myśleć podobnie jak mugole.
- Okej, narażanie uczniów na niebezpieczeństwa, upadek z miotły, spalenie, przygniecenie przez kamień, uduszenie przez roślinki, wybuch w sali Eliksirów, kiepskie zaklęcie na Obronie - wyliczył, zapisując.
Hadrian roześmiał się z rozbawieniem. - Co planujesz z tym zrobić? - zaśmiał się.
- Zgłosić - zapewnił z poważną miną. - Nawet ja zdaję sobie sprawę, że to jest przesada! - zawołał. - A pracuję na co dzień z niebezpieczeństwami - spojrzał na szkice kombinezonu Iron Mana, jak nazwał to Hadrian.
Powiedział, że to będzie jego największy wynalazek, ale za kilkanaście lat, co Tony przyjął ze skrzywieniem. Niestety nie udało mu się namówić dzieciaka (chyba powinien przestać go tak nazywać, nawet w myślach, przecież był o wiele starszy!) na powiedzenie dokładnej przyszłości.
Złożył tylko obietnicę, że zawsze będzie go pilnował, na co Stark zareagował jedynie przytuleniem. To było naprawdę miłe, kiedy ktoś inny obiecał się o ciebie troszczyć, szczególnie, że nie miał nikogo takiego od śmierci lokaja Jarvisa i odejścia Rhodey'a do służby. Co z tego, że wyglądał na młodszego, zachowywał się jak nadopiekuńcza matka.
- Powodzenia w próbowaniu - westchnął cicho, powstrzymując śmiech. - Ministerstwo jest już dostatecznie skorumpowane, nie sądzę, że zrobiłoby cokolwiek w kierunku usunięcia niebezpieczeństw z Dumbledore'em jako Najwyższym Czarownikiem, dyrektorem Hogwartu i Ikoną Światła.
- Hm, przemyślę to - zapewnił. - Teraz, drugi rok - przełożył kartkę, która była cała zapisana drobnym drukiem.
- Huh, tu będzie gorzej - zaśmiał się na samą myśl.
Wbrew temu co sądził, łatwo było mu to wszystko powiedzieć Tony'emu. Był jego jedynym przyjacielem od czasu powrotu na Zimie, oczywiście oprócz kilku innych ponadczasowych istot i trójki dorosłych, która starała się nim opiekować (kiedy dowiedzieli się o przyjaźni Hadriana z Tonym, dali mu więcej wolnej ręki). W głębi serca też liczył, że uda mu się jakoś utrzymać śmiertelnika dłużej przy sobie.
Co ciekawe, naprawdę poczuł jak kamień spada mu z serca, kiedy Tony się nim przejmuje i denerwuje za niego, to było nadal coś innego niż wściekłość Mortema, kiedy się o tym dowiedział - wtedy też Hadrianowi ciężko było wszystko wyznać. To Anthony Stark był pierwszą osobą, z którą tak łatwo mu się rozmawiało.
- Zaczęło się w lato, kiedy jeszcze byłem u cudownych Dursleyów - zauważył, jak Tony krzywi się z niesmakiem, pisząc coś na tablecie. - Pamiętaj tylko, że to inna rzeczywistość - zwrócił uwagę, kiedy Stark chciał wysłać jakąś wiadomość. Prawie natychmiast westchnął i usunął ją.
- Szkoda, że nie poznałem cię w tym innym świecie - mruknął.
- Poznaliśmy się podczas inwazji na Nowy Jork w dwa tysiące dwunastym roku - odpowiedział. - Jednak nie na długo. Zostałem z powrotem zaciągnięty do Anglii przez przyjaciół.
- Interesujące - mruknął, zapisując coś ponownie. - Kontynuuj.
- Wracając, w lato przybył do mnie skrzat domowy, Zgredek. Ostrzegał mnie przed powrotem do szkoły, że ma zdarzyć się coś strasznego. Kilka zaklęć później i po zniknięciu skrzata, dostałem szlaban, ale uratowali mnie bliźniacy Weasley, Fred i George oraz Ron. Resztę wakacji spędziłem w spokoju w Norze. Na początku rok zapowiadał się normalnie, prócz lecenia zaczarowanym samochodem do szkoły, bo peron był zamknięty - wymamrotał. - Gorzej było podczas Klubu Pojedynków. Okazało się, że potrafię rozmawiać z wężami, co przeraziło resztę uczniów. Dodatkowo zaczęły pojawiać się spetryfikowane ciała uczniów. Dorośli, jak to oni, nic sobie z tego nie zrobili kiedy wiadomość "Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie Dziedzica" świeciła na ścianie. Oczywiście oskarżono mnie o to, ponieważ byłem wężousty. Z pomocą Hermiony, wraz z Ronem znaleźliśmy wejście do Komnaty, kiedy jego siostra, Ginny została porwana do środka. Lockhart nas śledził i próbował oblivować, ale za to sam się zapomniał i został z Ronem za kamieniami. Sam walczyłem przeciwko widmie Toma Riddle'a z pamiętnika i bazyliszkiem. Potem zjawił się Fawkes, feniks dyrektora i zabrał nas z Komnaty - zakończył.
- Okej, podsumowując, pod szkołą znajduje się gigantyczny wąż, bazyliszek, który potrafi zabić swoim spojrzeniem, a nikt nie wie gdzie dokładnie znajduje się to wejście do tej Komnaty. Oprócz wyjątkowo inteligentnej dwunastoletniej czarownicy, która domyśliła się tego, czego przez ponad pięćdziesiąt lat nikt z dorosłych nie odkrył.
- W skrócie - przytaknął spokojnie Hadrian, widząc jak Tony notuje wszystko dokładnie. Ponownie miał ochotę się śmiać. Stark był naprawdę zainteresowany całym magicznym światem jak i był oburzony takimi wielkimi niedociągnięciami w odniesieniu do bezpieczeństwa.
- Mówiłeś, że na trzecim roku poznałeś Syriusza?
- Który został niesłusznie oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił. Plus został wysłany do najgorszego możliwego więzienia bez procesu - pokiwał głową. - Najpierw napompowałem moją ciotkę i zostałem wyrzucony z Privet Drive, potem była wiadomość, że seryjny morderca uciekł z najlepiej strzeżonego na świecie więzienia, żeby mnie dopaść. Oczywiście nikt nie raczył mi powiedzieć, kogo zabił, ani kim dla mnie był. W Halloween okazało się, że włamał się do Hogwartu plus po wycieczce do Hogsmeade dowiedziałem się, że jest moim ojcem chrzestnym. Około zakończenia roku, oglądaliśmy z daleka śmierć hipogryfa Hagrida, Hardodzioba, ale oczywiście nie widzieliśmy krwi czy coś - szybko podniósł ręce do góry, widząc spojrzenie Tony'ego. - Potem była ta cała sytuacja z Wierzbą Bijącą i drogą do Wrzeszczącej Chaty, Syriusz okazał się niewinny, kiedy on i Remus odkryli Petera Pettigrew. Na nasze nieszczęście, była pełnia, więc Remus się przemienił, a szczur uciekł. Zostawiłem przyjaciół i ruszyłem za rannym Syriuszem. Byliśmy nad jeziorem z setką dementorów. Kiedy obudziłem się, okazało się, że zbiegły przestępca został skazany na pocałunek dementora. Wtedy Dumbledore rzucił aluzję cofania się w czasie, co Hermiona zrobiła. Najpierw uratowaliśmy Hardodzioba, potem przeszłych nas przed niepanującym nad sobą wilkołakiem, aż w końcu ja uratowałem siebie i Syriusza przed dementorami. Na koniec zabraliśmy Łapę z wieży i on uciekł w spokoju, a my wróciliśmy w odpowiednim momencie - wziął głęboki wdech, kończąc.
- Zapomniałeś wspomnieć o meczu Quidditcha, kiedy spadłeś z miotły pośród dementorów - mruknął niepocieszony.
- Norma - wzruszył ramionami.
- W porządku, rozumiem, że Quidditch jest waszym ważnym sportem, ale nie było żadnej blokady przed tymi stworami? Przecież ten Dumb-as-door jest podobno najpotężniejszym czarodziejem.
Hadrian powstrzymał wybuch śmiechu na przezwisko dyrektora. - Ze śmiertelników, tak - potwierdził. - Jednak nie przemyślał czegoś takiego - pokręcił głową z politowaniem. - Tylko Remus jako-tako pomógł mi opanować strach przed dementorami.
- Więc, znowu, brak środków bezpieczeństwa, niesprawiedliwość prawna, Bijąca Wierzba, która może złamać ci kark ruchem gałązki, niebezpiecznie stworzenia, którego Las jest pełen.
- Hagrid się tym dobrze zajmuje - oburzył się lekko chłopiec.
- Przyznam, że jest niezły w swoim fachu, ale mógłby nieco zahamować swoją fascynację niebezpiecznymi stworzeniami, nie twierdzę, że był złym nauczycielem czy coś, wypowiadasz się o nim bardzo dobrze, ale mógł zachować chociaż trochę środków bezpieczeństwa. Ten Malfoy jest przykładem.
- Racja - przytaknął powoli. - Nawet Remus był nieco niebezpieczny na stanowisku profesora, jednak był zwyczajnie świetny, a kiedy zażywał eliksir tojadowy, był spokojny nawet w pełnię - zapewnił.
- Niesprawiedliwość prawna wobec stworzeń i istot - mruknął, zapisując kolejny punkt. - Jak tak dalej pójdzie, zabraknie mi notesu - sapnął, na co Hadrian roześmiał się.
- Więc może skończymy na tą chwilę? - wstał, po czym przeciągnął się.
- Hm, może - spojrzał na zegarek. Wskazywał już osiemnastą. Tony nigdy nie zauważał mijającego czasu podczas rozmów z Hadrianem. I pomyśleć, że zaczęli tą rozmowę ledwie o dziewiątej rano. Cud, że żaden z nich nie był zmęczony, choć Hadrian powiedział, że nie potrzebuje snu ani nic w ten deseń, a Tony długo wytrzymywał na kawie.
- Panie Potter, jakaś sowa stara się dostać do środka z pańskim nazwiskiem na kopercie - odezwał się JARVIS.
To była kolejna rzecz, która zmieniła się podczas ich pięcioletniej relacji. Tony znał prawdziwe nazwisko Hadriana i jego nowe życie, jak posiadanie brata, którego teoretycznie być nie powinno, brak magii i nie pójście do Hogwartu.
Hadrian uśmiechnął się z zadowoleniem. - Wpuść ją, J - powiedział.
Sowa o jasnobrązowych piórach nakrapianych bielą wylądowała przed nim, wyciągając nóżkę. Od razu przywołał miskę z wodą i kawałek bekonu z lodówki, na co Tony nie zareagował. Nawet kiedy jedzenie przeleciało mu obok twarzy.
- Cudownie - uśmiechnął się ponownie, szybko przełamując pieczęć. - Jak jesteś ciekaw, to chodź tutaj - wskazał miejsce na kanapie, obok siebie. Geniusz szybko tam usiadł, zaglądając na pergamin.
- Mówiłeś, że czarodziej dostaje list tylko w wieku jedenastu lat? - zastanowił się.
- To zaproszenie na wymianę uczniowską - zachichotał. - Udało mi się co nieco pozmieniać w rejestrach kilku szkół w Europie i Ameryce. Od roku następują wymiany uczniowskie, a jako, że jestem teoretycznie zarejestrowany w Amerykańskiej Szkole Magii, dostałem się na wymianę - zakończył z zadowoleniem.
Stark przejrzał pergamin dokładniej. - Ta Lilith jest naprawdę zdolna - przyznał.
- Byłaby dumna słysząc to od ciebie - mruknął.
- Hm, racja - zadrżał. To naprawdę było straszne kiedy ponadczasowa istota, w dodatku taka jak Los, go wręcz ubóstwiała. I jego wynalazki. Z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. - Czy to nie jest rok, w którym twój brat idzie do Hogwartu? - zapytał.
- Dokładnie - pstryknął. - A jak myślisz, dlaczego się tak męczyłem tą wymianą szkolną? - skrzyżował ramiona, kiedy pergamin lewitował przed nim. - Mam również dla ciebie szczęśliwą wiadomość.
- Hm? Wrócisz po jednym dniu? Przyniesiesz jakieś pamiątki? Zapoznasz mnie z programem nauczania tej szkoły? - pytał po kolei wszystko, o czym tylko mógł pomyśleć w tamtej chwili.
- Nie, Tony - roześmiał się. - Nie wrócę tak szybko, to nie miałoby sensu - zaprzeczył.
Mina brązowowłosego nieco opadła. Podobnie jak jego entuzjazm. Zdawał sobie z tego sprawę, Hadrian go już o tym uprzedził i Tony to w pełni rozumiał, ale... Chłopak był jedyną osobą, z którą mógłby porozmawiać dosłownie o wszystkim. Nawet o niezbyt miłym traktowaniu go przez Howarda, czy swoim strachem przed przyszłością firmy tworzącej broń i jego samego.
Hadrian uśmiechnął się z pobłażaniem. Być może jego plan zniszczy wszystkie wierzenia Hogwartu, nie miał jednak zamiaru z tego rezygnować. Tony był jego przyjacielem, a on zawsze robił wszystko dla przyjaciół. Szczególnie, że akceptował go w pełni a nawet jego nieśmiertelność!
- Tu jest coś dla ciebie - przekazał drugi, identyczny pergamin.
Tony otworzył szerzej oczy, czytając taką samą notkę, jaką dostał Hadrian. - Wymiana szkolna? - otworzył szerzej oczy.
- Nie do końca, sorry Tony, ale wyglądasz za staro - uśmiechnął się radośnie na oburzenie mężczyzny. - Będziesz opiekunem.
- Ale przecież... Nie mam magii... - westchnął.
- Od czego jestem ja i Mortem? Nawet Lilith by pomogła ci we wszystkim - poklepał przyjaciela po ramieniu. - Mogą na ciebie krzywo patrzeć, podobnie zresztą jak na mnie. Oboje jesteśmy zapisani jako charłacy, chociaż zdziwię ich nieco moją magią, dodatkowo to taki prezent - podał mu cienki patyk.
Tony poczuł dziwny przypływ mocy, przez co spojrzał podejrzliwie na chłopaka obok niego. - Nie mam magicznego rdzenia.
Odpowiedział mu radosny uśmiech, kiedy zaczął wyjaśniać działanie różdżki. - Pozwoli ci ona bardziej wtopić się w nasz świat. Dzięki niej możesz czarować każde zaklęcie, o ile znasz jego inkantację i ruch różdżką. Wydaje mi się, że zadziała nawet magia niewerbalna, ale możemy to zostawić na później - machnął ręką.
- Jak to jest więc możliwe? - sapnął, machając delikatnie cienkim patykiem z szeptem "Wingardium Leviosa". To było pierwsze zaklęcie, które dokładnie opisał mu Hadrian. Ku jego szokowi, stół rzeczywiście uniósł się w górę.
- W większości działa na mojej magii. Jej część jest przywiązana do tej różdżki, dzięki czemu możesz czarować - wzruszył ramionami. - Nie mam bladego pojęcia, jak to jest możliwe, zrobili ją Mortem i Lilith. Byłem zszokowany, kiedy współpracowali nad czymś tego typu - pokiwał głową.
- Czy twoja magia w tym wypadku się nie wyczerpie? - zapytał z lekkim zaniepokojeniem. Wizja możliwości czarowania, nawet przez krótki czas była intrygująca i kusząca, ale nie za cenę zdrowia jego przyjaciela. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jeżeli umrze, to wróci z martwych (widział już to raz, podczas wypadku samochodowego. Oczywiście odepchnął Tony'ego, a jego potrąciło auto. Ledwie pięć minut później obudził się z powrotem).
- Tony - westchnął. - Pamiętaj, że nie jestem zwykłym czarodziejem. Wątpię abym był nim w najmniejszym stopniu, przynajmniej od czasu Przebudzenia. Aby wyczerpać mój rdzeń musiałbym chyba używać silnych zaklęć bez przerwy przez co najmniej miesiąc i nie mam pewności, czy to by zadziałało. Dodatkowo mam przecież magię Mistrza Śmierci i Wyższą, co jeszcze co najmniej zwiększa siedmiokrotnie moją magię.
- Potężna istota, co? - westchnął, ostrożnie oglądając drewno. Było jasne, prawie złociste z rączką w kolorze czerwieni i niebieskim klejnotem w środku. Musiał przyznać, że podobał mu się jej wygląd.
- Stark, mówię serio - powiedział poważnie. - Jeżeli co najmniej dziesięć razy dziennie nie użyjesz jakiegokolwiek zaklęcia, znajdę cię i zmuszę do tego - zapewnił.
Tony podniósł brew do góry. - Nie zawsze będę miał okazję do używania zaklęć - zaprzeczył.
Hadrian przetarł czoło. - Upewnię się, że będziesz miał, a teraz - wstał nagle. - Masz - rzucił mu Czarną Różdżkę, którą złapał natychmiast. - Zaczynamy pojedynek - uśmiechnął się radośnie, kiedy jego zwykły T-shirt i jeansy zmieniły się w czarny kombinezon ze srebrnymi runami i ciemną pelerynę z kapturem.
- Proszę, bądź delikatny - jęknął Tony, również wstając.
Zawsze, ale to zawsze pojedynek z tą istotą w czymkolwiek kończył się dla niego bolesną porażką. Oprócz technologii i wymyślania nowych rzeczy. Mimo znajomości przyszłości, Hadrian nigdy mu nie pomagał w wymyślaniu niczego, wyjątkiem był kombinezon Iron Mana, który wymsknął mu się przez przypadek.
- Spróbuj użyć obu różdżek na raz, być może zrobisz mi cokolwiek - rozłożył ramiona z chytrym uśmiechem.
- Hej, Hadrian, naprawdę to dziwne - mruknął, oglądając drugi patyk. Chłopak miał niepokojące pomysły i poczucie humoru. Sądził, że to wina Lilith lub ponurego Mortema. Tony niechętnie podniósł obie różdżki i gapił się przez chwilę na nie. - Co jeżeli nie pamiętam żadnych zaklęć?
Potter przewrócił oczami, krzyżując ramiona. - To twoja próba wymigania się? - machnął ręką, a czerwony promień poleciał w kierunku Starka. Szybko machnął różdżkami, a przed nim zamajaczyła się tarcza. - Masz dobry czas reakcji - zdecydował.
- Dlaczego mi to robisz? - jęknął, rozglądając się po warsztacie. - I to w moim warsztacie?
FIoletowooki przewrócił oczami, machając ponownie dłonią. Otoczyła ich jasna kopuła. - To zapobiegnie wydostaniu się jakiemukolwiek zaklęciu na warsztat - zapewnił. - Ty możesz używać dowolnych zaklęć, ja ograniczę się do takich, które można odbić Protego, albo łatwo uniknąć.
- Dzięki - prychnął, wiedząc, że jeżeli spóźni się choć o sekundę, jakiekolwiek zaklęcie może być bolesne.
-~*~-
- Nigdy więcej - zdecydował, dysząc ciężko, kiedy opierał się o kanapę. Nachylił się nad oparciem i przeleciał przez nie, rozkładając się wygodniej na meblu.
- Muszę przyznać, że nieźle ci poszło - odpowiedział, niosąc dwie butelki wody. Jedną przelewitował do przyjaciela, który łapczywie zaczął ją pić. - Stanowczo zasługujesz na tytuł geniusza.
- Jakżeby inaczej - przewrócił oczami, oddychając z ulgą. Po raz kolejny przyjrzał się jego własnej różdżce. To takie dziwne. Móc używać zaklęć, mimo braku predyspozycji do tego. Mógł nawet widzieć magiczne miejsca przed dostaniem sztucznej różdżki, co Hadrian uznał za ciekawe.
- Więc, czy masz jakiś dom w Anglii? - zapytał.
- Nie, ale mogę zaraz kupić. J, znajdź jakieś ładne rezydencje w Anglii najlepiej nie za daleko od dworca King's Cross.
- Od razu, sir.
- Nie może to być zwykły, niewyróżniający się z tłumu domek? - mruknął niepocieszony Hadrian.
Tony spojrzał na niego, łapiąc się za serce. - Ja w niewyróżniającym się domku? - sapnął w szoku. - Nigdy.
Hadrian jęknął, kręcąc głową. - Coś z ogrodem, proszę, J - powiedział.
- Oczywiście, panie Potter.
- Mówiłem, że możesz nazywać mnie Hadrian, a nawet Harry. Pan Potter to tak oficjalnie - mruknął niepocieszony.
SI zdawało się zastanawiać przez chwilę, zanim odpowiedziało. - Oczywiście, Hadrianie.
Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. - Hm, sądzę, że powinienem wrócić do domu. Remus pewnie umiera z niepokoju.
- A Syriusz nie? - zapytał zaciekawiony.
- Wątpię - wzruszył ramionami. - To Remi jest tym odpowiedzialnym. Syri woli się bawić, więc pewnie ciągle uspokaja Remusa, że wkrótce wrócę i nic się nie stało - roześmiał się.
- W takim razie spadaj, dzieciaku - machnął wolną ręką. Nagle spojrzał na różdżkę. - Hej, mogę ją sobie zostawić, nie?
- Czemu nie? - wzruszył ramionami. - Przecież została zrobiona specjalnie dla ciebie. Możesz to potraktować jako spóźniony prezent urodzinowy od ponadczasowych istot.
- Cudownie - uśmiechnął się chytrze.
- Nie chcę wiedzieć o czym myślisz, do zobaczenia - machnął ręką, kierując się do wyjścia z warsztatu.
- Te, Potter? - zawołał, kiedy chłopak miał zamknąć za sobą drzwi. Spojrzał na przyjaciela. - Potrafisz prowadzić?
- Teoretycznie mam szesnaście lat, Tony - pokręcił głową z rozbawieniem. - Ale kiedyś miałem prawo jazdy - dodał.
- J, wiesz, który. Pokaż go Hadrianowi - rzucił, wstając i idąc do stołu pełnego szkiców. - To prezent urodzinowy, więc go nie zniszcz!
- Tak, tak, jasne - wyszedł w kierunku garażu.
Oczywiście znajdowało się tam kilkadziesiąt luksusowych samochodów. I wszystkie należały do Tony'ego. Kilka było nawet zaprojektowanych przez ich duet, Hadrian naprawdę starał się nie wykorzystywać swojej wiedzy z przyszłości i szło mu całkiem nieźle, w końcu nigdy wcześniej nie znał się na technologii, a jego pamięć nie była aż tak idealna.
JARVIS zaprowadził go do jednego z trzech motorów. Hadrian wiedział, że każdy został zaprojektowany i stworzony od deski do deski przez geniusza, jeden miał być prezentem dla Obadiaha Stane'a, który był niczym ojciec dla Starka przez lata. Drugi nie był skończony, jednak widać było charakterystyczną czerwień i złoto, które Tony uwielbiał. Trzeci był ciemnofioletowy, odbijający światło. W kilku miejscach były srebrne węże, a niewysoka szybka bardzo przypominała mu przyszłe ekrany holograficzne. Potwierdził swoje przypuszczenia, kiedy ekran naprawdę się zaświecił.
Podniósł brew w szoku. Tony powinien stworzyć pierwszy ekran holograficzny dopiero za kilka lat, a nie ledwie w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym! To był za duży przeskok czasowy.
Kask, który leżał na czarnym skórzanym siedzeniu był równie ciemny co motor, dodatkowo miał czarne kocie uszy. Jęknął na to. - Zabiję cię za to - oświadczył, zakładając hełm. Pasował na niego idealnie. Potem usiadł i spojrzał po kilku przyciskach na kierownicy. No cóż, potrafił jeździć samochodem (a przynajmniej sądził, że pamięta jak to się robiło) ale nigdy nie wsiadł na motor. - To może być ciekawe doświadczenie - mruknął, przekręcając klucz w kształcie srebrnej błyskawicy.
Maszyna zawarczała cicho, a Hadrian powoli się odepchnął i lekko przyśpieszył. Jazda nie wydawała się być trudniejsza od jazdy samochodem. Z ulgą przyjął, że jeszcze nie zapomniał jak siedzieć za kółkiem.
Po pożegnaniu z SI, wyjechał z garażu i ruszył w kierunku domu Blacków.
-~*~-
- Gdzieś ty był!? - krzyknął wściekły Remus, patrząc gniewnie na młodzieńca w kasku do motoru. - I co to za kask!?
- Hej, Remi, uspokój się - spróbował Syriusz. Wściekłe spojrzenie jednak go szybko zamknęło.
- Huh, byłem u Tony'ego - odparł, jakby to miał wszystko wytłumaczyć, zdejmując hełm. - Motor stoi na podjeździe, więc proszę o nie zniszczenie go - rzucił, idąc w kierunku pokoju.
Nagle na jego ramieniu zacisnęła się dłoń. Spojrzał z lekkim zainteresowaniem na wilkołaka. - Hm?
- Wytłumaczysz się, teraz - powiedział stanowczo, ciągnąc za sobą nastolatka do kuchni.
Ku szokowi Hadriana, Snape siedział przy stole i popijał herbatę, spoglądając z lekkim zaciekawieniem, co się dzieje.
- Zasiedziałem się u Tony'ego, nie patrzyliśmy na zegarek - spróbował.
- Jest od ciebie starszy o jedenaście lat. O czym może rozmawiać dorosły z nastolatkiem?
- Oboje znamy się na technologii i uchodzimy za geniuszy.
- Nie sądzisz, że powinieneś nas poinformować, jeżeli masz wrócić w nocy?
- Nie mam innych znajomych niż Tony, więc to oczywiste, że będę u niego.
- A jakby coś ci się stało, gdybyś wracał do domu? - wtrącił delikatnie Syriusz, próbując uspokoić Remusa, który nadal kipiał ze złości. - Nie masz sposobu do obrony...
- Mogę nie mieć magii, jak wy, o potężni czarodzieje, ale potrafię się obronić - prychnął, krzyżując ramiona. Był dorosły od długiego czasu, co prawda oni o tym nie wiedzieli, ale nadal, zwyczajnie przesadzali. Szczególnie Remus.
- Nie to miałem na myśli...
- To jest fakt, że nie potrafię czarować - wzruszył ramionami, ostrożnie przelatując palcami po ukrytej przed wzrokiem kaburze. - Sami zapisaliście mnie do szkoły sztuk walki - zwrócił uwagę. - Ukończyłem ją z wysokimi wynikami.
- To było w pełni bezpiecznych warunkach, na ulicach jest inaczej - kontynuował Remus, choć jego głos był już spokojny.
- Remusie, naprawdę potrafię o siebie zadbać - zapewnił.
- Dlaczego więc ukrywasz ramię pod iluzją? - wtrącił nagle Snape, przypominając o swojej obecności.
Hadrian skrzywił się. - Nic nie ukrywam.
- Potter, nie jestem głupi i widzę ten falujący obraz - powiedział z szyderczym uśmiechem.
Prychnął, w myślach wzdychając z cichą ulgą. Mówił tylko o iluzji kabury z Insygniami, a nie jego oku. Całe szczęście, że nie potrafił rozpoznać Wyższej Magii.
- Przecież nie potrafię magii, więc jak mógłbym rzucić zaklęcie iluzji?
Profesor eliksirów zmrużył oczy. - Może tamci idioci - machnął w kierunku zainteresowanych Syriusza i Remusa - nie czują zmian w czarodziejskich aurach, ale to nie znaczy, że ja też nie, Potter.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Snape? - wtrącił Syriusz.
- A to, Black, że Potter odzyskał chociaż część swojej magii.
Łapa otworzył usta w szoku, podczas gdy Lunatyk wąchał powietrze. - Dlaczego nic nie powiedziałeś, Hadrian? - zapytał miękko.
- Wolałem być charłakiem - wzruszył ramionami, machając nadgarstkiem. Dorośli tylko rozszerzyli oczy w lekkim szoku na magię bezróżdżkową i niewerbalną. Iluzja rozmyła się, pokazując ciemną kaburę na różdżkę z dwoma kieszonkami. - Skoro już o tym wiecie, możecie to przeczytać - rzucił list na stół. - Ale uprzedzam, i tak pojadę - powiedział, po czym wyszedł.
Trójka dorosłych czarodziei spojrzała po sobie, zanim Snape jako pierwszy chwycił pergamin i zaczął czytać. Na jego twarzy pokazało się zdziwienie, kiedy w ciszy przekazał papier Remusowi.
- Wymiana szkolna? - sapnął wilkołak. - Od kiedy coś takiego istnieje?
- Mnie bardziej interesuje, jak Hadrian dostał się na tą listę - prychnął, wracając do imienia chłopaka. Zdawał się nie zauważać kiedy mówi na fioletowookiego po nazwisku, a kiedy po imieniu.
- Wspomniał, że nie powstrzymamy go - westchnął Syriusz. - Dlaczego mam wrażenie, że on to zaplanował? - zapytał nagle.
Severus popatrzył na niego przez kilka chwil, zanim westchnął. - Zaczął odzyskiwać magię w wieku jedenastu lat. Muszę przyznać, że był świetny w maskowaniu swojej magii jak i ukrywania przede mną myśli. Dopiero teraz to przyznał, ale musiał wiedzieć o wyjeździe. Tylko dlatego pozwolił mi w ogóle kontynuować temat.
- To zbyt Ślizgońskie z jego strony - jęknął Syriusz, kładąc głowę na stole. - Ale nadal go wspieramy, co, Remi?
- Jest trudnym dzieckiem, to muszę przyznać - westchnął wilkołak. - Jednak kocham go jak syna.
- Dobrze wiedzieć, bo mieliście jechać ze mną - ku szokowi czarodziei, Hadrian stał, opierając się o framugę z lekkim uśmiechem. Remus zmarszczył brwi, wąchając powietrze. Dopiero teraz poczuł zapach chłopaka.
- Snape miał rację, od jedenastego roku życia odzyskiwałem magię. Uczyłem się zaklęć z biblioteki, zasłaniając się nauką do mugolskiej szkoły. Kiedy poznałem Tony'ego było jeszcze łatwiej.
- Czy on wie? - sapnął Black.
- Dlaczego nie? - wzruszył ramionami. - Kupił nawet dom w Anglii, żeby zobaczyć Hogwart - podszedł i usiadł ponownie do stołu. Och, musiał częściej podsłuchiwać. Można było się w ten sposób dowiedzieć wielu rzeczy.
- Jest mugolem - Snape zmarszczył brwi.
- Ale widzi przez zaklęcia odpychające - odparł. - To też było dla mnie szokiem, sądzę, że ma rozcieńczoną krew czarodzieja, ale jest zbyt słaba, aby nawet nazwać go charłakiem. I przede wszystkim nie ma rdzenia.
- Nie wszyscy charłacy widzą przez zaklęcia, a tym bardziej mugol z ledwie odrobinką rozcieńczonej krwi czarodziejskiej.
- Ja ci nic nie poradzę - podniósł ręce w geście poddania. - Obiecałem mu, że pokażę szkołę, więc to zrobię.
- Sam tam nigdy nie byłeś - powiedział Severus z prychnięciem.
Na ustach Hadriana zamajaczył się chytry uśmieszek, kiedy jego oczy błysnęły. - Może i nie, ale mam coś lepszego - sięgnął z kieszeni nową Mapę Huncwotów i pomachał pergaminem.
- Kiedy ją zabrałeś? - syknął Syriusz, patrząc podejrzliwie na Snape'a.
Potter tylko roześmiał się. - Przed chwilą. Zostawiliście go na łóżku.
- O czym mowa? - wtrącił zniecierpliwiony Severus. Nienawidził czegoś nie wiedzieć i sądził, że to zasługa Voldemorta i Dumbledore'a.
Fioletowooki wzruszył ramionami. - Coś, co ułatwi poruszanie po szkole, każdemu, kto ma hasło.
Syriusz, ani Remus nie skomentowali, skąd wiedział czym jest Mapa i jakim cudem znał jej działanie. Była dopiero w fazie testów, odkąd w oryginale był zapisany Peter i mógł ukrywać swoje nazwisko na terenie Hogwartu. Miała inne hasło, choć myśleli, że Hadrian jakimś cudem je poznał.
- Czy ten twój przyjaciel, Tony, wie, że my też będziemy?
- Później mu powiem - machnął ręką. - Zresztą, będzie zachwycony móc dręczyć kogoś innego o magii niż mnie - rzucił z rozbawieniem. - A teraz, idę spać, dobranoc - pomachał, po czym wyszedł z jadalni i wrócił do pokoju.
Mortem siedział na łóżku i patrzył na niego, przechylając głowę.
- Cześć, Mortem - mruknął, podchodząc do towarzysza i od razu przytulając się do niego. Zawsze było to miłe uczucie.
- Stało się coś, Hadrianie? - zapytał spokojnie, głaszcząc go po plecach.
- Nie - odpowiedział, co nieco zagłuszyła szata Śmierci.
- Wiem, że jest ci ciężko nie porównywać ich do przeszłości - szepnął, spoglądając na drzwi.
- Nie potrafię się przystosować - odpowiedział. I to była prawda. Jego pierwszy świat wyglądał całkiem inaczej i nie sądził, że miałby problemy z ponownym przystosowaniem się. Ta rzeczywistość jednak za bardzo się różniła. Rodzice go ignorowali, długo był nazywany charłakiem, miał brata, Syriusz nigdy nie trafił do Azkabanu, dzięki czemu był w pełni zdrowy psychicznie, nie żył w Anglii, ani u Dursleyów...
- Zawsze możesz to pozostawić... - spojrzał czerwonymi oczami w fioletowe oczy jego Mistrza.
Zmarszczył lekko brwi. - Nie jest to szczyt moich marzeń, mimo, że żyją, mimo to... Nie chciałbym zniknąć. W końcu wróciłem na ziemię po latach.
- Możesz też ukryć się u Tony'ego Starka, aby żaden czarodziej cię nie znalazł. Mógłbyś żyć w spokoju z przyjacielem - pogłaskał go po policzku. - Albo możesz mi rozkazać, aby nikt cię nie znalazł. Zrobię to z miłą chęcią.
Hadrian roześmiał się. - Dzięki, ale na razie nie. Jak już mówiłem, nie chcę rezygnować ze wszystkiego co mam, nawet jeżeli są to same tajemnice.
- Jesteś zbyt delikatny, Mistrzu - mruknął, zbliżając się i składając delikatny pocałunek na jego ustach.
Potter od razu poczuł jak się roztapia. Eony razem, a on nadal był niczym nastolatek podczas integracji bardziej intymnych z partnerem. - Kocham cię - powiedział, kładąc się na kolanach Śmierci.
- Oczywiście, Hadrianie - kiwnął głową. - Ja ciebie również.
Odpowiedział mu miękki uśmiech, kiedy chłopak próbował zasnąć. Nie potrzebował snu do "życia" ale też uważał, że lepiej spędzić noc na spaniu niż siedzeniu i nic nie robieniu.
Notes:
I kolejny rozdzialik. Jest on pierwszym z dwóch, w których Tony poznaje poprzednie szkolne życie Hadriana.
Chapter Text
Hadrian patrzył szeroko otwartymi oczami na gigantyczny, szklany budynek będący mugolskim lotniskiem w Nowym Jorku.
Snape wrócił do szkoły, aby dowiedzieć się więcej o działaniu wymiany szkolnej, oczywiście widział ją rok temu, ale nie skupił się na niej tak bardzo.
Remus i Syriusz jechali taksówką, podczas gdy Hadrian odmówił i ruszył niczym błyskawica na motorze, rzucając na siebie kilka zaklęć odpychających wzrok. Nie chciał od razu został złapanym przez policę za szaleńczą jazdę niczym Błędny Rycerz, ani za brak prawa jazdy i niepełnoletność.
Jego wzrok prawie od razu znalazł Tony'ego, otoczonego fanami. Miał miły uśmiech, choć Hadrian widział, że jego brązowe oczy rozglądały się wokoło. Ciemnobrązowe włosy rozwiewał delikatny wiatr, a ręce miał pełen notesów i zdjęć do podpisania.
Uśmiechnął się delikatnie, odstawiając motor i chowając klucz w kieszeni. Oczywiście był zaczarowany, że tylko on (i Tony) mogli go używać. Dla innych zwyczajnie zmieniał kształt. Skierował swoje kroki do tłumu ludzi, oczekując, aż Stark go zauważy.
Co go nieco zdziwiło, geniusz zauważył go bardzo szybko, nawet przez tłum ludzi. Otworzył szerzej oczy, powoli wycofując się z miękkim uśmiechem. Fani zostali powstrzymani przez ochroniarzy, kiedy Stark wpadł do budynku.
Hadrian spokojnym krokiem tam powędrował. Zatrzymał go jeden z ochroniarzy. - Stać - wyciągnął rękę. - Kim jesteś i czego tu szukasz? Dzisiejsze loty są odwołane.
Potter podniósł brew, spoglądając nad ramieniem mężczyzny.
- Wpuść go, jest ze mną! - zawołał Tony, stojąc dobre pięć metrów od szklanych drzwi.
Hadrian szybko wślizgnął się do środka, witając z Tonym. - Wkrótce przyjadą tu Syriusz i Remus - dodał.
- Ha? Od kiedy twoi opiekunowie jadą? Nic mi nie mówiłeś! Nie przygotowałem się! - rozejrzał się dramatycznie po budynku.
Hadrian skrzyżował ramiona. - Przygotować się? Wynająłeś całe lotnisko na cały dzień, kupiłeś willę w Anglii, a nawet będziemy lecieć twoim prywatnym samolotem. I ty twierdzisz, że nie jesteś przygotowany na dwóch dorosłych czarodziei? - sapnął.
Stark spojrzał na niego piorunująco. - Następnym razem miło by było, gdybyś mnie o tym poinformował.
W odpowiedzi wzruszył ramionami, patrząc przez okna na jeżdżące samochody i swój motor. - Hej, co z moim motorem?
Tony spojrzał na ciemnofioletowy pojazd. - Cieszę się, że go nie rozwaliłeś i oczywiście, że jedzie z nami - machnął ręką, a nagle jeden z mężczyzn w garniturze wprowadził motor do środka. Hadrian podniósł brew do góry. Wiedział, że Stark był szaleńczo bogaty, nawet kiedy firma była tylko znana w obu Amerykach, ale nie spodziewał się wykupienia lotniska i ponad dwudziestu minionków w garniturach, zajmujących się wszystkim w okolicy. - Jak wyglądają ci Remus i Syriusz? - machnął ręką z lekceważeniem.
- Remus ma jasne, brązowe włosy i niebieskie albo bursztynowe oczy, poza tym charakterystyczną bliznę po pazurach na twarzy i być może czarodziejskie szaty - zaczął. - Syriusz ma czarne, lekko kręcone włosy i szare oczy, nie da się go nie zauważyć, kiedy odgrywa siebie - pokiwał głową.
- Niepokojąco proste opisy - odparł, podchodząc do jednego z ochroniarzy, przekazał mu wygląd dwójki opiekunów jego towarzysza, po czym zabrał Hadriana głębiej w budynek.
Hadrian rozglądał się z dużym zainteresowaniem, skanując wszystko fioletowymi oczyma.
- Szczerze, wygląda jakbyś nigdy nie był na lotnisku - Tony przewrócił oczami, prostując plecy i krzyżując ręce za głową.
- Bo nigdy nie byłem - odparł jakby nigdy nic. - Z Dursleyami nie mogłem sobie pozwolić na luksus wyjechania gdziekolwiek, a tym bardziej za granicę samolotem.
- Byłeś przecież w Ameryce! I jakimś cudem się tutaj dostałeś! - spojrzał na niego oszołomiony.
- Świstoklik międzynarodowy - wzruszył tylko ramionami. - Świstoklik jest to jeden ze sposobów podróżowania czarodzieja, tak samo jak aportacja i Błędny Rycerz.
- Czyli ten świstoklik pozwala wam się znaleźć w dowolnym miejscu na świecie?
- Nie do końca. Prowadzi do konkretnego, wcześniej zapisanego miejsca. Są takie, które pozwalając podróżować w obie strony dowolną ilość razy - sięgnął naszyjnik na szyi. Syriusz i Remus sądzili, że go gdzieś zostawił, bo nigdy nie zobaczyli go na jego szyi, od czasu zakończenia szkoły. - To pozwalało mi podróżować w kilka sekund do szkoły i z powrotem.
- J, zeskanuj to cudeńko - powiedział do słuchawki. Hadrian ją dopiero teraz zauważył i od razu otrzymał własną.
- Odbieram dziwne zakłócenia, jednak potrafię odczytać współrzędne obu lokacji.
- Ulepszyłeś go - sapnął w szoku Hadrian. Nigdy nie sądził, że jakakolwiek technologia dałaby radę pracować w pobliżu magii.
- Testowałem z różdżką - zakołysał się na piętach. - Przede wszystkim J potrafi wykryć magię i czasem ją śledzić. Dobrze też pracuje w jej otoczeniu - zakończył niczym dumny rodzic, ale przecież tak było. Jego SI i roboty były dla niego jak dzieci.
- Nie spodziewałem się tego tak szybko - sapnął, przekładając między palcami chłodny metal. - Wtedy zajęło ci to około osiem lat, od czasu kiedy dowiedziałeś się o magii. Choć to może być spowodowane twoim byciem niedowiarkiem - przewrócił oczami.
- Ha! Jestem mądrzejszy niż moja przyszła wersja! - pstryknął palcami.
Hadrian roześmiał się. - Na pewno... Hej, J, jakie lokalizacje widzisz?
- Nie widzę co prawda idealnej lokalizacji, jednak jedna z nich jest niedaleko szkoły podstawowej, do której chodziliście, a druga to ulica w Nowym Jorku, gdzie znajdował się dom Hadriana.
- Dostatecznie blisko - pokiwał głową. - To naprawdę spore osiągnięcie, Tony - uśmiechnął się delikatnie.
- A to wszystko dzięki temu kawałku badyla- sięgnął różdżkę z kabury. Potter zaczął się zastanawiać, skąd geniusz zdobył tak dobrze przystosowaną kaburę.
- Tony, badyle masz w lesie - prychnął.
- Ach, wybacz, różdżce - uśmiechnął się kpiąco.
Hadrian przewrócił oczami i rozejrzał się. - Emm... W którą stronę wejście? - zapytał, na co Stark tylko pokręcił głową, ale zaczęli wracać.
- Nie masz orientacji w terenie?
- Normalnie mam, ale mnie zagadałeś.
- Huh, może - wzruszył ramionami. - Muszę coś wiedzieć o tych twoich opiekunach? Co mówić, czego nie mówić? - spojrzał na szesnastolatka.
- Wiedzą, że wiesz o magii i widzisz przez zaklęcia odpychające. I, że jesteś sławny. To chyba wszystko.
- Czyli nie wiedzą o tej części Mistrza Śmierci? - zapytał zaciekawiony.
- Nie. W mojej rzeczywistości byli całkiem innymi ludźmi, a teraz nie potrafię ich nie porównywać - westchnął.
Tony poklepał go pocieszająco po ramieniu. - Zawsze masz mnie - wskazał.
- I z tego powodu się cieszę - zapewnił.
Jak tylko dotarli do wejścia, Syriusz i Remus już na nich czekali, rozglądając się podejrzliwie po poczekalni.
- Cześć! - zawołał Hadrian, skupiając na sobie wzrok czarodziei.
Prawie od razu Remus zeskanował zmrużonymi oczami towarzysza jego chrześniaka. Miał ciemnobrązowe włosy, brązowe oczy i lekki zarost na brodzie. Dodatkowo na ustach czaił się niepokojąco radosny uśmieszek. Ubrany był w zwykłą, butelkowozieloną koszulę z szarym napisem AC/DC, a na to narzuconą cienką kurtkę w czarnym kolorze, oraz niebieskie jeansy i czarne trampki.
- Witajcie opiekunowie mojego przyjaciela, to chyba pierwszy raz kiedy mamy okazję się spotkać - przywitał się Tony swym przesłodzonym tonem. Mimo pięcioletniej znajomości, nigdy nie odwiedzał domu Hadriana, ani nie spotkał się z jego opiekunami twarzą w twarz. Hadrian szturchnął go w żebra, na co ten chrząknął. - Jestem Anthony Stark, ale możecie mi mówić Tony.
- Remus Lupin - przywitał się wilkołak, ściskając rękę człowieka. Zmarszczył lekko nos, czując słaby zapach magicznego stworzenia na tym Tonym.
- Syriusz Black - powiedział czarnowłosy, również ściskając rękę mugola. Uśmiechał się szarmancko, co Remus skomentował prychnięciem i uderzeniem towarzysza w tył głowy.
- Kiedy wylatujemy, Tony? - zapytał Hadrian.
- Kiedy chcesz - wzruszył ramionami. - Przecież to mój samolot i lotnisko w tej chwili też.
- Tak, chwal się swoimi pieniędzmi - prychnął, krzyżując ramiona.
- Chwila, masz własny samolot? - sapnął w szoku Black. - I lotnisko?!
Tony popatrzył na niego i zamrugał. - Oczywiście, jestem bogaty. Chociaż lotnisko wykupiłem tylko na dzisiaj - wzruszył ramionami. - Nienawidzę tłumów.
- A fani przed wejściem? - wtrącił Potter.
- To fani, Hadrian! Musisz o nich dbać - zaznaczył, idąc ramię w ramię z towarzyszem w kierunku, gdzie normalnie następowało sprawdzanie paszportów i bagażu. - Hej, nie zapytałem, ale czy w ogóle macie paszporty? - spojrzał podejrzliwie.
Zanim Remus zdołał zaprzeczyć, Hadrian sięgnął trzy dokumenty z kieszeni. - Wiedziałem, że oni zapomną - wskazał na swoich opiekunów.
- Hadrian, skąd wziąłeś dane do dokumentów i nasze podpisy? - zmrużył oczy.
- Czy uwierzysz, jeżeli ci powiem, że Severus mi pomógł? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Nie - odparł natychmiast.
- W takim razie to zasługa Tony'ego.
- Co? Kiedy? - sapnął.
- J mi pomógł - odpowiedział Hadrian.
- I nie powiedział mi? - jęknął, dotykając palcami słuchawki. - Hej, J, dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Hadrian uznał to za dobrą niespodziankę - wskazało SI.
- Za bardzo się zaprzyjaźniliście - prychnął, patrząc piorunująco na Hadriana.
- Tony... - Remus zwrócił na siebie uwagę kłócących się przyjaciół. - Co to był za mechaniczny głos?
- Huh, słyszałeś to? - Stark spojrzał na Pottera z podniesioną brwią.
- Ma wyczulone zmysły - wzruszył ramionami z lekceważeniem.
- W porządku, to moje SI, nazywa się JARVIS, ale w skrócie nazywamy go J.
- Co to SI? - zapytał z zainteresowaniem Syriusz.
- Hadrian, czy czarodzieje naprawdę nic nie wiedzą o technologii? - jęknął, chwytając się za klatkę piersiową. - To boli.
- Nie, nie wiedzą - zachichotał. - Ale możesz ich nieco wprowadzić w samolocie. Ja będę czytać - pokiwał głową.
- Cudownie.
Dalszą drogę do samolotu przeszli w ciszy, zapominając o pytaniu Syriusza.
Remus i Syriusz rozglądali się w szoku po luksusowym wnętrzu pojazdu. Był on co prawda o połowę mniejszy niż normalny samolot, ale był podobnie utrzymany jak pierwsza klasa. Fotele z regulowanymi wysokością, szerokością i mogące się rozkładać, pomieszczenie ze szwedzkim stołem pełnym gotowego jedzenia, kilka stewardess ubranych w czarne marynarki i spódnice z czerwono-złotymi apaszkami z logiem Stark Industries, a nawet liczne stoliki z laptopami.
- Po cholerę tyle laptopów? - Hadrian zmierzył wzrokiem Tony'ego.
- Żeby wydać na coś pieniądze? - wzruszył ramionami. - Przecież mam ich jak lodu, nawet teraz nie sądzę, abym był zdolny wydać wszystko w ciągu co najmniej dwudziestu lat. Poza tym ciągle rośnie.
- Stane też ma do nich dostęp - zaznaczył.
- Ale niewielki - prychnął. - Poza tym zachowuje się dziwnie, jakby coś planował - zastanowił się.
Hadrian przypomniał sobie jak w dwa tysiące ósmym roku Tony zaginął na kilka miesięcy. Nigdy nie zostało podane do prasy, co się dokładnie stało, ale były domysły, że porwało go Dziesięć Pierścieni gdzieś w Afganistanie.
Bardzo nie chciał do tego dopuścić, jeżeli plotki o torturach były prawdziwe, ale też nie mógł za wiele pomóc, jeżeli chciał, aby Iron Man pojawił się naprawdę. Przecież właśnie przez to wydarzenie, Stark Industries zrezygnowało z produkcji broni, zajmując się inną technologią, co przyniosło firmie jeszcze większe zyski. I Tony Stark postanowił zostać Iron Manem, aby chronić ludzi przed podobnym losem lub śmiercią.
- Zwrócę na to uwagę - zapewnił spokojnie Hadrian. - A teraz, może wprowadzisz ich nieco w świat technologii? - zapytał, wskazując opiekunów, którzy czuli się nie na miejscu.
- W porządku - skierował swoje kroki do czarodziei i wskazał im cztery siedzenia, które otaczały stolik.
Hadrian uśmiechnął się delikatnie, zajmując miejsce po drugiej stronie przejścia i nieco bardziej rozkładając fotel. Uznał, że musi kupić prywatny samolot. W końcu pieniędzy miał jak lodu, tak jak Tony. Oczywiście, nie chodziło o skrytki Potterów, bo większość należała do Aidena, tylko o skrytkę Peverell, o której tylko on wiedział jak i słyszał od Mortema o specjalnej, założonej dla niego jako Mistrza Śmierci skrytce. Podobno była pełna pieniędzy uzbieranych przez lata, a Hadrian nie miał powodu wątpić w słowa Śmierci.
- J, jak dolecimy do Anglii, przypomnij mi, żebym przeszedł się do Gringotta i zajął moimi aktywami - mruknął. - Możesz przekazać to Tony'emu, ale uważaj, żeby Remus i Syriusz tego nie usłyszeli. Ach i możesz go zapytać, czy chce ze mną iść.
- Oczywiście, Hadrianie - odparło SI.
Potter pokiwał głową i sięgnął książkę z ciemnej torby, którą dostał od Syriusza na urodziny. Miała na sobie zaklęcie zmniejszające i zmniejszenia wagi, co przyjął z ulgą.
-~*~-
- Nie sądziłem, że wrócimy tak szybko - zdecydował Remus, rozglądając się po zatłoczonym lotnisku.
- Dlaczego tu tak dużo ludzi? - prychnął Tony, zakładając okulary przeciwsłoneczne. Zawsze uważał, że to nieco zapobiega rozpoznaniu go.
- Jesteśmy w Londynie - odparł Hadrian, jakby to miało wszystko wytłumaczyć.
- Mogłem wykupić też to lotnisko - mruknął pod nosem.
- Hej, gdzie schowałeś mój motor? - zapytał, zmieniając temat. Kierowali się powoli po bagaże, choć Potter wątpił, czy znajdzie tam swój nowiutki pojazd.
- Liczyłem, że rzucisz na niego jakieś zaklęcie zmniejszające, czy coś - wzruszył ramionami. - A i czeka na nas obok naszych bagaży. Zakryty płachtą - wskazał w kierunku, gdzie stało kilku ochroniarzy wokół stosika bagaży.
- Znowu ochroniarze, Tony... - jęknął.
- Przymknij się - prychnął, krzyżując ramiona. - Zawsze lepsze to, niż pozostawienie twoich rzeczy niestrzeżonych.
- Wystarczyłby jeden goryl a nie dziesięciu - mruknął pod nosem.
- Słyszałem!
Hadrian w odpowiedzi roześmiał się, rzucając nagle w bieg. Tony zamrugał przez chwilę, zanim nie pobiegł za nim, kiedy jego włosy zmieniły kolor na rudy.
Remus i Syriusz zaśmiali się lekko, widząc przekomarzanie się ich towarzyszy. Potem zauważyli, jak Hadrian uśmiecha się szczerze, co nie było dla nich częstym widokiem. Następnie przyśpieszyli krok, aby szybciej znaleźć się przy własnych bagażach, kątem oka widząc jak dwójka znika za rogiem sprintem.
-~*~-
Hadrian miał na twarzy zadowolony uśmiech, mimo, że jego włosy były niebieskie, a na policzkach miał namalowane brokatowo zielone węże. Tony był mniej zadowolony z nadal rudymi włosami i w neonowo różowej szacie czarodziejskiej. Ludzie patrzyli na nich w szoku, czym ta dwójka się jednak nie przejmowała.
Syriusz i Remus dla odmiany zastanawiali się, co to były za żarty. Oczywiście proste zaklęcie mogło z łatwością zmienić kolor włosów lub stroju, jednak mugol nie mógł czarować i wątpili, czy Hadrian znałby aż tyle zaklęć w tak krótkim czasie, podczas którego mógł wreszcie się ich uczyć. Nadal byli oszołomieni magią bezróżdżkową ale też postanowili, że muszą mu kupić różdżkę, skoro przez jakiś czas będzie chodził do Hogwartu.
Wsiedli do wynajętego samochodu, który nie wyróżniał się za wiele, na co nalegał Hadrian, a po godzinie drogi zatrzymali się przed jasnym, piętrowym domem z dużym podwórkiem i jeszcze większym terenem za budynkiem.
Hadrian zmarszczył lekko brwi, rozpoznając budynek. To był ten sam dom, który kupił po namowie Hermiony i Rona, kiedy twierdzili, że powinien się osiedlić gdzieś z Ginny. Co prawda niedługo potem zerwali, ale Luna i Neville chętnie dołączyli do niego z dziećmi, co wtedy ucieszyło Pottera.
W środku nic się nie zmieniło w porównaniu do czasu, kiedy kupił ten dom. Te same meble, tylko, że nie aż tak zniszczone, to samo rozłożenie pomieszczeń obejmujące salon z jadalnią, salon gier, łazienkę, dwie sypialnie i taras na parterze oraz trzy łazienki (dwie przy pokojach), cztery sypialnie, z czego dwie miały balkony oraz nieduża biblioteka.
- Na dole są dwie sypialnie, a na górze cztery, z czego dwie mają łazienkę i balkony - zaczął Tony. - Więc, kto chce gdzie mieszkać?
- Góra, balkon i łazienka - Hadrian wzruszył ramionami, kierując się do schodów za rogiem. Wzrokiem przeleciał po drzwiach do piwnicy, gdzie we własnych czasach urządził pokój do eliksirów. Być może namówi Tony'ego na to samo, zanim ten zarekwiruje miejsce jako swój warsztat.
Dorośli odprowadzili wzrokiem nastolatka, który od razu trafił na schody i wdrapał się po stopniach, zadziwiając swoją znajomością budynku, kiedy na górnym korytarzu ruszył w prawo, a bagaż poleciał za nim.
- A wy? - Tony spojrzał na nich. Miał nadzieję, że wybiorą sypialnie na dole, żeby nie narzekali na nocne rozmowy jego i Hadriania.
- Hm, jeżeli nie masz nic przeciwko, weźmiemy tą na dole - powiedział Remus.
- Jasne - wzruszył ramionami. - Będę też na górze, jak czegoś będziecie potrzebować, zapytajcie mnie, Hadriana albo JARVISA - i zniknął ze swoimi zmniejszonymi bagażami, co było zasługą Pottera, zanim czarodzieje zdążyli zapytać czym było dokładnie SI o nazwie JARVIS.
- Hej, Hadrian, skąd wiedziałeś, gdzie są sypialnie? - Tony opierał się o framugę pokoju o morskich ścianach z białym dywanem na środku i jasnymi panelami. Wszystkie meble były zachowane w jasnych, delikatnych kolorach, co przypominało mu nieco spienione fale.
- Wiesz, to zabawne, ale kiedyś kupiłem ten dom, jakieś pięć lat później - zaśmiał się.
- Ha? Cóż za zbieg okoliczności - mruknął.
- Może Lilith uznała, że dobrze mi zrobi powrót do starego miejsca zamieszkania - westchnął cicho, kładąc się na łóżku jakby nigdy nic. Tony zajął miejsce przy biurku, na przeciwko.
- Za dwa dni jest pierwszy września... - zaczął ostrożnie.
- I? - Hadrian spojrzał z lekką ciekawością.
- Co z Pokątną? Wspominałeś, że musisz zajrzeć do tego Gringotta, czymkolwiek by to nie było.
Potter otworzył szerzej oczy. - Całkiem o tym zapomniałem! - wstał nagle i machnął ręką.
Jego mugolskie ubrania zmieniły się w ciemną koszulę i spodnie, na co narzucił czarodziejską szatę. Kolejnym ruchem nadgarstka przywrócił włosom dawny kolor (co ciekawe zaklęcie Tony'ego zadziałało nawet na jego nigdy nieznikające końcówki!). Potem zmazał węże z policzków.
- Weźmiesz mnie, prawda? - zapytał ze szczenięcymi oczami.
Hadrian przewrócił oczami. - Oczywiście, że tak, mój przyjacielu - prychnął. - A teraz, zmień te okropne ciuchy.
- To ty je wyczarowałeś - zaznaczył.
- Ale ty masz się ich pozbyć. Możesz też założyć to - podał mu szatę w kolorze ciemnego burgundu ze złocistym obszyciem.
- Naprawdę, zastanawiam się, skąd do cholery znasz moje ulubione połączenie kolorów - sapnął.
- To twoje ulubione kolory? - zapytał szczerze zaciekawiony.
- Nie wiedziałeś? Skąd więc taki pomysł?
- Z przyszłości, twój kombinezon miał te kolory, więc uznałem, że musisz lubić ich połączenie.
- Huh... Jaki jest więc twój ulubiony kolor, Hadrian?
Chłopak zastanowił się. - Kiedyś bardzo lubiłem zielony, ale to było zanim trafiłem do Hogwartu. W szkole zieleń kojarzyła mi się tylko ze Slytherinem i w pewnym momencie automatycznie przestałem lubić ten kolor. Potem było złoto Gryffindoru, choć za czerwienią nie przepadałem przez krew, którą widywałem często. Teraz chyba fiolet i granat - wzruszył ramionami. - Nie zastanawiałem się nad tym, ale lakier motoru mi się podoba.
- W porządku - Tony kazał to zanotować JARVISOWI, co Hadrian przyjął ze śmiechem. - Więc, jak mamy się dostać na ta Pokątną? I co z twoimi opiekunami?
- Zostawię liścik i możemy się aportować.
- Liścik? - podniósł brew z rozbawieniem.
- Czemu nie? - wzruszył ramionami. - Jeżeli mają choć trochę na uwadze swoje bezpieczeństwo, nie pójdą do magicznego Londynu.
- Skoro tak uważasz - zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Hadrian złapał go za ramię i zniknęli z trzaskiem.
-~*~-
- Następnym razem ostrzeż człowieka! - zawołał oburzony Tony, ledwo trzymając się na nogach. - I co z tym cholernym liścikiem?
- Powinien już się sam napisać - wzruszył ramionami, idąc w kierunku nieco obskurnego pubu, którego ludzie zdawali się omijać, nawet na niego nie patrząc. - To magiczny pub, a jego właścicielem jest Tom. Jest to jedno z licznych wejść na Pokątną, jednak wzbudza najmniejsze podejrzenia wobec nowych ludzi - zaznaczył, otwierając drzwi. Na chwilę spojrzenia czarodziejów spoczęły na nich, zanim wrócili do własnych zajęć.
Podeszli do lady, gdzie krzątał się mężczyzna, przypominający nieco za bardzo garbatego Quasimodo. Właśnie machał lekko skrzywioną w połowie różdżką, przywołując do siebie kieliszek i szklaną butelkę pełną bursztynowego płynu.
- Cześć, Tom - Hadrian usiadł na krześle prze barkiem, kiedy mężczyzna spojrzał na niego.
- Czego tutaj szukasz, chłopcze? - zapytał lekko, podchodząc do nich.
- Czy możesz otworzyć przejście na Pokątną? - zapytał. - Zwykle bywałem tu z moim opiekunem, ale dzisiaj wysłał mnie samego z moim przyjacielem - wskazał na zaciekawionego towarzysza, kłamiąc z łatwością. W towarzystwie Tony'ego udało mu się poprawić swoje umiejętności do ukrywania prawdy i wypowiadania poprawnie kłamstw, bez odwracania wzroku, czy widocznego zdenerwowania. Czego nie zdołał się nauczyć doskonale przez dwa eony. Dopiero ze Starkiem okazało się, że był świetnym kłamcą kiedy chciał.
- Jasne, dzieciaku - odpowiedział, wychodząc zza lady i idąc na zaplecze. Zanim wyszli, machnął ręką w kierunku kobiety, która na jakiś czas stanęła za barem. Z łatwością przycisnął odpowiednie cegły, a przejście otworzyło się, szokując Tony'ego. Widział tylko zwykłe zaklęcia, nawet jeżeli były nietypowe, lecz pierwszy raz był w okolicy tak dużego skupiska magii. W słuchawce słyszał, jak JARVIS czasami bardziej skrzeczał, niż mówił.
- Dzięki! - pomachał szesnastolatek, spoglądając na aleję. Wziął głęboki wdech. - Dawno mnie tu nie było...
- Kiedy był ostatni raz? - Tony szybko zrównał z nim krok, choć jego oczy ciągle przelatywały po coraz to lepszych i nowszych zaklęciach, jakie widział rzucone na przedmioty a czasem całe sklepy. Widział samoporuszające się nożyce, kapelusz który był zakładany przez wiedźmę, kolorowego stworka, który wypluwał równie kolorowe cukierki, a w oddali majaczył się pokaźny, dumny, biały budynek. Właśnie tam się kierowali.
- Dawno...
-~*~-
- To gobliny - mruknął Hadrian, widząc zaniepokojone spojrzenie przyjaciela. - Są bardzo dumne i nie przepadają za czarodziejami, którzy nigdy nie okazywali im szacunku.
- Zarządzają czarodziejskimi finansami i nie mają szacunku? - zmarszczył brwi, ponownie sięgając ten sam notes, w którym zapisywał, co wcześniej opowiadał mu Hadrian.
- Gdzie do cholery mieścisz ten zeszyt? - zapytał w szoku.
- Zawsze noszę go przy sobie, ma na sobie zaklęcie zmniejszające - odpowiedział.
- Huh, jesteś naturalny w magii, co? - prychnął, podchodząc do wysokiego biurka. Spojrzał w górę i zobaczył tego samego goblina co w jego poprzedniej rzeczywistości, kiedy miał jedenaście lat. Odchrząknął, a stworzenie spojrzało na niego zza lady.
Zmierzył wzrokiem ich dwójkę, prychając pod nosem. - Czego tu szukacie? - zapytał, wracając do papierów.
- Muszę poznać aktywa moje i mojego przyjaciela - odpowiedział Hadrian, nawet nie zwracając uwagi na zszokowanego spojrzenie Tony'ego.
- Nazwisko?
- Hadrian James Potter - odpowiedział spokojnie. Goblin spojrzał na niego czujnie mrużąc oczy i nacisnął przycisk na biurku. - Gnarlok zaprowadzi was do biura - mruknął, kiedy inne stworzenie przyszło i zaprowadziło ich przez zawiłe gringockie korytarze. Wskazał im drzwi, po czym odszedł bez słowa.
Hadrian tylko wzruszył ramionami, pukając do drzwi. Otrzymawszy zaproszenie, wszedł do środka z Tonym.
- Pozdrawiam cię, Mistrzu goblinie, niech twoje krypty wypełnią się złotem, a twoi wrogowie skulą się u twoich stóp - przywitał się starym powitaniem goblinów.
Stworzenie spojrzało od razu na niego znad dokumentów z zaciekawionym wyrazem na pomarszczonej twarzy. - Pozdrawiam również ciebie, młody czarodzieju. Niech twoje złoto płynie jak rzeka, a twoi wrogowie uciekają przed tobą. Co mogę dla pana zrobić, panie...?
- Jestem Hadrian James Potter, a to mój przyjaciel, Anthony Edward Stark. Chcielibyśmy poznać nasze aktywa.
Cieszył się, że Mortem zdołał ukryć jego tożsamość o wiele lepiej, niż było to przy jego poprzedniej wizycie w Gringocie. Nie chciał ponownie bawić się w ignorowania wzdrygnięć stworzeń, czy ich przerażonych spojrzeń.
Goblin sięgnął dwa dokumenty. - Nie masz nic przeciwko, panie Potter, udowodnienia tożsamości? - przesunął pergamin przez biurko.
- Oczywiście, że nie - naciął palec nożem z licznymi klejnotami, który leżał obok. Dokładnie po spadnięciu pięciu kropel krwi, Hadrian zabrał dłoń. Goblin nie skomentował wiedzy nastolatka, był dostatecznie zdziwiony znajomością starych zwyczajów przez tego chłopca. - Natnij delikatnie opuszek palca i musisz spuścić dokładnie pięć kropel - powiedział przyjacielowi, który wpatrywał się z niepokojem w nóż.
- Jasne... - odpowiedział ostrożnie. Hodrod od razu rozpoznał silny, amerykański akcent mężczyzny.
Nigdy wcześniej nie słyszał też o rodzie Stark, jednak skoro człowiek był w Gringocie, oznaczało, że jest chociaż charłakiem. Kolejnym zdziwieniem dla niego była potwierdzona tożsamość chłopca. Potterowie byli znani nawet wśród rodu goblinów. Ale też mieli tylko jednego syna, Aidena Charlusa Pottera, który był w Gringocie prawie miesiąc wcześniej. A przynajmniej tylko o jednym wiedziało całe społeczeństwo.
- Zatem, co dokładnie chcecie sprawdzić? - zapytał po potwierdzeniu tożsamości obu ludzi.
- Możemy najpierw aktywa mojego przyjaciela - wskazał Tony'ego z szerokim uśmiechem. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Przecież jestem niemagiczny - syknął mu na ucho.
- Zobaczymy - uśmiechnął się delikatnie, kiedy goblin sięgnął inny pergamin.
- Tylko aktywa?
- Drzewa genealogiczne też mogą być i dziedzictwa - odparł lekko Hadrian.
Hodrod kiwnął głową, sięgając inny pergamin. - Dwanaście kropel - powiedział w kierunku Starka.
Nadal zdezorientowany, Tony odkleił plaster (kiedy go w ogóle użył?) i ponownie pozwolił krwi lecieć. Było to powolne.
- Dla mnie to samo - dodał, wyrywając pergamin z rąk przyjaciela.
- Hej! To moje! - zawołał oburzony, co goblin obserwował z podniesioną z lekkim rozbawieniem brwią.
- Wiedziałem! - zanucił radośnie. - Wiem dlaczego widzisz przez zaklęcia odpychające - wskazał linijkę "Stworzenie".
Tony mrugał kilka chwil, zanim zrobiło mu się ciemno przed oczami i zemdlał. Hadrian gapił się na niego, a następnie spojrzał przepraszająco na goblina. - Wybacz, Mistrzu goblinie, jeżeli pozwolisz, mogę tu wyczarować kanapę?
- Oczywiście, młody czarodzieju - kiwnął głową. - Moje imię to Hodrod.
- Dziękuję, Hodrodzie - westchnął z ulgą, wyczarowując kanapę i lewitując na nią Starka.
No cóż, to musiało być dla niego ciężkie doświadczenie. Wcześniej nie wierzył w magię, potem zaprzyjaźnił się z czarodziejem, nagle został wrzucony głębiej w świat magiczny, kiedy zaczął używać różdżki, dla dodatku okazuje się, że nie był człowiekiem, choć jego część stworzenia pozostawała uśpiona od lat i Hadrian nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek się obudziła.
Spojrzał na własny pergamin i przeleciał po nim wzrokiem. Przypis przy linijce "Stworzenie" nadal go zastanawiał, bo nigdy wcześniej nie zdołał obudzić swojej części neko (Lilith zawsze mu za to dokuczała). Wszystko też było tak jak kiedyś, za wyjątkiem jego aktywów.
Miał dostęp tylko do jednej skrytki Potterów, na rzeczy szkolne, ku jego szokowi miał skrytkę Prince, a o ile dobrze pamiętał to było nazwisko panieńskie matki Snape'a oraz dostęp do dwóch skrytek Blacków przez Syriusza, kiedy uczynił go swoim spadkobiercą (co zdziwiło Hadriana, bo przecież Aiden był jego chrześniakiem). Na koniec oczywiście widniały najbogatsze rody, czyli Peverell i Mortis, która zakładał, że należała do Mistrza Śmierci.
- Czy ktoś zabierał pieniądze pod moją nieobecność? Oczywiście oprócz Severusa Snape'a, Syriusza Blacka i Remusa Lupina - zapytał, siadając przed biurkiem goblina.
Hodrod zajrzał w dokumenty i pokiwał powoli głową. - Niejaki Albus Dumbledore zajął skrytkę Potter na rzecz Aidena Pottera oraz główny skarbiec Blacków na podstawie uwięzienia Syriusza Blacka w Azbkabanie.
- Chwila, co? - zapytał w szoku. - Od kiedy Syriusz jest w Azkabanie?
- Według dokumentów, od dziesięciu lat.
- Wyjechał ze mną i Remusem Lupinem do Ameryki - powiedział. - Severus Snape może to potwierdzić, cała trójka była moimi opiekunami, mogę nawet to udowodnić wspomnieniami - dodał od razu.
Goblin powoli pokiwał głową, drapiąc ostrymi pazurami brodę. - Nigdy nie udowodniono tego. Został zamknięty bez procesu za zdradę Potterów.
- Zdrajcą był Peter Pettigrew - odparł. - Proszę o oczyszczenie imienia Syriusza, pieniądze nie mają znaczenia - przekazał pergamin goblinowi, który pokiwał głową.
- Od razu się tym zajmiemy, panie Potter - zapewnił. - Teraz, może pan się ubiegać o tytuł Lorda rodów Peverell oraz Mortis.
- Co musiałbym zrobić? - zapytał z zainteresowaniem. W poprzednim życiu nigdy nie zainteresował się tytułami Lordowskimi, ani korzyściami z nich płynącymi.
- Większość rodów ma własny sposób na wybór dziedzica. W przypadku Peverellów istnieje pewne pudełko, które może otworzyć tylko osoba posiadająca odpowiedni klucz, niestety nie wiemy, czym on jest. Co ciekawe, ród Mortis ma skrzynkę z identycznym kluczem.
Hadrian westchnął - Czy mogę je zobaczyć?
- Oczywiście, panie Potter - pokiwał głową. - Chociaż to nieco zajmie, około pół godziny.
- Dobrze, czy mogę tu zostać? - spojrzał znacząco na przyjaciela.
Hodrod pokiwał głową, przywołując innego goblina. - Pierścienie Lordowskie Peverell i Mortis - rzucił w jego kierunku. Ten skinął głową i wyszedł.
-~*~-
Tony jęknął, budząc się powoli. Ostatnie co pamiętał to jak zemdlał. W dodatku to było jego pierwsze omdlenie z innego powodu niż brak snu!
- Cześć, Tony - powiedział spokojnie Hadrian, siedząc obok niego.
Stark usiadł na miękkiej kanapie i zamrugał. Miał mroczki przed oczami, które za szybko nie chciały odejść. - Miałem dziwny sen - powiedział.
- Jaki? - zapytał zainteresowany.
- Byliśmy w tym, ten, Gringocie i kazałeś mi zrobić test dziedzictwa czy coś... - rozejrzał się ponownie, kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do dziwnej jasności. Zawahał się. - To nie był sen?
- Nie - pomachał głową. - Przypuszczałem, że jesteś magicznym stworzeniem w jakiejś części, odkąd masz dryg do magii ale też nie masz rdzenia - powiedział. - Chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałem się smoka - zaśmiał się.
- Chyba nie będę ziać ogniem? - nagle się zmartwił. - Ani jeść ludzi?
Hadrian zaśmiał się głośno i radośnie, przecierając łzę rozbawienia z kącika oczu. - Nie, jasne, że nie. Nigdy nie spotkałem pół-smoków, jednak sądzę, że Mortem będzie wiedział co nieco. Ja sam mam uśpione dziedzictwo neko. Chociaż nigdy nie udało mi się go obudzić - wzruszył ramionami. - Ty również masz uśpioną część smoka i jestem pewien, że jej nie obudziłeś w moim poprzednim życiu.
- Neko? To ci od kotów?
Potter zmarszczył nos. - Niestety. Lilith kocha się z tego śmiać.
- Kot? - powtórzył.
- Tony? Płyta ci się zacięła czy coś?
- Hm, nie - pomachał głową i spojrzał na biurko. - Gdzie poszedł ten goblin?
- Kiedy zacząłeś się wybudzać, wyszedł i dał nam nieco prywatności. Żebyś nie miał napadu złości, czy coś - wzruszył ramionami.
- Napadu złości? Dlaczego?
- Nie wiem. Środki bezpieczeństwa? W końcu masz w sobie krew smoków. Może dlatego lubisz latać - wymamrotał.
- Huh, to na pewno interesujące. Jak myślisz, czy uda mi się "obudzić" tą część?
- Przyjmujesz to tak lekko? - spojrzał w szoku na towarzysza.
- Dlaczego nie? - wzruszył ramionami. - Widziałem magię, jak wstajesz z martwych, poznałem Śmierć i Los, zobaczyłem Pokątną, dlaczego by nie uznać, że smoki są prawdziwe i mogą mieć ludzkich potomków.
- Mam wrażenie, że panikujesz.
- Trochę - przyznał.
- Po kupieniu kilku rzeczy możemy spotkać się z Mortemem i zapytać o to. Albo Lilith.
- W porządku - właśnie w tamtym momencie, Tony zauważył dwa dziwne pierścienie na palcach przyjaciela. - Hej, skąd masz te pierścienie?
Hadrian spojrzał na nie. - To pierścienie Lordowskie rodów Peverell i Mortis - zaczął. - Okazało się, że kluczem do obu był symbol Insygniów, który tak się składa, że mam w kaburze na łańcuszku. Nie jestem pewien, dlaczego nikt inny nie mógł ich otworzyć z posiadaniem tego medalika, w końcu nie były one rzadkie.
- Co oznacza bycie Lordem w czarodziejskim świecie?
- Więcej pieniędzy, lepsze wpływy, siedzenia w Wizengamocie - odparł w skrócie. - W sumie dużo korzyści, przy okazji mogę też nieco napsuć krwi starcu.
- Ha?
- Zabrał moją skrytkę od Potterów i jedną ze skrytek Syriusza, bez naszej zgody, na rzecz mojego brata. Chociaż przypuszczam, że jest to tak, jak wtedy. Wziął je dla siebie pod pretekstem Chłopca-Który-Przeżył.
- Chwila, ale czasem ty nie jesteś tym chłopcem? W końcu to od ciebie odbiło się to przekleństwo.
- Może jestem - wzruszył ramionami. - Szczerze mnie to nie obchodzi. Zależało mi tylko, żeby mój brat nie żył z Dursleyami, a z tego co mi wiadomo wylądował u Longbottomów.
- Planujesz spotkać brata?
- Może w Hogwarcie... O ile mnie pozna.
Notes:
Co do wszelkiej elektroniki, o której wspominam, lub której używam, sprawdzałam wszystko na wikipedii (hah) i starałam się pisać tylko o tych technologiach, które już istniały w tamtych latach. Jeżeli coś wtedy nie istniało, proszę o zwyczajne przymknięcie oczu :)
Osobiście bardzo podoba mi się ten rozdział i uwielbiam pisać o Tonym, kiedy stara się to wszystko ogarnąć swym naukowym umysłem ^^
Poza tym, jego część stworzenia zostanie rozbudowana w przyszłości jak i mam nadzieję, że ludzie nie zaczną na to narzekać ha-ha.
Chapter 7: Hogwart
Chapter Text
- Hadrian... Naprawdę, dlaczego musisz być aż tak trudnym dzieckiem? - Remus wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
Odpowiedział mu radosny uśmiech chłopca z widocznymi zębami. - Jestem nastolatkiem, Remusie. Niezbyt lubię być sprawdzany co pięć minut.
- Wystarczy cię zostawić na dwie minuty, a ty już jesteś nie wiadomo gdzie. I jakim cudem wydostaliście się z domu? - skrzyżował ramiona.
Tony nawet miał nieco zaniepokojony wyraz twarzy. On też nie uniknął karcenia, mimo, że ten Remus Lupin nie znał go dłużej niż dwa dni. Czuł się nieco dziwnie, choć była swego rodzaju rodzinna atmosfera.
- Zostawiłem notkę, że pojechaliśmy Błędnym Rycerzem na Pokątną.
Wilkołak westchnął, przecierając twarz. - Jutro idziecie na King's Cross? - zmienił temat.
- Tak - kiwnął głową Potter. - Mamy jechać normalnie Expressem Hogwartu do Hogsmeade.
- Czy w ogóle wiesz, jak dotrzeć do Hogwartu?
- Mogę zapytać kogoś o drogę, pójść za innymi lub iść za przewodnikiem - wyliczył spokojnie.
Wilkołak pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Proszę, uważajcie na siebie. Oboje. I pilnujcie nawzajem.
- Oczywiście, panie Lupin - powiedział powoli Tony.
- Wystarczy Remus - pomachał głową i spojrzał na Hadriania.
- Jasne, że będę uważał, czy nie zawsze to robię? Nawet jeśli spotkam upierdliwego czarodzieja, chętnie skopię mu tyłek - zaznaczył.
Lupin westchnął, po czym machnął ręką.
- Nie zapomnij zrobić kilku żartów Snape'owi - wtrącił radośnie Syriusz. - Zresztą, sądzę, że może na was czekać - wzruszył ramionami.
- Dobrowolnie? - Hadrian podniósł z rozbawieniem brew do góry. - Coś wątpię.
- Kto to Snape? - zapytał Tony.
- Nauczyciel eliksirów i mój trzeci opiekun. Jest cholernie Ślizgoński, często wredny ponurak, poza tym zawsze ubiera się na czarno a jego peleryna powiewa jak nietoperze skrzydła, stąd zyskał przydomek Nietoperza z Lochów.
- Skąd wiesz o tym przezwisku? - sapnął Syriusz.
Hadrian popatrzył na niego przez chwilę. Wypaplał nieco za wiele, choć bardziej spodziewał się, że to Remus jako pierwszy zauważy.
- Bo ja go tak nazywam w myślach, skoro mieszka w Lochach i ma tą nietoperzą pelerynę.
- Hm, chyba, że tak - wzruszył ramionami z lekceważeniem.
- Dobra, to my idziemy się naszykować - odwrócił się na pięcie i szybko wszedł po schodach do własnego pokoju.
- Hm, sądzę, że też powinienem coś spakować - zastanowił się na głos Tony, również odchodząc.
- Ten mugol jest interesujący - powiedział Black.
- Ciszę się, że Hadrian znalazł kogoś, z kim się zaprzyjaźnił... - odparł Lupin z westchnieniem.
-~*~-
- Magiczny peron jest gdzieś tutaj? - zapytał Tony, rozglądając się z ciekawością po zatłoczonym dworcu King's Cross. Ponownie przeklinał w głowie tłumy, choć na szczęście rozpoznały go ledwie dwie albo trzy osoby.
- To peron dziewięć i trzy-czwarte - Hadrian odparł. - Przejście jest w ścianie między dziewiątym a dziesiątym peronem.
- W takim razie nie powinien nazywać się dziewięć i pół?
W odpowiedzi wzruszył ramionami. - Narzekania nie do mnie.
- Jasne, jasne - prychnął, rozglądając się z lekkim zainteresowaniem. Zwykle wszędzie jeździł samochodem, ostatecznie motorem, tak naprawdę tylko trzy razy w całym swoim życiu jechał pociągiem.
Stojąc przed odpowiednią ścianą, Hadrian wziął głęboki wdech.
- Wspomnienia?
- Nie wszystkie są zbyt miłe - odpowiedział powoli, przechodząc przez ścianę. Tony od razu ruszył za nim, nie chcąc się zgubić. - Ale nadal, pociąg jest cudowny.
Stark przyznał mu to w myślach. Różnił się od bardziej nowoczesnych lokomotyw swoją wiekowością, jednak musiał przyznać, że to bardziej pasowało. Czerwono-czarny błyszczący lakier przyciągał uwagę, a na złotych zdobieniach było zapisane "Express Hogwart".
Na stacji było o wiele mniej ludzi niż na mugolskiej części, jednak wszyscy mieli czarodziejskie szaty, a w kilku miejscach znajdowały się drobne, kwadratowe budyneczki z kominkami podłączonymi do sieci Fiuu (czymkolwiek by to nie było. Hadrian powiedział tylko, że to kolejny rodzaj transportu).
Kilkoro bardziej ciekawskich ludzi podążyło za nimi wzrokiem, bo przecież jedni z nielicznych nie mieli na sobie szat; Tony miał swoją zwyczajną ciemną bluzkę AC/DC (ile on w ogóle ich miał?), granatowe jeansy, trampki i nieco grubsza szara bluza. Dla odmiany Hadrian miał czarną bluzę zapiętą pod szyję z wizerunkiem węża na kieszeni, tego samego koloru jeansy oraz trampki. Z jasną cerą wyglądał niczym Śmierć, co mogłoby go rozbawić, biorąc pod uwagę, że wraz z Mortemem mają taki sam kolor włosów, choć o dziwo to Śmierć ma ciemniejszą karnację.
Co Tony przyjął z ulgą, żaden z czarodziei go nie rozpoznał. - Hej, czarodzieje nie oglądają wiadomości? Nikt mnie nie rozpoznaje.
- Przecież technologia nie działa obok naszej magii - odpowiedział.
Tony prychnął. - Hej, J, jak się czujesz? - zapytał, przykładając palec do słuchawki. Był to zwykły odruch, mimo, że JARVIS ciągle rejestrował głos z pomocą słuchawki Tony'ego i Hadriania.
- Mam nieco niepokojące odczyty, choć nie jest tak źle - odpowiedział. Kilka razy przycięło jego głos, choć to zawsze był duży plus, że nadal działał w takim skupisku magii.
- W Hogwarcie będzie gorzej - powiedział Hadrian, również z przyzwyczajenia przykładając palec do słuchawki. - Jest tam o wiele więcej czarodziei i większe natężenie magii.
- Może to spowodować wyłączenie JARVISA? - zapytał z lekkim niepokojem Stark.
- Wątpię. W końcu nie wyłączył się ani razu, kiedy używałem silniejszej magii - wzruszył ramionami.
- I twierdzisz, że to niewiele się różniło od łącznej magii starego jak cholera Hogwartu i kilkuset czarodziei obecnych w jednym miejscu?
- Tak - kiwnął głową. - Pamiętaj, że nie jestem czarodziejem, tylko potężniejszą istotą z magią. Nie sądzę, aby było cokolwiek, czego nie mógłbym zrobić.
- Huh... Ale z technologii jestem lepszy.
Hadrian zaśmiał się, zwracając na siebie uwagę rudowłosej grupy ludzi.
Wzrok czarnowłosego spotkał się z rudowłosym chłopakiem o niebieskich oczach z licznymi piegami na twarzy. Stał wraz z siostrą, obserwując ich zmrużonymi oczami. Potter nieco przyśpieszył kroku.
- Znałeś go? - mruknął Tony.
- Ron i jego siostra Ginny, Weasleyowie. Szczerze, miałem wrażenie, że będą w wieku Aidena, a nie moim - wzruszył ramionami.
- Byliście przyjaciółmi?
- Z Ronem tak. A przynajmniej przez większość czasu. Ma on wybuchowy charakter i jest przeraźliwie zazdrosny. Byliśmy Złotą Trójcą Gryffindoru wraz z Hermioną Granger, która pewnie już jest w pociągu. Z Ginny natomiast chodziliśmy około trzech lat, zanim zdecydowaliśmy, że to nie to. Właśnie z nią wprowadziłem się do tamtego domu, ale kiedy zerwaliśmy, wyprowadziła się i straciliśmy kontakt. Potem Mortem zaczął o mnie zabiegać - dodał z lekkim uśmiechem.
- Hm, to na pewno ciekawe, wiedzieć, że kochasz Śmierć - skomentował.
W odpowiedzi wzruszył ramionami. - Tak wyszło i nie żałuję - weszli do pociągu. - W końcu miałem kogoś, komu na mnie zależało z innego powodu niż sława.
- W takim razie co z twoimi przyjaciółmi? - mijali kilkanaście pełnych przedziałów, zanim znaleźli jeden z blondynką o falowanych włosach i w dziwnych okularach w kształcie dłoni z czerwono-niebieskimi szkłami. Czytała również jakąś gazetę do góry nogami.
- Nie zawsze nasza znajomość była w dobrych stosunkach. Ron za często był zbyt zazdrosny o moją sławę, a Hermiona nie chciała się mieszać, odkąd podkochiwała się w nim - wszedł do przedziału. - Hej, możemy tu usiąść? - zapytał z delikatnym, melancholijnym uśmiechem.
Dziewczyna podniosła oczy znad gazety. Jej szaroniebieskie oczy błysnęły rozpoznaniem, kiedy uśmiechnęła się również delikatnie. - Oczywiście, że tak, Hadrianie.
- Luna, brakowało mi ciebie - odparł, nie przejmując się niczym. Po chrząknięciu Tony'ego, spojrzał na niego. - Ach, to Luna Lovegood. Moja dawna o rok młodsza przyjaciółka.
- Miło cię poznać - skłonił się z szarmanckim uśmiechem. - Jestem Anthony Stark, choć wolę Tony.
- Wiesz, jesteś uroczy - skomentowała.
Stark zamrugał. - Uroczy?
- Tak, niczym mikuja norwijska - odparła z rozmarzonym uśmiechem.
- Chcę wiedzieć? - spojrzał na Hadriana.
Wzruszył ramionami. - Nie znam się na magicznych stworzeniach, to Luna jest od tego specjalistką.
- Uhm... Więc, co to za stworzenie? - usiadł naprzeciwko dziewczyny. Hadrian siedział obok niej, opierając się na jej ramieniu, co nieco zdziwiło Tony'ego. Bo w końcu chłopak nie widział żadnego ze znajomych w tym życiu, a jednak wyglądali jakby się znali.
- Powiedziałabym, że jest słodkim szczeniaczkiem, tylko, że ze smoczymi skrzydłami w różnych odcieniach różu i jest bardzo towarzyski, ale równocześnie skryty w sobie odnośnie szczerych uczuć - odpowiedziała po wolnym zastanowieniu.
- Naprawdę coś takiego istnieje?
- Tak, jednak nigdy nie znaleziono więcej niż jednego przedstawiciela gatunku - pokiwała ze smutkiem głową. - Kryją się przed nami.
- Jaaaasne - spojrzał na Hadriana. - Więc, jak się poznaliście?
- W poprzedniej rzeczywistości, choć Luna zawsze wiedziała wszystko - odpowiedział, przymykając oczy, kiedy dziewczyna wplotła palce w jego włosy. Chyba jednak miał coś z kota.
- W końcu jestem widzącą - odparła.
- Czyli...? - zapytał Tony z ciekawością.
- Czasem widzę przeszłość, czasem teraźniejszość a nawet przyszłość. Zdarza się, że nawet wspomnienia z innych rzeczywistości. I tak się składa, że pamiętam wszystko o Harrym Potterze z jego pierwszego świata.
- To musi być przydatna umiejętność.
- Niekoniecznie - mruknął Hadrian z zamkniętymi oczami. - Gdyby ktokolwiek inny dowiedział się o zdolności Luny, mógłby ją porwać a nawet torturować, aby poznać przyszłość. I oczywiście mam na myśli Lorda Gadzią-Twarz.
- Zdajesz sobie sprawę, że pojawi się w tym roku? - zapytała miękko.
- Tak.
- Więc co planujesz?
- Zobaczymy. Teoretycznie wiem wszystko co zrobi z dokładnością co do dnia, oprócz tego, że równo sześć lat później.
- Co z Hermioną i Ronem?
- Nie są tymi samymi osobami, co kiedyś. Nie przeżyliśmy razem pięciu trudnych lat - mówił z zamkniętymi oczyma. - Są nadal dziećmi.
- Może masz rację - spojrzała na Tony'ego. - Nigdy nie słyszałam, aby ktoś był w połowie smokiem.
- Hm, może jestem wyjątkiem - Stark wzruszył ramionami. - Hej, Luna, znasz się na technologii? - zapytał nagle.
- Wątpię - pomachała głową.
- Świetnie, Hadrian, idź spać gdzie indziej. Ja nauczę co nieco naszą nową koleżankę o technologii - zanucił, wstając i odpychając chłopaka.
Potter mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale przesiadł się na drugą stronę. Ledwie chwilę później wyciągnął swoją zmniejszoną torbę i wyjął książkę o dziedzictwach czarodziei. Był bardzo ciekawy, jak mógłby odblokować swoją część neko, co nie udało mu się przez ponad dwa eony. Może przy okazji znalazłby też coś dla Tony'ego.
Luna zamrugała w szoku, słysząc głos JARVISA, który zaczął opowiadać o swoim stworzeniu, podczas gdy Stark klikał coś na StarkPadzie.
- Jestem pod wrażeniem, że technologia tutaj działa - powiedziała.
- Miałem kogoś do testowania - spojrzał na zaczytanego Hadriana. - Poza tym on też interesuje się technologią, więc nie było ciężko zaprogramować kilku rzeczy tak, aby działały poprawnie w magicznym środowisku. Oczywiście należało też dodać odrobinkę magii, nie żebym narzekał.
- Cieszę się, że Hadrian znalazł takiego przyjaciela jak ty, Tony - uśmiechnęła się delikatnie.
- Hm, też się cieszę. Inaczej zamknąłbym się w warsztacie po resztę moich dni - zadrżał na samą myśl. - Ale muszę przyznać, że świat zewnętrzny nie jest taki zły, jeżeli masz z kim go zwiedzać.
- Na pewno.
-~*~-
Większość uczniów, znająca już Hogsmeade oraz okolice Hogwartu ruszyła do magicznych powozów ciągniętych przez testrale. Hadrian i Luna oczywiście je widzieli, co nieco zdziwiło Pottera to fakt, że Tony również je widział. Lovegood pożegnała się z nimi, idąc do oczekującego pojazdu.
- A my jak mamy tam dotrzeć? - zapytał Tony.
- Sądzę, że z grupą z wymiany - wskazał około dwudziestkę czarodziei w wieku co najmniej trzynastu lat. Pośród nastolatków znajdowała się też dwójka opiekunów. Z tego co pamiętał Hadrian z dokumentów, jednym z nich był Alex Sierro z Amerykańskiego Ministerstwa. Pracował w departamencie kontaktów z nieletnimi czarodziejami, więc zgłosił się na stanowisko opiekuna. Drugą była kobieta, Josephine Rowle, na szczęście niepowiązana ze Śmierciożercami mimo nazwiska. Plus była jedną z dwóch nauczycielek zaklęć w Ilvermorny.
Dołączyli szybko do nich.
- Ach, pan Stark - kasztanowłosy mężczyzna o niebieskich oczach spojrzał na Tony'ego i westchnął z ulgą.
- Dzień dobry, panie...? - odparł ostrożnie, rozglądając się po uczniach. Na szczęście nikt go nie rozpoznał.
- Sierro. Alex Sierro - ścisnął rękę mugola. - Sądziłem, że się zgubiliście pośród tłumu - uśmiechnął się lekko.
- Hm, nie, wszystko w porządku. To... możemy iść, czy coś? - rozejrzał się wokoło.
- Brakowało nam tylko waszej dwójki - kiwnął głową i skierował się do gigantycznego, średniowiecznego zamku.
Tony i Hadrian zamykali pochód, rozmawiając między sobą szeptem o tajemnicach szkoły. Przynajmniej dopóki blondynka o czarnych oczach nie zrównała z nimi kroku.
- Jestem Josephine Rowle - przedstawiła się. - Słyszałam o panie, panie Stark. Nigdy nie sądziłam, że byłby pan czarodziejem - jej oczy na chwilę zabłysły ciekawością.
- Hm, tak... - chrząknął. - Byłem pierwszy w rodzinie, u którego teoretycznie obudziła się magia, choć nadal jestem charłakiem. Pozostają mi jedynie przypadkowe wybuchy magii - wzruszył ramionami, mówiąc to, co Potter zaplanował dla niego.
- Och... - jej entuzjazm nieco opadł, a na twarzy pojawiło się słabo skrywane zniesmaczenie. - Chyba powinnam przejść bardziej do przodu, poradzisz sobie tutaj? - zanim Tony zdążył odpowiedzieć, odeszła szybko.
- To była chyba najkrótsza wymiana zdań w moim życiu - zdecydował Stark.
- Niektórzy czystokrwiści tacy są - odparł Hadrian, ze wzruszeniem ramion. - Nie lubią mugolaków, a jeszcze bardziej charłaków. Nie przejmuj się.
- A czy ja się przejmuję? - prychnął, krzyżując ramiona. - Nie pozwolę aby mój pobyt w tym zamku zniszczyli tacy ludzie.
Czarnowłosy odpowiedział mu uśmiechem. - Zatem naszykuj się na szok. Oprócz licznych tajemniczych sali lub przejść, budynek jest pełen poruszających się schodów, żywych portretów, duchów - zaczął wyliczać.
- Wiesz, przymknij się. Wolę sam to zobaczyć - zdecydował, na co chłopak zaśmiał się.
Zamek był wspaniały. Wielki, średniowieczny o strzelistych wieżach i gotyckich okiennicach. Ciemny kamień zdawał się odbijać światło jasnego księżyca, a ze środka oświetlały go liczne świecie widziane nawet z daleka. Duże wrota były drewniane, choć miały wiele złotych zdobień, a na samym środku znajdował się herb Hogwartu obejmujący prawie połowę drzwi. W pozłacanej tarczy dało się rozpoznać gryfońskiego lwa, węża Slytherinu, borsuka Hufflepuffu oraz krukońskiego orła. Między nimi natomiast znajdowała się litera "H".
- Muszę przyznać, robi wrażenie - zdecydował Tony.
- Też tak uważałem za pierwszym razem. I nadal tak jest - westchnął, patrząc na zamek, jego stary dom. Bezwiednie jego wzrok powędrował do Wieży Gryffinodru, której widać było ledwie jedno z okien. Jak zawsze świeciło się tam światło.
Przed wejściem czekała na nich dwójka hogwarckich nauczycieli. Pomona Sprout uśmiechała się delikatnie do nowoprzybyłych, natomiast Severus Snape miał nieodłączny ponury wyraz twarzy i aż biło od niego niezadowolenie, choć czarne oczy rozglądały się powoli po uczniach z wymiany.
- Zanim wejdziemy do Hogwartu, chcielibyśmy wprowadzić was nieco. Nie wiemy czy w waszych szkołach znajdowały się podobne rzeczy... - zaczęła delikatnym głosem Pomona.
- Duchy, poruszające się schody, rozmawiające i poruszające się portrety - wyliczył Snape ze znudzonym wyrazem twarzy. - I woźny Flich, którego lepiej nie denerwować - odwrócił się na pięcie, powiewając szatą.
Nastolatkowie podążyli za nim wzrokiem. Jedni mieli bardziej zdezorientowane lub zdenerwowane spojrzenia niż inni, choć Hadrian uśmiechał się radośnie.
- Proszę o wybaczenie - powiedziała z zaczerwienionymi policzkami nauczycielka zielarstwa.
- Trudny współpracownik... Znam to - westchnął Alex, podchodząc do niej kilka schodków w górę. - Jak już słyszeliście profesora... - spojrzał na kobietę.
- Snape'a - mruknęła.
- Jak już profesor Snape wspominał, wiecie co was tu może spotkać. Oprócz poruszających się klatek schodowych wątpię, czy cokolwiek byłoby dla was nowym.
- Jest jeszcze Irytek - powiedziała kobieta. - Szkolny poltergeist. Nie krzywdzi uczniów, choć uwielbia robić nie zawsze przyjemne żarty.
- Dlaczego więc go nie wyrzucić? - chłopiec o złocistych włosach i niebieskich oczach skrzyżował ramiona. Hadrian uznał, że może być w jego wieku.
Pomona zastanowiła się chwilę. - No cóż, był w tej szkole dłużej niż ktokolwiek inny, znajdzie się kilka legend, skąd wziął się ten duch. Wszystkie jednak mają jeden wspólny fakt. Hogwart bez tego poltergeista nie byłby tą samą szkołą - pokiwała głową.
Chłopak prychnął, odwracając się do znajomych i rozpoczynając rozmowę.
- No cóż, sądzę, że możemy już kierować się do Wielkiej Sali - odchrząknęła opiekunka Hufflepuffu.
Następnie wrota się otworzyły, a oni weszli do jasno oświetlonego korytarza. Co kilka metrów we wnękach między filarami znajdowała się srebrna zbroja albo wielkie okno z ławą przed nim.
Hadrian przeleciał palcami po tak znajomym, lekko chropowatym kamieniu o niskiej temperaturze. Czuł pod skórą jak jego magia próbowała znaleźć wyjście i spotkać się z hogwarcką. Musiał jednak zachować pozory. A przynajmniej na razie.
Wypuścił więc ledwie wiązkę swojej mocy, która szczęśliwie zawirowała z hogwarcką, witając się wzajemnie.
- Więc, to Hogwart - skomentował Tony, obserwując sklepienie krzyżowe kilkanaście metrów wyżej. Tuż pod nim lewitowało kilka nigdy niegasnących świec, aby oświetlić ciemne miejsce.
- Tak. Czyż nie jest cudowny? - zapytał cicho.
- Sądzę, że jest - kiwnął głową. - W porządku, został wzniesiony z pomocą magii... Ale nadal, jest wspaniały.
- Dobrze, że ci się podoba. W końcu spędzimy tu prawie calutki rok.
- Masz mnie oprowadzić - nakazał.
- Jasne - uśmiechnął się. - Możemy nawet dzisiaj w nocy, o ile przeżyjesz jutrzejszy dzień, w końcu nie wiem co będą robić opiekunowie.
- Ja nie dałbym rady? - spojrzał na niego krzywo. - Daj mi kubek kawy, a pociągnę nawet trzy dni - zapewnił.
- Nie wymagam aż tyle - prychnął. - Jeden dzień.
- W porządku - wzruszył ramionami.
Stanęli przed kolejnymi wrotami. Były bardzo podobne do tych wejściowych oprócz braku herbu szkoły. Zamiast niego na drzwiach znajdował się tekst "Draco dormiens nunquam titillandus" podzielony na dwie połowy przez skrzydła drzwi.
Pomona Sprout odwróciła się do nich. - Zaraz wkroczymy do Wielkiej Sali. Jako, że wymiana odbywa się w naszej szkole, zostaniecie podzieleni jak zwykli uczniowie na cztery Domy zwące się Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff oraz Slytherin - powiedziała równo. Nie tak jak eony wcześniej McGonagall, ledwie powstrzymując skrzywienie na wydźwięk domu Salazara.
Nikt nie skomentował tego, tylko weszli za czarownicą do dużych rozmiarów sali. Cztery stoły Domów były już zastawione złotymi i srebrnymi naczyniami oraz były pełne najróżniejszego jedzenia i dzbanów z napojami. Uczniowie rozmawiali między sobą, dopóki nowa grupa nastolatków nie pojawiła się w zasięgu wzroku. Wtedy rozległy się podniecone i zaciekawione szepty. Przy piątym stole, prezydialnym, nauczyciele obserwowali wszystko ostrożnie, a sam Dumbledore uśmiechał się dobrotliwie.
Co nieco zaniepokoiło Hadriana to obecność Quirrella przy stole nauczycielskim. Mężczyzna w turbanie rozmawiał ze znudzonym Snape'em, albo starał się nawiązać konwersację. Potem jego wzrok odnalazł Hermionę Granger z nosem w książce przy krukońskim stole, Neville'a Longbottoma u Puchonów, szczęśliwie uśmiechającego się i szepczącego, a nawet Rona i Ginny Weasley przy stole Gryffindoru. Dziewczyna otoczona była ramionami Deana, który rozmawiał z rudzielcem.
Potem spróbował odszukać brata.
Nie naszukał się go wiele. Miał ciemnobrązowe, roztrzepane włosy i brązowe oczy w kształcie migdałów, oba charakterystyczne dla Jamesa. Nie widział w nim nic z Lily, oprócz delikatniejszych rys twarzy. Siedział przy stole Gryffindoru z dumnie wypiętą piersią, kiedy pozostali Gryfoni szeptali nieco za głośno, aby uchodziło to za normalny szept.
Widział zaciekawionego Seamusa Finnigana, Colina Creeveya z aparatem, a u jego boku był jego młodszy brat, Dennis. Poznał również Nigela Wolperta, którego kojarzył z Gwardii Dumbledore'a, a nawet Lavender Brown w towarzystwie Romildy Vane i jej innych przyjaciółek, których imion nie pamiętał. Kojarzył je tylko dlatego, że nieco podpytał się prywatnie Severusa o uczniów różnych Domów.
- Hm, więc gdzie twój brat? - zapytał Tony lekko, nie zwracając uwagi na podekscytowane szepty, w końcu był do tego przyzwyczajony.
- Przy stole Gryffindoru - odparł, krzywiąc się lekko na jego brak manier przy stole, niczym Ron. Paplał radośnie ze starszymi uczniami, wypinając ciągle dumnie pierś i przy okazji jadł kurczaka.
Stark zmarszczył brwi w poszukiwaniu podobnego chłopaka do Hadriana z jego poprzedniego życia (nigdy nie powiedział mu jak wyglądał Aiden). Nie widział nikogo o czarnych włosach i szmaragdowych oczach, najbliżej był głośny dzieciak o brązowych oczach w kształcie migdałów i kilka odcieni jaśniejszych włosach niż te Hadriana.
- To ten bez manier przy stole - odpowiedział. - Naprawdę, sądziłem, że w czystokrwistym domu zostanie wychowany lepiej - westchnął. - Szczególnie, że byli tam i Longbottomowie i babka Neville'a - z czego wiedział, że ta druga była bardzo wyczulona na maniery przy stole.
Mężczyzna zmierzył wzrokiem chłopca, a następnie Hadriana. - Ani trochę nie jesteście do siebie podobni - kiwnął głową.
Potter wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem, spoglądając na Dumbledore'a. Ich wzrok spotkał się przez sekundę, a chłopak zmarszczył brwi, widząc te wesoły błyski. - Zaraz będzie przemowa Dumbledore'a o wymianie szkolnej i zostaniemy przydzieleni do Domów - spojrzał w oczy Tony'ego. - Zapewne też dostaniesz kwatery Merlin wie gdzie, więc nie oddalaj się od nich zbyt daleko. A w razie czego, to może ci się przydać - przekazał nową Mapę Huncwotów przyjacielowi. - Wystarczy, że dotkniesz czubkiem różdżki w jej środek i powiesz "Przysięgam, że coś knuję i nie jestem szczurem" - mruknął.
Tony ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem.
- Tą końcówkę dodał Syriusz, kiedy Remus nie patrzył - powiedział. - Miał być to tylko żart, odkąd nie potrafili wymyślić dobrego hasła, ale w końcu zostało w ten sposób - wzruszył ramionami.
Zanim Stark zdołał zapytać o coś ponownie, stary czarodziej o białej, długiej brodzie wstał i rozłożył ramiona, jakby chciał wszystkich objąć. Dodatkowo miał fioletowe szaty w złote gwiazdki, na co wielu się skrzywiło i odwracało wzrok.
- Witajcie uczniowie na kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Mam nadzieję, że wasze wysiłki przez poprzednie lata pomogą wam zdać przedmioty z jeszcze lepszymi ocenami - miał dobroduszny uśmieszek, a jego oczy spoglądały na niektórych uczniów, zatrzymując się na wybranych. Chwilę obserwował uważnie słuchającą Grangerównę, dwójkę najmłodszych Weasleyów, którzy nie przejmowali się niczym, Ślizgonów szepczących między sobą i mrużących podejrzliwie oczy, Neville'a Longbottoma z miękkim uśmiechem w towarzystwie Susan Bones, aż wreszcie Chłopca-Który-Przeżył, Aidena Charlusa Pottera. - W tym roku gościmy uczniów z wymiany z Amerykańskiej Szkoły Magii, Ilvermorny - spojrzał na McGonagall, która już stała przy stołku z Tiarą Przydziału.
- Jako, że jesteście w Hogwarcie, ustalono, iż zostaniecie podzieleni do naszych Domów, aby ułatwić wam przystosowanie się - zaczęła kobieta. - Kiedy tylko wywołam wasze nazwisko, proszę o podejście tutaj, a ja założę wam na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wam Dom na ten rok szkolny. - Namia Ademoizel! - zawołała.
Dziewczyna o rudych włosach, delikatnym uśmiechu i radosnych, zielonych oczach podeszła w podskokach do poważnej wiedźmy. - Piąty rok, Ravenclaw! - zawołała Tiara.
Hadrian podniósł brew do góry. Nie spodziewał się, że w ten sposób zostanie powiedziany ich rok nauczania. Sądził, że hogwarccy nauczyciele mają jakąś listę, do której przystosują się przy rozdawaniu planów lekcji.
Spojrzał na Tony'ego, który oddalał się w kierunku stoły prezydialnego, rozmawiając z Alexem. Wyglądało na to, że czarodziej nie miał nic przeciwko "charłakowi".
Potem była Alicia Cesarie, co go zdziwiło jeszcze bardziej. Był pewien, że jego wszystkie dokumenty mówiły "Hadrian James Brown", a nie Potter, a jednak nie wywołała go przed Alicią. Obawiał się tylko najgorszego. Spędził lata na przygotowaniu poprawnej tożsamości, aby zadziałała w Hogwarcie, a jednak okazywało się, że poległ na całej linii.
Spojrzał z lekką panią na Severusa i Tony'ego, który znalazł miejsce obok niego. Snape szepnął coś do Starka, a ten otworzył szerzej oczy i panika była bardziej widoczna w jego oczach. Gorączkowo rozejrzał się i już miał wstać, kiedy nauczyciel eliksirów powstrzymał go. Oboje spojrzeli na niego ze skrzywieniem współczucia.
Westchnął, obserwując dalej Ceremonię Przydziału uczniów z wymiany. Coraz bliżej było jego nazwisko, a wokół niego znajdowała się pozostała trójka nastolatków. Spojrzał na McGonagall.
- Hadrian Potter! - nagle spojrzała niedowierzająco na pergamin w rękach.
Rozległy się liczne szepty, a wszyscy patrzyli na trójkę nieprzydzielonych uczniów. Sam Aiden nagle oderwał się od rozmów i miał szeroko otwarte oczy w szoku. Nawet Ślizgoni zaprzestali swoich szeptów i skupili się na Ceremonii.
Oczy Dumbledore'a nagle straciły cały blask i wydawały się puste, o ile nie zaniepokojone. Minerwa odchrząknęła.
Hadrian w końcu westchnął, idąc powoli w jej kierunku. Nie mógł się dłużej chować pośród dwójki pozostałych nastolatków, w końcu i tak wyszłoby to na jaw.
Rozległo się jeszcze więcej szeptów i wielu wskazywało na niego palcami. Czuł się jakby był ponownie na swoim pierwszym roku...
Nagle poczuł uspokajające łuski na ramieniu. Wzdrygnął się lekko, kiedy wąż pojawił się pod jego koszulką na ramieniu. Od Mortema płynął spokój, który pomógł mu opanować szalejące emocje i o wiele bardziej przeważającą irytację.
Spojrzał na kobietę swoimi fioletowymi oczami. - Byłem pewien, że w dokumentach jest nazwisko Brown - powiedział spokojnym głosem.
- Czy twoje nazwisko to Potter? - zapytała zamiast tego.
- Rodowe owszem - odparł z kiwnięciem głowy, a w Wielkiej Sali rozległy się ciche okrzyki zdumienia. - Jednak mieszkałem w Ameryce od szóstego roku życia i moje nazwisko zostało zmienione.
McGonagall zmrużyła oczy, patrząc ponownie na pergamin. Wyraźnie pisało Hadrian Potter, chociaż kilka cali dalej w nawiasie był zapis "Brown". Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ponieważ zawsze czytała alfabetycznie. - Proszę usiąść na stołku, panie Potter - zdecydowała w końcu.
Hadrian z westchnieniem przewrócił oczami i zajął miejsce. To nieco się różniło od eonów wcześniej. Gadająca czapka nie spadła mu na oczy, tylko delikatnie spoczywała na jego roztrzepanych, czarnych włosach.
~ Ach, spotykamy się ponownie, panie Potter! ~ zawołała radośnie Tiara w jego głowie.
~ Witaj ponownie ~ westchnął.
~ Hm... Co my tu mamy... Inteligencja, ambicja, odwaga, dobroć, lojalność a nawet smutek, ból i miłość... Zdajesz sobie sprawę, że nie trafisz do Gryffindoru, prawda?
~ Przeżyłem zbyt wiele, aby nadal głupio się poświęcać ~ odpowiedział. ~ Sądzę, że jestem bardziej Ślizgoński lub Krukoński niż kiedykolwiek wcześniej.
~ Tak, tak, inteligencja i mądrość wykraczająca poza wiedzę pojętą śmiertelnym umysłem ~ pokiwała swoim czubkiem. ~ W końcu od zawsze Slytherin był ci pisany, Mistrzu Śmierci, Lordzie Peverell i Mortis.
~ Ach...
- Szósty rok, Slytherin! - Tiara rozerwała szwy i wykrzyknęła.
Znowu, w Wielkiej Sali rozległy się szepty szoku, zdziwienia a nawet od stołu Ślizgonów biła niepewność i zaniepokojenie.
Zdjął Tiarę, wręczając ją nauczycielce z lekkim ukłonem, jak powinno być niegdyś według etykiety. - Profesor McGonagall - odszedł do swojego nowego stołu. Zajął miejsce najbliżej stołu prezydialnego, jak tylko mógł. Położył policzek na ręce, a łokieć oparł na stole. Spojrzał w kierunku Snape'a i Tony'ego. - Życie - powiedział bezgłośnie, a wąż wyślizgnął się z jego ramienia.
Pogłaskał jego trójkątną głowę z zadowoleniem. Ponownie obecność Mortema pomogła mu się uspokoić. - A tak się szykowałem - westchnął.
§ Lilith była również przerażona § syknął uspokajająco.
Hadrian zmarszczył brwi, patrząc w szkarłatne oczy gada o czarnych jak obsydian łuskach.
§ Starała się to zmienić, jednak było już za późno. Ktoś maczał w tym palce, a Lilith dowiedziała się za późno. Nie widziała nawet, kto to zrobił §
§ To co najmniej niepokojące... § odpowiedział cichym syknięciem. § Chociaż mam wrażenie, że spodziewam się, kto to mógł być §
Wąż syknął coś niezrozumiałego, wyślizgując się na stół i spoglądając na złoty talerz. § Masz coś zjeść § rozkazał.
Hadrian z lekkim uśmiechem sięgnął kanapkę z szynką, serem i sałatą. Aby tylko Mortem go o to nie męczył. Przecież nie potrzebował jedzenia!
Nikt nie próbował z nim porozmawiać przez całą ucztę, a kiedy opiekunowie Domów zaczęli chodzić między uczniami z planami lekcji, do Hadriana podszedł szybko Tony. Ponownie, Hadrian usłyszał szepty a nawet grymasy obrzydzenia na widok "charłaka". Przypuszczał, że jego lepszy słuch i wzrok od dzieciństwa (w końcu nigdy nie potrzebował okularów) był spowodowany jego częścią neko, nawet jeżeli jej nie obudził.
- Hej, dzieciaku, wszystko w porządku? - zapytał.
- Tony, jestem starszy niż ty - przewrócił oczami, choć uśmiechał się delikatnie. Sięgnął węża, który od razu wspiął się po jego ramieniu. - Ale sądzę, że nie będzie dobrze - westchnął.
- Jak będziesz potrzebować pomocy, wiesz do kogo się udać - odparł, wyciągając jakiś kawałek pergaminu. - Ten Severus był na tyle miły, że zapisał mi jak dotrzeć do moich kwater. W dodatku są podobno niedaleko Pokoju Wspólnego Slytherinu, czymkolwiek by to nie było - mruknął.
Potter uśmiechnął się szerzej. - Jesteś pierwszą osobą, oprócz mnie, która uznaje Severusa za miłego, a Pokój Wspólny jest salonem Domu, gdzie znajdziesz korytarze do wszystkich dormitoriów.
- Był ponury, tak jak mówiłeś, ale nie taki zły - odpowiedział z zastanowieniem. - W dodatku wie o moich wynalazkach, rozumiesz to, wie o technologii! - jego oczy błyszczały.
- Nie spodziewałem się tego - odparł Potter.
- Potter - Snape podszedł do nich, powiewając szatą.
- Cześć, wujku Severusie - mruknął, uważając, aby nikt go nie usłyszał. Chociaż byli już nielicznymi pozostałymi na Wielkiej Sali, a wszyscy Ślizgoni już odeszli.
- Hadrian, nie zapisałeś, które przedmioty planujesz wziąć - skrzywił się.
- Całkiem wypadło mi to z głowy - odpowiedział z westchnieniem. - A co jest do wyboru?
Severus przekazał mu pergamin z zapisanymi przedmiotami dodatkowymi na szóstym roku. Musiał przyznać, że zdawało się iż jest ich więcej, niż kiedy sam chodził do Hogwartu na szóstym roku.
Przede wszystkim było zaawansowane latanie na miotle, co był pewien, że nie istniało kiedy sam chodził do szkoły. Od razu to zaznaczył, w końcu od dawna nie latał ale jego spostrzegawczość i refleks szukającego zostaną z nim na zawsze. A przynajmniej miał taką nadzieję. Wróżbiarstwo od razu wykluczył, nie chciał widzieć, a co gorsze słyszeć Trelawney. Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami postanowił skreślić, mimo swojej sympatii do Hagrida, nie chciał przechodzić przez wydarzenia z trzeciej klasy po raz drugi, zresztą nie wiedział jak jasne stworzenia mogłyby zareagować na jego mroczną aurę śmierci.
Numerologię również skreślił, gdyż była zbyt blisko wróżbiarstwa, a przynajmniej według niego. Starożytne Runy od razu zaznaczył, chcąc utrwalić i sprawdzić swoją ponadczasową wiedzę na ten temat. Liczył, że nie będą mu krwawiły uszy tak bardzo, jak na mugolskiej historii, bo przecież wiele rytuałów i run zostało zmienionych przez lata. Historię Magii nawet zamazał, nie chcąc przeżywać półtorej godziny spania na lekcji i nudzenia się. Wybrał również Astronomię, gdyż zawsze interesował się gwiazdkami, mimo, że kiedy się tego uczył, nie zwracał uwagi na ten przedmiot.
Czarodziejskie Prawo skreślił, tak samo jak Różdżkarstwo (zwykle chodziły tam osoby tylko z predyspozycjami), Mugoloznawstwo i Alchemię na rzecz obowiązkowych Eliksirów. Ostatnim przedmiotem, który zaznaczył była Nauka o Stworzeniach. Eliksiry, Transmutacja, Obrona przed Czarną Magią, Zielarstwo oraz Zaklęcia i Uroki były obowiązkowe, więc nie miał tam żadnego pola do popisu. Gdyby jednak mógł, zrezygnowałby z zielarstwa i transmutacji, ponieważ oba miały bardzo dziwne programy nauczania, nawet skreśliłby OPCM odkąd żaden nauczyciel się nie nadawał na to stanowisko.
Z tego co kojarzył, to większość przedmiotów, których nie miał w swych latach, pojawiła się przez wymiany uczniowskie, odkąd Hogwart utracił swoje pierwsze miejsce i zrezygnował z wielu nauczanych przedmiotów. Cieszył się, że było coś związanego ze stworzeniami. Być może udałoby mu się czegoś dowiedzieć o neko lub pół-smokach, które bywały zwane draconis. Mortem powiedział, że on w ogóle nie zna się na stworzeniach, podobnie jak Lilith, chociaż zapewniła, że jeżeli dowie się jak obudzić stworzenie, ona pomoże mu przyśpieszyć sprawy, organizując odpowiednie wydarzenia.
Oddał pergamin Snape'owi, który przeleciał wzrokiem po zakreślonych nazwach. - Nie sądzisz, że wybrałeś tego za wiele?
Hadrian pomachał głową. - Dziewięć przedmiotów jest w porządku.
- Zdajesz sobie sprawę, że stracisz prawie cały wolny czas?
- Jakbym się tym przejmował - wzruszył ramionami.
- W takim razie - machnął różdżką z westchnieniem a w ręce Hadriana pojawił się pergamin z napisem "Plan Lekcji" oraz dokładnie wypisanymi przedmiotami i, o której się odbywają. - Jeżeli już się napatrzyłeś, odprowadzę cię do Pokoju Wspólnego - zdecydował.
- W porządku, chodź Tony - pociągnął przyjaciela za Severusem, który szedł bardzo szybko. W pewnym momencie obaj musieli przyśpieszyć krok praktycznie do truchtu.
Hadrian rozglądał się powoli po Lochach. Nie wyglądało na to, aby zmieniły się w jakimkolwiek stopniu od czasu jego nauki w Hogwarcie.
- Więc, Stark, za tym portretem - Severus wskazał obraz w srebrnej ramie przedstawiający smoka o złotych łuskach, wpatrującego się w nich zmrużonymi, szmaragdowymi oczami. - Jest twój pokój. Na razie nie mamy planów dla opiekunów, więc sądzę, że możesz przechadzać się po szkole, byleby z dala od mojej sali Eliksirów - zaznaczył.
- W porządku - Tony wzruszył ramionami, patrząc na smoka. Musiał przyznać, że wyglądał dostojnie i potężnie.
- Nie zapominaj, że masz Mapę, Tony - dodał Hadrian. - I to kopia mojego planu, jakbyś chciał, zawsze możesz wpaść - uśmiechnął się delikatnie. Snape nie sądził, że chciał poznać odpowiedź, skąd wytrzasnął tak szybko kopię. Zapewne odparłby, że zna zaklęcie z książek.
- Nie sądzę, żeby to było możliwe, Hadrianie - wtrącił Severus z wykrzywionymi wargami w lekkim rozbawieniu.
- Dlaczego nie? - odpowiedział z błyskiem w oczach. - Opiekunowie nie mają jeszcze wyznaczonych zadań, jak sam powiedziałeś, a nawet ponad zadania dyrektora, jest opiekunem - podkreślił. - Logicznym by więc było, że zawsze w pierwszej kolejności liczyliby się uczniowie z wymiany.
- Do czego zmierzasz? - zapytał zainteresowany Stark. Naprawdę chciał dowiedzieć się nieco więcej zaklęć, ale odkąd był dorosłym "charłakiem" nikt dobrowolnie nie nauczyłby go niczego, szczególnie w szkole dla nastolatków.
- Nikt o mnie nie wiedział przez praktycznie szesnaście lat. Nie wiedzą jaki jestem, ani nic o moim zachowaniu. Możemy zawsze powiedzieć, że mam jakieś problemy i potrzebuję opiekuna dwadzieścia cztery godziny na dobę - wzruszył ramionami.
- Nie sądzę, żeby to przeszło, Hadrian.
- Dlaczego? - skrzyżował ramiona.
- To zbyt naciągane, szczególnie jeżeli nie masz potwierdzenia - odparł Severus.
- Jutro będzie - zapewnił.
Nauczyciel podniósł brew, jednak nie skomentował tego. - Pokój Wspólny jest za tamtym portretem - wskazał obraz samego Salazara Slytherina, który patrzył w ich stronę zmrużonymi oczami. - Jeżeli ten idiotyczny plan wam się powiedzie, Stark - spojrzał na mężczyznę. - Masz niczego nie dotykać w mojej pracowni.
- Jasne, Severusie - podniósł ręce w geście poddania.
Odwrócił się na pięcie, po czym bez żadnego pożegnania ruszył do własnych kwater, które znajdowały się nieco dalej niż Pokój Wspólny Ślizgonów. W końcu jako jedyny z opiekunów Domów, miał swoje kwatery w innym miejscu niż skrzydło nauczycielskie. Uważał, że musi być blisko, kiedy tylko jego węże będą potrzebowały jego pomocy.
- Na pewno smok jest interesującym wyborem - skomentował, spoglądając na stworzenie z ciekawością.
- Któż by się spodziewał - przewrócił oczami. - Planuję po prostu przejść się do Lilith po dokumenty lekarskie czy coś.
- Czego planujesz użyć? - odwrócił się w jego stronę.
- Wątpię, czy pójdą na to, że potrzebuję pomocy w nauce, szczególnie, że nie jesteś magiczny - wymamrotał. - Miałem plan, żeby powiedzieć, iż nie potrafię dobrze angielskiego, bo żyliśmy w części Ameryki, w której mówiono najczęściej hiszpańsku, chociaż trochę popsułem tą możliwość moimi wypowiedziami na Wielkiej Sali - kontynuował.
- Zawsze możesz powiedzieć, że dopiero zaczynałeś naukę angielskiego w Ilvermorny.
Hadrian westchnął. - Albo zwyczajnie, że mam problemy psychiczne i potrzebuję opiekuna.
Tony roześmiał się. - To mogłoby przejść z tą otoczką twojego tytułu. Sądzę, że gdyby nie Mortem i Lilith, oszalałbyś dawno temu - pokiwał głową z wszechwiedzącym uśmiechem.
- Dzięki za optymistyczną myśl - prychnął. - Chyba przychylam się bardziej do psychiki - zakołysał się na piętach. - Powszechnie wiadomo, nawet w czarodziejskim świecie, że problemów umysłowych nie należy lekceważyć.
- Jakie więc masz mieć problemy? - spojrzał ponownie na portret, przekrzywiając głowę.
- Może coś związanego z PTSD - wzruszył ramionami.
- Stres Pourazowy? W czym by ci to przeszkadzało podczas nauki?
- Nie panuję nad emocjami, nie mogę przebywać w zbyt dużym skupisku nieznajomych ludzi, bez nikogo mi znanego, nie reaguję dobrze na dotyk innych, nawet przez zderzenie, źle reaguję na hałas, trudności ze skupieniem - wyliczył. - Wybierz coś z tego i tyle.
- Nie jestem twoim terapeutą, czy coś - odpowiedział.
- Opiekun, nauczony jak radzić sobie z moim przypadkiem - prychnął.
- Naciągasz.
- Dopóki będę miał potwierdzenie pisemne i jako-tako będę zachowywał się odpowiednio do osób z objawami PTSD, będzie wszystko w porządku.
- Hadrian, naprawdę wymyślasz - przewrócił oczami.
- Ale zadziała, zobaczysz.
- Jak więc mam wejść do kwater? - zapytał, kiedy omówili sytuację z PTSD, a raczej kiedy Tony wolał odejść od tego tematu.
- Zwykle mówisz hasło do portretu, a on cię wpuszcza - odpowiedział powoli. - Ale wujek Severus zapomniał przekazać nam haseł - westchnął.
- Och, świetnie.
§ Ludzie § wymamrotał smok, a Hadrian spojrzał na niego z zainteresowaniem.
§ Potrafisz wężomowę? § zapytał.
§ Ach... Mówca. Oczywiście, że potrafię mowę gadów, w końcu my, smoki, pochodzimy od nich. §
- Od kiedy potrafisz syczeć?
- Od zawsze - odpowiedział. - Kiedyś sądziłem, że to wina Lorda Gadziej-Twarzy, albo mojego Allspeak, ale okazało się, że jako Mistrz Śmierci rozumiem każdą mowę i język, jak i potrafię w nich mówić. A przynajmniej tak to wytłumaczył Mortem.
- Zazdroszczę - westchnął, przeczesując palcami włosy.
§ Czy zostało już ustalone hasło do tych kwater? §
§ Nie. Miałam czekać, aż pojawi się niejaki Anthony Stark. §
§ To ten typ § wskazał za siebie. - Musisz ustalić sam hasło - zwrócił się do przyjaciela.
- Hasło? - westchnął. - Dlaczego ja?
§ Zostańmy przy Stark Industries § wzruszył ramionami.
§ Oczywiście, Mówco... §
- Hej, o czym znowu syczysz?
- Twoje hasło będzie Stark Industries. Nie sądzę, aby ktokolwiek oprócz mugolaków wiedział czym w ogóle jest twoja firma - powiedział. - A tak się składa, że w Slytherinie nie ma żadnych mugolaków.
- Mnie to nie interesuje - wzruszył ramionami.
Hadrian przewrócił oczami. - Dobra, ja chyba powinienem już iść - wyciągnął przed siebie kaburę z Insygniami i sięgnął Pelerynę-Niewidkę. - Masz, tylko jej nie nadużywaj.
Brązowe oczy Tony'ego zaświeciły się radośnie, a nawet błysnęły lekkim humorem. - Oczywiście, Hadrian - uśmiechnął się promiennie.
- Do jutra załatwię sobie jakąś chorobę psychiczną, więc bądź przygotowany na jakiegoś posłańca - dodał, odwracając się i idąc spacerkiem do portretu Slytherina.
- Do jutra! - machnął Tony, podając hasło i wchodząc do własnych kwater.
Hadrian spojrzał na portret. § Witaj, Salazarze Slytherinie § skłonił się.
§ Ach, co my tu mamy § zmierzył go od stóp do głów. § Dziecko z moim darem... §
Potter przewrócił oczami. § Tylko nie dziecko. Wolę Hadrian § mruknął.
§ Chcesz już być dorosłym, co? § westchnął. § Widzę na twojej szacie herb Slytherinu, jakie jest więc hasło? §
§ Pewien opiekun zapomniał mi podać hasło § mruknął, krzyżując ramiona.
- Nie powinienem wpuszczać każdego, kto potrafi wężomowę, a herb można zawsze podmienić - wrócił na angielski.
- Jak wolisz, w takim razie przejdę się do Snape'a - wzruszył ramionami, kierując się do kwater Mistrza Eliksirów.
Salazar westchnął. - Nie męcz człowieka, ma dostatecznie wiele na głowie z dyrektorem. Jutro liczę, że poznasz hasło - powiedział, odsłaniając ciemne przejście.
§ Dziękuję § syknął, wślizgując się do przejścia.
= = = * ^ * = = =
Jeżeli ktoś byłby ciekawy, poniżej znajduje się mój autorski plan lekcji dla Hadriana. Tło to zwykły skan starego pergaminu, projekt stworzony w canvie bez żadnych szablonów! Samo ułożenie lekcji również wykonałam sama, być może w późniejszej historii znajdą się jakieś odniesienia do niego, jednak nie mam stuprocentowej pewności.
Plan miał być na początku zwyczajnie losowy pod względem lekcji i ich godzin, jednak uznałam, że jako sama nienawidzę zaczynać po południu i kończyć późno, albo mieć okienka w trakcie zajęć, ułatwiłam życie Hadrianowi jak i sobie (w pisaniu tego planu).
Pod zdjęciem znajdzie się dokładny zapis ile trwają poszczególne lekcje i ile ich jest w ciągu całego tygodnia.
Jeżeli ktoś ma zastrzeżenia odnośnie godzin posiłków, które mogą nachodzić na lekcje, zaznaczę, że uczniowie mają około 1,5h - 2h na posiłek i mogą przyjść o dowolnej godzinie, aby tylko zdążyć przed własnymi lekcjami.
Zaawansowane latanie na miotle - 2h x2
Starożytne Runy - 1h x2
Astronomia - 2h x2
Nauka o Stworzeniach - 1h x1
Eliksiry - 2h x3
Transmutacja - 1h x2
Obrona przed Czarną Magią - 1,5h x2
Zielarstwo - 1,5h x3
Zaklęcia i uroki - 2h x2
Chapter 8: Quidditch jest niebezpieczny
Chapter Text
Snape siedział w gabinecie Albusa Dumbledore'a, spoglądając wszędzie tylko nie na starca, który ciągle podtykał mu pod nos kryształową miseczkę z cytrynowymi dropsami. - Czego potrzebujesz, dyrektorze? - powiedział z zaciśniętymi zębami. Nigdy nie było wiadome, co ten dziwny czarodziej wymyśli.
Starzec westchnął, wyciągając jakiś pergamin. - Nie jestem pewien, co mamy z tym począć - przekazał go Severusowi.
Czarnowłosy otworzył szerzej oczy w szoku. Potter rzeczywiście to zrobił! Były to dokumenty ze świętego Munga, świadczące, że Hadrian ma problemy, a mianowicie PTSD. Skąd on do licha wymyślił takie coś?!
Przeleciał wzrokiem po papierze. Nadmierna nerwowość, wybuchy gniewu, niepanowanie nad emocjami, aż wreszcie złe samopoczucie pośród nieznanych ludzi. Brzmiało to dostatecznie realnie, odkąd nikt nie wiedział o istnieniu Hadriana Jamesa Pottera, a czarodzieje nie mieli praktycznie pojęcia, czym jest Zespół Stresu Pourazowego. A przynajmniej większość z nich.
- I co z tym, Dumbledore? Potter zwyczajnie przeżył coś, co odcisnęło na nim piętno i potrzebuje mieć ciągle obok opiekuna, aby był spokojny - prychnął, krzywiąc się na nazwisko Potter.
W końcu to dyrektor powiedział mu, aby znęcał się słownie nad Aidenem Potterem, by był dostatecznie plastyczny, odkąd u Longbotoomów miał dobre życie, a Dumbledore potrzebował ofiarnego chłopca. Zresztą, od pierwszej chwili, jak zobaczył chłopca, widział, że będzie go nienawidził z powodu zbyt dużego podobieństwa do Jamesa. Hadrian natomiast był całkiem inną osobą i naprawdę ciężko mu było narzekać na tego nastolatka.
- Kto jest jego opiekunem? - zapytał z westchnieniem.
- Niejaki Tony Stark, ten z którym najczęściej rozmawiał - wzruszył ramionami.
- Jest niemagiczny - przerwał mu dyrektor. - Nie ma ani magii, ani nawet rdzenia magicznego!
- Wszedł do Hogwartu - odparł, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. Wiedział niewiele o mugolu, który widział przez zaklęcia odpychające, choć z listów Hadriana mógł wywnioskować, że Stark był jakimś magicznym stworzeniem, ale nie miał w sobie czarodziejskiej krwi.
- Osłony nie zostały naruszone, nawet nie wiem jak mu się to udało - pomachał głową, a jego okulary połówki zsunęły mu się nieco bardziej na nos.
- Może pomaga mu ktoś z wewnątrz? - rzucił z lekkim rozbawieniem w ciemnych oczach.
Dyrektor jednak tego nie zauważył, za to pokiwał energicznie głową. - Tak, to musi być to. Od razu zwołam zebranie personelu i porozmawiam ze wszystkimi o tym.
Snape naprawdę zastanawiał się od kiedy to potężny Albus Dumbledore stał się zwykłym dziwacznym dziadkiem bez krzty przebiegłości, czy dawnej inteligencji. Widocznie cytrynowe dropsy, które tak ubóstwiał, przeżarły mu mózg. Przecież każdy wrażliwy na magię, wyczułby potężne stworzenie od mężczyzny. Ani krzty magii, ale stworzenie.
Starzec spojrzał ponownie w dokumenty. - Chłopiec jest również charłakiem - powiedział nagle.
Snape podniósł brew do góry. - W takim razie, w jaki sposób dostał się na wymianę? Szczególnie, że nie zrezygnował z żadnych magicznych zajęć.
- Powiem to inaczej - chrząknął. - Jest ledwo nad charłakiem.
- Dyrektorze, chyba nie wykluczysz ucznia tylko dlatego, że ma niski poziom magii? - prychnął. Po raz kolejny zastanowił się nad Dumbledore'em. Przecież było czuć rosnącą potęgę chłopca! Nawet ten idiota Black w końcu to sam zauważył! Snape coś nie mógł uwierzyć, że Huncwot byłby mądrzejszy od starca. Ponownie, zrzucił to na cytrynowe dropsy. A może by tak je czymś przyprawić...?
-Nie to miałem na myśli, Severusie - odparł. - Martwię się, że chłopiec nie poradzi sobie na lekcjach, szczególnie z jego problemami.
Snape nie odpowiedział, nagle pytając. - Więc, dyrektorze, co masz zamiar z robić ze starszym Potterem?
- Severusie, nie ma potrzeby nazywania chłopca "Potterem" - zakołysał głową, opierając plecy o wysokie siedzenie.
- Czyż nie jest pomiotem Jamesa?
- Nie widzę podobieństwa - odpowiedział. - Fioletowe oczy nie należą ani do rodu Potterów, ani Evansów. Tak samo jak te kruczoczarne włosy. Jego rysy również nie przypominają ani Jamesa, ani Lily. Nie sądzę, aby był ich dzieckiem, bo przecież mówili tylko o Aidenie.
- Może ukryli starszego chłopca? - skrzywił się.
- Nie sądzę - pomachał głową. - Potterowie byli dobrymi ludźmi, a chłopiec sam przyznał, że żył w Ameryce.
- Od szóstego roku życia. Wcześniej był z rodzicami - zaprzeczył. - Chyba nie uważasz dyrektorze, że sześcioletnie dziecko nie odróżniłoby prawdziwych rodziców od Potterów, których określa jako "rodziców"?
- Może został przez nich adoptowany.
- Jeżeli nie zostałby adoptowany przez krew, jego nazwisko nie byłoby Potter - sam był zdziwiony, kiedy McGonagall przeczytała "Potter" zamiast "Brown". Miał teorię, że na pergamin zostało rzucone zaklęcie ujawniające, które nie pozwalało podszywającym się ludziom uczestniczyć w szkole.
Dyrektor westchnął, zjadając kolejnego cukierka. - Proszę, Severusie, spróbuj się dowiedzieć, czy naprawdę jest synem Jamesa i Lily, a następnie przekaż to od razu mnie. Tom nie może się o tym powiedzieć, inaczej uzna Przepowiednię za fałszywą.
- Oczywiście, dyrektorze - szybko wstał i wyszedł z gabinetu, byle dalej od starca. Musiał porozmawiać z Hadrianem o jego wymyślonym PTSD, w końcu nie był pewien, czy chłopak w ogóle zdaje sobie sprawę, czym jest Zespół Stresu Pourazowego.
-~*~-
Była siódma rano, kiedy Hadrian obudził się w prywatnym akademiku. Przez jego "chorobę" został mu przydzielony osobny pokój, podobno aby nie zrobił sobie ani nikomu innemu krzywdy. Miał oczywiście miękkie łóżko z butelkowozieloną narzutą oraz srebrną poduszką z wizerunkiem czarnego węża. Dalej były ciemne szafa, komoda i biurko, na którym spoczywał biały laptop. Nie miał zamiaru oddzielać się od elektroniki, skoro dzięki współpracy jego i Tony'ego, w większości działała poprawnie.
Na jego klatce piersiowej leżał zwinięty Mortem z zamkniętymi oczami i cicho oddychający. Pogłaskał ciemne łuski, a szkarłatne oczy spojrzały na niego. - Chcesz mi towarzyszyć?
Śmierć pojawił się w całej okazałości na środku pokoju. Miał na sobie czarną czarodziejską szatę, pod którą widać było białą jak śnieg koszulę i granatowe spodnie. - Chciałbym - powiedział z westchnieniem. - Jednak Lilith prosiła abym pomógł jej opanować szalejącego Negro.
- Ach, tak, Chaos potrafi nieźle namieszać - pokiwał głową.
- Wybacz, Hadrianie...
- Spokojnie, będę miał Tony'ego - powiedział z uśmiechem. - Zresztą, doskonale zdaję sobie sprawę, że masz swoje obowiązki jako Śmierć, tak samo jak ja mam swoje jako Mistrz Śmierci.
- Nie masz obowiązków - prychnął, krzyżując ramiona.
- Muszę was pilnować! - zawołał z oburzeniem. - Poza tym pomagam niektórym pogodzić się ze śmiercią i odejść.
- Tym, którzy przede mną uciekają - odparł.
- Ale to nadal jakieś zadanie.
- Być może - westchnął w końcu, odpuszczając.
- Do zobaczenia, Mortem - Hadrian podszedł i pocałował go w policzek. - Baw się dobrze z dziećmi.
Śmierć odpowiedział mu uśmiechem, po czym zniknął w cieniach.
Hadrian westchnął, podchodząc do szafy. Skoro już wstał, mógł przejść się na śniadanie. I może zobaczyć reakcję ludzi na jego PTSD. Chyba, że Dumbledore to ukryje lub powie coś innego.
Wybrał szmaragdową koszulę, pozostawiając dwa odpięte guziki na górze oraz czarne jeansy i tego samego koloru trampki. Nie miał zamiaru chodzić w niewygodnych, na wpół średniowiecznych butach, których używali najczęściej czarodzieje. Zarzucił na to czarną szatę, a szmaragdowo-srebrny krawat pozostawił wiszący luźno.
Dodatkowo na szacie herb Slytherinu zmienił na herb całego Hogwartu. Zobaczył to u Luny w jego poprzednim życiu, kiedy zapytał, dlaczego ma symbol szkoły, a nie swojego Domu, ona odparła, że każdy z Domów należy do szkoły i nie różnią się niczym. Każdy uczeń należy do jednego z nich a tym co ich wyróżnia jest tylko kolor krawata oraz kolejnością zajęć.
Automatycznie też chwycił słuchawkę z komody i westchnął z ulgą, słysząc głos SI.
- Dzień dobry, Hadrianie.
- Cześć, J - powiedział z uśmiechem. - Która godzina?
- Dokładnie siódma osiemnaście, za czterdzieści dwie minuty masz Zaawansowane Latanie na Miotle - odparł.
- Huh, to Tony zdążył już wgrać plan?
- Zrobił zdjęcie.
- Cały on - przewrócił oczami, przeciągając się po raz kolejny. - Jak wstanie, możesz mu powiedzieć, że będę w Wielkiej Sali.
- Pan Stark właśnie się obudził i kazał ci poczekać na niego.
- Phi - przewrócił oczami, ale chwycił torbę z książkami i wyszedł z pokoju. W Pokoju Wspólnym nie było wiele węży, choć ci, którzy byli od razu wymienili między sobą spojrzenia i szepty. Ku jego szokowi, zauważył Draco Malfoya w towarzystwie Pansy Parkinson oraz Blaise'a Zabiniego. Naprawdę całkowicie zapomniał o arystokracie.
- No, no, no, charłak-Potter raczył w końcu wstać - blondyn powiedział ze skrzyżowanymi ramionami.
- Wolę Brown - odparł lekko, idąc w kierunku tablicy ogłoszeń. W Gryffindorze zawsze tam znajdowało się hasło i ważniejsze informacje. W tym wypadku nie pomylił się, gdyż na środku pustej tablicy znajdował się pergamin z hasłem zapisany charakterystycznym pismem Snape'a. Zapewne było też magicznie przypięte, odkąd wielu chętnie zerwałoby kartkę, a nadal była na swoim miejscu.
Draco zamrugał przez chwilę, kiedy chłopak go zignorował. - Hej, Potter, nie powinieneś ignorować lepszych od siebie - rzucił.
- Nie widzę tu nikogo takiego - odpowiedział, idąc w kierunku korytarza.
Podążyły za nim lekko rozbawione szepty na widok czerwonej twarzy Malfoya.
-~*~-
Przed wejściem czekał na niego Tony, który zdawał się rozmawiać ledwie chwilę wcześniej z Salazarem.
- Cześć, Tony - przeczesał palcami swoje włosy.
- Nareszcie, Hadrian - westchnął. - Gdyby nie Salazar, zanudziłbym się na śmierć!
- Masz StarkPada - odpowiedział, witając się kiwnięciem głowy ze Slytheriniem, który odpowiedział mu tym samym, choć widać było na jego wąskich ustach delikatny uśmiech.
- Ale Założyciele mają ciekawe historie - skrzyżował ramiona.
- Być może - roześmiał się cicho. - A teraz chodźmy, bo inaczej spóźnię się na pierwszą lekcję.
- Przesadzasz - machnął ręką, wyrównując z nim krok. - Przecież nie potrzebujesz jedzenia.
- Ale muszę utrzymać pozory - powiedział, wyciągając z powietrza jakiś pergamin i podając go Tony'emu. - To dokładne objawy mojego PTSD. Jako, że nie mogę przebywać w zbyt dużym skupisku nieznanych ludzi, potrzebuję zawsze obok kogoś znajomego. Poza tym nie panuję nad emocjami i tylko mój opiekun potrafi mnie uspokoić - zakołysał się.
- To brzmi dziwnie - skrzywił się.
- Ale ponad trzy-czwarte czarodziei nie wie czym w ogóle są choroby umysłowe, a tym bardziej PTSD. Uznają, że to coś złego i niebezpiecznego, a ja będę miał spokój od tych dzieci - wskazał.
- Może masz rację, w końcu to ty jesteś specjalistą od magii - wzruszył ramionami.
Jak tylko weszli na Wielką Salę, naturalnie otoczyły ich szepty i wielu wskazywało na nich palcami. Dwójka przyjaciół była oczywiście do tego przyzwyczajona. Młody wynalazca i CEO Stark Industries oraz Chłopiec-Który-Przeżył, przez sześć lat w Hogwarcie, a następnie kilkadziesiąt lat w czarodziejskiej Brytanii będąc dosłownie traktowany w ten sam sposób.
Tony machnął mu ręką, kierując się do oczekującego Snape'a, a Hadrian usiadł na swoim miejscu z dala od pozostałych węży. Jedno spojrzenie na dyrektora i Severusa wystarczyło, aby uznał, że dostali pergamin z Munga i nie wiedzieli co z nim zrobić.
- Skąd wpadło mu do głowy PTSD? - syknął czarnowłosy, kiedy tylko Stark zajął miejsce między nim a upierdliwym Quirrellem. Snape musiał przyznać, że był co nieco wdzięczny za to. Nie wytrzymałby kolejnego dnia z tym jąkającym się idiotą.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami, sięgając jakąś sałatkę. Następnie spojrzał na dzbanki soku i czajniczki z herbatą. - Hej, nie macie kawy?
- Nie - prychnął.
Tony jęknął, nalewając sobie do kubka sok z dyni. Spojrzał kątem oka na nauczycieli po obu jego stronach, kiedy uznał, że żaden z nich go nie obserwuje, wyciągnął nieco różdżkę z rękawa i machnął nią najdelikatniej jak tylko mógł, myśląc o zaklęciu.
Z zadowoleniem przyjął, że napój nie zmienił koloru, konsystencji, ani zapachu, ale w pełni smakował jak kawa.
- Na początku planował powiedzieć, że nie zna zbyt dobrze angielskiego i potrzebuje tłumacza - wziął łyka gorzkiego napoju, a jego oczy zaświeciły się radośnie na tak znajomy smak. Magia była zwyczajnie niesamowita i cudowna.
- Jednak czarodzieje mogliby polecić zaklęcie tłumaczące - powiedział Snape. - Zresztą, dlaczego tak bardzo mu zależy na twoim towarzystwie? - zmrużył niebezpiecznie oczy. - Jeżeli dręczysz Hadriana w jakikolwiek sposób, lub mu grozisz...
- Hej, spokojnie, Severusie - podniósł szybko ręce w geście poddania, omal nie upuszczając swojej drogocennej kawy. - Jak już to ja boję się jego - mruknął pod nosem, ale nie miał wcale tego na myśli. Chłopak był Mistrzem Śmierci i był wszechpotężny, więc logicznym byłoby aby bano się niego, chociaż Tony wiedział, że są przyjaciółmi a Hadrian (ostatnio coraz częściej zachowujący się jak matka) bardziej skrzywdzi siebie niż jego.
- Dlaczego miałbyś się bać tego dziwnego dzieciaka? - prychnął, spoglądając na swój talerz z owsianką.
Tony westchnął. Nie spodziewał się, że profesor Eliksirów to usłyszał. - Jest przerażająco inteligentny i boję się, że mnie przewyższy - zdecydował odpowiedzieć.
Snape uznał to chyba za dostateczną odpowiedź, skoro skupił się na swoim śniadaniu. Kątem oka nadal obserwował swoje węże i Hadriana, który ze znudzeniem grzebał w sałatce. Mieszkając z chłopcem i Huncwotami, zauważył, że jadał bardzo mało, o ile nie w ogóle, ale zawsze miał energię tak samo jak jego waga i wzrost były w porządku, może nawet był nienaturalnie wysoki.
W końcu Potter skończył grzebać w sałatce, oddalając od siebie talerz. Nigdy nie przypuszczał, że przy różnych stołach były inne potrawy! Przy stole Gryffindoru mógł znaleźć niezbyt lekkie posiłki a nawet podchodzące pod fast foody, natomiast u Ślizgonów była sama zdrowa żywność i nawet brakowało soku dyniowego.
Uczniowie zaczęli już wychodzić z Sali na lekcje, więc Hadrian tylko wzruszył ramionami i również skierował się do wyjścia. Zanim się obejrzał, Tony już był obok niego z zadowolonym uśmiechem.
- To co, dzieciaku? Idziemy na pierwszą lekcję?
Nastolatek przewrócił oczami. Był już przyzwyczajony, że Tony nazywał go "dzieciakiem" bo przecież dziwnym by było, aby mówił do niego w inny sposób. Wszystko przez jego fizyczny wygląd.
- To latanie na miotle, może cię to zainteresuje - rzucił, zanim skierował się do wyjścia niedaleko Boiska do Quidditcha.
- Huh, powinienem się spodziewać, że nie pójdziesz z resztą, odkąd znasz szkołę jak własną kieszeń - wzruszył ramionami.
- Cholera, dlaczego mi nie przypomniałeś? - jęknął. - Jak będą pytania, zwalę to na ciebie.
- Co? Czemu na mnie? - spojrzał oburzony.
- Bo mam PTSD i jestem nastolatkiem.
- To nie jest wytłumaczenie.
- Jest.
- Nie...
- Jest i koniec - prychnął, pchając wrota. Otworzyły się, ukazując w oddali największe boisko jakie Tony kiedykolwiek widział.
Było osiem wież, z czego po dwie miały barwy konkretnych Domów, a ogrodzenie było zmieszanymi ze sobą kolorami. Widział również po obu stronach po trzy obręcze, z czego środkowa była najwyższa, a pozostałe dwie były nieco niższe.
- Z tego co pamiętam, na pierwszym roku mieliście lekcje na dziedzińcu - zwrócił uwagę.
- Musieliśmy być ciągle w zasięgu wzroku Hooch - odparł. - Jak już zdążyłem się dowiedzieć od Luny, zaawansowane latanie mimo, że jest nowym przedmiotem, Hooch szybko zgodziła się go nauczać, odkąd zawsze miała mało lekcji, a zajęcia odbywają się na boisku Quidditcha, gdyż jest tam dostatecznie dużo miejsca.
- Kiedy rozmawiałeś z Luną? - zapytał w cichym szoku.
- Przez Patronusa, wieczorem - odparł.
- To ten jeleń?
- Yup - pokiwał głową, patrząc z podziwem na boisko, które nadal było całe, a nie podpalone i zniszczone.
- Wygląda nieźle - stwierdził.
- Dobrze zobaczyć niezniszczone boisko po tylu latach - powiedział. - Po bitwie o Hogwart zostało spalone i zrównane z ziemią - kontynuował. - Kiedy poszedłem ponownie na ostatni rok, nie zostało jeszcze odbudowane. Odwiedzając szkołę po kilku latach, nigdy nie wyglądało jak kiedyś.
-~*~-
- No dobrze, widzę kilka nowych twarzy - Madame Hooch rozejrzała się po uczniach z wymiany. Była ich co prawda tylko trójka na szóstym roku, ale znajdował się też ten chłopiec z opiekunem, "Potter". - Chciałabym żebyście się przedstawili i powiedzieli o swoim doświadczeniu w lataniu - spojrzała z lekkim zaniepokojeniem na nastolatka.
Na spotkaniu z personelem, wszyscy dowiedzieli się o jego PTSD (czymkolwiek by to nie było) oraz jego poziomie mocy, będącym ledwie ponad charłakiem. Nie było pewności, czy dałby w ogóle sobie radę w czarowaniu, czy opanowaniu miotły. Choć jego oceny z Ilvermorny były bardziej niż zadowalające, dosłownie wszystkie jego stopnie z przedmiotów to były Wybitne lub Powyżej Oczekiwań. Nawet z bardziej magicznych lekcji.
Pierwsza przedstawiła się Monica Derven. Była kasztanowłosą niewysoką dziewczyną o szarych, nieco smutnych oczach, jasnej cerze i ubrana była w czarodziejską szatę z herbem Ravenclaw. Jej granatowo-brązowy krawat był dokładnie zawiązany ze srebrną broszką w kształcie orła. - W Ilvermorny należałam do drużyny Quodpota reprezentującej Pukwudgie.
Madame Hooch pokiwała głową, odwracając się do niskiego nastolatka. - Jestem Arthur Verte - skłonił się delikatnie. Miał pod szyją kiepsko związany żółto-czarny krawat Hufflepuffu a herb przedstawiał oczywiście borsuka. Miał blond włosy do karku oraz ciemnoniebieskie oczy, podchodzące pod granat. - Od zawsze interesowałem się Quidditchem i Quodpotem, jednak nigdy nie należałem do drużyny. Po pięciu latach zajęć z latania, zostałem asystentem nauczyciela.
Żółtooka kobieta pokiwała głową z uznaniem i spojrzała na ostatniego chłopca. Bała się, że wybrał tą klasę tylko ze względu na jego "ojca", który był szukającym w drużynie Quidditcha.
- Jestem Hadrian Potter, chociaż nadal wolę nazwisko Brown - powiedział. - Kiedyś grywałem w Quidditcha i byłem szukającym, grałem też nieco w Quadpota.
- W porządku - pokiwała głową. - Jako, że jest was czternastka, możemy zagrać w Quidditcha, żebym zobaczyła wasze umiejętności latania - położyła ręce na biodrach. - Chyba uda wam się dobrać w dwie grupy?
Uczniowie wymamrotali potwierdzenie, po czym nie zajęło dużo czasu, zanim dwie siódemki stały po przeciwnych stronach.
Hadrian rozpoznał w swojej drużynie Monicę Derven, Deana Thomasa, Terry'ego Boota oraz Blaise'a Zabiniego. Naprzeciwko natomiast od razu poznał Rona, Seamusa Finnigana, Arthura Verte oraz Draco Malfoya (a tak miał nadzieję go nie spotkać).
Musiał przyznać, że Ron był oczywistością na tych zajęciach, jednak pozostali byli dla niego zdziwieniem. Nie pamiętał aby Seamus i Dean mieli podobną obsesję na punkcie Quidditcha co Ron, wiedział również, że Draco dołączył tylko do drużyny Slytherinu, aby być lepszym niż Potter. Na dodatek blondyn ciągle wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami, nie poświęcając ani jednego spojrzenia zdrajcy krwi.
- Skoro mamy już grupy, omówcie między sobą pozycję, a ja pójdę po miotły - zdecydowała nauczycielka. - Panie Stark, czy mógłbyś przypilnować wszystkich?
- Oczywiście - wzruszył ramionami, stojąc ze skrzyżowanymi ramionami i zmrużonymi oczami obserwując nastolatków.
- Madame Hooch - odezwał się Hadrian, a siwowłosa kobieta spojrzała na niego, zanim jeszcze skierowała swoje kroki do szatni. - Czy można używać własnej miotły?
- Nie jestem pewna... - odpowiedziała. - Jeżeli będziesz miał lepszą miotłę niż pozostali, może to nie być zbytnio fair gra.
- Jakby ten charłak miał jakieś pieniądze - prychnął Draco, stojąc obok Blaise'a, mimo przeciwnych drużyn.
Potter go zignorował. - Będę szukającym, więc nie będę ścigał się z innymi po kafel - powiedział.
Oczywiście jak tylko powiedział, że grywał jako szukający, a w drużynie byli sami ścigający i jeden pałkarz, uznali, że będzie dobrym wyborem. Zabini dostał rolę obrońcy, podczas gdy Boot i Puchon, którego nie znał nazwiska byli pałkarzami, pozostała trójka, czyli Derven, Thomas i Krukon, którego również nie znał, byli ścigającymi.
W przeciwnej drużynie, tak jak się spodziewał, Ron został obrońcą, Malfoy szukającym, a Seamus, Verte i jakiś Puchon byli ścigającymi. Dwójki obrońców nie znał, choć oboje byli z Ravenclaw.
- Masz moje pozwolenie - kiwnęła głową, patrząc na blond arystokratę. - Pan Malfoy również może skorzystać z własnej miotły - westchnęła, doskonale pamiętając, że nastolatek miał nowego Nimbusa 2001, ustępującego szybkością jedynie Błyskawicy, której była pewna, że nikt z uczniów nie posiadał, z powodu jej stanowczo wygórowanej ceny.
- W takim razie, powodzenia Potter z moim Nimbusem - parsknął śmiechem, idąc szybko z powrotem do zamku.
Hadrian wzruszył ramionami, idąc do swojej torby z książkami. Sięgnął miniaturową miotłę i przeleciał palcami po delikatnym drewnie. Podszedł do Tony'ego i pokazał mu Błyskawicę.
- Miniaturowa miotełka - skomentował.
- Hej, J, mógłbyś ją przeskanować? - mruknął.
SI od razu to potwierdziło, a słaby promień błękitnego światła szybko przeleciał po jego zminiaturyzowanej miotle.
- Po co skan? - zapytał zaciekawiony Stark.
- Dałbyś radę stworzyć coś szybszego? - uśmiechnął się chytrze. - Błyskawica pozostaje najlepszą i najszybszą miotłą na rynku aż do dwa tysiące czternastego roku, kiedy pojawiają się słynne i lepsze modele, Piorun VII, Błyskawica Doskonała, Yajirushi, Varápidos i Gwiezdna Zamiatarka XXI.
- Jasne, że tak, Hadrian - odpowiedział. - W połączeniu z moją technologią i magią, to będzie najszybsza miotła do końca świata - zapewnił. - Arystokratyczny dupek wrócił - wskazał zbliżającego się blondyna z dokładnie tą samą miotłą, którą miał na ich drugim roku.
Czarna, wypolerowana na błysk rączka, witki z brzozy zabarwione na czarno-srebrno. Metal, którym były splątane był lekki, a drągi pomagały utrzymać równowagę dla stóp przy szybszym locie. Rozległy się szepty zachwytu pośród uczniów obecnych na boisku. Hadrian nawet zauważył kilkudziesięciu starszych lub młodszych nastolatków na trybunach. Zapewne mieli wolne i woleli obejrzeć półtorej godzinny mecz, niż nudzić się.
Hadrian spojrzał na swoją miotłę z delikatnym uśmiechem. Nadal wyglądała jak nowa, ponieważ niewiele nią latał w czasach chodzenia do Hogwartu, a później zwyczajnie ją zostawił na pamiątkę. I otrzymał ją z powrotem od Mortema po jego przebudzeniu. Poza tym miał w końcu okazję sprawdzić, czy nadal była tak szybka i dobra jak eony temu.
Powiększył miotłę, jak tylko zobaczył, że Malfoy wpatruje się w niego w oczekiwaniu. Usłyszał wciągane ze świstem powietrze od pozostałych graczy a nawet niektórych nastolatków z trybun.
Błyskawica była z polerowanego hebanu, a jej witki z leszczyny. Żelazo, obejmujące wszystkie witki stworzone zostało przez gobliny, tak samo jak antypoślizgowe uchwyty na stopy. Dodatkowo miała na sobie kilka "dodatków" od stworzeń, a dokładniej kilka specjalnych zaklęć.
- Błyskawica? - blondyn podniósł brew do góry. - Zobaczymy, czy jest prawdziwa - rzucił z lekceważeniem, wchodząc na swoją miotłę i uniósł się kilka metrów w powietrze.
- Zobaczymy, Malfoy - odparł lekko Hadrian, również wskakując na swoją miotłę i unosząc się powoli w górę, aby zrównać się z drugim szóstorocznym.
Hooch odchrząknęła. - Liczę na dobry i czysty mecz - powiedziała, kiedy gracze wznieśli się w powietrze. - Nie chcę widzieć faulowania, celowego okaleczania lub zrzucania z mioteł. Powodzenia - uderzyła stopą w odpowiedni przycisk, a dwa tłuczki i złoty znicz świsnęły z ogromną prędkością w górę.
Wzięła kafel do rąk, po czym wyrzuciła go w powietrze, tym samym rozpoczynając grę.
Hadrian zauważył, jak kobieta odciągała za łokieć Tony'ego, który zapewne nie chciał tracić tak dobrego miejsca do obserwacji. W końcu jednak musiał odejść, kiedy tłuczek chciał go zaatakować, pikując w dół.
Potter rozejrzał się czujnie. Ścigający w obu drużynach byli porównywalni umiejętnościami, natomiast pałkarze drużyny przeciwnej średnio zdawali sobie sprawę, co mają robić. W zamian ich obrońca, Blaise, miał gorszy refleks i przepuścił już dwie bramki, podczas gdy Ron obronił wszystkie na swoim Zmiataczu 11. Jak się okazało, większość uczniów wzięła własne miotły przed meczem.
Nagły błysk złota przykuł jego uwagę. Podążył wzrokiem za smużką, która pozostawiała po sobie tego samego koloru pyłek. Westchnął cicho. Jak widać, nie mógł nawet grać normalnie w Quidditcha, odkąd miał nieco lepsze zmysły ale też prawym okiem widział aury, które jako jedyne były innej barwy niż szarość całego świata.
Skupił się bardziej, nachylając nad trzonkiem miotły i ruszył błyskawicznie w pogoń za złotem. Draco to spostrzegł i podążył za nim.
Hadrian zauważył, że była to podobna sytuacja co lata wcześniej. Malfoy nie widział znicza i leciał za nim, gdyż to on go wytropił. Zapikował ostro w dół, a arystokrata, jak można się było spodziewać, ruszył za nim, nadal nie dorównując szybkością jego Błyskawicy.
Ledwo metr nad ziemią uniósł trzon w górę, zahaczając stopami o trawę i świsnął z powrotem w górę, tylko, że do góry nogami. Zaśmiał się, kiedy Malfoy zaorał w ziemię, a trzon jego miotły wbił się prawie pionowo.
Przekręcił się na miotle i poleciał za zniczem. Utrzymywał równe jemu tempo, aby był w razie czego na wyciągnięcie ręki. Czekał aż jego drużyna nieco zremisuje wynik sto do dwudziestu. Musiał przyznać, że Ron nadal był bardzo dobrym obrońcą, podczas gdy Zabini był na tej pozycji ledwo od trzech miesięcy szkolnych (z poprzedniego roku, co dowiedział się do samego Blaise'a).
Krukońscy pałkarze pozbierali się i nareszcie zaczęli normalnie grać, ciągle starając się wycelować w niego. Nagle kolejny tłuczek odbił Terry Boot, unosząc się obok niego. - Potter, złap ten cholerny znicz - powiedział, starając się dotrzymać mu tempa.
- Chciałem, żeby ścigający się nieco odegrali - odpowiedział, puszczając ręką trzonka i poprawiając szalejące włosy. Nawet gdyby spadł z wysokości, jak na trzecim roku, nic by mu się nie stało. A przynajmniej umarłby i wrócił po kilku minutach, albo połamał się nieco, co wyleczyłoby się w maksymalnie jeden dzień. Puścił drugą rękę, uparcie starając się uspokoić włosy sterczące w każdą stronę przez wiatr. Przydługa grzywka wpadała mu w oczy. To był jedyny powód. Wcale nie miał zamiaru popisywać się. Wcale.
Terry przewrócił oczami, odlatując. - Radź sobie sam - rzucił przez ramię.
- Jasne - machnął ręką, którą ledwie o cale minął pędzący tłuczek. - Nareszcie, bałem się, że o mnie zapomnieliście! - zawołał do Krukonów, którzy wyglądali na bliźniaków. Gdyby tylko byli tak dobrzy jak Weasleyowie...
W odpowiedzi zostały w niego posłany kolejny tłuczek. Szybko świsnął w bok, nadal nawet nie zbliżając rąk do miotły.
Akurat mijali kolejny raz trybuny, na których była Hooch z gwizdkiem i miotłą w ręce, kilku uczniów, Tony, a nawet Snape ukryty w cieniu wieży!
- Hej, Tony! - pomachał radośnie, robiąc beczkę, kiedy tłuczek przeleciał tuż nad jego miotłą odwróconą w drugą stronę. Przeleciał kilka metrów do góry nogami, podczas gdy Stark coś mówił.
- Pan Stark pyta się, czy może porobić zdjęcia - powiedziało nagle SI, a Hadrian ledwo powstrzymał się od puszczenia miotły. Może jednak Sztuczna Inteligencja w słuchawce nie była dobrym pomysłem na wysokie loty.
- Jasne, J. Tylko bez flasha. Inaczej chyba oślepnę - sapnął, kierując się do trybun i pozostawiając znicza samemu sobie. Zawsze mógł go znaleźć w minutę lub dwie.
Pałkarze zamrugali w szoku, kiedy przestał gonić za złotą piłeczką. Wzruszyli ramionami, po czym zaczęli odbijać tłuczki w kierunku ścigających z przeciwnej drużyny. Punkty zbliżały się do wyrównania. Sto trzydzieści do stu dla pomarańczowej drużyny (oczywiście od włosów Weasleya).
Zapozował do kilku zdjęć z radosnym uśmiechem. Czuł na sobie oszołomiony wzrok innych czarodziei, kiedy robił sztuczki z meczem toczącym się w tle. Kontynuowałby zabawę, gdyby nie Draco, który wrócił na miotłę z krwawiącą wargą i prawdopodobnie złamanym nosem. Spróbował się z nim zderzyć, choć raczej nie wyszło tak, jak to planował.
Hadrian wyczuł go co prawda wcześniej, ale nie przewidział lecącego tłuczka od tył. Chcąc uniknął agresywnej piłki, odbił w prawo, a potem poczuł ból, kiedy Malfoy zderzył się z nim z pełną prędkością.
Blondyn raczej też nie liczył na taki wynik jego szarży, skoro wrzeszczał, jak bardzo Hadrian jest głupi, że tego nie uniknął, kiedy spadali z dużą prędkością. Obie miotły zdawały się zablokować przez ich podstawki dla stóp.
Hadrian sapnął. - Dobra, Malfoy, ani słowa o tym innym - warknął, machając dłonią. Upadli na ziemię z głośnym odgłosem, jednak nie byli ranni. Tarcza zadziałała aż za dobrze, tworząc lekkie wgłębienia w ziemi boiska.
Pierwszy wstał czarnowłosy, prostując się i patrząc w górę. Hooch leciała do nich z ogromną prędkością, że zaczął się obawiać, iż uderzy w ziemię. Na koniec jednak zwolniła i zeskoczyła z miotły, szybko do nich biegnąc z wyciągniętą różdżką.
- Co sobie myślałeś panie Malfoy?! - zawołała wściekła, jednak nadal rzuciła kilka zaklęć diagnostycznych na obu nastolatków. Ku jej szokowi, Potter był w pełni w porządku, a blondyn miał tylko złamany nos i przeciętą wargę od poprzedniego upadku po nieudanym Zwodzie Wrońskiego.
- Być może zirytowało go moje zachowanie - Hadrian wzruszył ramionami, kątem oka widząc jak wszyscy gracze zbierają się wokół nich z zaniepokojonymi i przerażonymi spojrzeniami.
- W porządku, Hadrian!? - usłyszał krzyk Tony'ego, jednak nie widział go w pobliżu. Zmarszczył brwi, aż Stark nie zawołał kolejny raz.
- Tak, w porządku - westchnął, przykładając palec do słuchawki. Chociaż nie uznają, że gada do siebie, sądząc po rzucanych mu spojrzeniach.
- Co to do jasnej cholery miało być!?
- Wypadek - odparł lekko, oddzielając obie miotły od siebie. Nimbus jak i Błyskawica straciły nieco witek, miotła Draco miała piękną rysę przechodzącą przez środek trzonka, a u jego Błyskawicy były tylko drobne ślady.
Hooch skrzyżowała ramiona. - Oboje marsz do Skrzydła Szpitalnego, natychmiast.
- Madame Hooch, z całym szacunkiem, ale nie jestem ranny i czuję się dobrze - powiedział spokojnie Hadrian, kiedy Draco był podpierany przez Blaise'a, który skierował ich do Hogwartu.
- W takim razie przynieś mi potwierdzenie od pani Pomfrey - odparła.
- Jasne - wzruszył ramionami.
- A potem zapraszam do mojego gabinetu. Znajduje się w skrzydle nauczycielskim, na pierwszym piętrze. Drugie drzwi po prawo - odwróciła się do pozostałych graczy i zaczęła z nimi rozmawiać.
Hadrian ponownie wzruszył ramionami i skierował powolne kroki do Hogwartu, zmniejszając obie miotły i chowając je do kieszeni. Miał zamiar się nieco nimi pobawić i je naprawić. W gruncie rzeczy wypadek był w połowie jego winą. Gdyby nie przesadził z popisywaniem się i skupił się bardziej na grze, bez problemów uniknąłby tłuczka, a następnie nie zderzyłby się z blondynem.
Tony dogonił go całkiem szybko. I pierwszą rzeczą, jaką zrobił było mocne uderzenie w tył głowy. - Co to miało być?!
- To bolało - odpowiedział Hadrian, masując tył głowy. Naprawdę nie było to lekkie uderzenie, nawet z jego dużą odpornością na ból.
- Dlaczego do cholery dałeś się zrzucić z miotły?! Co jeżeli uderzyłbyś z całą siłą w ziemię!?
- Zapomniałeś, że nie mogę umrzeć - westchnął, kręcąc głową. - Najwięcej co by się stało, to Malfoy straciłby życie, albo skończył połamany, a moja tajemnica wyszłaby na jaw.
- Trzeba cię stanowczo naprawić - zdecydował. - Bądź sobie nieśmiertelny, ale musisz się więcej przejmować. Musisz - podkreślił.
- Dlaczego? - jęknął. - Wszyscy i tak kiedyś umrą a ja pozostanę dalej. Nawet ty w końcu odejdziesz i zdecydujesz się na reinkarnację od razu, albo po tysiącach lat - przewrócił oczami.
Tony westchnął, kładąc mu rękę na ramieniu. - Ale póki tu jestem, masz się przejmować.
Hadrian odwrócił wzrok. - Przemyślę to.
- Inaczej poskarżę się Lilith albo Mortemowi - zagroził.
Potter sapnął i spojrzał na niego w szoku. - Nie odważyłbyś się.
- Założymy się? - uśmiechnął się chytrze.
Nastolatek zmrużył oczy. - Nie - odparł krótko.
Chapter Text
W Skrzydle Szpitalnym przywitała ich Poppy Pomfrey, rzucająca zaklęcia leczące na Draco, który jęczał w łóżku z bólu. Blaise stał kawałek dalej, co chwila przewracając oczami z irytacją. Dopóki nie spojrzał na drugiego nastolatka.
- Potter - powiedział.
- Witaj, Blaise - kiwnął głową. - Dzień dobry, madame Pomfrey - przywitał się.
Pielęgniarka spojrzała na niego zmrużonymi oczami. - A tobie co się stało, panie Brown?
- Zderzenie - wskazał na Draco. - Tylko, że on wcześniej schrzanił Zwód Wrońskiego - dodał pomocnie.
- Panie Malfoy, proszę przestać jęczeć - prychnęła, kierując się do chłopaka. - Witam, panie Stark - kiwnęła głową.
- Dzień dobry - odparł.
- Hm, wszystko z tobą w porządku - zdecydowała. - Nie przy każdym zderzeniu obie osoby odnoszą obrażenia - powiedziała skrzywiona.
- Spadli z czterdziestu- - zanim Tony skończył mówić, Hadrian uderzył go łokciem między żebra. Mężczyzna zgiął się w pół. - To nie było za miłe - sapnął.
- Spadli? - zapytała w szoku Poppy, patrząc na nastolatka.
- Tony przesadza - odparł. - To było tylko pięć metrów - dodał, patrząc ostrzegawczo na Zabiniego, który już chciał się odezwać i temu zaprzeczyć.
- Panie Zabini - pielęgniarka spojrzała na niego w oczekiwaniu.
- Potter ma rację - zdecydował. Hadrian kiwnął głową.
- W takim razie, pójdę na kolejną lekcję - powiedział w kierunku podejrzliwej Pomfrey.
- Jeżeli poczujesz się gorzej, przyjdź natychmiast tutaj - powiedziała ostrzegawczo.
- W porządku - kiwnął głową, po czym wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego z Tonym. Spojrzał na niego piorunującym wzrokiem. - Nikt nie może wiedzieć.
- Będą plotkować - powiedział.
- Snape był na trybunach. Można wykorzystać jego obecność - odparł.
- Serio był? - jego oczy otworzyły się szerzej. - Nie widziałem nigdzie tego nietoperza!
- Chował się w cieniu wieży, dużo niżej, niż wy. A jako, że spadającymi były jego węże, powszechnie wiadomo, że zrobiłby wszystko by ich uratować. Wystarczy tylko go o tym powiadomić - wzruszył ramionami.
- Zdajesz sobie sprawę, że będzie cię bardziej podejrzewał?
- Uważam, że samo moje mistrzowskie latanie na miotle da mu sporo do myślenia, odkąd nigdy nawet nie dotknąłem Błyskawicy, podczas ich opieki nade mną. Plus nawet nie wiedzieli, że mam w ogóle miotłę.
- Nie wygląda na to abyś się jakoś bardzo przejmował tym, że dowie się prawdy - zdecydował.
- Dlaczego miałbym? - wzruszył ramionami. - Snape jest lojalny wobec swojej dawnej miłości. W moim poprzednim życiu zawsze mnie chronił, mimo, iż dowiedziałem się o tym po jego śmierci. Nawet umarł za mnie - zaśmiał się ponuro. - A w tym życiu zabrał mnie, aby tylko Dumbledore i Lord Gadzia-Twarz nie mogli mi nic zrobić. Nawet pogodził się z Syriuszem i Remusem!
- Wnioskuję, że to pogodzenie się jest dużym wydarzeniem?
- Remus i Syriusz wraz z moim ojcem i zdrajcą Pettigrew tworzyli razem grupę Huncwotów. W skrócie dowcipnisiów. Złożyło się tak, że Snape padał najczęściej ofiarą tych najmniej przyjemnych. Podchodziło to nawet czasami pod znęcanie się - wytłumaczył.
- No to rzeczywiście, to duży postęp w ich relacji - pokiwał głową.
- Dlatego też nienawidził mnie w moim pierwszym życiu. Byłem za bardzo podobny do Jamesa, nawet trafiłem do Gryffindoru i sprawiałem tylko kłopoty. Wydaje mi się, że może znienawidzić Aidena, ponieważ jest idealną odbitką Jamesa i nawet zachowuje się podobnie. A przynajmniej z tego, co się dowiedziałem - wzruszył ramionami.
- Muszę przyznać, że dzieciak na pewno zirytuje wielu nauczycieli swoim podejściem - zakołysał się nieco, kiedy weszli na ruchome schody, a te akurat zmieniły pozycję. - Już na tej uczcie powitalnej widać było, że interesuje go tylko bycie w centrum uwagi- - zanim kontynuował, Hadrian westchnął z bólem. Spojrzał na chłopaka z pytaniem.
- Znowu - jęknął, wskazując na drzwi, przed którymi zatrzymały się ich schody.
- Huh... - Tony zastanowił się. - To czasem nie trzecie piętro, które jest zakazane, czy coś?
- Oczywiście, że tak - przewrócił oczami wchodząc na mały korytarzyk. - Chcesz zobaczyć Cerberusa? - zapytał.
- Czemu nie - wzruszył ramionami.
Za drzwiami od razu skręcili w lewo, a świeczniki na ścianach zapalały się coraz dalej z każdym ich krokiem. Dopóki Hadrian nie zatrzymał się przed jedynymi zamkniętymi drzwiami.
Wzruszył ramionami, po czym rzucił prostą "Alohomorę" i otworzył drzwi na oścież, wślizgując się do środka, a Stark zaraz za nim.
- No, muszę przyznać, że jest wielki - skomentował, widząc ogromnego, brązowego psa o trzech śliniących się głowach. Pod szyją miał czerwoną kolczastą obrożę z przywieszką "Puszek", a jego czekoladowe oczy błyszczały ciekawością. Plus przekrzywił każy z łbów na widok nieznanych mu ludzi.
- Hagrid go przygarnął i wychował. Potem Dumbledore postanowił użyć go do strzeżenia Kamienia.
Tony spojrzał na klapę w podłodze, podczas gdy Hadrian, nie przejmując się niczym podszedł do psa i podrapał go pod jedną z głów.
- Moje biedactwo... - szepnął. - Hagrid się tobą opiekował, a ten Dumbledore nie pozwala mu cię nawet odwiedzić - Cerberus wydał smutny dźwięk, przypominający skomlenie. - Postaram się go tutaj zaciągnąć poza wzrokiem starca. Na pewno się ucieszy, mogąc cię ponownie zobaczyć - uśmiechnął się.
Tony wolał pozostać z tył, w razie jakby pies nie polubił jego zapachu, a nie chciał też ryzykować, że Hadrian rozproszy się i coś się stanie. Z tego też powodu oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona, obserwując rozmawiającego powoli i spokojnie nastolatka z wielkim trzygłowym psem.
Potter odwrócił się w jego stronę. - Kamienia jeszcze nie ma, więc nie ma sensu iść dalej - powiedział. - Będzie dopiero po świętach - zapewnił.
- W porządku - wzruszył ramionami.
- Chodź - przywołał go ruchem ręki. - Poznaj Puszka.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...
- Nie martw się Tony, nie pozwolę, aby coś ci się stało - przewrócił oczami.
- Jaaasne - przeciągnął samogłoskę, ale zaczął się zbliżać. Cerberus nie zareagował inaczej, jak wąchając powietrze nowego człowieka.
- Czy to było takie straszne? - zapytał, kiedy pies patrzył na niego z ciekawością, lecz bez złych zamiarów.
- Chyba nie - mruknął, nagle krzywiąc się jak ślina skapywała mu na szatę czarodziejską, do której noszenia zmusił go Hadrian. - Ale mógłby zatrzymać ten ślinotok.
- Jest szczeniakiem, nie panuje nad tym - pomachał głową. - Z tego co pamiętam może mieć ledwie rok. Hagrid długo rozpaczał nad oddaniem go do strzeżenia Kamienia.
- Ten Hagrid ma pecha do stworzeń - powiedział, delikatnie drapiąc Cerberusa pod jedną z głów, która się do niego najbardziej zbliżyła. Pies zamruczał z przyjemności i przymknął oczy.
- Kocha każde stworzenie, jakie znalazło się pod jego opieką. Czy jest niebezpieczne, czy też nie. Ma do nich również bardzo dobrą rękę i jest jedyną osobą w Zakazanym Lesie, której nikt nie zrobiłby nic. Nawet akromantule znane z agresywności.
- Jednak prawie każde z tych stworzeń zostało mu odebranych.
- Niestety - spuścił głowę, rzucając ciche Tempus. - Powinniśmy iść, mam pięć minut do zajęć.
- Hm, no cóż - spojrzał na wielkiego psa. - Do zobaczenia, Puszek - machnął ręką, kierując się do drzwi.
- Nie martw się, odwiedzimy cię jeszcze - zapewnił Hadrian, również machając mu na pożegnanie i idąc do drzwi.
-~*~-
Czarnowłosy zajął miejsce z tył klasy, byle dalej od spojrzeń uczniów, którzy widzieli go pierwszy raz, lub byli podejrzliwi po pierwszej lekcji. Skoro Malfoy wiedział, że ma w dokumentach wyraźnie "charłak" nie byłby jedyną osobą z tą wiedzą, choć sądził, że już nie będzie jej tak często nadużywać, odkąd widział, iż jednak ma magię.
Kiedy tylko wszyscy się zebrali i znaleźli miejsca, niska kobieta o myszatych włosach i jasnych, zielonych oczach wkroczyła do sali w czarnej szacie z licznymi srebrnymi zdobieniami i stanęła na środku podwyższenia.
Nie mógł nie przypomnieć sobie Umbridge. Tak bardzo się cieszył, że mógł ominąć tamten feralny rok.
- Witajcie dzieciaczki, jestem Suzanna Verdad* - uśmiechnęła się przymilnie.
Nie przypominała żaby, choć jej przesłodzonego głosu na pewno nauczyła się od różowej ropuchy. Nie było innej możliwości. Jak tylko ta myśl przeleciała mu przez głowę, uznał, że powinien zrezygnować z tych zajęć. Kobieta będzie w taki sam sposób mówić o stworzeniach, tak jak Umbitch. I tuż po jej pierwszych słowach na lekcji, potwierdził swoje przypuszczenia.
- Ministerstwo uznało, że przedmiot ten nie jest wymagany do waszych owutemów, więc nie będziemy się na nim aż tak skupiać - zaczęła. - Jestem certyfikowaną nauczycielką czarodziejskiego prawa oraz nauki o stworzeniach - skrzywiła się z lekkim obrzydzeniem. - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko dodatkowej nauce, prawda?
Odpowiedziały jej mrukliwe potwierdzenia. Hadrian zauważył nawet Hermionę Granger, której policzki były zaczerwienione ze złości, a sama prawie zgrzytała zębami. Jej zaciśnięte dłonie drżały, a nawet swoimi nieco wyczulonymi zmysłami wyczuł krew.
- Teraz, panie Stark, co pan tu robi? - zapytała miękko. - Nie sądzę, aby opiekun był potrzebny na moich zajęciach - uśmiechnęła się miło, przekładając między palcami różdżkę. Hadrian mógłby przysiąc, że była prawie identyczna jak ta Wielkiej Inkwizytor. Zmrużył oczy, obserwując ją od stóp do głów.
- Lekarze w Mungu stwierdzili, że Hadrian potrzebuje opiekuna dwadzieścia cztery na dobę - wzruszył ramionami. - Więc się stosuję. Jeżeli ma pani jakieś obiekcję, to nie ze mną, tylko z dyrektorem.
- Tak zrobię - skrzywiła się, odwracając do tablicy.
- Nie mogę uwierzyć - sapnął cicho, zwracając na siebie uwagę brązowowłosego.
- Hm?
- To ta suka Umbitch - syknął. - Nie wiem, jakim cudem ale zmieniła na stałe swój wygląd, chociaż jej podpis magiczny i aura są nadal takie same.
- I ten Dumb-As-Door nie zorientował się? Podobno widzi magię, czy coś.
- Jak sam powiedziałeś, jest głupi jak drzwi - mruknął. - Albo nie zwrócił w ogóle na nią uwagi, bo to przedmiot, który istnieje ledwo od roku, albo Ministerstwo zmusiło go do jej przyjęcia.
- Nawet gdyby to Ministerstwo go zmusiło, nie mógłby wykorzystać swojej pajęczej sieci, aby pociągnąć kilka odpowiednich sznurków? - prychnął ponuro. - Przecież jest podobno najpotężniejszym czarodziejem od czasów Merlina w Anglii i ma ogromną władzę polityczną, wykraczającą nawet ponad tego Ministra Knota.
- Nie zawsze był dobrym dziadkiem, jest manipulacyjny.
Nagle "Suzanna Verdad" odwróciła się w ich stronę z gniewem na twarzy. - Cóż jest ciekawszego niż moja lekcja? - zapytała.
- Dopóki lekcja jest o magicznym prawie, nie interesuje mnie ona - odparł jakby nigdy nic Hadrian, krzyżując ramiona. - Zapisałem się na te zajęcia, aby dowiedzieć się czegoś o stworzeniach i dziedzictwach czarodziei, a nie aby uczyć się o prawie. Od tego są inne zajęcia. Skoro pani tak bardzo to lubi, proszę starać się o inne stanowisko i pozostawić to komuś bardziej kompetentnemu - zakończył.
Zauważył kilka spojrzeń pełnych szacunku, w tym Grangerówna uśmiechała się do niego z wdzięcznością. Nawet Zabini, który jak się okazało, również chodził na te zajęcia, patrzył na niego z lekkim uśmiechem zadowolenia. Hadrian nie był pewien, czy to ze względu, iż też chciał normalne zajęcia, czy dlatego, że przeciwstawił się takiej nauczycielce. Może nawet prowadziła te zajęcia rok temu! Na samą myśl, współczuł wszystkim wtedy obecnym. Chociaż, czy dałaby radę pogodzić stanowisko profesora OPCM i NoS*?
- Szlaban, panie Potter! - zawołała.
- Powiedziałem tylko swoje zdanie! - zawołał w swojej obronie.
- Nie, panie Potter, kłócisz się z nauczycielem - jej policzki były nadęte, że teraz bardziej niż kiedykolwiek przypominała mu ropuchę.
- Mogę zawsze przekazać to wszystko Opiekunowi Domu - wzruszył ramionami.
- Grozisz mi, Potter? - warknęła, wyciągając różdżkę z kieszeni szaty.
- Stwierdzam fakty - podniósł ręce w górze. - I jestem Brown, nie Potter.
- To była groźba!
- Pragnę tylko powiadomić profesora Snape'a o braku pańskich kompetencji na to stanowisko. Chcę się czegoś nauczyć, a nie słuchać o prawie. Gdybym wolał prawo, zapisałbym się na odpowiednie zajęcia!
- Kolejny szlaban, panie Potter! A teraz, kontynuujmy temat - odwróciła się nagle.
- Podła ropucha - mruknął pod nosem.
- Niezła kłótnia, dzieciaku - skomentował Tony, opierając się wygodniej o ławkę.
- Mam uczucie déjà vu - odparł. - Tak się składa, że wtedy na piątym roku również się z nią kłóciłem, tylko, że o powrót Voldiego. W sumie jestem ciekawy, czy ma nadal krwawe pióro - zastanowił się.
- A cóż to za cholerstwo? - zapytał, przykładając palce do słuchawki. - Hej, J, znajdź mi wszystko o tym piórze w magicznej bazie danych.
- Od kiedy masz magiczną bazę danych? - sapnął w oku Hadrian.
- Jak tylko dowiedziałem się co nieco o magii - pokiwał głową. - JARVIS zapisywał wszystko, co mówiłeś lub do czego sam dochodziłem, a nawet informacje z książek, które mi dałeś.
- Wiesz, mogę dać ci więcej książek do zeskanowania - przewrócił oczami. - Tak się składa, że Lilith i Mortem mają bogatą bibliotekę nawet w przedwieczne księgi.
- To byłby szczyt moich marzeń - oczy Starka zaświeciły się radośnie.
- Proszę wyjść, jeżeli macie rozmawiać! - ich przyjemną konwersację przerwał piskliwy głos profesorki.
- Oczywiście, pani profesor - powiedział drwiąco, wstając. - Nareszcie mogę stąd wyjść - przewrócił oczami, słysząc za sobą, jak zgrzyta głośno zębami. - Polecam wam zrobić podobnie - spojrzał na kilka osób, po czym wyszedł, a Tony zaraz za nim z trzaśnięciem drzwiami.
- Idziemy do wujka Severusa? - zapytał lekko. - Chętnie mu się poskarżę.
Tony roześmiał się. - Przy okazji możesz powiedzieć o tym meczu.
- Dwie pieczenie na jednym ogniu - pokiwał głową, kierując się do lochów.
-~*~-
Idealnie się złożyło, gdyż sala eliksirów była pusta, a Severus ślęczał nad jakimiś pracami pisemnymi uczniów. Hadrian oczywiście wszedł bez pukania i od razu zauważył mnóstwo zakreślonych na czerwono błędów (Snape był bardziej niż zadowolony z możliwości używania zwykłych kolorowych długopisów, niż niewygodnych piór, ale nigdy by tego nie przyznał).
- Czego potrzebujesz, Hadrian? - zapytał z westchnieniem, odkładając kilka kart.
- Już nie mogę odwiedzić wujka Severusa? - zapytał z lekkim rozbawieniem.
- Nie - odparł. - Jesteś na to zbyt obojętny, nigdy nie przychodziłeś do żadnego z nas z pomocą, więc zakładam, że czegoś chcesz.
Czarnowłosy wzruszył ramionami, wślizgując się na miejsce przed profesorem. Tony wolał oglądać z zaciekawieniem liczne fiolki eliksirów i książki na tenże temat.
- Tylko nic nie zniszcz, Stark - skomentował, a następnie całą swoją uwagę skupił na dziecku, które było pod jego opieką od prawie dziesięciu lat. - Więc? Czy ma to związek z twoim czarem podczas Qudditcha?
- To jedna ze spraw - wzruszył ramionami. - Jak doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, odzyskałem dużą część mojej magii, dlatego mogłem rzucić to zaklęcie. Zresztą chyba nie chciałbyś aby twoje węże były ranne, co? - zapytał z uśmiechem.
- Nie - odpowiedział, krzywiąc się. - Zapewne chcesz, żebym przyznał się do rzucenia tego zaklęcia?
- W końcu jestem ledwo ponad charłakiem - wzruszył ramionami. - Mogę ci jednak powiedzieć, że mam optymalny poziom magii.
- To się okaże na innych lekcjach - mruknął. - Co jest drugą sprawą?
Hadrian, uznając to za potwierdzenie, że Severus będzie go krył, więc kontynuował. - Taka pewna nauczycielka. Pamiętasz, jak opowiadałeś o tej ropusze rok temu?
- Nie przypominaj mi o niej - wzdrygnął się lekko. Dolores Umbridge była najgorszą istotą jaką kiedykolwiek spotkał w całym swoim życiu. Swym okrucieństwem przewyższała najgorsze z żartów Huncwotów! A nawet zdrowych (w większości) psychicznie Śmierciożerców, w końcu mało kto, oprócz Bellatriks, torturowałby niewinne magiczne dzieci.
- Mam podejrzenia sądzić, że wróciła - powiedział lekko.
Oczy Snape'a rozszerzyły się nieco. - Nie żartuj sobie ze mnie, Potter. Dyrektor od razu by ją rozpoznał, nawet pod zaklęciami lub eliksirami.
- Na stałe zmieniła wygląd - odpowiedział. - Uczy nas o stworzeniach i przemianowała je na Czarodziejskie Prawo - prychnął.
Profesor zacisnął usta. - Co w związku z tym? - zapytał przez zęby.
- Zacząłem z nią spokojną rozmowę, dlaczego uczy nas o prawie, a nie o stworzeniach. Dostałem szlaban w liczbie dwa i wywaliła mnie z zajęć - wzruszył ramionami.
Mistrz eliksirów zmrużył oczy. - Stark, to prawda? - spojrzał na mężczyznę, który więcej uwagi poświęcał kolorowym fiolkom (na szczęście miały na sobie zaklęcia nietłukące) niż ich rozmowie.
- Hm? - spojrzał na nich. - Ta żmija dała mu szlaban za zwrócenie uwagi, że nie trzyma się nazwy przedmiotu - skomentował, wracając do oglądania napisów.
Snape przetarł czoło. - Porozmawiam o tym z innymi nauczycielami. I w jaki sposób miałbyś ją rozpoznać? - dodał podejrzliwie.
- Nadal wygląda na ropuchę - pokiwał głową. - Poza tym właśnie w ten sposób bym ją sobie wyobrażał.
- Sprawdzę twoje podejrzenia - mruknął.
- Ach, jest jeszcze trzecie piętro - dodał nagle.
Severus ledwie powstrzymał chęć jęknięcia. Bo kto inny, jak nie Potter trafiłby na trzecie piętro, wkurzył nauczycielkę, która podobno jest Umbridge, oraz prawie przyprawił go o zawał na boisku?
- Mam się obawiać? - zapytał przez zaciśnięte zęby.
- Nie, tylko czy byłaby możliwość, żeby Hagrid odwiedził Puszka? Na pewno tęskni za nim, a Cerberus jest samotny - dodał.
- Skąd... Nie, wiesz, nie ważne - westchnął, powstrzymując pytanie "skąd wiesz o Hagridzie i Puszku". - Dlaczego uważasz, że ci odpowiem lub co gorsza pomogę?
- Jesteś moim wujkiem Severusem - wzruszył ramionami. - Wiem, że gdzieś tam, w tym twoim zimnym sercu mnie kochasz jak syna - mrugnął, kiedy Snape próbował strzelić w niego klątwą. Czerwona smuga rozbiła się obok Tony'ego, który podskoczył ze strachu i obejrzał się na czarodziei.
Otworzył szerzej oczy. Jakimś cudem ich miła konwersacja zakończyła się pojedynkiem. Severus rzucał różnobarwne zaklęcia, podczas gdy Hadrian wszystkim unikał i jak na złość, większość z nich leciała w kierunku Tony'ego. Wycofał się nieco bardziej w kąt pokoju i rzucił ciche zaklęcie tarczy, licząc, że to wystarczy i zdąży je zdjąć, zanim Snape się zorientuje.
- Wujku Severusie! Przesadzasz! - krzyknął, ledwo odbijając kolejne zaklęcie. - Przecież to była prawda!
- Bezczelny bachor - warknął, ale przestał rzucać zaklęcia.
Hadrian oparł ręce na kolanach i odetchnął z ulgą. - To nie jest takie proste unikać tych zaklęć - spojrzał znacząco na ciemną ścianę z kamienia, którą pokrywały teraz liczne przypalone pozostałości po magii. - Nawet z moim świetnym refleksem.
- Zastanowię się nad tym, a teraz wynocha - machnął różdżką, a drzwi otworzyły się na oścież.
- Do widzenia, Severusie - rzucił przez ramię Stark, wychodząc jak najszybciej tylko mógł. Ten profesor był chyba najniebezpieczniejszym ze wszystkich, których kiedykolwiek spotkał, a poznał już większość personelu! Całe szczęście, że był po stronie Hadriana. Nie chciałby go jako wroga. Nigdy.
- Do zobaczenia, wujku Severusie. Następnym razem, możesz porzucać na mnie zaklęcia, kiedy nie będzie Tony'ego. On przecież nie może się bronić - mruknął.
- Czyżby? - prychnął, krzyżując ramiona. - Od czasu kiedy Dumbleodre okazał się głupszy niż wcześniej, jestem jednym z najlepszych w wyczuwaniu aur. Rzucił zaklęcie tarczy - powiedział.
Hadrian spojrzał mu w oczy. - Być może - jego prawe oko zaświeciło szkarłatem na tle czarnej twardówki. - Mogę cię lubić, ale lepiej dla ciebie, żebyś nie wtrącał się w nieswoje sprawy - dodał w pełni poważnie.
- Tym razem to na mnie nie zadziała - odpowiedział, ignorując niewytłumaczalny strach przed dziwnym kolorem oka chłopca. Zdawał sobie sprawę, że było pod iluzją przez większość czasu, choć nie potrafił rozpoznać zaklęcia.
Mógł lubić bachora (słowo kochać nie istniało w jego słowniku, szczególnie wobec pomiotu Pottera) ale te jego nagłe zmiany tonu i wyrazu twarzy były co najmniej niepokojące i źle wróżące. Wiedział, że chłopiec miał w sobie część Czarnego Pana, w końcu Dumbledore go o tym poinformował (tylko, że w przypadku blizny na czole Aidena), przez co obawiał się, iż szkarłatna tęczówka symbolizuje "Horkruks", czymkolwiek by to nie było.
- Cieszę się - odpowiedział z cichym westchnieniem. - Naprawdę, Severusie, lubię cię może nawet bardziej niż Syriusza i Remusa, ale musisz wiedzieć, że mam swoje tajemnice, których dobrze strzegę, możesz nawet powiedzieć, że zazdrośnie. Nie planuję jednak przejąć świata czy coś - machnął ręką. - I Lord Gadzia-Twarz nie jest ze mną w jakikolwiek sposób połączony, więc nie musisz się martwić - kiwnął głową. - Horkruks nie istnieje.
Zanim Snape zdołał zapytać, skąd do cholery wie o "Horkuksach", czy skąd wie, nad czym debatował w myślach, chłopak pomachał i zniknął za drzwiami, cicho je zamykając.
Severus miał wiele do przemyślenia. A już szczególnie, dlaczego chłopak wydawał się starszym niż był w rzeczywistości. Tak samo jak kiedy miał sześć lat, zachowywał się co najmniej na dziesięć, jak nie więcej.
Dodatkowo ten Stark wyglądał jakby miał magię, choć był stworzeniem bez magicznego rdzenia. Miał pewne przypuszczenia, jednak nie były one możliwe. Jak na złość, kiedy rzucił zaklęcie tarczy, Snape poczuł jakby magia zaczęła wypełniać ciało mugola, jak było przy przypadkowych wybuchach u dzieci, to było dziwne, bo przecież nie powinien mieć żadnej magii!
-~*~-
- Co tak długo? - zapytał Tony, stojąc przed biurem.
- Dałem mu kilka aluzji, żeby nie był zbyt ciekawski i nie zaczął dociekać - wzruszył ramionami.
- Dzieciaku, znasz go dłużej niż mnie, dlaczego więc mu nie zaufasz ze swoim sekretem? - zapytał, kiedy wyszli z sali eliksirów w kierunku Wielkiej Sali, gdzie powinien już być obiad.
- Lilith poleciła mi rozmowę z tobą. Uznałem, że mogę spróbować - westchnął.
- Znalazłem informacje o krwawym piórze - wtrącił nagle JARVIS.
Hadrian sapnął. - Skąd do cholery miałbyś wiadomości o tym czymś? - spojrzał podejrzliwie na Tony'ego.
- Kiedyś wspominałeś o piątym roku - wzruszył ramionami, wyciągając ten sam notes, w którym zapisywał co Hadrian mu powiedział o jego latach w szkole. - Ale nadal nie opowiedziałeś dokładnie. Jak skończysz lekcje, masz kontynuować swoje opowieści - nakazał.
Hadrian roześmiał się. - W porządku. Po obiedzie mam eliksiry, a potem wolność. Bo ta Umbitch zapomniała powiedzieć kiedy mam szlaban - mrugnął.
- Trzymam cię za słowo - zmniejszył książeczkę i wrzucił ją do specjalnej kieszeni.
-~*~-
Po obiedzie, na którym Tony został zbombardowany pytaniami przez Snape'a o "Suzannę Verdad", a Hadrian unikał jak zwykle rozmów ze wszystkimi, oboje znaleźli się przed salą eliksirów, opierając o ścianę.
Była to łączona lekcja Gryfonów i Ślizgonów, nie tak jak większość, która obejmowała wszystkie Domy, gdyż było za mało uczniów na co poniektórych zajęciach.
Hadrian miał przymknięte oczy i opierał się o kamienną ścianę, obok niego był Tony, notujący zawzięcie coś, co JARVIS mu mówił. Dalej byli Gryfoni we własnej grupie, wesoło szepcząc między sobą i wskazując na Ślizgonów z chamskimi uśmiechami. Uczniowie ze Slytherinu natomiast siedzieli lub stali z książkami, albo w mniejszych grupach rozmawiając spokojnie. Można było nawet zobaczyć Draco w towarzystwie Blaise'a oraz przerażonej Pansy.
Blondyn jednak ani razu nie odpowiedział na pytanie "Co się stało, kiedy spadałeś z Potterem". Skoro charłak-Potter miał tak wielką siłę magiczną, że potrafił powstrzymać ich upadek bez różdżki i słów, musiałby zwrócić uwagę na jego ostrzeżenie, aby nie powiedział nikomu ani słowa. Nie miał zamiaru też tego robić, chłopak mógł być niebezpieczny, a on wiedział o nim zbyt mało, aby zacząć działać w jakikolwiek sposób.
Snape otworzył nagle drzwi, wpuszczając uczniów, którzy szybko wkroczyli do ciemnej sali, zajmując miejsca przy kociołkach. Tony od razu skierował się do biurka profesora, obok którego stał niepocieszony Mistrz Eliksirów. - Hej, Severusie, mogę spróbować coś uwarzyć? - zapytał szeptem.
- Jeżeli nic nie wysadzisz - mruknął. - Uświadom o tym Hadriana, a jestem pewien, że zapobiegnie jakiemukolwiek wybuchowi tego typu.
- Jaaasne - przeciągnął samogłoskę, wracając do Pottera i informując go o tym. Chłopak spojrzał z wdzięcznością na profesora, który lekko kiwnął głową.
- Widzę nowe twarze, więc mam zamiar po raz kolejny podkreślić, jak będą wyglądały te zajęcia. Nie będzie głupiego wymachiwania różdżkami na moich lekcjach. Nie będą wam one zawsze potrzebne - powiedział. - Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć... Jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać - spojrzał znacząco na Ronalda Weasleya, który nawet nie wiedział jakim cudem znalazł się w jego klasie. Jego towarzyszem był Seamus Finnigan, kolejny idiota, który wysadzał dosłownie wszystko. Była nawet idiotka Lavender Brown. Naprawdę, nie miał pojęcia w jaki sposób dostali się do jego klasy owutemowej!
Hadrian ledwo powstrzymał parsknięcie śmiechem. Jeżeli sytuacja będzie nadal podobna, jak niegdyś, będzie mógł zabłysnąć wiedzą i pokazać Severusowi, że naprawdę coś potrafi na temat eliksirów.
- Z czego się szczerzysz? - mruknął z lekkim zaciekawieniem Tony, spisując nazwy składników do eliksirów, o jakich istnieniu pamiętał. Musiał często robić coś podobnego, aby niczego nie zapomnieć. Szczególnie związanego z magicznym światem, odkąd tak naprawdę dopiero zaczynał go w pełni rozumieć.
- Zobaczysz za chwilę. Jeżeli tylko Snape mnie zapyta - odpowiedział z uśmiechem, specjalnie używając nazwiska profesora. W końcu nie mógł sobie pozwolić, aby ktokolwiek usłyszał go jak mówi "wujek Severus". To mogłoby się źle skończyć dla ich obu. Zwłaszcza, jeżeli dyrektor kiedykolwiek by się o tym dowiedział.
- Potter! - zawołał nagle. Chłopak ledwo powstrzymał uśmiech, zmieniając szybko wyraz twarzy na maskę lekkiego zakłopotania. - Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu? - To już była wiedza z szóstego roku, gdyby przeczytali książki, wiedzieliby.
- Bardzo silny eliksir usypiający, znany bardziej pod nazwą Wywar żywej śmierci, profesorze - odpowiedział posłusznie.
Kiwnął głową, po czym kontynuował. Chłopak przeczytał książki, jakie mu dał, więc czemu by nie dać kilku punktów jego Domu? Może wtedy inni Ślizgoni przełamią się co do fioletowookiego. - Gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł bezoar?
- Bezoar jest to kamień tworzący się żołądku kozy, chociaż sądzę, że również znalazłby się u pana gdzieś w szafkach z odtrutkami - powiedział.
- Zapewne - mruknął. - Może powiesz mi jeszcze, jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym? - widział rękę Starka w górze, na co miał ochotę prychnąć.
Hadrian uderzył go w żebra. - To ja mam odpowiadać, Tony - prychnął. Mężczyzna westchnął, opuszczając rękę i kontynuując pisanie w zeszycie.
- To jest ta sama roślina, profesorze. Zwana również akonitem.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu - powiedział, odwracając się do tablicy. Słyszał za sobą niezadowolone szepty Gryfonów, jednak je zignorował. Stuknął różdżką w tablicę, aż nie pojawił się przepis na Wywar Żywej Śmierci. Kiedy nikt się nie poruszył, prychnął. - Na co czekacie? Bierzcie się za warzenie.
Kątem oka zauważył, jak Hadrian wyjmuje odpowiednie składniki z małej "torby aptekarza", jak zwykł ją nazywać. Uśmiechnął się delikatnie, że prawie niezauważalnie (nie mógł pozwolić aby ktokolwiek zobaczył jego uśmiech). W końcu to był prezent od niego.
Hadrian zaczął warzyć, a wraz z nim Tony, szczegółowo śledząc każdy ruch przyjaciela. Nie miał zamiaru wysadzić swojego pierwszego eliksiru, ani tym bardziej narazić się na gniew Nietoperza z Lochów.
Potter postępował powoli i ostrożnie, śledząc przepis z tablicy, książki, oraz własnych notatek. Severus miał dziwne wrażenie, że notatki były tymi, które mu dał prawie sześć lat wcześniej na temat większości eliksirów.
-~*~-
Snape nie był za bardzo zdziwiony, kiedy idealnie wykonany eliksir miał Hadrian Potter. Był lekko zdziwiony, kiedy Stark miał nieco słabszy eliksir, ale nadal świetny. (Był mugolem na Merlina! Jakim cudem był taki świetny w eliksirach!?) Draco również miał świetny eliksir zasługujący na Wybitny. Pozostali Ślizgoni utrzymali się na ocenach Powyżej Oczekiwań oraz Zadowalające. Były również dwa Nędzne (jakim cudem Crabbe i Goyle dostali się na jego zajęcia!?).
O wiele gorsze oceny mieli Gryfoni. Ku jego szokowi, Finnigan miał bardzo dobry eliksir i postawił mu nawet Powyżej Oczekiwań. Pozostali natomiast dostali maksymalnie Nędzne. Ponad połowa mazi w kociołkach nie przypominała ani przezroczystego koloru, bladoróżowego, ani w ogóle płynnej cieczy.
Był załamany uczeniem Gryfonów.
- Mogę zostawić sobie go na pamiątkę, Severusie? - nawet nie zauważył, kiedy wrócił do biurka, a Stark stał obok niego z iskrzącymi oczami.
- Dlaczego nie - machnął ręką. - W końcu nie jesteś uczniem.
- Świetnie - zdecydował, chowając delikatnie fiolkę do kieszeni. - Uprzedzam, że na innych lekcjach też będę się bawił - rzucił przez ramię, idąc do oczekującego Hadriana.
- Do zobaczenia, profesorze - uśmiechnął się delikatnie chłopak. Snape odpowiedział mu kiwnięciem głowy, a następnie drzwi zamknęły się za nimi, pozostawiając go samego w jego sali do eliksirów. Niestety miał jeszcze jedną lekcję przed kolacją. Choć przypuszczał, że Krukoni i Puchoni lepiej się sprawią. Oczywiście oprócz irytującej Grangerówny.
Spojrzał jeszcze raz na najlepsze eliksiry. Ten Hadriana był prawdziwie idealny, taki, jak niegdyś go stworzył na zajęciach Slughorna z własnymi spostrzeżeniami i notatkami. Uśmiechnął się lekko, przyglądając kolejnemu eliksirowi, należącemu do Draco. Ten również nie pozostawiał wiele do życzenia, choć do ideału brakowało mu ledwie kilku zamieszań. Nadal miał bladoróżowe pasma.
-~*~-
- Pokażę ci Pokój Życzeń - zdecydował, idąc powoli w kierunku klatki schodowej.
- To nie idziemy na kolację, czy coś?
- Jest dopiero za cztery godziny - westchnął. - Zaczyna się o dwudziestej, zresztą zawsze można poprosić skrzaty domowe o jedzenie.
- Skrzaty domowe? - spojrzał z podniesioną brwią.
- Ach... - Hadrian spojrzał na niego. - Najbliżej by było słudzy - skrzywił się. - Skrzaty przywiązane są do czarodzieja i mają obowiązek wykonywać każde jego polecenie. Jeżeli zrobią coś złego, same czują potrzebę ukarania się - westchnął.
- Nie mogą się wyzwolić? - zapytał, notując ponownie w zeszycie.
- Niekoniecznie. Jeżeli czarodziej podaruje im kawałek ubrania, zostają uwolnione... Ale jest z tym pewien problem - westchnął ponownie. - Skrzaty nie potrafią opanować swojej dzikiej magii. Tylko połączenie z czarodziejem utrzymuje ich magię w ryzach. Niektórzy dbają o skrzaty, inni nie.
- A ten Zgredek? Mówiłeś, że go uwolniłeś?
- Podstępem - kiwnął głową. - Potem postanowił pracować w Hogwarcie, dzięki czemu uspokoił swoją magię, a nawet dostawał wypłatę - zaśmiał się lekko.
Tony pokiwał głową, kiedy stanęli przed zwyczajną ścianą. Hadrian popatrzył na nią, mrużąc oczy. Nagle, ku szokowi technologicznego geniusza, pokazały się zwyczajne, drewniane drzwi o srebrnych zdobieniach. - Pokój Życzeń pojawia się dla tych, którzy go najbardziej potrzebują - odpowiedział na niezadane pytanie.
Notes:
*Verdad - jakby ktoś był ciekawy, po hiszpańsku oznacza "prawdę"
*NoS - oczywiście skrót od Nauki o StworzeniachTakie krótkie info: Nauczyciele OPCM z poprzednich lat są nieco pomieszani:
Pierwszy rok (1991) -> Alicia Mikus, zrezygnowała ze względu na brak czasu
Drugi rok (1992) -> Gilderoy Lockhart, jego kłamstwa wyszły na jaw i został zwolniony (nigdy nie stracił pamięci, ani nie trafił do Św. Munga)
Trzeci rok (1993) -> Marcel Radomer, zrezygnował po wydarzeniach z ONMS (bał się stworzeń, a Hardodziob uciekł przed ścięciem i prawie go stratował)
Czwarty rok (1994) -> Joseph Zed, nie było turnieju trójmagicznego, wyrzucono go za zbyt niebezpieczne prowadzenie zajęć (zabronił używania tarcz na jego zajęciach, przez co wielu uczniów kończyło za bardzo rannymi, bo mieli za wolny refleks)
Piąty rok (1995) -> Dolores Umbridge, kanonicznie, jednak nigdy nie dowiedziano się o używaniu przez nią krwawego pióra, została wyrzucona za nadużywanie władzy
Szósty rok (1996) -> Kwiryniusz Quirrell
Chapter 10: Poprzednie Lata z Poprzedniej Rzeczywistości
Notes:
Ten rozdział może zostać pominięty, jeżeli nie macie ochoty czytać praktycznie streszczenia Harry'ego Pottera.
Rozdział jest aby określić wiedzę Tony'ego odnośnie magicznego świata; co może wyjaśnić jego późniejsze wybory / rozmowy / powiązania + kolejne narzekania na bezpieczeństwo w Hogwarcie. Nie ma znacznego wpływu na fabułę (praktycznie wcale) jest raczej aby zapobiec komentarzom typu "od kiedy Stark wie o tym i tym".
Ach, mniej-więcej na długości 7k słów pojawia się skrzatka, która opiekowała się wcześniej Hadrianem, nazywa się Mgiełka. Jednak te dziesięć lat spędziła opiekując się Aidenem wraz z Longbottomami (ponieważ tak mówił ostatni rozkaz Potterów).
Na końcu również znajduje się dosyć spora zmiana odnośnie Pokoju Życzeń -> notatki o tym dokładniej można znaleźć na w notatkach na samym dole (aby nie spoilerować tym, którzy jednak decydują się na przeczytanie rozdziału)
(See the end of the chapter for more notes.)
Chapter Text
Pokój Życzeń wyglądał jak połączenie Pokojów Wspólnych Slytherinu i Gryffindoru. Utrzymany był w ślizgońskich barwach, choć kominek i dużo, naprawdę dużo puchowych przedmiotów było z gryfońskiego salonu. Liczne poduszki w różnych odcieniach zieleni i granatu, cztery puchowe fotele w ciemnych odcieniach czerwieni i zieleni oraz wielki dywan na środku w kolorze srebrnym, w kształcie zwyczajnego koła.
Hadrian radośnie położył się na środku dywanu, nie przejmując niczym. - Brakowało mi tego - westchnął.
- W Slytherinie nie ma dywanów? - zapytał zaciekawiony, zajmując miejsce przed kominkiem na jednym z foteli. W zasięgu ręki miał biblioteczkę pełną książek.
- Są, ale nie tak milutkie - mruknął. - A teraz, mówiłeś, że chciałeś dowiedzieć się o moich pozostałych latach - westchnął. - Póki mi się chce, mogę opowiedzieć.
- Zamieniam się więc w słuch - położył notes na stoliku, który pojawił się nagle przed nim. Wzruszył tylko ramionami, zaczynając pisać.
- Mój czwarty rok zaczął się w porządku. Do czasu, aż w październiku Dumbledore nie ogłosił, iż odbędzie się wydarzenie zwane Turniejem Trójmagicznym. Były to takie jakby zawodach trzech czarodziejskich szkół. Zwycięzca otrzymywał tysiąc galeonów oraz wieczną chwałę - prychnął. - Minusem było, że zaprzestano organizacji Turnieju dwieście lat wcześniej przez liczne zgony.
- Więc po raz kolejny świadome narażanie uczniów na niebezpieczeństwo i śmierć - wymamrotał.
- Dumbledore stworzył linię wieku, aby tylko dorośli uczniowie, co oznacza co najmniej siedemnaście lat, mogli wziąć udział. Z Durmstrangu, skandynawskiej szkoły magii został wybrany Victor Krum, przy okazji był też bułgarskim szukającym w Qudditchu. Z Beauxbatons została wybrana Fleur Delacour. Hogwarckim reprezentantem został Puchon, Cedrik Diggory - westchnął. - I oczywiście, ktoś bardzo chciał mnie uśmiercić, więc umieścił tam również moje nazwisko, mimo, że byłem trzy lata młodszy od innych uczestników.
- Nikt nie zareagował? - zapytał w szoku, podnosząc wzrok znad notesu.
- Byli tylko wściekli, że wrzuciłem swoje imię - wzruszył ramionami, co nie było takie proste, kiedy leżał na dywanie. - Dumbledore jednak zdecydował, że muszę wziąć udział. W tamtym czasie Ron się ode mnie odwrócił, sądząc, że zrobiłem to specjalnie, a Hermiona wolała trzymać się z dala.
- Niezbyt dobrzy przyjaciele - mruknął.
- Jak wspominałem, był zazdrosny o moją sławę - westchnął. - Jednak wracając. Qudditch nie odbywał się przez cały rok, przez Turniej. Pierwszym zadaniem było zabranie złotego jaja z gniazda smoczycy - roześmiał się na minę Tony'ego. - Z tego co pamiętam, chińskiego ognomiota dostał Victor, walijskiego zielonego miała Fleur a Cedrik dostał szwedzkiego krótkopyskiego.
- Coś mi mówi, że nie spodoba mi się twój smok...
- Miałem rogogona węgierskiego - roześmiał się. - Był określany jako najbardziej agresywny ze wszystkich smoków, które zostały odkryte.
- Stanowczo ktoś chciał cię zabić - pokiwał głową. - Czyli, spalenie przez smoka, zgniecenie przez smoka, zjedzenie przez smoka... - wymamrotał. - W sumie wszystko co złe, tylko dodaj "przez smoka".
Hadrian roześmiał się ponownie. - Nie było to zbyt trudne i zająłem pierwsze miejsce na równi z Krumem. Drugi był Diggory a trzecia Delacour. Następnie było rozwikłanie zagadki złotego jaja. Aż do Balu Bożonarodzeniowego, nie udało mi się odkryć jego tajemnicy. Kiedy je otwierałeś, wydawało skrzeczący, głośny dźwięk.
- Bal? Potrafisz tańczyć?
- Wtedy nie potrafiłem - skrzywił się. - Nie mogłem nawet znaleźć partnerki, aż wraz z Ronem, który w końcu raczył mi uwierzyć, poszliśmy z bliźniaczkami Patil. Wiem, że były bardziej niż niezadowolone. Nie pamiętam za wiele, odkąd było to najnudniejsze wydarzenie w moim życiu - prychnął. - Potem Cedrik pomógł mi rozwikłać zagadkę jaja, skoro ja powiedziałem mu o smokach. Drugim zadaniem było spędzenie godziny w jeziorze i odzyskanie czegoś, co zostało ci skradzione.
- Godzina pod wodą? To nie jest zbyt niebezpieczne?
- Oczywiście, że jest. Fleur i Cedrik rzucili na siebie zaklęcie bąblogłowy, a Victor dokonał niepełnej transformacji w rekina. Ja dostałem skrzeloziele od Neville'a. Okazało się, że tymi skradzionymi "rzeczami" byli bliscy reprezentantów - prychnął. - Pamiętam siostrę Fleur, Cho Chang, która była dziewczyną Cedrika, Hermionę i Rona. Uwolniłem Rona, ale kiedy Delacour nie przybyła, postanowiłem zabrać również jej siostrę.
- Bohater się znalazł - mruknął.
- Tak - kiwnął głową. - Przybyłem po czasie, w dodatku ostatni. Straciłem dużo punktów, ale Dumbledore porozmawiał z trytonami i ustalili, że przez moje bohaterstwo, dostanę drugie miejsce - przewrócił oczami.
- Faworyzacja - zanucił.
- Oczywiście - mruknął niezadowolony. - Trzecim zadaniem był labirynt utworzony na boisku Quidditcha. Dodatkowo był powiększony magicznie. Przeszkodami w nim miały być magiczne stworzenia od Hagrida, boginy, a nawet spotkałem sfinksa. Zwycięzcą miał zostać ten, kto pierwszy złapał puchar, ukrytego gdzieś w labiryncie. Jedynym plusem była możliwość wycofania się. Jeżeli wystrzelisz czerwone iskry w powietrze, któryś z patrolujących nauczycieli, od razu cię wydostanie.
- W porządku, czyli dodatkowe niebezpieczeństwa, do których praktycznie nie mogliście się przygotować - westchnął, rezygnując już ze spisywania niebezpieczeństw tej szkoły. Gdyby miał dalej to wszystko notować, naprawdę skończyłby mu się zeszyt, dlatego też powiedział, aby JARVIS tworzył notatki na ten temat.
- Pamiętam, że Fleur zrezygnowała z zadania, a Victor był pod wpływem Imperiusa.
- Co to Imperius? - zapytał z zainteresowaniem.
- To jedno z trzech zaklęć niewybaczalnych. Jest zaklęcie zabijające, Cruciatus i Imperius. Oczywiście Avada zabija natychmiastowo, Cruciatus używany jest do torturowania, odkąd sprawia, że ofiara czuje niewyobrażalny ból, jednak nie powoduje śmierci. Raczej ofiara zacznie o nią błagać. Imperius natomiast pozwala rzucającemu przejąć całkowitą władzę nad umysłem i ciałem ofiary. Każde z nich również wrzuci cię na dożywocie do Azkabanu - wzruszył ramionami.
- Czyli lepiej unikać tego cholerstwa - wymamrotał.
- Na pewno... - spojrzał na niego z lekkim smutkiem. - Ale naprawdę, zrobię wszystko, żebyś nigdy nie oberwał żadnym z nich - o ile dobrze pamiętał, Loki z Berłem nigdy nie mógł go w żaden sposób zaczarować, przez brak "normalnego" serca (bo przecież miał reaktor łukowy, który utrzymywał go przy życiu). Miał nadzieję, że podobna sytuacja byłaby w przyszłości z Imperiusem. Przełamanie kontroli było jednym z najtrudniejszych zadań, choć sam w wieku czternastu lat potrafił ją złamać, kiedy Voldi próbował go kontrolować.
- Kontynuuj - westchnął.
- Razem z Diggorym złapaliśmy puchar, który zabrał nas na cmentarz w Little Hangleton. Tam pojawił się szczurzy zdrajca z Lordem Gadzią-Twarzą. Zabił Cedrika na moich oczach, a potem kazał mi obserwować swoje odrodzenie. Pamiętam jak czułem ból blizny, kiedy dotknął mojego czoła - skrzywił się. - Pamiętam, jak rzucił na mnie Cruciatusa, a potem pojedynkował ze mną. Gdy tylko zaklęcia z naszych różdżek spotkały się, powstał efekt Priori Incantatem. Pojawiły się duchy, czy raczej echa, ostatnich ofiar różdżki Voldemorta. Byli to Cedrik oraz moi rodzice. Puchon poprosił mnie o zabranie jego ciała, co oczywiście zrobiłem. Udało mi się chwycić puchar, który przeniósł nas ponownie na boisko Quidditcha - westchnął.
- To był pierwszy raz, kiedy byłeś torturowany? - zapytał ostrożnie.
- Oprócz wujostwa w sposób bardziej fizyczny, tak - kiwnął głową, siadając. - Sądzę, że wtedy przez jakiś czas mogłem mieć PTSD. Nie potrafiłem się na niczym skupić, ciągle myśląc o śmierci Cedrika. Oddzieliłem się od ludzi, poszukując samotności. Jakby tego było mało, Prorok Codzienny oskarżył mnie o zabójstwo Diggory'ego, a Ministerstwo uznało, że kłamię o powrocie Czarnego Pana.
- Miałeś popieprzone dzieciństwo - pokiwał głową, patrząc ze współczuciem na chłopaka.
- Zdaje sobie z tego sprawę - wymamrotał. - Na koniec okazało się, że długoletni przyjaciel dyrektora, Alastor Moody to tak naprawdę był Śmierciożerca, Barty Crouch Junior, a prawdziwy Moody był uwięziony we własnym kufrze w gabinecie nauczyciela Obrony przed Czarną Magią - wzruszył ramionami na koniec.
- Czyli, jak dobrze rozumiem, starzec nie potrafił rozpoznać swojego naprawdę długoletniego przyjaciela? - prychnął.
- Na to wychodzi - wstał, po czym zajął miejsce na fotelu, naprzeciwko Tony'ego. - Czasem zastanawiam się, czy on tylko udaje, czy na prawdę jest taki głupi - pokręcił głową.
- Chcę poznać pozostałe lata? - wymamrotał, patrząc z powątpieniem.
- Dobrze by było, gdybym mógł się wygadać - wzruszył ramionami. - A przynajmniej tak powiedzieli Mortem i Lilith. Lil wie o wszystkim tylko dlatego, że widzi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ponieważ nigdy nie potrafiłem się przełamać i powiedzieć jej czegokolwiek. Mortem wie o wszystkim, choć zajęło to prawie kilkanaście milionów lat, zanim powiedziałem mu dosłownie wszystko - spojrzał na przyjaciela. - Jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam dobrowolnie.
- Nie wiem, czy czuć się zaszczyconym, czy zaniepokojonym - wymamrotał.
Hadrian odpowiedział lekkim uśmiechem. - Na piątym roku była Umbitch. Dostała stanowisko tylko dlatego, że tak nakazało Ministerstwo, i zanim skomentujesz - przerwał, akurat kiedy Tony otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Dumledore nie zrobił z tym nic. Ale może zaczniemy od lata. Tak się złożyło, że pewnego dnia do Little Whinging zawitał dementor i oczywiście zaatakował mnie i mojego mugolskiego kuzyna. Uratowałem go co prawda, a potem zabrałem z powrotem na Privet Drive - westchnął. - Potem okazało się, że była to Umbridge. W szkole jednak od pierwszej lekcji było wiadome, że będzie straszna. Same książki obejmowały tylko teorię magii obronnej.
- Wspominałeś, że dostałeś szlaban za kłótnię?
- Tak - kiwnął głową. - Kiedy Hermiona zapytała, dlaczego mamy uczyć się samej teorii, ona zapytała, przed kim mielibyśmy się bronić. Powiedziałem prawdę o Turnieju, ale ona mnie zbyła, dając szlaban za opowiadanie kłamstw - skrzywił się, zerkając na lewą dłoń. Nigdy nie pozbył się blizny, nawet z pomocą Wysokiej Magii. Teraz jednak miał czystą rękę. Ani jednej zaczerwienionej rysy. Przypuszczał, że była to zasługa reinkarnacji. W końcu miał nowe ciało, tylko swoją wieczną duszę i umysł.
- To krwawe pióro? Z tego co J znalazł, powodowało, że to co nim napiszesz, wyryło się na twojej drugiej dłoni - wymamrotał Tony.
Hadrian machnął nadgarstkiem. - Nigdy nie mogłem pozbyć się tej blizny - pokazał lekkie zaczerwienienie. - Kiedy jednak zdecydowałem się na reinkarnację - machnął ponownie dłonią. - Rana zniknęła. I nie mam zamiaru pozwolić, aby kiedykolwiek ponownie się to wydarzyło.
- To nieludzkie - sapnął.
- Była gorsza niż co poniektórzy Śmierciożercy - kiwnął głową. - Oczywiście nie mam na myśli Voldiego czy Belli, oni byli zwyczajnie szaleni. Nawet wściekły Malfoy nigdy nie zraniłby magicznego dziecka w tak okrutny sposób - westchnął.
- Ten Hogwart jest niebezpieczniejszy niż każde inne miejsce - prychnął.
- Też tak sądzę - zaśmiał się. - Wracając jednak... Pewnej nocy miałem koszmar. Wydawało się, jakbym był wężem i zaatakowałem ojca Rona, Artura Weasleya w Ministerstwie Magii. Natychmiast udałem się do McGonagall, która wezwała dyrektora i okazało się, że mój koszmar był prawdą, choć widziałem to wszystko oczami Nagini, węża Voldiego. Dyrektor nakazał Snape'owi nauczyć mnie oklumencji.
Stark skrzywił się, patrząc na niego z pytaniem.
- Oklumencja i legilimencja są umiejętnościami na płaszczyźnie umysłowej. Kiedy legilimencja pozwala ci praktycznie czytać w umyśle innych, oklumencja jest ochroną przed nią. Nasze lekcje wyszły katastrofalnie i okazało się, że nie potrafię się tego nauczyć - pokręcił głową. - Z pomocą Mortema jednak opanowałem obie umiejętności na najwyższym poziomie.
- Severus podobno cię nienawidził? - zapytał z ciekawością.
- Wtedy to było prawdą - wzruszył ramionami. - Wytrzymał ze mną tylko dwie prywatne lekcje. Potem nudy, nudy, koszmary i jeszcze raz nudy - zastanowił się. - Dopiero pod koniec roku szkolnego miałem sen, podczas którego Syriusz był torturowany w Ministerstwie przez Voldemorta.
- I oczywiście tam poszedłeś - przewrócił oczami z lekką irytacją. Choć sam musiał przyznać, że gdyby wiedział, iż to prawda i byłby to ktoś z jego rodziny, nawet nie zastanawiałby się nad niczym, tylko ruszył na ratunek. Pod tym względem był Gryfonem, jak twierdził Hadrian.
- Tak. Ale... To było kłamstwo - westchnął. - Podstęp. Voldemort chciał, żebym zabrał Przepowiednię o nim i mnie z Ministerstwa Magii. Byłem głupi, że tam poszedłem a nawet naraziłem przyjaciół na niebezpieczeństwo. Pamiętam, że towarzyszyli mi oczywiście Hermiona i Ron. Był też Neville oraz dwie młodsze uczennice, Luna i Ginny. Kiedy znaleźliśmy się w Sali Śmierci, zaatakowali nas Śmierciożercy. Uratowali nas członkowie Zakonu, jednak Syriusz... Został uderzony zaklęciem i wpadł za Zasłonę. Zginął... - zamilkł na chwilę. - Potem ruszyłem za Bellatriks, aby się zemścić. Voldemort wtedy przybył i pojedynkował się z dyrektorem. Sam Minister w końcu dotarł na miejsce i przyznał, że Czarny Pan powrócił.
- Radości - prychnął.
- Zrezygnował ze swojego stanowiska - zaśmiał się cicho. - Był zbyt przerażony.
- To chyba dobrze? - spojrzał na niego.
- Pamiętam, że po nim był Rufus Scrimegour, ale zmarł ledwie rok później. Był w porządku, tak sądzę. To on przekazał mi, Hermionie i Ronie testament dyrektora w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym. Po nim był Pius Thicknesse, pod zaklęciem Imperiusa. Po wojnie był Kingsley, aż w końcu w dwa tysiące dziewiętnastym, Hermiona.
- Czyli twoja przeszła przyjaciółka miała wysokie aspiracje - wymamrotał.
- Była świetna, inteligentna, śmiała, ambitna i potężna magicznie. A przede wszystkim potrafiła wykorzystać swoją wiedzę. Teraz jednak nieco w to wątpię. Jest w Ravenclaw i zachowuje się tak samo, jak na pierwszym roku, zanim zaprzyjaźniła się ze mną i Ronem. Ale jest o pięć lat mądrzejsza.
- Skąd... - westchnął.
- Obserwowałem ją na uczcie i wiem co nieco od wujka Severusa z poprzednich lat - mruknął. - Jest przemądrzała, sądząc, że wszystko w książkach jest prawdziwe. Jeżeli jesteś od niej lepszy w klasie, będzie dla ciebie wredna, ciągle starając się cię przewyższyć. Nie akceptuje porażki...
- Miałeś nietypowych przyjaciół... - powiedział.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uśmiechnął się z melancholią. - Ale przeszliśmy razem bardzo wiele i nasza przyjaźń pozostała silna przez lata. A przynajmniej dopóki nie zmarli ze starości, a ja zacząłem odwiedzać ich groby - zaśmiał się bez humoru. - Nigdy nie miałem dzieci, od czasu zerwania z Ginny. Kilka lat później zacząłem chodzić z Mortemem i nieco odsunąłem myśli od martwych przyjaciół.
- Dlaczego więc nie chciałeś przyjść na pierwszy rok i zaprzyjaźnić się z nimi ponownie? - zapytał zaciekawiony.
- Nikt nie wiedział o moim istnieniu, tak samo jak teraz. To Aiden został naznaczony imieniem "Chłopiec-Który-Przeżył", Ron nigdy nie wciągnąłby mnie pierwszy w rozmowę, a Hermiona nie wpadłaby jak burza do naszego przedziału - potrząsnął głową. - Bez Quirrella nie byłoby to samo. Nie przeżylibyśmy pięciu trudnych lat. Nawet Lordzina by się nie pojawił, choć wiem, że był Lockhart i Umbitch - wymamrotał na koniec.
- Porównywałbyś ich, tak samo jak twoich opiekunów - westchnął, kiwając głową.
- Pewnie tak... Nawet ze Snape'em ciężko mi się dogadać, mimo, że nigdy nie byliśmy blisko, ale znam jego motywy. Szósty rok był nieco bardziej interesujący - kontynuował, zmieniając temat. - Pod koniec lata, Dumbledore zabrał mnie do domu niejakiego Horacego Slughorna, abym namówił go na stanowisko Mistrza Eliksirów. Oczywiście nie wiedziałem o tym planie i nieświadomie sprawiłem, że przyszedł do szkoły.
- Skoro miał być Mistrzem Eliksirów... To czy Severus został nauczycielem Obrony? Po latach? - zaśmiał się cicho.
- Ai owszem - pokiwał energicznie głową. - Oczywiście nie okazał tego, ale jestem pewien, że był bardziej niż zadowolony. Nieco wcześniej Knot, który jeszcze nie zwiał, ogłosił publicznie, że CP wrócił, a wszelkie ataki terrorystyczne były tak naprawdę atakami Śmierciożerców. Resztę lata spędziłem u Weasleyów, gdzie dowiedziałem się o przyszłym ślubie Billa i Fleur - uśmiechnął się delikatnie. - Bill to najstarszy z synów Molly Weasley, a Fleur oczywiście z Turnieju. Poznali się podczas tego wydarzenia i tak się złożyło, że została w Anglii, podejmując pracę dorywczą w Banku Gringotta, tam też spędzili razem dużo czasu.
- Miłość rośnie wokół nas - zanucił sarkastycznie Tony.
- Przymknij się - prychnął. - Pasowali do siebie, mimo, że większość Weasleyów nie była zadowolona z obecności ćwierćwili.
- Wila?
- To kobieta, która potrafi zahipnotyzować mężczyzn swą urodą i wdziękiem. Młodzi mężczyźni, którzy ulegną ich urokowi, zupełnie tracą rozum, pamiętam jak Ron i ja chcieliśmy wyskoczyć przez barierki na Stadionie Quidditcha dwa lata wcześniej - zachichotał. - Wile są również znane ze swojej wybitnej wiedzy magicznej i profetycznej, jednak nienawidzą kłamstw, oszustw i niedotrzymywanych obietnic, a nawet potrafią się dobrze zemścić.
- Czyli postaci, których lepiej nie wkurzać - kiwnął głową.
- Dokładnie - pstryknął. - Potem wraz z Hermioną i Ronem przeszliśmy się na Pokątną po rzeczy do szkoły, przy okazji odwiedzając sklep bliźniaków.
- Sklep dowcipnisiów? - Tony się ożywił, na co Hadrian zaśmiał się donośnie.
- Dokładnie. Magiczne Dowcipy Weasleyów. Ten kolorowy stworek, wymiotujący cukierkami stał przed ich wejściem.
- I mi o tym nie powiedziałeś?! - zawołał oburzony.
- Przejdziemy się może podczas przerwy zimowej.
- No ja mam nadzieję - skrzyżował ramiona.
Czarnowłosy uśmiechnął się. - Postaram się pamiętać. Wracając jednak, zauważyliśmy Draco, który przemykał na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Podążyliśmy za nim. Widzieliśmy, jak wszedł do sklepu "Borgin & Burkes". Nie słyszeliśmy ich rozmowy, jednak pokazywał swoje ramię, a sprzedawca zdawał się być nieco przerażony. Ustaliliśmy, że zapewne chodziło o Mroczny Znak.
- Czyli ten tatuaż Śmierciożelków?
- Dokładnie - pokiwał głową. - Potem był pociąg. Herm i Ron poszli do wagonu Prefektów, a ja zostałem zaproszony do wagonu Slughorna. Spędziłem tam nieco czasu, jednak pod koniec wymknąłem się pod Peleryną do przedziału Ślizgonów i podsłuchałem co nieco o zadaniu Malfoya. Jakimś cudem zorientował się o mojej obecności, złamał mi nos i zostawił mnie - roześmiał się.
- Nie lubiliście się - westchnął.
- Wręcz nienawidziliśmy. Luna* mnie znalazła i pomogła wyleczyć złamanie. Potem znalazłem się nareszcie w szkole i powiadomiono mnie, że mogę kontynuować Eliksiry. Snape żądał wybitnego na owutemach, a ja miałem powyżej oczekiwań. Slughorn natomiast miał niższe wymagania. Jako, że nie miałem ani składników, ani podręcznika, na pierwszej lekcji, pozwolił mi również zabrać jedną z książek z szafki. Podręcznik był zniszczony, a nawet podpisany pseudonimem "Książę Półkrwi".
- Więc, dowiedziałeś się, kim był ten Książę? - prychnął.
- To był Severus. Zapisywał własne notatki i spostrzeżenia, przez co każdy mój eliksir był doskonały.
- Ściągałeś - oskarżył go.
- Nie było możliwości nie patrzeć na jego notatki! - podniósł ręce do góry. - Zresztą nawet rozumiałem, dlaczego jego propozycje były lepsze, pamiętam całkiem sporo z tego - dodał na koniec. - Z jego pomocą zdobyłem eliksir szczęścia, zwany również Felix Felicis. Niedługo później rozpoczęły się moje prywatne lekcje z dyrektorem o Lordzie Gadziej-Twarzy. Pamiętam, że na początku pokazał mi jego rodzinę, mugolskiego ojca, czystokrwistą matkę oraz jej brata i ojca.
- Czyli typo z obsesją na punkcie czystości krwi, sam był półkrwi - zdecydował.
- Dokładnie. Tak samo jak ja. Niedługo po mojej pierwszej lekcji, udałem się oczywiście z Ronem i Hermioną, do Hogsmeade. Kiedy wychodziliśmy z Trzech Mioteł, takiego czarodziejskiego pubu, napotkaliśmy Katie Bell i Leannę, które kłóciły się o jakiś naszyjnik. Ku naszemu szokowi, był on przeklęty i to Katie dostała klątwą. Od razu została zabrana do świętego Munga, a medalion przekazaliśmy profesorom, którzy nawet nie wiem, co z nim zrobili - wzruszył ramionami. - Dopiero później okazało się, że został on podsunięty Katie, aby podarowała go Dumbledore'owi - zachichotał. - Jakby ten starzec dobrowolnie przyjął jakikolwiek podejrzany przedmiot. Potem miałem z nim kolejną lekcję, kiedy pokazał mi, jak zaprosił młodego Toma Riddle'a do nauki w Hogwarcie.
- Nie była ani trochę podejrzliwa? - prychnął. - Nigdy nie dotykaj przedmiotów nieznanego pochodzenia - pokiwał głową.
Hadrian roześmiał się, już stracił rachubę ile razy w ciągu doby się to stało. - Była Gryfonką, a my, czy raczej oni, nie są znani ze zbytniego intelektu. Bardziej głupoty i odwagi. Pamiętam, że przez ten wypadek miałem problem w drużynie Quidditcha. Byłem wtedy kapitanem - skrzywił się. - Podczas Bożego Narodzenia śledziłem Severusa...
- Lubisz śledzić ludzi.
- Zwal to na moją ciekawość świata - wzruszył ramionami. - Spotkał się z Malfoyem i rozmawiali o Przysiędze Wieczystej, którą Severus złożył matce Draco, jednak blondas odmówił przyjęcia pomocy - prychnął.
- Przysięga Wieczysta? Zakładam, że jest na zawsze?
- Jest niezłomna, nieskończona i tak dalej - machnął ręką. - Jeżeli jednak ją złamiesz, kończy się ona twoją śmiercią - wzruszył ramionami. - Nie jest często używana, tylko w trudnych przypadkach.
- Poważne...
- Ale Severus jest ojcem chrzestnym Draco - westchnął. - Zrobiłby dla niego wszystko.
- A dla ciebie?
Chłopak spojrzał na niego, nagle zamykając usta z cichym trzaskiem. - Ja... Nie mam pojęcia - spojrzał w kierunku okna, które pojawiło się nagle i pokazywało wieczorne niebo pełne gwiazd świecących radośnie. Sam księżyc otoczony był ciemnymi obłokami chmur. - Nie zastanawiałem się nad tym. Zawsze sądziłem, że jest to spowodowane jego miłością do Lily Potter.
- Zawsze możesz go o to zapytać... Ale kiedy mnie nie będzie - zadrżał, na wspomnienie zaklęć latających przerażająco szybko.
- Przemyślę to - westchnął. - I znowu odbiegliśmy daleko od tematu... - wymamrotał. Pamiętam, że potem miałem kolejną lekcję z dyrektorem i dowiedziałem się, że Tom zabił swoich dziadków, jak i ojca, zrzucając to wszystko na swojego wuja. Potem było wspomnienie Slughorna, podczas którego Riddle pytał o Horkruksy. Było zniekształcone, a ja dostałem zadanie dostania prawdziwego wspomnienia od nauczyciela eliksirów.
- Horkruks? - jęknął Tony. - J, co to do jasnej cholery jest?
- Niestety nie mam o tym informacji w mojej bazie danych, sir - odpowiedziało SI, na co Stark prychnął.
- Jest to fragment duszy czarodzieja przywiązany do jakiegoś przedmiotu, albo żywego stworzenia - wzruszył ramionami. - Choć ta druga opcja zaczęła się raczej przypadkowo, odkąd żywe istoty umrą o wiele łatwiej, niż da się zniszczyć przedmiot z duszą. Jedynymi możliwościami są jad bazyliszka oraz Szatańska Pożoga. W przypadku człowieka najskuteczniejsza jest szybka Avada.
- Hm, wydaje mi się, że kiedyś wspominałeś, że sam byłeś tym Horkruksem? - spojrzał na niego, mrużąc oczy.
- Ale Voldi mnie zabił - prychnął. - Przez siedemnaście lat, z martwych wróciłem dwa razy. A najlepsze jest to, że oba przypadki były przez Lorda - zachichotał. - Moje próby odzyskania wspomnienia szybko spełzły na niczym, chociaż Ron został napojony Amortencją, potem poszliśmy do Slughorna po odtrutkę i piliśmy chyba wino. Okazało się, że było zatrute i po raz kolejny to Ron był ofiarą - wzruszył ramionami. - Z tego co wtedy powiedział Slughorn, dostał je od jednego z uczniów i chciał je podarować dyrektorowi w prezencie.
- Interesujące, ktoś bardzo chce uśmiercić dyrektora, ale dziwnym trafem, zawsze ty jesteś obok - przewrócił oczami. - To ten blondyn?
- Jasne - mruknął. - Dostał zadanie, aby zabić Dumbledore'a. Powodzenia, szesnastolatek kontra ponad stuletni czarodziej - przewrócił oczami. - Potem kolejna lekcja, Tommy zabija Chefsibę Smith i zabiera Medalion Salazara Slytherina, oraz Czarkę Helgi Hufflepuff, przy kolejnym wspomnieniu, starał się o posadę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Dippet mu odmówił z powodu młodego wieku Riddle'a. Spróbował kilka lat później ponownie, jednak Dumbledore był już dyrektorem i również mu odmówił. Prawdopodobnie klątwa na tym stanowisku została stworzona przez Toma, odkąd nie mógł dostać tej posady.
- I wtedy nie byłby tym złym Lordem? - zapytał z lekką ciekawością.
- Może tak, może nie - westchnął. - Nigdy się tego nie dowiemy. Wiem jednak, że kiedy prosił o posadę po raz pierwszy, naprawdę miał na myśli dobro czarodziejskiego świata, chciał zwyczajnie uczyć, więc sądzę, że mogłoby się trochę zmienić, gdyby nie został dwukrotnie odrzucony.
- Wiesz, trochę mi go szkoda - wymamrotał. - Sierocińce są z reguły strasznym miejscem, szczególnie dla innych dzieci, a kiedy w jego Domu również na początku mu się obrywało, coś wątpię, że kiedykolwiek byłby dobrym człowiekiem.
- Wtedy czułem tylko nienawiść za zabicie moich rodziców, Cedrika i wielu niewinnych. Dopiero po latach uświadomiłem sobie, że coś musiało sprawić, iż stał się tym, kim był. Czasami też jest mi go szkoda, ale teraz jest za późno. Jego umysł jest równie podzielony, co dusza. Czytałem wiele o Horkuksach i nigdy nie znalazłem rozwiązania. Sam Mortem przyznał, że zniszczony kawałek duszy idzie od razu do zaświatów i nie da się go odzyskać.
- Czyli nie ma dla niego innego wyjścia, jak śmierć - mruknął.
- A przynajmniej o innym rozwiązaniu nie wiemy. Oczywiście można cofnąć się w czasie z pomocą Zmieniacza, albo mogę użyć swojej magii... Ale każda nawet najmniejsza zmiana, może odmienić całą przyszłość, a w końcu wszyscy jesteśmy tutaj przez niezmienione wydarzenia... - westchnął.
- W porządku, kończymy to smutne wzdychanie, coś tam mówiłeś o kolejnej lekcji? Co potem? - machnął ręką, wyciągając nagle StarkPada i zapalając ekran.
- Chwila, od kiedy StarkPad działa w Hogwarcie? - zapytał z błyszczącymi oczami.
- Od teraz, gadaj - spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.
- Dobra, ale potem żądam dokładnego wytłumaczenia - podniósł ręce w geście poddania, ale kontynuował streszczenie swoich hogwarckich lat. - Poprosiłem Zgredka oraz Stworka, skrzata domowego Blacków, którego odziedziczyłem po Syriuszu wraz z Grimmauld Place, o śledzenie Malfoya. Dowiedziałem się, że często znika w Pokoju Życzeń, próbowałem się sam dowiedzieć co takiego tam robi, ale drzwi pozostawały zawsze zamknięte. Potem zdecydowałem wypić ten eliksir szczęścia, aby zdobyć wspomnienie. Ku mojemu szokowi jak i Rona oraz Hermiony, poszedłem do Hagrida, który odprawiał pogrzeb Aragoga.
- Tego gigantycznego pająka, który chciał zjeść ciebie i rudzielca na drugim roku? - wtrącił, z rysikiem nad ekranem. Naprawdę, Hadrian zaczął się zastanawiać kiedy technologia Tony'ego tak poszła do przodu, wyprzedzając o ponad dziesięć lat cały świat, i skąd do cholery miał przy sobie tyle rzeczy związanych z elektroniką.
- Dokładnie - pokiwał głową. Slughorn był bardziej niż szczęśliwy, mogąc zebrać jego jad, a przy okazji dostałem wspomnienie. Naturalnie, od razu pobiegłem jak na skrzydłach do dyrektora, i dowiedzieliśmy się, że Lordzina ma sześć Horkuksów, a ja mam moc, której on nie zna. I to miłość! - zawołał, wyciągając ręce w górę.
- Ach... Czyli zacałujesz go na śmierć? Albo zaprzytulasz? - zachichotał.
- Nie próbowałem tego - pstryknął palcami. - Tym razem przetestuję - zapewnił, kiwając głową z radosnym uśmiechem. - Chociaż jego gadzia twarz obrzydza - skrzywił się.
- Wrób brata - wzruszył ramionami. - To przecież on ma pokonać tego Lorda.
- Voldi się skapnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że to ja go pokonałem - przewrócił oczami.
- Później się nad tym zastanowimy, kontynuuj.
- Niedługo po nieudanym śledzeniu znalazłem Draco płaczącego w toalecie - jego fioletowe oczy zabłysły smutkiem. - Próbował rzucić na mnie Cruciastusa, ale byłem szybszy i rzuciłem Sectumsemprę. Jedno z zaklęć wymyślonych przez Księcia Półkrwi. Nie wiedziałem co ono robi, jednak byłem przerażony, kiedy na ciele Malfoya pojawiły się głębokie rany. Ku mojemu szokowi Severus nas znalazł i uleczył Draco, a mi dał szlaban do końca roku, mimo, że wtedy byłem na niego wściekły, rozumiem, że chciał chronić swojego chrześniaka jak i Ślizgona. W dodatku to zaklęcie było czarnomagiczne, ale Dumbledore nic nigdy o tym nie powiedział. Nie zostałem wydalony, jak każdy inny byłby na moim miejscu.
- Faworyzacja - przewrócił oczami. - Ale co się dziwić, w końcu tylko ty podobno mogłeś pokonać Lordzinę.
- Dokładnie - westchnął. - Wtedy to była prawda. Teraz niekoniecznie. Jako, że nie jestem Horkruksem, nie jestem kluczowym czynnikiem do pokonania Voldemorta. Mój brat również nie jest w ten sposób zagrożony. Każdy może pokonać Czarnego Pana, o ile zniszczy jego Horkruksy. Obawiam się jedynie, że Dumbledore sądzi, iż Aiden ma w sobie kawałek duszy Lorda. Jeżeli to prawda... Nie sądzę, abym zdołał mu w jakikolwiek sposób przemówić do rozumu.
- Nadal się troszczysz o brata, który cię nie pamięta? - westchnął.
- Jest moim bratem. Jedyną pozostałą mi rodziną przez krew. Syriusz, Remus i Severus, mimo, że nadal są moją rodziną, dadzą sobie radę sami, czego nie można powiedzieć o dziecku.
- Czujesz się zwyczajnie odpowiedzialny, skoro sam miałeś ciężkie życie i nie chcesz, żeby spotkał go ten sam los - przewrócił oczami.
- Być może - pomachał głową. - Znowu jednak odbiegliśmy od tematu, a naprawdę chcę to skończyć. Niedługo po wypadku w toalecie zostałem wezwany do gabinetu Dumbledore'a, gdzie po drodze spotkałem Trelawney, która powiedziała mi, że to właśnie Snape podsłuchał przepowiednię i przekazał ją Voldiemu. Zresztą, kto normalny organizuje rozmowę o pracę w gospodzie - wymamrotał. Zanim Tony zdołał coś powiedzieć na ten temat, chłopak kontynuował. - Z dyrektorem udaliśmy się do jaskini na środku rozszalałego morza. Musieliśmy przepłynąć starą łodzią przez dziwne, śmierdzące jezioro. Na wysepce na środku znajdowała misa pełna niezidentyfikowanej cieczy. Dumbledore zdecydował, że to on ją wypije, a ja będę miał za zadanie zabrać Medalion. Pamiętam jak nabrałem wody z jeziora, bo dyrektor o to błagał, ale wtedy koścista dłoń mnie złapała za rękę. Byłem przerażony, widząc po raz pierwszy inferiusa. Dumbledore ogarnął się na tyle, że rzucił Szatańską Pożogę i aportował nas z powrotem do Hogsmeade... - zawahał się, przypominając wizerunek Mrocznego Znaku nad jego długoletnim domem.
Westchnął powoli, krzyżując ramiona. - Mroczny Znak był nad Hogwartem. Z dyrektorem polecieliśmy miotłami na Wieżę Astronomiczną. Draco natychmiast go rozbroił, a za nim stali Śmierciożercy. Pamiętam rodzeństwo Carrow, Fenrira Greybacka i Bellatriks Lestrange. Zanim zdołali mnie jednak dojrzeć, Dumbledore nakazał mi schować się poniżej podłogi. Tam znalazł mnie Severus i nakazał milczenie. Chciałem krzyczeć, kiedy rzucił Avadę na dyrektora, ale tego nie zrobiłem. Wypadł przez balkon, a mnie otaczał tylko szaleńczy śmiech Bellatriks. Ruszyłem od razu za Severusem, poszukując tylko zemsty. Próbowałem rzucić Sectumsemprę, ale odparował ją bez żadnych problemów. Dowiedziałem się, że to on był Księciem Półkrwi. Zanim Lestrange zdołała rzucić jakąkolwiek klątwę w moją stronę, Severus mnie obezwładnił i nakazał im wycofanie się.
- Może chciał cię chronić - wtrącił.
- Oczywiście, że tak... Dopiero rok później się o tym wszystkim dowiedziałem, ale nadal ciężko było mi uwierzyć, że zrobił dla mnie aż tyle. Pamiętam jak niedługo po tym oglądałem Medalion i otworzyłem go... W środku była tylko notatka z podpisem "R.A.B.". Byłem znowu wściekły, że dyrektor zginął na marne. Był jego pogrzeb i zostałem zaproszony na ślub Billa i Fleur. Potem odszedłem na prawie całe lato z dala od czarodziejskiego świata. Pod koniec lata, Dursleyowie zostali zabrani do kryjówki, a Dudley o dziwo mi podziękował za wszystko. Pogodziliśmy się na koniec. Po całej wojnie czasem się spotykaliśmy, a nawet jego córka była magiczna i czasem zdarzyło się, że jej pomagałem. Niedługo potem przybyli członkowie Zakonu i moi przyjaciele. Tym samym rozpoczęła się akcja Siedmiu Potterów obmyślona przez Hermionę.
- Siedem razy ty? - zastanowił się. - To na pewno było interesujące - roześmiał się. - Hej, a co by było, gdybym ja był w siedmiokrotnej wersji?
- Byłoby źle - odparł krótko. - Bardzo źle. Świat by tego nie przeżył.
- Phi - prychnął, mamrocząc do JARVISA coś o planie "Siedmiu Tonych". Hadrian naprawdę nie chciał wiedzieć, co takiego wymyśli geniusz. Miał tylko nadzieję, że nie dojdzie do klonowania prawie kilkaset lat wcześniej niż powinno, ale przy Starku nigdy nic nie wiadomo.
- Byliśmy podzieleni w pary. Fleur była mną i leciała na testralu razem z Billem, Tonks miała do opieki Rono-mnie na miotłach, Hermiono-ja leciała z Kingsleyem na testralu, Remus strzegł George'a, który był mną, Fredo-ja leciał z ojcem a Mundungus w mojej wersji z prawdziwym Szalonookim na miotłach. Ja sam leciałem latającym motocyklem z Hagridem. Natrafiliśmy na pułapkę Śmierciożerców i obecność Hedwigi zdradziła, kto był prawdziwym Potterem... - westchnął. - Próbując nam pomóc, została uderzona Avadą i zniknęła na zawsze... Nam jednak udało się uciec do domu Tonksów. Stamtąd z pomocą świstoklika znaleźliśmy się w Norze. Byliśmy pierwsi, mimo, że zaplanowano nasz powrót na końcu. Większość jednak przybyła z licznymi ranami, ale żywa. Mundungus uciekł, Moody zginął, a George stracił ucho.
- Auć - skrzywił się.
- Bliźniacy znaleźli sposób, aby śmiać się ze straty ucha - wymamrotał. - O Fletcherze nikt nie myślał, jednak po Moodym były lekkie lamenty. Niedługo potem, mimo prób Molly w oddzieleniu nas, zdołałem wraz z Hermioną i Ronem obmyślić plan ucieczki. Hermiona wymazała pamięć swoim rodzicom, do czasu końca wojny, a Ron z pomocą ojca i bliźniaków przebrał ghula w piżamę i mieli powiedzieć, że zachorował na groszopryszczkę.
- Czy wymazanie pamięci rodzicom nie jest zbyt drastyczne? - wymamrotał. - Co gdyby nie zdołała cofnąć tego zaklęcia?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Nie kazałem im ruszać ze sobą, próbowałem ich od tego odwieść. Kilka dni później przybył Rufus Scrimegour z Testamentem Dumbledore'a. Hermiona otrzymała od niego Baśnie barda Beedle'a, Ron wygaszacz, a ja znicz, który złapałem podczas mojego pierwszego meczu i Miecz Gryffindora, na który nie pozwolił mi Minister - przewrócił oczami. - Następnie był ślub Billa i Fleur, wtedy też poznałem ojca Luny i dowiedziałem się o Insygniach Śmierci, które często były określane jako symbol Grindelwalda, szczególnie w Skandynawii i Azji. Pojawili się Śmierciożercy, a Patronus Kingsleya ogłosił, że Ministerstwo padło, a sam Minister nie żyje. We trójkę uciekliśmy bez większych problemów do mugolskiego Londynu, skąd spróbowaliśmy ukryć się na Grimmauld Place. Tam dowiedzieliśmy się, że R.A.B. to skrót od imienia młodszego brata Syriusza, Regulusa Arcturusa Blacka. To on wykradł Medalion i nakazał Stworkowi go zniszczyć, ale oczywiście, skrzat nie dał rady - westchnął. - Potem dowiedzieliśmy się, że Mundungus go ukradł, przez co musieliśmy go złapać. Z pomocą przyszedł Zgredek i bez większych problemów oba skrzaty sprowadziły Fletchera, ale... Medalion zabrała ta ropucha Umbitch - skrzywił się.
- Och, po prostu cudownie - wymamrotał.
- Obmyśliliśmy plan wejścia do Ministerstwa, który od samego początku zaczął się walić. Rozdzielono nas, Ron został zabrany, aby zdjąć zaklęcia z gabinetu, w którym ciągle padało, a Hermiona została zgarnięta przez landrynę, do pisania protokołów odnośnie mugolaków. Ja obszukałem jej gabinet, ale nie znalazłem Horkruksa. Ostatecznie zabraliśmy go jej z sali sądowej i uciekliśmy z Ministerstwa, niestety Ron został rozszczepiony.
- Chcę wiedzieć?
- Wypadek podczas aportacji - zaczął. - Twoja część ciała pozostaje tam, skąd się aportowałeś, a reszta tam, gdzie chciałeś się znaleźć - wzruszył ramionami. - Na szczęście miał tylko kilka ran, a wiecznie przygotowana Hermiona bez problemu go opatrzyła i mieliśmy nawet namiot do spania. Ustaliliśmy, że będziemy nosić Medalion na zmiany.
- Czyli nie można go było gdzieś schować? - prychnął.
- Zawsze mógłby zostać ukradziony - wzruszył ramionami. - Ale nie wyszło to nam na dobre. Ron zbyt długo nosił Medalion, a budził on twoje najgorsze myśli i uczucia, po czym odszedł. Musieliśmy zmienić miejsce pobytu i znaleźliśmy się niedaleko Doliny Godryka. W Wigilię zdecydowaliśmy pójść na cmentarz. Zostawiłem kwiaty na grobie rodziców... A potem spotkaliśmy staruszkę, Bathildę Bagshot. Poszliśmy za nią do jej domu, a potem okazało się, że to był tak naprawdę wąż Voldiego, Nagini. Ledwo jej uciekliśmy, ale moja różdżka została złamana i straciła swoją moc - wyciągnął z kieszeni ostrokrzew. - Nie jest tak potężna jak Czarna Różdżka, ale nadal czuję do niej przywiązanie - westchnął. - Sądziłem, że dostanie ją Aiden, ale jak widać będzie należała do mnie na zawsze, niezależnie w jakiej jestem rzeczywistości.
- To prawdziwa lojalność - Tony spojrzał na świecący ekran. - Tak jak J.
- Oczywiście, sir - odezwało się SI, brzmiąc na zadowolonego z siebie.
- W naszej następnej kryjówce, zauważyłem wieczorem Srebrną Łanię, nie wiedziałem, czyim jest Patronusem, ale podążyłem za nią. Miecz Godryka Gryffindora znajdował się na dnie jeziora, nie myśląc za wiele, zanurkowałem po niego.
- Była zima - wtrącił Tony, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Byłem młody - zaprotestował. - Poza tym cholernie niestabilny emocjonalnie i najpierw działałem, a potem myślałem - wymamrotał, niezbyt zadowolony ze swych dawnych decyzji. - Horkruks próbował mnie utopić, nie pozwalając wypłynąć na powierzchnię, ale uratował mnie Ron, a potem zniszczył Horkruks.
- Och, syn marnotrawny powraca - przewrócił oczami.
- Zawsze łatwo opanowywała go złość - westchnął. - Tak samo jak zazdrość. Ostatecznie jednak pomógł nam ze zniszczeniem reszty. Pamiętam jak Hermiona była na niego wściekła i prawie bałem się o jego zdrowie - uśmiechnął się na odległe, ledwie widoczne wspomnienie. - Naszym kolejnym przystankiem był dom Lovegoodów. Dowiedzieliśmy się o wiele więcej o Insygniach i, że to Czarnej Różdżki poszukiwał Voldemort u Gregorowicza oraz Grindelwalda - przełożył ciemny patyk między palcami. - Dotarła nawet do nas sowa z Ministerstwa. Ksenofilius próbował nas wymienić na Lunę, którą zabrali już dużo wcześniej. Zdołaliśmy uciec, a następnie ukryć się znowu w lesie. Pamiętam, że byłem na coś zły i wypowiedziałem tabu, którym stało się imię Voldemorta. Szmalcownicy natrafili na nasz trop i zdołali nas schwytać. Zostaliśmy zabrani do Dworu Malfoyów. Hermiona była torturowana przez Bellatriks, aby dowiedzieć się, skąd mieliśmy miecz, którego kopia nawiasem mówiąc znajdowała się w skarbcu Lestrange, a ja i Ron zostaliśmy wrzuceni do lochów.
- I nikt cię nie poznał? - spojrzał z powątpieniem.
- Hermiona rzuciła we mnie zaklęcie żądlące - skrzywił się. - Zmodyfikowało ono tak bardzo moją twarz, że sam nie poznałbym się w lustrze - wymamrotał. - Niespodziewanie pojawił się Zgredek i uratował nas. Najpierw Ollivandera, Deana, Lunę i Gryfka, a potem naszą trójkę, po krótkiej bitwie piętro wyżej... - westchnął. - Jednak przypłacił to życiem. Lestrange przebiła go nożem. Pochowałem go na plaży Muszelki, domu Billa i Fleur.
- To chyba przykre - wymamrotał ostrożnie, nie wiedział wiele o skrzacie, bo znał tylko część historii, jednak sądził, że chłopak go bardzo lubił, skoro brzmiał tak żałośnie.
- Wiesz, na drugim roku na pożegnanie powiedziałem mu, aby już nigdy mnie nie ratował - zaśmiał się bez humoru.
- Sądzę, że nie żałował tej decyzji - powiedział.
- Na pewno nie - pomachał głową. - Zgredek naprawdę zdawał się mnie ubóstwiać i zrobiłby wszystko, aby nam pomóc. Żałuję jednak, że za każdym razem byłem za słaby, aby uratować tych, na których mi zależało. Cedrik, Syriusz, Dumbledore, Zgredek, Remus, Tonks, Fred, Colin, Severus... - westchnął.
- Byłeś tylko dzieckiem ze zbyt wielką odpowiedzialnością - Tony nagle znalazł się obok niego.
- Zdaję sobie sprawę, ale nadal żałuję. Przez lata obwiniałem siebie o wszystko co się stało, w końcu mogłem im pomóc, albo nie działać od razu, tylko zastanowić się nad wszystkim - westchnął.
- Hej, dzieciaku, na pewno Mortem i Lilith ci to powtarzali, nie było to twoją winą - położył rękę na jego ramieniu.
Hadrian pokręcił głową z westchnieniem. - Oczywiście, że tak powtarzali. Lilith na ziemi przyjęła przez jakiś czas imię Nimfadory Tonks i ona jako pierwsza rozpoznała we mnie Mistrza Śmierci, choć nigdy nie powiedziała tego wprost.
- Ale zginęła? - zmarszczył brwi.
- Przez ten czas była w pełni śmiertelnikiem, jak to określała, chciała przeżyć ludzkie życie z dala od trosk ponadczasowych istot. Poślubiła nawet Remusa - zaśmiał się. - Jednak niedługo po tym zmarli. Wiem, że chcieli mieć dziecko, ale ruszyli do walki za to, co wierzyli. Lilith była bardziej niż niepocieszona sposobem w jaki zginęła, chciała się ze mną zaprzyjaźnić, jednak jej własny los miał inne plany - wymamrotał. - Co jest oczywiście ciekawe, skoro ona jest personifikacją Losu - przewrócił oczami.
- W takim razie nie pojawia się w tym czasie? - zapytał.
- Nie. Tutaj również jest Nimfadora Tonks, jednak jest zwykłym człowiekiem. Wiem, że stara się o pozycję aurorki w Ministerstwie, o ile już jej nie zdobyła.
- Zaraz się rozkleję - sapnął Stark, przecierając lekko zaczerwienione oczy. - Weź, kontynuuj tą historię, żebym mógł przeklinać wszystkich w głowie, a nie ryczeć jak dziecko - prychnął, krzyżując ramiona, choć nadal siedział na podłokietniku fotela Hadriana, opierając się o jego ramię.
- W końcu skończy się na tym, że zabraknie nam nocy - zaśmiał się, kiedy jasne cyfry zaklęcia sprawdzenia czasu pokazały już pierwszą. - Przegapiliśmy kolację - prychnął.
Tony spojrzał na niego krzywo. - Więc wyczaruj coś do jedzenia, Gandalfie.
- Od kiedy czytałeś Władcę Pierścieni - wymamrotał, machając nadgarstkiem. Przed nimi pojawiła się jasnooka skrzatka w skromnej, szmaragdowej sukience oraz ciemnych botkach. Jej wielkie oczy świeciły radością, a uszy uniosły się na widok chłopca, którego niegdyś wychowywała.
Kiedy odszedł on z profesorem Severusem Snape'em, nie mogła za nimi podążyć, pozostając przy jego młodszym bracie, tak jak nakazali jej Potterowie, mimo, że tylko ona opiekowała się starszym chłopcem.
- Mały pan Hadrian! - zapiszczała z radością. - Chociaż już nie taki mały - wymamrotała na koniec, w jej oczach nagle zaświeciły łzy, kiedy rzuciła się do przodu, przytulić chłopca. - Wróciłeś, Hadrianie...
- Jasne, że tak, Mgiełko - powiedział delikatnie uśmiechając się. - Mgiełko, chciałbym ci przestawić mojego przyjaciela, to Tony Stark - wskazał towarzysza, który wpatrywał się w nią w szoku.
- Och, dobry wieczór, panie Stark, sir - kiwnęła głową.
- Uhm... Wystarczy Tony - wymamrotał.
- Oczywiście, Tony, sir!
- Mgiełko, czy mogłabyś nam przynieść coś do jedzenia? Opowiadamy sobie historię i tak się złożyło, że zasiedzieliśmy się i zapomnieliśmy całkiem o kolacji.
- Mgiełka zaraz to zrobi! - zawołała radośnie. - Czy młody pan Aiden cię rozpoznał? - zwykle skrzaty zwracały się do rodziny, do której należały per "sir", "pan", "panienka" albo "pani", choć Hadrian zawsze był wyjątkiem. We wszystkim. Praktycznie od samego początku rozkazał skrzatce nazywać go zwyczajnie Hadrianem, jeżeli byli sami. Zajęło to trochę, aby się przyzwyczaiła, ale później przychodziło jej to łatwiej.
Zniknęła z cichym pyknięciem, aby wrócić po kilku sekundach z talerzem pełnym kanapek i dzbankiem pełnym soku dyniowego.
- Dziękuję, Mgiełko - Hadrian westchnął, przywołując do siebie dwa kubki, które zmaterializowały się w Pokoju Życzeń i nalał do obu sok.
- Jeżeli będziesz potrzebował Mgiełki, wiesz, że zawsze znajdę dla ciebie czas - zapewniła.
- Wiem i dziękuję - powiedział z miękkim uśmiechem. - Cieszę się, że zostałaś z Aidenem i nie mam ci tego za złe.
Skrzatka powoli pokiwała głową, po czym zniknęła.
- No cóż, to było intersujące spotkanie - zdecydował Tony, krzywiąc się na smak soku dyniowego. Sięgnął swoją różdżkę i machnął nią nad kubkiem, szepcząc zaklęcie zmieniające płyn. Od razu uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy poczuł gorzką kawę.
- Wiem. Dobrze było ją zobaczyć, szczególnie, że wcześniej o niej nawet nie wiedziałem... Tylko w tej rzeczywistości należy do rodu Potterów, bo przecież ktoś musiał się mną opiekować, kiedy rodzice nie mieli na to ochoty - przewrócił oczami.
- Niefajni rodzice - wymamrotał.
- Tak jak twój ojciec - prychnął. - Wracając jednak, w Muszelce zdecydowaliśmy się wraz z Hermioną i Ronem na włamanie do Gringotta, skoro Lestrange była przerażona tym, że mogliśmy być w jej krypcie, a nie tym, że mieliśmy Miecz. Uznaliśmy, że jeżeli Voldi dałby komuś swój Horkruks na przechowanie w pierwszej kolejności byłaby to Bellatriks. Hermiona przemieniła się w Bellę, Ron miał na sobie mnóstwo zaklęć zmieniających wygląd, a ja i Gryfek chowaliśmy się pod Peleryną-Niewidką. Udało nam się dotrzeć do skarbca Lestrange oraz ukraść czarkę Helgi Hufflepuff. W ostatniej chwili jednak Gryfek postanowił uciec z Mieczem, zostawiając nas na pastwę strażników banku oraz smoka, który strzegł niższych krypt. Ostatecznie uciekliśmy na grzbiecie smoka, a ja niedługo potem wszedłem do umysłu Lordziny. Był wściekły na wieść, że wiemy o Horkruksach i zaczęliśmy je niszczyć. Zdecydował sprawdzić miejsca ukrycia każdego z nich, przemknął mu przez myśl Hogwart, dlatego uznaliśmy, że musimy się udać tam w następnej kolejności.
- W Hogsmeade planowaliśmy dostać się do Hogwartu tajnym przejściem, jednak zaskoczyli nas Śmierciożercy wybiegający z Trzech Mioteł. Jakimś cudem wiedzieli o naszej obecności i wypuścili dementorów. Nie miałem zbyt dużego wyboru, jak tylko rzucić Patronusa, aby je odpędzić, a tak się składa, że jeleń był dla mnie charakterystyczny. Od razu rzucili się w naszą stronę, wtedy jednak z Gospody pod Świńskim Łbem wybiegł mężczyzna, którego oczy były łudząco podobne do tych Dumbledore'a z identycznymi błyskami w jasnych tęczówkach. Powiedział im, że Patronus to była jego koza, a oni od razu mu uwierzyli.
- Serio? Są na tyle głupi, żeby nie odróżnić kozy od jelenia?
- Widocznie - wzruszył ramionami. - Chociaż Ron był jeszcze lepszy, kiedy zapytał, czy Patronus Łani również był jego sprawką.
Tony zaśmiał się. - Nie tylko Śmierciożercy są idiotami.
- Oczywiście - prychnął. - Okazało się, że to Aberforth Dumbledore, brat dyrektora. Poznaliśmy ich niezbyt przyjemną przeszłość oraz fakt o śmierci Ariadny i bliskiej przyjaźni dawnego Czarnego Pana, Gellerta Grindelwalda z naszym cudownym Dumbledore'em. Wtedy też Neville do nas przyszedł przez tajne przejście. Wyglądał strasznie, jednak zbył nas odpowiedzią, że rodzeństwo Carrow karało ich za niechęć w rzuceniu zaklęcia Cruciatusa na młodszych uczniów. Okazało się, że wielu uczniów ukrywało się przez większość czasu w Pokoju Życzeń. Opowiedzieliśmy im co nieco o naszej misji, a dokładniej, że szukamy czegoś, co mógł zostawić tam Voldemort i będzie związane z Roweną Ravenclaw albo Godrykiem Gryffindorem. Luna rzuciła propozycję zaginionego Diademu Roweny Ravenclaw i, że więcej na ten temat może wiedzieć jej córka, Helena, będąca również Szarą Damą i duchem-rezydentem Ravenclaw. Zanim zdecydowaliśmy się jej poszukać, wszyscy uczniowie zostali wezwani do Wielkiej Sali.
- Nie jestem pewien skąd, jednak ostatecznie dowiedzieli się, że jestem w Hogwarcie. Byłem pośród uczniów, kiedy Severus próbował mnie znaleźć. Oczywiście wyszedłem przed rząd, a niedługo potem w drzwiach stanęli członkowie Zakonu i inni sojusznicy jasnej strony, przybywając na wezwanie Aberfortha. McGonagall zaczęła pojedynek z Severusem, kiedy ten zdecydował wylecieć przez okno, wcześniej odbijając zaklęcia w taki sposób, aby Carrowowie oberwali jako pierwsi. Sama McGonagall była wobec tego podejrzliwa, a nawet widziałem jak kiwała głową ze smutkiem, kiedy z pomocą innych nauczycieli wiązała Śmierciożerców pozostałych w szkole. Niewiele potem rozpoczęła się bitwa o Hogwart. Z pomocą Luny znalazłem Helenę Ravenclaw i dzięki jej podpowiedziom dowiedziałem się, że Diadem jest w Pokoju Życzeń. Kiedy ponownie tam wkroczyłem, był pełen staroci uzbieranych przez lata. Niedługo wcześniej Ron i Hermiona zniszczyli czarkę w Komnacie Tajemnic, aż dołączyli do mnie w Pokoju Życzeń. Draco z Crabbem i Goyle'em próbowali nam przeszkodzić, idiota Crabbe jednak rzucił Szatańską Pożogę i sam został przez nią pochłonięty. Nam udało się uciec na miotłach, przy okazji uratowaliśmy Ślizgonów, którzy nie mieli gdzie uciec. Ostatecznie skorzystaliśmy z rozszalałego zaklęcia, wrzucając w nie Diadem.
- Po wyjściu okazało się, że walka rozpoczęła się na dobre. Ruszyliśmy do chatki nad jeziorem, gdzie byli Voldemort i Severus. Nie słyszeliśmy większości rozmowy, choć Lord rozkazał Nagini zabić Mistrza Eliksirów. Po ich zniknięciu, od razu wpadliśmy do środka. Severus kazał mi zabrać jego wspomnienia, zanim zmarł. Potem głos Voldemorta ogłosił przerwę długości godziny, podczas której miałem pójść do Zakazanego Lasu, do niego. Wielka Sala pełna była ciał, wtedy dowiedziałem się, że Tonks i Remus zginęli, zabici przez Augustusa Rockwooda, choć zdołali go również zabrać ze sobą, Colin przyjął na siebie Avadę, którą ktoś łaskawie wycelował w moje plecy, Lavender została prawie rozszarpana przez wilkołaka, Fenrira Greybacka, a Fred zginął pod zawalonym sufitem, w ostatniej chwili odpychając Percy'ego. Wiem, że walczyli ramię w ramię. Oczywiście było o wiele więcej ofiar, choć wielu nawet nie znałem.
- Użyłem Myślodsiewni, aby zobaczyć wspomnienia. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że Severus zawsze próbował mnie chronić, a Dumbledore zaplanował moją śmierć. I to było jedyne wyjście, aby pokonać Voldemorta. Domyśliłem się, że jestem ostatnim Horkruksem, oprócz węża. Przed wyjściem z zamku, pod Niewidką zatrzymałem Neville'a i kazałem mu zabić węża, wiedziałem, że Ron i Hermiona również będą próbowali, ale zawsze więcej osób było lepszych. Nie zatrzymywał mnie. Ze znicza wyjąłem Kamień Wskrzeszenia - machnął dłonią z pierścieniem. - I przywołałem echa moich rodziców, Syriusza i Remusa. Porozmawiałem z nimi przez chwilę, aż pozostawiłem Kamień i Pelerynę, idąc na pewną śmierć.
- Chwileczkę, miałeś siedemnaście lat - wtrącił.
- Tak - odpowiedział. - Co w związku z tym?
- Byli tam inni dorośli czarodzieje! W dodatku ten cały Dumbledore, skoro wiedział od początku, dlaczego nie zaczął wcześniej niszczenia Horkruksów!? - zaczął wymachiwać rękoma i nawet spadł z fotela z głuchym łomotem.
Hadrian ledwo powstrzymał na to wybuch śmiechu. - Przez większość czasu on się tylko domyślał. Wiedział, że mam połączenie mentalne z Voldim, jednak dopiero po Ministerstwie uznał, że jestem Horkruksem. Wtedy też zaczął ich szukać i zniszczył pierścień Gauntów, który go przeklął. Gdyby Severus go nie zabił, sam umarłby niedługo później w bólu. A ja, jako, że byłem Horkruksem, musiałem ostatecznie zginąć z jego ręki, więc nie było innego wyjścia. Kiedy mnie zabił, obudziłem się na dworcu King's Cross. Spotkałem tam ponownie Dumbledore'a i dowiedziałem się, że mogę wrócić, co oczywiście zrobiłem. Voldemort nakazał Narcyzie sprawdzić, czy naprawdę nie żyję. Od razu zorientowała się, że mam się dobrze i zapytała o Draco. Powiedziałem, że przeżył, a ona skłamała. Wtedy też Lordzina nakazał Hagridowi zanieść mnie do Hogwartu, aby pokazać, kto jest zwycięzcą. Nabijał się z Neville'a, podpalając Tiarę, którą ówcześnie zatrzymał na głowie Gryfona. Kiedy ten się jednak uwolnił, zabrał Miecz i przeciął węża, korzystając z tego, uciekłem do Wielkiej Sali pod Peleryną, gdzie widziałem, jak Bellatriks ginie z ręki Molly Weasley. Przy okazji wywiązała się ostateczna bitwa między mną a Voldim. Udowodniłem mu, że to ja jestem prawdziwym panem Czarnej Różdżki, bo to Draco rozbroił dyrektora a ja rozbroiłem blondyna w Malfoy Manor. Naturalnie, rzucił we mnie Avadę, która odbiła się od mojego Expelliarmusa i on rozpadł się w pył. Potem jego pozostałe minionki zostali rozchwytani, albo uciekli byle dalej od zwycięzców.
- Pamiętam, że były rodziny Śmierciożerców, które szukały u mnie Azylu, odkąd uczyłem się wraz z ich dziećmi. Pomogłem Malfoyom i większości neutralnym rodzinom, które zostały nazwane Śmierciożercami przez jedną czarną owcę rodziny. Niektórym nie udało mi się pomóc, albo wiedziałem, że naprawdę byli Śmierciożercami murem za Voldim. Potem zaszyłem się z Ginny na kilka miesięcy w mugolskim Londynie, aż zerwaliśmy, a ja poznałem Mortema. Następne setki, tysiące, miliony lat odwiedzałem różne miejsca na Ziemi, zawiązując nowe znajomości, będąc przez jakiś czas kimś ważnym na świecie, aż znudziłem się tym i odszedłem do innego wymiaru, gdzie zaprzyjaźniłem się z Lilith. Do czasu, kiedy postanowiłem tu wrócić i przeżyć to inaczej...
- I spotkałeś mnie - napuszył się.
Hadrian zaśmiał się. - Tak, i spotkałem wielkiego Tony'ego Starka, a nawet Lunę Lovegood. No i cóż... To koniec mojej cudownej historii z poprzedniego życia.
- Miałeś przejebane - zdecydował z kiwnięciem głowy.
- Dzięki - przewrócił oczami. - Ale przypuszczam, że to prawda. A teraz, musimy zdecydować, czy zostajemy tu na noc, czy wracamy do naszych pokoi z pomocą Peleryny? - spojrzał w oczekiwaniu na towarzysza.
- Ten Pokój potrafi stworzyć wszystko, o co poprosisz, nie? - zapytał z zainteresowaniem.
- Prawdopodobnie - wzruszył ramionami. - Nigdy nie próbowałem przywołać ludzi, chociaż wiem, że nie można prosić o nic do jedzenia albo picia, z powodu jakiegoś tam prawa, a przynajmniej tak powtarzała Hermiona - wzruszył ramionami. - Coś o tym, że nie można wyczarować jedzenia z niczego.
- Hm... - zastanowił się, a trybiki w jego mózgu od razu zaczęły się obracać. - Czy nie byłoby zabawnie, gdyby to prawo dotyczyło tylko ludzi śmiertelnych? - wymamrotał.
- Tony - jęknął. - Nie sądzę, aby to zadziałało. Nawet ja nie mogę wyczarować czegoś z niczego... - zawahał się. - W sumie mogę, bo nie dotyczą mnie ludzkie prawa ani nic z tym związanego - wymamrotał.
- Więc, spróbuj to polecić pokojowi - powiedział z rozbawieniem.
- To i tak może nie zadziałać, bo prawa nie dotyczą mnie, ale pokoju już tak - prychnął.
- Spróbować nie zaszkodzi! - sapnął.
- Dobra - przewrócił oczami, myśląc o ciastkach i prosząc o nie pokój. Nie pojawiły się, na co tylko wzruszył ramionami. - Nie wyszło, koniec eksperymentu.
- Spróbuj użyczyć Pokojowi swoją magię - rzucił z rozbawieniem.
- Dlaczego ty tego nie zrobisz - prychnął, krzyżując ramiona.
- To ty tu jesteś istotą ponadczasową, ja jestem człowiekiem -wzruszył ramionami.
- W porządku - westchnął. Sam musiał przyznać, że był tego ciekawy. Pokój sam z siebie podlegał prawom, jednak gdyby wspomógł go swoją magią, być może zdołałby je przezwyciężyć.
Ku szokowi Hadriana i zachwytowi Tony'ego, pojawiła się miska popcornu na środku pokoju. Stark od razu zdecydował, że popcorn jest w pełni jadalny, tylko nieco za słony.
- Chciałem ciastek - wymamrotał Potter, wzdychając, kiedy w jego rękach pojawiła się druga miska, tym razem pełna słodkich ciasteczek.
- Czyli twoja magia działa ponad wszystko i nawet Pokój Życzeń z jej pomocą może działać ponad wszelkimi prawami czarodziejskimi - pokiwał głową, karząc to zanotować JARVISOWI. - A teraz, brakuje tylko babeczek jagodowych - jak tylko to powiedział, ku ich szokowi, pojawił się talerz z jedzeniem. - Mam się bać? - ostrożnie dźgnął miękkie ciemne ciasto, po czym od razu zjadł jedną babeczkę.
- To dziwne - zmarszczył brwi.
- Cho takego? - wymamrotał, napychając się babeczkami.
- Nie użyłem tym razem mojej magii, tak jakby sam Pokój potrafił obejść prawa, albo zgarnął część mojej magii jako rezerwę.
- To na pewno ciekawa hipoteza - powiedział. - Co z przywoływaniem ludzi?
- Tony! - jęknął.
Notes:
*Jak można zauważyć, raz używam wiadomości z książek, raz z filmów. Jednak większość będzie filmowa, tylko ciekawsze momenty mogą być zapisane z wersji papierowej.
Co do Pokoju Życzeń: otóż powinien podlegać prawom Gampa (nie można wyczarować czegoś z niczego) ale po pierwsze to fanfik, po drugie Hadrian jest liczony jako istota ponad prawami i śmiertelnikami, a Pokój zdołał z łatwością odtworzyć "wzór" jego magii, co pozwala na przywoływanie jedzenia, co ciekawe jednak, w pomieszczeniu musi się zawsze znajdować coś związanego z Hadrianem. Albo on sam, albo Tony (dzięki różdżce), Peleryna albo inny przedmiot nasycony jego magią.
Chapter 11: Chaosu już wystarczy...
Notes:
(See the end of the chapter for notes.)
Chapter Text
Kolejnym dniem był wtorek. Ich pierwsza lekcja Obrony przed Czarną Magią zbliżała się wielkimi krokami, tak samo jak Starożytne Runy, których Hadrian i Tony byli aż nazbyt ciekawi. Dodatkowo wieczorem miała być Astronomia.
Siedzieli w Wielkiej Sali, Tony rozmawiał cicho z Severusem, a Hadrian udawał, że cokolwiek je, choć na jego talerzu było ledwie kilka okruchów z kanapki. Jakby tego było mało, oprócz morderczych spojrzeń Ślizgonów, wkurzonych Gryfonów, ciągle mamroczących pod nosem Krukonów i zaniepokojonych spojrzeń Puchonów, połowa nauczycieli oczywiście kierowała na niego swój wzrok.
Oczy dyrektora błyszczały, kiedy starał się rozwikłać zagadkę o imieniu Hadrian Potter. Był przecież bardzo blisko z małżeństwem i nigdy nawet nie słyszał o starszym dziecku. Znaczy był wspomniany ale ledwie raz. Kiedy się urodził, potem powiedziano wszystkim, że zmarł z powodu choroby, choć nie było widać, aby James i Lily rozpaczali. Bardziej byli czymś ciągle zdenerwowani i zniesmaczeni. Bardzo chętnie też nie wracali do domu przez długie tygodnie, spędzając czas z innymi członkami Zakonu. Być może z powodu rzekomej śmierci Hadriana...
Chłopiec był istną zagadką. Jeżeli jednak został porzucony przez rodzinę z powodu bycia charłakiem, jakim cudem przeżył piętnaście lat na ulicy? Czy ktoś go znalazł? Czy miał jakiś związek ze Śmierciożercami? Czy to ten "Tony Stark" się nim zajmował?
Gdzieś tam na końcu jego umysłu była również słaba myśl, że może był ukrywany przez Potterów przed wzrokiem innych. Wtedy musiałby się zastanowić, który z nich byłby prawdziwym Chłopcem-Który-Przeżył. Jednak było z tym za dużo pracy, szczególnie, że w dokumentach Hadriana istniała data urodzenia z czerwca. Oczywiście można to było podrobić, ale nie zrobiłby tego nikt bez wysokiego stanowiska gdzieś w Radzie, Ministerstwie, albo nawet szkole, którą zresztą od razu wykluczył, bo przecież wszyscy byli mu bardzo lojalni (oprócz Snape'a, ale jego wiązała Przysięga Wieczysta) i zawsze mówili wszystko. Co prawda Severus zniknął na jakiś czas ponad dziesięć lat temu w październiku, chociaż w pełni uwierzył w tłumaczenia mężczyzny, iż potrzebował odpoczynku po jej śmierci. Było to zrozumiałe.
Musiał rozwikłać zagadkę, jednak jego zwykle niezawodna metoda, legilimencja, nie działała. A przynajmniej nie w sposób, jakiego oczekiwał. Tarcze chłopca wydawały się być słabe i cienkie, ale naprawdę były mocne i ani razu nie zdołał się przez nie przebić, zyskując wkurzone spojrzenie fioletowych tęczówek chłopca.
Oprócz samego Dumbledore'a, obserwowała go Minerwa z zastanawiającym wyrazem twarzy, Pomona z niepokojem, Filius z lekką ciekawością, a pozostali z nikłym zainteresowaniem, natomiast najbardziej intensywne było spojrzenie Quirrella. Hadrian czuł, jakby ten próbował mu się przewiercić przez czaszkę.
Jedynie delikatny dotyk Mortema na ramieniu sprawił, że nie wstał i nie rzucił wyjątkowo wrednego przekleństwa w nauczyciela z Voldemortem z tył głowy. Zresztą, nawet nie zwrócił uwagi, kiedy jego partner się pojawił i siedział obok niego.
- Cieszę się, że masz z kim porozmawiać, kiedy jestem nieobecny - powiedział.
- Tony jest dobrym słuchaczem - wymamrotał w odpowiedzi. - Muszę podziękować Lilith za to - westchnął.
- Myślisz, że tego nie widzi - prychnął, kładąc mu rękę na głowie. - Znowu masz roztrzepane włosy - zdecydował, delikatnie przygładzając sterczące kosmyki.
- One zawsze są takie - jęknął, sam próbując je dostatecznie przygładzić, aby nie wyglądały jak mop. Niezbyt mu się to udało.
- Wystarczy proste zaklęcie - przewrócił oczami, nagle patrząc zmrużonymi oczami na Quirrella. - Uciekinier - mruknął.
- Jestem ciekawy co zrobi na naszej pierwszej lekcji - pokiwał powoli głową. - On doskonale zdaje sobie sprawę, że to ja jestem tym, który go "pokonał" - zauważył kilka lekko przerażonych spojrzeń, zapewne sądzili, że gada do siebie. Niech myślą, co chcą.
- Nie daj się zabić.
- Jestem nieśmiertelny - przewrócił oczami.
- Ale musisz kogoś chronić - wskazał na Tony'ego, który jakby wyczuwając ich spojrzenie, zerknął w ich stronę. Zachwiał się lekko na krześle, co zauważył Snape i zapytał o co chodzi. Stark od razu powiedział, że tylko za bardzo się przechylił. Kiwnął lekko głową w ich stronę.
- To na pewno ciekawe, że mu się pokazujesz - wymamrotał.
- Wie o mnie - wzruszył ramionami, wstając. - Trzymaj nerwy na wodzy i nikogo nie zabijaj - poklepał go po głowie, następnie złożył lekki pocałunek na czole.
- Niczego nie obiecuję.
Odpowiedział mu uśmiech. - Wiem. Miej się jednak na baczności - dodał, poważniejąc. Negro planuje wpaść na jakiś czas.
Hadrian otworzył szerzej oczy. - Chaos w Hogwarcie? - sapnął. - Nie pozwól... - Mortem zniknął w cieniach, ucinając w połowie jego zdanie. - ...mu tutaj przyjść - westchnął, wstając.
Skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali, w kierunku klasy od Starożytnych Run.
-~*~-
Zauważył, że na tym przedmiocie, podobnie jak na zaawansowanym lataniu znajdowały się wszystkie Domy. Oczywiście od razu rozpoznał Hermionę w pierwszej ławce z już otwartą książką, długim pergaminem przed nią i piórem z kałamarzem obok.
Widział w niewielkiej grupie Puchonów, poznał tylko Susan Bones, Ernesta Macmillana i Sally-Anne Perks. Dalej byli Krukoni Anthony Goldstein, Sue Li, Lisa Turpin, Lily Moon oraz dwóch chłopaków, których nie poznawał. Gryfonów zauważył ledwie dwójkę, z czego oboje byli z wymiany. Na końcu jego wzrok spoczął na Ślizgonach i ledwie powstrzymał cierpiętnicze westchnienie. Jak to się działo, że wszędzie trafiał na Malfoya? Blond arystokrata stał razem z Blaise'em Zabinim, Teodorem Nottem, Pansy Parkinson oraz Dafne Greengrass.
Zajął miejsce byle dalej od idiotów, czyli na samym końcu klasy, a Tony zaraz usiadł obok niego, rozkładając się wygodniej na krześle i sięgając swojego StarkPada, nie bacząc na zaciekawione spojrzenia innych uczniów, a już szczególnie Krukonów i Grangerówny, która cudem odwróciła wzrok od tablicy.
Sue Li nieśmiało do nich podeszła w towarzystwie Lily Moon. Li była wyższa oraz miała czarne włosy i typowe, japońskie rysy twarzy z delikatnie skośnymi oczami w kolorze zieleni, Moon natomiast miała jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Obie miały zaplątane pod szyjami krawaty i rozpięte szaty, ukazując czarne koszule. - Co to za urządzenie? - zapytała Tony'ego.
- To? StarkPad - powiedział. - Ma ekran w połowie holograficzny i w pełni funkcjonuje w wersji dotykowej. Dodatkowo ma wszędzie dostęp do Internetu, co jest oczywiście dzięki moim liniom. Można też używać rysika, jeżeli w ten sposób ci się łatwiej to obsługuje - wzruszył ramionami.
- Przepraszam? - wtrąciła Lily z szerokimi oczami. - Czy to nie jest czasem mugolskie urządzenie?
- Oczywiście, że jest - prychnął, krzyżując ramiona. - Czarodzieje nadal żyją w średniowieczu, a ja jestem współczesnym inżynierem i naukowcem - przewrócił oczami.
- W jaki sposób może działać w Hogwarcie? - zapytała Li.
- Kulturalniej byłoby się najpierw przedstawić - wtrącił Hadrian. - Jestem Hadrian Brown, ale i tak wszyscy nazywają mnie Potter, a to mój przyjaciel, Anthony Stark.
- Tony wystarczy - wtrącił.
Dziewczyny lekko się zaczerwieniły. - Jestem Lily Moon, a to moja najlepsza przyjaciółka, Sue Li.
- Kontynuujcie tą swoją rozmowę o technologii - chłopak uśmiechnął się uspokajająco, przywołując dwa krzesła delikatnym ruchem różdżki. Nastolatki kiwnęły mu głowami z wdzięcznością, zajmując miejsca i kontynuując przepytywanie mężczyzny.
A przynajmniej trwało to do czasu, dopóty profesor Bathsheda Babbling nie weszła do sali i zarządziła koniec rozmów oraz powrót na własne miejsca.
Była wysoką kobietą o ciemnych włosach i znudzonym wyrazie twarzy. Nawet jej głos był monotonny, chociaż potrafiła zaciekawić uczniów, nie tak jak Binns.
Tak jak poprzednie lekcje, była ona bardziej wprowadzająca dla uczniów z wymiany oraz powtórkowa dla pozostałych. Hadrian jak pozostała trójka musiał napisać jakiś test, sprawdzający, czy w ogóle nadaje się do klasy. Tony bardzo chętnie sam zabrał jeden pergamin i z zastanawiającym wyrazem twarzy uzupełniał wszystko.
Hadrian na widok niektórych przekręconych run, skrzywił się widocznie. Sam alfabet był przekręcony. I miejscami nawet bardzo.
Ehwaz i Mannaz zostały zamienione miejscami, przez co runa oznaczająca człowieka widniała jako koń, a oznaczająca konia jako człowiek. Automatycznie zapisał przypis, w którym zanotował, że runy zostały zamienione. Nie był pewien, czy nauczycielka w ogóle to uwzględni, czy sama nie ma o tym pojęcia. Zresztą obie były do siebie dostatecznie podobne, że możliwa byłaby pomyłka.
Drugą parą zamienionych run były Durisaz oraz Wunjo. Ponownie, były do siebie na tyle podobne, że mogła wystąpić pomyłka. Durisaz oznaczała olbrzyma lub ciernie, a czasem nawet była runą nordyckiego boga Thora i przedstawiała ona linię z trójkątnym brzuszkiem na środku. Dla odmiany Wunjo oznaczała szczęście i radość, tak samo była linia z trójkątnym brzuszkiem, który w tym przypadku znajdował się w górnej części runy, przypominając zaostrzone "P".
Tak jak wcześniej, zrobił przypis, po czym z westchnieniem zabrał się za kolejne zadania.
-~*~-
- Czy mi się wydawało, czy było tam sporo zamienionych run? - wymamrotał Tony, wyszukując w Internecie kolejne runy alfabetu nordyckiego (tylko je potrafił jako-tako zrozumieć dzięki książkom od istot).
- Skąd ty w ogóle masz tu Internet - prychnął Hadrian, spoglądając na świecący ekran.
- Magia - odpowiedział krótko z bezczelnym uśmiechem. - Zresztą, myślisz, że brak Internetu by mnie powstrzymał?
- Nie sądzę.
- Aha! - wskazał jedną z run. - Nawet w Internecie są poprawne!
- Czarodzieje są ze średniowiecza - odpowiedział, jakby miało to wszystko wytłumaczyć.
- Panie Potter, panie Stark, proszę podejść - powiedziała nagle profesorka, patrząc na nich ze zmrużonymi oczami.
Spojrzeli po sobie, po czym wzruszyli ramionami i podeszli do masywnego biurka nauczycielki.
- Tak? - zapytał Hadrian spokojnie.
- Skąd wiedzieliście, że te runy są zamienione? - zapytała spokojnie.
- Uczyłem się wcześniej alfabetu runicznego i tyle zapamiętałem - wzruszył ramionami Tony, patrząc na resztę pustego pergaminu. Co prawda podpisał jednorożca, a przynajmniej sądził, że runa w kształcie końskiej głowy z rogiem go oznaczała.
- To było celowe działanie, nieprawdaż? - zapytał czarnowłosy lekko. - I jak widać nikt nie zdał oprócz nas.
Kobieta pomachała głową. - Nigdy nawet nie zwróciłam na to uwagi. Dziwi mnie jednak, że panna Granger tego nie zauważyła.
- Za bardzo skupia się na wykonaniu zadania zgodnie z poleceniem, a nie poprawienie, jeżeli jest błędne - fioletowooki przewrócił oczami.
- Dziękuję, możecie odejść. I panie Potter, jakbyś miał jakieś problemy, zawsze możesz się do mnie udać - kiwnęła głową.
- Dziękuję pani profesor - skłonił się lekko, odchodząc.
-~*~-
Po dwóch godzinach Starożytnych Run mieli półgodzinną przerwę do Transmutacji, jak na złość Ślizgoni z Gryfonami. Hadrian naprawdę zastanawiał się, czy było to celowe działanie ze strony dyrektora, aby jeszcze bardziej skłócić ze sobą oba Domy.
- Pokazałbyś nam tego StarkPada? - zapytała miękko Li, wyrównując krok z Hadrianem i Tonym.
- Jasne, tylko postarajcie się go nie upuścić - podał go dziewczynie, która z błyszczącymi oczami oglądała świecący ekran.
Lily nachyliła się nad jej ramieniem z równie zaciekawionymi oczami.
- Co sądzisz o runach? - zapytał Tony czarnowłosego, idąc z przymkniętymi oczami i rękoma zaplecionymi z tył głowy. Dziewczyny podążały za nimi, nie odrywając ani na chwilę wzroku od jakiegoś artykułu, który znalazły na temat magii z punktu widzenia mugoli.
- Wydają się być w porządku - wzruszył ramionami. - Grunt, że Babbling nie ma nic przeciwko poprawkom w jej testach - dodał.
- Nie powinniście poprawiać profesorki - Hermiona nagle stanęła przed nimi, przez co byli zmuszeni do zatrzymania się. Dwie nastolatki spojrzały na brązowowłosą i prychnęły, wracając do czytania - Profesor Babbling na pewno zdaje sobie sprawę z tego, co piszę i jedynie oczekuje od nas zauważenia tego, a nie popraw.
Hadrian westchnął cicho, patrząc na nią ze skrzywieniem. - Granger, profesor Babbling nie miała nic przeciwko temu i nawet nam podziękowała.
- To nie znaczy, że musicie kontynuować - skrzyżowała ramiona.
- Jeżeli będą błędy, których będę świadomy, oczywiście, że je wskażę. Nie wszyscy podążają ślepo za poleceniem.
Jej policzki lekko się zaróżowiły. Odwróciła się na pięcie, po czym szybko odeszła.
Czarnowłosy podniósł brew do góry, wzruszając ramionami. - Myślałem, że będzie się kłóciła, dopóty nie udowodni swojej racji.
- Granger nauczyła się wyczuwać, kiedy stoi na przegranej pozycji - powiedziała Lily, stając obok Hadriana. - Trwało to pięć lat, ale w końcu zrozumiała, że nie może wygrać każdej kłótni. Umbridge dała jej szlaban za liczne sprzeczki, od tamtego czasu się nieco zmieniła... - dziewczyna ostrożnie dotknęła lewej dłoni z czerwonymi rysami. Jej napis był dostatecznie okrutny. Była półkrwi, a jednak krwawy ślad "Nie będę bronić mugoli" widniał na delikatnej skórze, pozostawiając wieczną bliznę.
Hadrian zamknął oczy, starając się opanować oddech. Znaczyło to tyle, że Umbitch używała Krwawego Pióra, jak niegdyś. Zdecydował, że musi znaleźć sposób na pozbycie się tych krwawych napisów z rąk uczniów, w końcu nie były to tylko blizny na ciele ale i pozostawiały swój ślad nawet na duszy. A przynajmniej duszy śmiertelnika.
- Nadal jest jednak przemądrzała - zdecydował odpowiedzieć, mając na myśli lekcję Runów, kiedy czarownica zaczęła recytować definicje z książek, jakie przeczytała.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Prawdopodobnie się przyzwyczaiłyśmy, w końcu mamy z nią dormitorium. Jest jeszcze Padma Patil, tylko, że nie zdecydowała się na większość przedmiotów, aby pozostać z siostrą.
- Dzięki, Moon.
- Wystarczy Lily - skinęła głową.
- W takim razie ja jestem Hadrian - odparł z uśmiechem.
- Miło cię poznać, piękny chłopcze - mrugnęła, wracając do przyjaciółki, pozostawiając zdezorientowanego fioletowookiego.
- Och, chyba masz wielbicielki - Stark uwiesił się na jego ramieniu z chytrym uśmiechem.
- Przymknij się - warknął, machając ramieniem, aby Tony go puścił. - Zresztą mam już chłopaka.
- Ale to twoje pierwsze fanki! - zawołał.
- Nieeeeee - zatkał uszy. - Odejdź demonie, zostaw mnie, nie chcę sławy! - nagle odbiegł w kierunku sali transmutacyjnej. Przez dłuższą chwilę słyszał nawet śmiech Tony'ego.
Stojąc obok drzwi, oparł się o ścianę i westchnął.
- Co tak wzdychasz, Hadrianie? - zapytał czyjś miękki głos.
Fioletowooki zmarszczył brwi, patrząc na dziewczynę równą wzrostem jemu ze złotymi włosami i wielkimi, równie fioletowymi co jego, oczami. Na sobie miała ciemną czarodziejską szatę, spod której widać było jasny top z wielkim S oraz ciemne jeansy.
- Lilith? - zapytał w szoku.
- Cześć, Harruś! - zawołała radośnie.
- Co ty tu robisz? Chcesz, żeby ktoś cię tu zobaczył? - rozejrzał się po korytarzu.
- Po pierwsze zawsze mogę zniknąć, jak Mortem - skrzyżowała ramiona. - A po drugie, chciałam cię ostrzec.
- Niech zgadnę, Negro - przewrócił oczami.
- Skąd wiesz? - sapnęła.
- Mortem mi powiedział, że mogę się go wkrótce spodziewać.
- Tam gdzie on się zjawia, zawsze są problemy i chaos - jęknęła, opuszczając ramiona ze zrezygnowaniem.
- Przecież jest ucieleśnieniem chaosu - prychnął z lekkim rozbawieniem.
- Przez niego nie widzę, co się wkrótce wydarzy - odparła. - Wszystko zostało przede mną ukryte, martwię się.
Hadrian westchnął. - Nie martw się, Lil - położył jej rękę na ramieniu. - Ostatecznie wszystko się jakoś ułoży.
- Proszę, uważaj na siebie - westchnęła ze smutkiem. - Nie wszystkie istoty cię przecież lubią - dodała, znikając w cieniach.
Czarnowłosy przez chwilę patrzył w miejsce, gdzie jeszcze sekundę temu stała dziewczyna, po czym wziął głęboki oddech.
Negro co prawda nie był dla niego żadnym zagrożeniem, gdyż go wręcz kochał jak brata, Magia również go uwielbiała, tylko, że jak syna. Dla odmiany Życie go nie lubiła, a jej słudzy i stworzenia, Aniołowie go nienawidzili. Byli oczywiście słabsi od ponadczasowych istot, jednak nadal, w grupie mogli stanowić zagrożenie.
Nie sądził, żeby Makia chciała go zaatakował w Hogwarcie, ale doskonale zdawał sobie sprawę z jej zazdrości. Nigdy nie okazała swojej nienawiści, zdając się spokojnie akceptować, że Mortem został jej odebrany (doprawdy para Życia i Śmierci była dziwna według niego). Był również Zuko, personifikacja wojny. Ledwie go tolerował, odkąd stracił wsparcie Chaosu w podżeganiu ludzi do wojen.
Z nim nie było nic wiadomo, nie interesował się życiem śmiertelników, za to kochał sprawiać ból tym, którzy zaszli mu za skórę. Obawiał się, że Zuko zdecyduje się na przyjście do Hogwartu i zrobienie czegoś niebezpiecznego.
Po przyjściu Tony'ego, Hadrian ciągle był zamyślony, nie reagując nawet kiedy ten drugi potrząsał jego ramieniem. Dopiero Aguamenti w twarz wyrwało go z myśli. - Hm? - spojrzał na towarzysza.
- Nad czym tak myślałeś, że nie reagowałeś na nic innego? - zapytał.
- Lilith tu przed chwilą była - odpowiedział, zerkając w obie strony korytarza. Nie widząc, ani nie czując niczyjej aury, kontynuował. - Negro zdecydował się wpaść i wprowadzić chaos. Dodatkowo Lil nie widzi przez niego, co może się wkrótce stać, jednak ostrzegła mnie przed Zuko i Makią.
- Okej, uznajmy, że wiem, o kim mówisz - przewrócił oczami, prychając.
- Negro jest Chaosem - zaśmiał się cicho. - Jednak lubi mnie jak brata, więc nie powinien stanowić zagrożenia. Natomiast Makia, która nawiasem mówiąc jest Życiem, bardzo mnie nie lubi.
- Huh... Co takiego zrobiłeś, że Życie cię nie lubi? - zapytał z irytującym uśmieszkiem.
- Była zakochana w Mortemie - wzruszył ramionami. - Czasem nadal nazywa ją szalonym prześladowcą. Mimo to, kocha śmiertelników więc nie zrobi nic, co mogłoby skrzywdzić ludzi. Aniołowie to nieco inna działka. Są jej stworzeniami i zarazem podwładnymi, również szanują śmiertelników, jednak aż tak się nimi nie przejmują, choć nadal wątpię, że zrobiliby coś w Hogwarcie, odkąd Makia zna ich wszystkie myśli i działania. Zuko to całkiem inna sprawa - westchnął, pocierając kark. - On jest Wojną. Nienawidzi mnie za to, że zawsze psułem jego plany odnośnie czarodziejskiego świata i przyszłych walk oraz, że Chaos wolał zostać ze mną, niż kontynuować z nim podżeganie do wojen. Dodatkowo nie obchodzi go życie śmiertelników, więc nie wiem, czy czasem coś mu nie odbije...
- Dosyć niebezpieczna rodzinka - wymamrotał.
- Pierwszy raz zostaliśmy określeni rodziną - zaśmiał się cicho. - Chociaż przypuszczam, że to nieco prawda. Oni wszyscy istnieją od początku stworzenia i ich ścieżki często się przeplatają. Nawet mają własny wymiar. Ja jestem bardziej adoptowanym członkiem - wzruszył ramionami. - Mimo wszystko, wątpię, czy Zuko byłby na tyle nieostrożny, żeby zaatakować własnoręcznie Hogwart, a nigdy nie udało mu się wywołać tu wojny, za wyjątkiem ostatecznej bitwy. Myślę, że bardziej spróbuje mnie dopaść w mugolskim świecie, albo złapać ciebie - spojrzał na Tony'ego. - Jeżeli kiedykolwiek, gdziekolwiek spotkasz czerwonowłosego wysokiego faceta o ciemniejszej karnacji i szkarłatnych oczach, wyglądającego na około dwadzieścia lat w skórzanych ciuchach, skontaktuj się ze mną, a następnie spieprzaj.
- Zanotowano - kiwnął głową, a jego StarkPad zaświecił. - Dzięki, J.
- Oczywiście, sir.
- Dostatecznie podobny? - zapytał lekko, pokazując wizerunek zbliżony do słów Hadriana.
- Ujdzie - zdecydował. - Ale ma ostrzejsze rysy twarzy i włosy do karku.
-~*~-
W sali transmutacyjnej Minerwa siedziała za biurkiem, przeglądając dokumenty zza swoich okularów. Kiedy tylko uczniowie zajęli miejsca, oczywiście Ślizgoni i Gryfoni przedzielili salę na równą połowę, wstała i stuknęła w tablicę, pokazując temat ich dzisiejszej lekcji.
Widniał tam ruchomy obrazek ruchu różdżki oraz dokładny zapis inkantacji, i na którą sylabę należy dać nacisk. Na dole natomiast pokazany był wynik poprawnie rzuconego zaklęcia, miało ono zmienić kolor brwi uczniów.
- Panie Potter, proszę podejść - powiedziała, podczas gdy inni uczniowie wyczarowali sobie lustra i próbowali wykonać poprawnie zaklęcie.
Chłopak szybko podszedł do biurka i sięgnął różdżkę z kabury. Leżała luźno w jego dłoni, grzejąc się delikatnie w oczekiwaniu na polecenie. Oczywiście, mógł wszystko zrobić bez różdżki albo z pomocą Insygnia, ale dlaczego ktokolwiek miałby wiedzieć o jego umiejętnościach? Wystarczyło, że Tony zdaje sobie z nich sprawę oraz jego trójka opiekunów wie o magii bezróżdżkowej. Ach i oczywiście Malfoy...
- Co mam zrobić? - zapytał lekko, opierając dłoń na biurku.
- Zależy ile potrafisz, panie Potter - powiedziała spokojnie, nagle ściszając głos. - Wiemy, że masz niski poziom magii, a niestety transmutacja jest obowiązkowa...
- Zastanawia się pani profesor, czy dam sobie radę - przewrócił oczami. - Nie jestem charłakiem - prychnął.
Kobieta skrzywiła się na jego ton. - Zaczniemy od czegoś prostszego, liczę, że znasz inkantacje i prawidłowy ruch różdżką.
-~*~-
- Ja umrę na tych lekcjach - Hadrian położył głowę na stole Slytherinu, siedząc oczywiście najbliżej stołu prezydialnego i z dala od innych węży. Obok niego był w pełni spokojny Tony, piszący coś na dotykowym ekranie i mamroczący pod nosem. Na przeciwko natomiast siedziały dwie Krukonki, nieco zaniepokojone obecnością przy innym stole, jednak nadal z ciekawością obserwowały dwa inne ekrany, każda z nich dostała "próbkę" StarkPada, aby zostać pierwszymi testerkami.
- Tak będzie tylko przez ten tydzień - wymamrotał Stark.
- Miejmy nadzieję - prychnął.
- Co teraz masz, Hadrian? - zapytała Sue, podnosząc na niego wzrok.
- Obronę. Coś czuję, że to będzie najgorsza lekcja - westchnął.
- I masz rację - dodała Lily. - Quirrell jest niesamowitym jąkałą i nie da się go praktycznie zrozumieć. Dodatkowo zdaje się ciągle rozmawiać z kimś niewidzialnym, mamrocząc przekleństwa pod nosem - przewróciła oczami na koniec.
No cóż, tego można było się spodziewać. To Krukoni jako pierwsi zorientowaliby się, że jest coś nie tak, choć nadal był pod wrażeniem, że udało im się to już na pierwszej lekcji. Jednak w jego poprzednim życiu nigdy nie słyszał, żeby ktokolwiek się zorientował.
- A wy co macie?
- Zielarstwo - westchnęła Moon.
- Więc powodzenia z roślinkami - wymamrotał, ponownie kładąc głowę obok talerza.
Ledwie po dwóch minutach, podniósł głowę i zmarszczył brwi. - O nie - westchnął, a jego trójka towarzyszy spojrzała na niego z pytaniem w oczach. Wtedy też drzwi otworzyły się na oścież i przeszedł przez nie białowłosy nastolatek ze złotymi, błyszczącymi psotami oczami.
Dumbledore podniósł się. - Kim jesteś i jakie masz zamiary, chłopcze? - zapytał ze swym dobrotliwym uśmiechem.
Chłopak podniósł tylko brew, ignorując dyrektora. Jego złote oczy skanowały sale w poszukiwaniu jednego czarodzieja. Uśmiechnął się chytrze, kiedy tylko go zobaczył. Hadrian próbował ukryć się za Tonym Starkiem, który był bardziej niż rozbawiony, a dwie dziewczyny z granatowo-brązowymi krawatami były zdezorientowane. - Hadrian! - zawołał radośnie, siadając po jego drugiej stronie i ignorując wszelkie pytanie, spojrzenia czy cokolwiek innego skierowane w jego stronę.
- Negro - westchnął, kręcąc głową. - Dlaczego musiałeś się tu zjawić? - jęknął.
- Stęskniłem się - zarzucił ramię na ramiona przyjaciela-brata. - Nie wolno mi?
- Tobie nie - prychnął.
- Witaj, Negro, jestem Tony Stark - uśmiechnął się mężczyzna, wyciągając rękę.
- Och, cudowny geniusz i inżynier technologiczny - odpowiedział z szerszym, prawie, że drapieżnym uśmiechem. - Czy mój braciszek dobrze się zachowywał przez ten czas? - zapytał lekko, nadal ignorując innych, którzy przysłuchiwali się im w szoku, a sam starzec, Dumbledore, z tego co pamiętał Negro, wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć albo wybuchnąć, o ile jego zaczerwieniona twarz z irytacji i złości mogła coś znaczyć.
- Był w porządku - wzruszył ramionami. - Nigdy nie spodziewałem się, że znajdę podobnego pasjonata technologii - dodał.
- Cały dzieciak - przewrócił oczami, za co dostał kuśtykańca w żebra. Zignorował to, spoglądając jasnymi oczami na dwie Krukonki, a przynajmniej sądził, że granat i brąz są kolorami Ravenclaw. No cóż, nigdy nie interesował się magicznym światem, tylko wraz z Zuko stworzył sytuacje dogodne dla wybuchu wojny, kiedy natomiast jego młodszy, adoptowany brat zdecydował ponownie przechadzać się po czarodziejskim świecie, uznał, że zaprzestanie zabawy z personifikacją wojny w wywoływanie walk. - Ja jestem Negro, a wasze imiona jak brzmią, młode damy? - zapytał z szarmanckim uśmiechem. W końcu wyglądał na szesnaście lat i był bardziej niż przystojny, dlaczego więc nie zacząć flirtować z nastolatkami?
- Sue Li - uśmiechnęła się delikatnie, a jej policzki pozostawały zaczerwienione.
- Lily Moon - jasnowłosa kiwnęła głową, na jej skórze również pojawił się rumieniec.
- Masz ładne koleżanki - powiedział konspiracyjnym szeptem do Hadriana, który przewrócił oczami.
- Zostaw mnie, idioto.
- Ranisz mnie, bracie - prychnął, puszczając go.
- Zrobiłeś scenę - warknął. - Teraz na pewno starzec nie wypuści mnie z jego biura - jęknął, kładąc ramiona na stole, a następnie głowę na nich.
- Hm... Dumbles nie ma prawa trzymać cię wbrew twojej woli - wzruszył ramionami.
- Panie Potter - Severus podszedł do nich. - Kim jest twój przyjaciel? - zapytał, mrużąc oczy.
- Cześć, Sevvie - wymamrotał, co nieco zagłuszyły jego ramiona. Podniósł głowę. - To Negro, idiota, który mieni się moim starszym bratem - powiedział.
- Bo jesteś moim braciszkiem! - odparł.
- Zawsze masz Zuko.
- Ten debil ma w głowie tylko wojny.
- Jakby mógł mieć co innego - przewrócił oczami.
- Czasem ma dziewczyny - zastanowił się. - Wiesz, próbował nawet poderwać kiedyś Makię!
Hadrian otworzył szerzej oczy. - Nieeee... Żartujesz - sapnął, próbując wyobrazić sobie anielską Makię w parze z Zuko, który zdawał się być wiecznie pokrytym krwią bad boyem.
- No w sumie tak - zaśmiał się. - Makia ma obsesję na punkcie Mortema.
- Zamknij się.
- Dlaczego?
Hadrian podniósł brew, patrząc znacząco na dwie Krukonki i Severusa Snape'a. - Śmiertelnicy - wymamrotał tak cicho, że tylko lepsze zmysły istot pozwoliły Chaosowi to usłyszeć.
Białowłosy przygryzł wargę. - Wybacz - odparł równie cicho. Mógł być wcieleniem chaosu, ale też uwielbiał swojego młodszego braciszka i naprawdę nie chciał zniszczyć życia, jakie sobie zbudował po ciężkich latach na innej Ziemi. - Jestem Negro, przyjaciel Hadriana - powiedział, patrząc na Severusa. - Kiedy tylko usłyszałem, że jest znowu w Anglii, w dodatku w Hogwarcie, chciałem się z nim spotkać.
Snape westchnął. - Do jakiej szkoły chodzisz?
- Przez większy czas chodziłem do Durmstrangu - uśmiechnął się lekko. - Ale kilka dni temu zdecydowałem się przepisać tutaj. Pan Filch łaskawie mnie wpuścił i wskazał kierunek do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy podobno mieli mieć obiad.
- Czy mogę dostać dokumenty? - mruknął, wyciągając rękę. Ponownie, czuł zdezorientowanie; od kiedy chłopak miał innych znajomych niż Stark? Nie wiedział co prawda, co się działo przez pierwsze sześć lat życia chłopca, jednak wątpił, czy przyjaźń na odległość bez żadnego kontaktu przetrwałaby dziesięć lat, biorąc pod uwagę bliskość tej dwójki. Plus ciągle wspominali inne osoby, których był pewien, że nigdy nie spotkał. Jakby tego było mało, Hadrian miał to dziwne, szkarłatne oko o czarnej twardówce i w tamtym momencie czuł jedynie przytłaczającą magię, albo sam fakt, że zaczął odzyskiwać magię.
Pomachał głową, aby odgonić myśli i zabrał pergaminy od białowłosego. - Nazwisko?
Negro zamrugał, patrząc z paniką na Hadriana, który uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Idiota - wymamrotał pod nosem.
- Negro Smith - zdecydował, machając delikatnie dłonią. We wszystkich dokumentach obok jego imienia pojawiło się nazwisko.
- A zatem panie Smith, proszę, abyś udał się ze mną do gabinetu dyrektora. Panie Potter, ty również - spojrzał na swojego podopiecznego.
- Oczywiście, profesorze - odparł lekko czarnowłosy, wstając. Spojrzał na dziewczyny. - Wybaczcie - powiedział, idąc za nauczycielem, ciągnąc za sobą Negro.
- Huh... Jestem ciekawy, o czym będą rozmawiać - wymamrotał Tony, również wstając. Kiedy nastolatki chciały mu oddać tablety, machnął ręką. - Jesteście testerkami. Bawcie się ile chcecie, tylko nie zapomnijcie przeczytać instrukcji - rzucił przez ramię. - A i jak znajdziecie jakieś błędy, od razu przychodzicie do mnie - podążył za czarodziejem i dwójką istot, palcami przelatując po delikatnym materiale Peleryny-Niewidki, którą miał w kieszeni.
Oczywiście nie był na tyle głupi, żeby nosić przy sobie skarb tego typu bez żadnej ochrony. Dlatego najpierw musiał wykonać skomplikowany ruch różdżką nad kieszenią, a potem wymamrotać hasło w jednym z zapomnianych języków, o których dowiedział się od Hadriana.
Zarzucił na ramiona materiał, szybko doganiając innych. Negro spojrzał w jego stronę marszcząc brwi, podczas gdy Hadrian tylko przewrócił oczami. - Co to jest? - syknął cicho białowłosy.
- Tony pod Niewidką - odparł lekko. - Nie dziwię się, że go nie widzisz, w końcu Mortem stworzył ją ze swojego płaszcza - wzruszył ramionami. - A ja, jako, że jestem Mistrzem Insygniów, widzę przez Pelerynę. - Dopóki Insygnia nie były razem, potężni czarodzieje jak Dumbles mogli przez nie widzieć. Teraz pozostaje to dla niego niedostępne, odkąd jestem stokroć silniejszy - wzruszył ramionami.
- Wikipedia znowu się odzywa - wymamrotał.
- Więc jednak interesowałeś się czymś na Ziemi - odpowiedział, krzyżując ramiona.
- Możecie już skończyć te konspiracyjne szepty - wtrącił Severus, zatrzymując się przed chimerą. - Jesteśmy na miejscu. Czekoladowe żaby - rzucił w kierunku posągu, który odskoczył.
- Och, to ciekawe - powiedział Negro, wchodząc zaraz za nauczycielem. Hadrian podążył po chwili za nim, jak tylko Tony zdołał przemknąć na schody.
- Przyprowadziłem ich, dyrektorze - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Dziękuję, Severusie, możesz już wrócić do swoich zajęć.
- Z całym szacunkiem, dyrektorze, ale ponownie wezwałeś mojego węża, więc mam prawo tu być - powiedział.
- Jak wolisz, Severusie - uśmiechnął się dobrodusznie, powstrzymując prychnięcie. Chciał spróbować Veritaserum, może wreszcie to by zadziałało, jednak profesor eliksirów popsuł jego plan, zanim się w ogóle zaczął! Dodatkowo musiał sprawdzić tego drugiego chłopca. Zdawał się być równie dziwny, co starszy Potter.
- Zatem, dyrektorze, dlaczego zostałem tu ponownie wezwany w ciągu dwóch dni? - westchnął Hadrian.
- Harry, mój chłopcze... - zaczął, ale przerwała mu uniesiona ręka chłopca.
- Po pierwsze dyrektorze, moje imię to Hadrian, a po drugie nie jestem pańskim chłopcem. Mam kochających opiekunów, dziękuję bardzo - powiedział i poczuł jak Tony trąca go łokciem w żebra. - Z całym szacunkiem, dyrektorze - skłonił się lekko, przewracając oczami.
- Oczywiście, panie Potter... - wymamrotał. - Panie Smith, dlaczego nie przybył pan na rozpoczęcie szkoły?
- Podróżowałem - odparł. - Musiałem zakupić odpowiednie podręczniki, dokończyć dokumenty oraz dotrzeć do Hogwartu w inny sposób niż sieć Fiuu. Nie przepadam za nią - odparł.
Hadrian nie skomentował, że jego wymówka była gorzej niż kiepska, jednak dyrektor zdawał się to akceptować.
- Severusie, skoro tu jesteś, mógłbyś przynieść Tiarę Przydziału? - ten moment wybrał sobie Fawkes, aby wlecieć do gabinetu z czapką w szponach. Oczy ciemne jak obsydian spojrzały na Hadriana i Negro. Skinął im głową z szacunkiem, po czym położył delikatnie Tiarę na biurku i wrócił na własną żerdź.
- Ach, dziękuję Fawkes - wymamrotał niepocieszony dyrektor. Dlaczego tego dnia nic nie szło po jego myśli? - Panie Smith, jeśli chciałbyś podejść, Tiara przydzieli cię do twojego Domu.
- W porządku - wzruszył ramionami, sięgając starą czapkę i zakładając na głowę. Ledwo puścił rękę, Tiara wykrzyknęła "Slytherin" i sama zeskoczyła z głowy białowłosego, który parsknął śmiechem.
Hadrian ponownie strzelił sobie facepalm'a. To było oczywiste, że Tiara od razu będzie starała się uciec jak najdalej od personifikacji Chaosu. Pewnie tak samo by było z Mortemem i Makią, chociaż sądził, że Lilith mogłaby mieć ciekawą konwersację z czapką.
Zanim Dumbledore mógł coś powiedzieć na temat uciekającej Tiary, Severus odezwał się. - Jeżeli pozwolisz dyrektorze, nie widzę celu w zostawianiu tu dłużej, skoro masz wszystkie dokumenty a pan Smith został przydzielony do mojego Domu.
- Tak, oczywiście, Severusie - westchnął. - Panie Potter, panie Smith chciałem się tylko zapytać o waszą relację.
- Jesteśmy starymi przyjaciółmi, którzy traktują się jak bracia - odpowiedział ponuro Hadrian. - To wszystko?
- Tak sądzę...
- W takim razie, do widzenia - machnął ręką, wychodząc i ciągnąc za sobą Negro. Przy okazji wręczył zwitek pergaminu Snape'owi, który tylko spojrzał na niego, po czym przekazał go dyrektorowi, również wychodząc.
= = = * ^ * = = =
RUNY UŻYTE W TYM ROZDZIALE
Mannaz
Ehwaz
Wunjo
Durisaz
Notes:
Runy oraz ich tłumaczenie wykorzystałam ze strony: https://wszystkiesymbole.pl/Kategoria/runy/
Dokładniej jest to alfabet runiczny nordycki, starałam się unikać innych run, ponieważ nie znam się na tym i nie chcę napisać czegoś boleśnie niepoprawnie.
Chapter 12: Ochrona przed Śmierciożelkami. Zaraz, co?
Chapter Text
Na dole czekała na niego dwójka jego wychowanków. - Hadrianie, liczę na jakieś wytłumaczenie - powiedział, krzyżując ramiona.
- Negro? - spojrzał na towarzysza.
- To twój wybór, dzieciaku - skrzyżował ramiona.
- Postaram się wszystko wytłumaczyć po Obronie - westchnął.
- Chciałeś powiedzieć Ochronie przed Śmierciożelkami.
- Tak, dokładnie - kiwnął głową, nagle marszcząc brwi. - Zaraz, co?
Negro wzruszył ramionami. - Przecież to prawda, bo kto normalny nazywa swoich podwładnych Śmierciożercami? Zjadają śmierć, czy coś? - prychnął.
Hadrian przetarł twarz. - Błagam, nie kontynuuj tego. Chodźmy na to cholerstwo i tyle. Cześć, wujku Severusie - machnął ręką i zanim profesor zdążył się go o coś zapytać lub zatrzymać, chłopak ruszył szybkim krokiem na zajęcia, na które zresztą był już spóźniony dziesięć minut.
-~*~-
- Jesteś Chaosem? - zapytał w lekkim szoku Tony, kiedy szli korytarzem. Peleryna ponownie bezpiecznie spoczywała w jego zaczarowanej kieszeni.
- Tak - wzruszył ramionami.
- Nigdy nie spodziewałem się, że Chaos będzie wyglądać tak... niepozornie - zdecydował.
- Cóż, jesteśmy w świecie śmiertelników - prychnął.
- Czym się zajmujesz? Znaczy, masz jakieś obowiązki? Bo Mortem jest Śmiercią, to wszyscy wiedzą co robi, Hadrian czasami też ma coś do roboty - zaczął.
- Raczej nie - wzruszył ramionami. - Chyba, że liczą się kłótnie z Olią na porządku dziennym.
- Olia? - zapytał Tony, wzdychając.
- Jest Równowagą i niestety moją siostrą bliźniaczką - pokręcił głową. - Oprócz bardzo podobne wyglądu, za wyjątkiem koloru oczu jesteśmy całkowicie różni. Jedyną wspólną, którą oboje akceptujemy jest Hadrian, nasz młodszy braciszek.
- Bardziej spodziewałbym się, że Równowaga za tobą nie przepada - spojrzał na Hadriana.
- Teoretycznie zawsze starałem się utrzymać równowagę, szczególnie w magicznym świecie. Dopiero jak zostałem Mistrzem Śmierci, zaprzestałem tego, ale nigdy nie działałem przeciwko niej - wzruszył ramionami. - No może czasami z ratowaniem ludzi, którzy mieli umrzeć - wymamrotał.
-~*~-
- Dzień dobry, profesorze - Hadrian od razu powiedział, kiedy weszli do sali.
- P-p-pan P-potter i... - zawahał się.
- Smith - dodał pomocnie Negro.
- I p-p-pan Smith... Dlaczego się p-panowie s-s-późnili? - zapytał, jąkając się jak zwykle.
- Dyrektor zatrzymał nas na chwilę. Profesor Snape może to potwierdzić - odparł lekko czarnowłosy, zajmując miejsce w ławce. Była trzyosobowa, jakby idealnie dla nich. Usiadł najbliżej okna i oparł ręce na biurku. Obok niego był Negro, a dalej Tony.
Quirrell wpatrywał się w nich przez kilka długich chwil, zanim odwrócił się do reszty klasy i zaczął mówić coś o wampirach, naturalnie, jąkając się przy tym.
- Jakim cudem dostał tu pracę - wymamrotał Negro, a jego złote oczy ciskały piorunami w "nauczyciela".
- Widocznie nie było nikogo innego na to stanowisko - powiedział Stark, opierając się wygodniej o siedzenie. W porządku, wiedział, że to szkoła, praktycznie liceum, ale myślał, że magiczne zajęcia będą ciekawsze niż to.
Nie dość, że wszyscy żyli w Średniowieczu, to większość profesorów nie nadawała się ani trochę na swoje stanowisko, to nie mieli wiedzy o własnym przedmiocie, to nie mieli podejścia do uczniów, albo najzwyczajniej w świecie byli idiotami. Już z książek dowiedziałby się stokroć więcej.
- Powinienem narzekać na ból głowy? - zapytał nagle Hadrian.
- Dlaczego miałbyś? - zapytał białowłosy, leżąc na biurku z głową na ramionach.
- Żeby bardziej zdezorientować starca. Wtedy za każdym razem, gdy byłem blisko Lordziny czułem ból głowy.
- Miałeś bliznę - wytknął mu Negro.
- To machnę ręką i będzie - prychnął, wzruszając ramionami, kiedy na jego czole uformowała się niewielka blizna w kształcie błyskawicy. - Zresztą Aiden ma identyczną, więc to dodatkowo go zdezorientuje.
- To będzie interesujące - wtrącił Tony, patrząc z lekką ciekawością na towarzyszy.
- Bardziej niż interesujące - odpowiedział mu drapieżny uśmiech Hadriana.
Skrzywił się i zmrużył oczy, patrząc na nauczyciela, który również spojrzał w jego stronę. Oboje przypatrywali się sobie kilka sekund, mierząc spojrzeniami, aż czarnowłosy odwrócił wzrok, masując skroń, a profesor zaczął rozdawać pergaminy z teorią ich dzisiejszych zajęć.
Dłużej zatrzymał się przy ławce dwóch węży i opiekuna chłopca, który był bardziej niż znudzony, a rzeczony chłopiec unikał jego wzroku. Voldemort zaczął się zastanawiać, dlaczego tak było. Wcześniej dzieciak nie miał z tym problemów, tylko nagle kiedy byli o wiele mniejszej odległości od siebie.
Przez resztę zajęć, Hadrian ciągle udawał, że wyjątkowo boli go głowa, Negro nie potrafił powstrzymać ciągłego szczerzenia się jak idiota, a Tony mamrotał coś ciągle pod nosem, tworząc nowy projekt na StarkPadzie.
W pewnym momencie cała uwaga klasy spoczęła na błękitnym 3D projekcie Starka, a sam Quirrell zdawał się tego nawet nie zauważyć.
Na szczęście dwie godziny lekcji minęło szybciej niż sam początek. Hadrian oczywiście w towarzystwie Negro zostali w pewnym momencie przywołani do biurka profesora, aby sprawdził ich umiejętności. Oboje zdali wszystkie drobne testy śpiewająco, plus czarnowłosy ciągle masował skroń, a sam Quirrell nie był pewien, jakim cudem prawie charłak Potter mógłby być tak świetny w magii i dlaczego do cholery ciągle zachowywał się jakby bolała go głowa?!
-~*~-
- Nienawidzę aktorstwa - wymamrotał, ze skrzywieniem widocznym na twarzy, kiedy szli na kolację.
- Nawet nie przypominaj - mruknął Tony, pisząc coś szybko.
- Nieźle ci poszło - zapewnił go Negro z radosnym uśmiechem. - Już czuję, jak Dumbles wariuje i nie wie co robić. To będzie istny chaos - jego oczy błysnęły.
- Powstrzymaj się tylko od chaosowania pośród Krukonów waszego roku - wtrącił Stark, podnosząc wzrok znad tabletu. - Tak się składa, że kilkoro z nich jest moimi prywatnymi beta testerami i nie chcę, żeby im odbiło.
- Jasne, Stark - odpowiedział, przewracając oczami.
- Wiesz, wystarczy Tony.
- W takim razie Tones - wzruszył ramionami.
- Naprawdę, czasami zastanawiam się, ile naprawdę macie lat - wymamrotał.
- Oni z wiekiem zachowują się bardziej jak dzieci - zapewnił Hadrian. - Mam nadzieję, że mnie to nigdy nie spotka - zadrżał, spoglądając na świecący ekran. - Och, czy to projekt holograficznej klawiatury w rysiku? - jego oczy błysnęły zaciekawieniem.
- W sumie miała to być zwykła klawiatura... Ale twój pomysł jest lepszy - kiwnął głową. - Hej, J, dodaj do tego projekt rysika, który mógłby wywołać ekran konkretnym przyciskiem.
- Oczywiście, sir.
Negro sapnął. - To jakiś duch?
Hadrian i Tony zaśmiali się. - Nie, to tylko SI Tony'ego - odparł czarnowłosy. - Chyba wiesz, co to Sztuczna Inteligencja? - zapytał nagle podejrzliwie.
- Oczywiście - skrzyżował ramiona. Po chwili westchnął. - Nie mam pojęcia.
- Typie! Byłeś na Ziemi, kiedy postanowiłem podróżować z Mortemem. Wtedy przecież każdy słyszał o SI Starka!
- Byłem z Zuko - wymamrotał, bawiąc się palcami. - Nie było czasu na zachwycanie się technologią śmiertelników.
- Trzeba to zmienić - dodał Tony, sięgając nową słuchawkę. Hadrian spojrzał na niego podejrzliwie, na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami. - JARVIS może ci co nieco wytłumaczyć, a ta słuchawka pozwoli ci bez problemu z nim rozmawiać. Zwykle i tak rejestruje wszystko w zasięgu dziesięciu metrów, ale zawsze wygodniej jak masz słuchawkę - wzruszył ramionami.
- Czy to działa na zasadzie Tiary Przydziału?
- Można tak powiedzieć - czarnowłosy przewrócił oczami. - Naprawdę, mam wrażenie, że oboje chowaliście się pod ziemią.
- Bo tak było.
Nastolatek westchnął, uderzając się znowu dłonią w czoło. - Istoty nie wiedzą nic o Ziemi ani innych technologiach. Boże, kimkolwiek jesteś, pomocy - wymamrotał.
- Jest wielu, którzy chcieli mienić się Bogiem - zaczął Negro. - Ale tak naprawdę nie ma nikogo ponad nami, więc każde z nas może uchodzić za Boga, chociaż te typy z Asgardu również są tak nazywani.
- Bo są długowieczni - przewrócił oczami.
Tony sapnął. - Chwileczkę, chcecie powiedzieć, że mitologiczna kraina znana w Skandynawii istnieje naprawdę?
- Dlaczego nie - wzruszył ramionami czarnowłosy. - Tak się składa, że ta Ziemia należy do dziewięciu światów, których strzeże Asgard. Zresztą sam nawet poznasz boga piorunów oraz boga psot i kłamstw.
Stark westchnął. - Jestem ateistą, nie wierzę w bogów - spojrzał w fioletowe oczy chłopaka. - Ale chyba muszę uwierzyć, skoro ty tak twierdzisz.
Negro zdawał się być pogrążony w myślach, nie zauważając, że rozmowa toczyła się dalej. - Chociaż ponad istotami są prawdopodobnie tylko Światło i Cień, mimo, że nigdy ich nie widzieliśmy - wymamrotał.
Tony spojrzał na Hadriana. - Nope, nie znam ich - wzruszył ramionami. Pierwsze słyszę. Mortem nigdy o nich nie wspominał.
Powietrze zawirowało, a złote oczy Chaosu lekko się zaszkliły. - Dlaczego ufasz tylko twierdzeniom Hadriana? - zapytał nagle, krzyżując ramiona jak jakieś dziecko.
Tony zmarszczył brwi i odpowiedział ostrożnie. - Hadriana znam dłużej, a zresztą ty jesteś Chaosem, skąd mogę wiedzieć, czy nie chcesz wprowadzić mnie w błąd?
- Słuszna uwaga - wymamrotał, przewracając oczami.
Stark i Potter wymienili spojrzenia. Jak tylko Negro wspomniał o bytach potężniejszych niż istoty, oboje poczuli dziwną energię, która jakby nakazała Chaosowi zmienić temat, zapominając o swych wcześniejszych słowach.
-~*~-
- Chwila, do kolacji są jeszcze dwie i pół godziny - Tony zatrzymał się przed Wielką Salą.
- I mówisz to teraz? - Negro jęknął, kręcąc głową.
- Nie pytaliście! - odpowiedział obronnie.
- To teraz zniknijmy z tego pustego korytarza jak najszybciej, zanim pewien nietoperz tu przybędzie na swój ukochany obchód podczas wolnej lekcji - wymamrotał Hadrian.
Oczywiście w tamtym momencie, niedaleko nich zza rogu wyszedł Severus. Spojrzał na nich, podnosząc brew i zaczął się zbliżać.
- Jestem zgubiony - oświadczył czarnowłosy. - Negro, zrób coś - szarpnął nim.
- Co niby mam zrobić? - prychnął białowłosy.
- Rozpętać chaos, sprawić, że się potknie, cokolwiek - odpowiedział.
- Nie mogę rozpętać chaosu bez powodu, inaczej Olia będzie mi truła głowę - skrzywił się. - Zresztą obiecałem jej, że postaram się powstrzymać jak najbardziej... A od sprawiania, że ktoś się potyka o własne nogi jest Lilith.
- No cóż, powodzenia, istoty - zdecydował Tony, odwracając się na pięcie. - Ja mam własne sprawy do załatwienia, a mianowicie kolejne usprawiedliwienie dla Obadiaha - zakończył z westchnieniem.
- Hm, myślę, że mogę ci pomóc - złotooki wyślizgnął się z uścisku Hadriana, po czym szybko podążył za Starkiem.
- Zdrajcy - prychnął za nimi, kiedy znikali za rogiem korytarza. - J, przekaż im, że ich nienawidzę - oświadczył.
- Oczywiście, Hadrianie - odparło SI. - Powodzenia - dodał.
- Jedyny uprzejmy - przewrócił oczami.
Severus znalazł się obok niego. - Jak widać, twoi przyjaciele zniknęli - na jego ustach pojawił się drwiący uśmieszek.
Hadrian westchnął. - Raczej ich obecność wywołałaby więcej chaosu, niż to warto... - wymamrotał, mając na myśli przestrzeganie zasad przez Negro. On nigdy nie przestrzegał zasad, szczególnie wyznaczonych przez Olię.
- Zatem zapraszam do mojego biura, panie Potter.
Czarnowłosy powoli pokiwał głową, idąc za nauczycielem i rozglądając się ostrożnie. Severus nazywał go po nazwisku tylko, aby nikt nie dowiedział się, co się działo przez dziesięć lat. Ktoś więc musiał ich obserwować. I nie przeliczył się. Wychwycił szarą aurę w tajnym przejściu.
Prychnął, machając niewidocznie nadgarstkiem. Przejście nie otworzy się przez dobrą dobę, więc albo obserwator znajdzie inne wejście, albo przeczeka. Miał tylko nadzieję, że to był ktoś od dyrektora, a nie Śmierciożelek. Z nimi wolałby więcej zabawy.
-~*~-
Severus skrzyżował ramiona, patrząc na niego i wskazując przejście do jego prywatnego salonu. - Zapraszam.
- Jaaasne... - westchnął, kręcąc głową i z lekkim zaciekawieniem rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdy tu nie był za czasów Mistrza Eliksirów Severusa Snape'a, tylko dwa razy u Slughorna i musiał przyznać, że ich wystroje wnętrz były całkowicie inne. Wbrew pozorom, to ten Horacego był ciemniejszy niż Snape'a. Severusa miał jasne światła świec, oraz przyjemne dla oka połączenia zieleni ze srebrem, a nawet nieco cieplejszych kolorów jak jasne drewno i złoto.
- Herbaty? - zapytał spokojnie.
- Nie, dzięki. Chociaż gdybyś miał jakiś alkohol... - zastanowił się, jednak mordercze spojrzenie czarodzieja go powstrzymało od kontynuowania na temat alkoholu. - Huh, herbata będzie w porządku.
Nauczyciel kiwnął głową, po czym nalał do obu kubków ciepłą herbatę i ustawił je na stoliku między fotelami. - Oczekuję wyjaśnień - powiedział, siadając.
- Hm, może zadasz pytanie, a ja na nie odpowiem? - wzruszył ramionami.
Severus westchnął. - Czy kiedykolwiek w ogóle straciłeś swoją magię?
- Zaczynamy z grubej rury, co? - parsknął. - W pewnym sensie. Pewne wydarzenia... Sprawiły, że mój rdzeń zaczął wariować i na jakiś czas nie mogłem używać czarodziejskiej magii, przez co uznano mnie za charłaka. Dopiero w jedenaste urodziny to opanowałem i mogłem z powrotem jej używać - spojrzał w czarne oczy profesora. - Twoje podejrzenia były bliskie prawdy, odkąd powoli ujawniałem swoją magię.
- Dlaczego więc nie chciałeś iść do Hogwartu? - zapytał spokojnie, popijając herbatę.
- Miałem dostateczną wiedzę i książki, aby nie musieć przechodzić przez idiotyczną podstawę programową Hogwartu. Nawet Ilvermorny ma lepszą - pomachał głową. - Zresztą nic ciekawego by się nie działo, dopiero teraz jest bardziej interesująco, odkąd Chłopiec-Który-Przeżył jest Jamesem dwa zero i nareszcie poszedł do szkoły.
- Twoje odpowiedzi przynoszą więcej pytań niż warto - wymamrotał. - Skąd wiesz o programie szkół magii oraz dlaczego uważasz, że masz dostateczną wiedzę?
- Nie trudno znaleźć informacje o pozornie nieistniejących szkołach, kiedy masz do pomocy geniusza technologii oraz JARVISA, przed którym nawet magia się nie ukryje - wzruszył ramionami. - Poza tym miałem do dyspozycji świetnego Mistrza Eliksirów, chodzącą encyklopedię na każdy temat oraz wielkiego żartownisia, który jednak z czarów był bardzo dobry. Dodatkowo były książki.
- Uwierzyłbym, gdybym nie żył z tobą prawie dziesięć lat.
- Ach, czyli nie przeszło? - roześmiał się cicho. - No cóż - jego oczy błysnęły. - Wiem naprawdę wiele o przeszłych, teraźniejszych i przyszłych wydarzeniach. Znam sekrety wielu ludzi. Wiem wszystko o Hogwarcie, a nawet dyrektorze i jego cudownym Zakonie Pieczonego Kurczaka, który nie zasługuje na miano Zakonu Feniksa.
Czarodziej westchnął, kręcąc głową. - Nie wiem skąd możesz wiedzieć o Zakonie, który nawet nie został reaktywowany, jednak coś wątpię, czy wiesz wszystko o szkole, dyrektorze, czy nawet znasz czyjekolwiek sekrety - zakończył ze zirytowanym westchnieniem.
Jak mógł uwierzyć ledwie szesnastoletniemu chłopcu? Może i był nietypowo inteligentny, oraz często zachowywał się nieodpowiednio do swojego wieku, jednak wiedza o przeszłości i przyszłości? To było zbyt wiele na umysł Severusa Snape'a, który wierzył tylko w to, co zostało udowodnione.
- Mogę zacząć od ciebie - odparł lekko. - Od lat starałeś się o stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, zawsze jednak byłeś odrzucany, aż zostałeś nauczycielem eliksirów. Nie poddawałeś się jednak, kiedy jeden po drugim nauczyciel OPCM odpadał. Za czasów szkolnych byłeś blisko Lily Potter, której nazwisko wtedy brzmiało Evans. Byliście bliskimi przyjaciółmi, nawet przez lata w Hogwarcie, choć należeliście do różnych domów. Dopiero na szóstym roku to wszystko się zmieniło. Broniła cię przed Huncwotami, a jednak nazwałeś ją szlamą.
Severus patrzył na niego niebezpiecznie zmrużonymi oczami. O tym wydarzeniu powinni wiedzieć tylko Huncwoci, Lily i on sam. Zanim zdołał mu przerwać, chłopak kontynuował.
- Potem dołączyłeś do Voldemorta, a kiedy poznałeś przepowiednię, od razu go o niej poinformowałeś. Dowiadując się, że wybrał Potterów, błagałeś go o ocalenie Lily, z którą pragnąłeś się pogodzić. Potem poszedłeś do Dumbledore'a, prosząc o to samo i przyrzekając swoją lojalność Świetle. Na niewiele się to jednak zdało, bo ona zginęła. Chociaż musisz wiedzieć, że Lordzina naprawdę zaproponował jej przeżycie, trzy razy mu się sprzeciwiła i dopiero wtedy rzucił zaklęcie - jego oczy błyszczały ciekawością na reakcję profesora. Snape był dziwnie blady i wpatrywał się w jedną ze świec, obok której tak się składa, że stało zdjęcie jego i Lily sprzed Hogwartu. - Obiecałeś chronić jej dzieci nad swoje życie, dlatego mnie zabrałeś, aby Voldi i Dumbles nie mogli mną manipulować, a sam Aiden miał szczęśliwe życie wśród Longbottomów, co też nieco psuło plany dyrektora.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał ciężko. Skąd Hadrian mógł wiedzieć to wszystko? O niektórych rzeczach wiedział tylko on, albo Lily. Nawet dyrektor znany ze swych wielu dojść nie wiedział prawie połowy tego!
- Chciał ofiarnego chłopca - przewrócił oczami. - Domyśla się, co stało się prawie dziesięć lat temu. Jedynym, co nie pasuje według jego planu, jest moja obecność, a dokładniej starszy brat Aidena. Nie wie, który z nas go pokonał jak i nie wie, który musi zginąć.
- Jak... - zamilkł, starając się przetworzyć informacje.
- Nie jestem tylko Hadrianem Potterem - powiedział. - Żyłem już kiedyś tutaj jako jedyny syn Jamesa i Lily Potterów, Chłopiec, Który Przeżył o imieniu Harry James Potter. Nie miałem brata i umarłem za ten świat, który ostatecznie nie był wart poświęcenia. Teraz jestem tylko reinkarnacją - spojrzał fioletowymi oczami w czarne. - Miałem szmaragdowe oczy Lily oraz ciemne włosy Jamesa. Nienawidziłeś mnie za to, a jednak byłeś zawsze pierwszym, który mnie chronił. Dopóki nie zginąłeś. Toczyłem pojedynek z Voldim, ale ty mnie uratowałeś, sam przyjmując Avadę - skłamał lekko. Nie był pewien, czy Severus w ogóle uwierzyłby w istnienie Insygniów i czy odpuściłby mu pytań z tym związanych. Lepiej było zostać przy zwyczajnej reinkarnacji.
Wziął głęboki oddech. - Chciałem sprawdzić co by było, gdyby nigdy nie zginęli. Ale ostatecznie i tak umarli, choć mnie nigdy nie kochali. Dlaczego nigdy nie pytałem gdzie podczas pełni znikają Remus i Syriusz? Bo wiem, że Remus nie chce abym bał się go przez jego wilka. Dlaczego straciłem magię na jakiś czas? Przez zepsuty rytuał, który miał pozwolić im żyć... - powiedział, nadal zatajając fragment o Mistrzu Śmierci i byciu ponadczasową istotą. Nie czuł się na siłach, aby wyznać to komukolwiek innemu niż Tony.
- Dlatego dobrze radzisz sobie na lekcjach, mimo podobno znikomej wiedzy praktycznej.
- Gdy Umbitch uczyła w moim pierwszy życiu, wraz z przyjaciółmi stworzyliśmy Klub Pojedynków. Byłem głównym nauczycielem i wszyscy uznali, że byłem świetny w magii obronnej. Transmutacja zawsze przychodziła mi z łatwością, podobnie jak zaklęcia i uroki.
- Co do Dolores... Dlatego ją rozpoznałeś?
- Oczywiście - kiwnął głową. - Dostałem dostatecznie wiele szlabanów, aby wyryło mi się to na skórze - prychnął.
- Wyryło?
Hadrian spojrzał na niego z psotnymi oczami. - Kto by się spodziewał. Severus Snape nie wiedział o tym, co się przydarzyło jego wężom i innym uczniom. Ta ropucha używała Krwawego Pióra. Na dłoni Lily Moon widniał ślad. Tak samo mignął mi u Sue Li i Hermiony Granger.
Snape skrzywił się. Nawet Śmierciożercy nie krzywdzili w taki sposób dzieci. - Nie wspomniałeś żadnego z moich węży.
- Nie jestem pewien, jednak w moich czasach, nawet Draco miał ślad. Co prawda należał do jej wymyślnej Brygady Inkwizycyjnej, ale prawie każdy z uczestników miał krwawy ślad. Nigdy jednak nie dowiedziałem się, co tam pisało.
- Dlaczego żaden uczeń nie poszedł z tym do Opiekuna Domu? - zapytał na pozór spokojnie, choć w jego głowie już sobie układał plan, aby przepytać kilku z jego węży i oczywiście zerkać na ich dłonie.
- Miała władzę. Wydaje się, jakby wyglądało to tak samo... Po zniknięciu Dumbledore'a, została dyrektorką i mogła zrobić wszystko. Co by zdziałał czwórka czarodziei przeciwko całemu Ministerstwu? Zresztą większość uczniów zbyt się bała i używała Glamour.
- Sprawdzę to - zacisnął usta w wąską linię.
Hadrian westchnął. - Liczę, że moja reinkarnacja nie zmieni naszych stosunków, wujku Severusie, a teraz powinienem udać się na kolację. Tony pewnie się denerwuje, podobnie jak Negro - wzruszył ramionami, odwracając się na pięcie.
- Nie sądzę, żeby to zmieniło cokolwiek - wymamrotał.
- Cieszę się, do zobaczenia - machnął ręką, po czym wyszedł.
Severus westchnął, przywołując do siebie butelkę Ognistej Whisky. Stanowczo musiał się napić i przetworzyć wszystkie informacje.
Zanim jednak zdołał w ogóle nalać bursztynowego płynu do kieliszka, sieć Fiuu zaszumiała i wypadli przez nią Remus Lupin i Syriusz Black. Nie zdołał powstrzymać jęknięcia na ich widok.
-~*~-
- Więc, co mu powiedziałeś? - zapytał lekko Negro, obserwując wyjątkowo zdrowe jedzenie na stole. Zawsze wolał bardziej niezdrowe fast foody... Ostatecznie zdecydował, że i tak nie potrzebuje pożywienia, więc jego talerz pozostał pusty.
- Coś tam o reinkarnacji, że umarłem za ten cholerny świat, wiem o jego pobudkach i planach dyrektora, i to chyba tyle - machnął ręką, wpatrując się w parujący kubek kawy Tony'ego. - Daj kawę.
- Sam sobie wyczaruj - prychnął, zabierając swój kubek poza zasięg rąk przyjaciela. - Jesteś lepszy w czarowaniu, a to zwykłe zaklęcie transmutacyjne, czy jakoś tak - prychnął.
- Zostawiliście mnie samego - powiedział poważnie. - Należą mi się przeprosiny, najlepiej w postaci kawy, czekolady albo Ognistej.
- Masz i się zamknij - białowłosy wcisnął mu w rękę kubek pełen gorącej czekolady z pianką.
- Czekolada... - westchnął, pijąc. Uśmiechnął się delikatnie na słodki smak.
- Czemu nie powiedziałeś mu tej części o Insygniach? - zapytał lekko Stark, nakładając na talerz kanapki. Jako jedyny z ich trójki musiał w ogóle coś jeść, przez co czuł się nieco dziwnie.
- Sam nie wiem... - westchnął, odstawiając pusty kubek. Z lekkim zdziwieniem zauważył, że sam ponownie napełnił się gorącą czekoladą z pianką. - Ufam mu, to fakt, ale... Jakoś nie potrafiłem.
- Czuję się wyjątkowy - wymamrotał Tony.
- Bo jesteś, ziemski geniuszu - wtrącił Negro z lekceważeniem.
- Uważaj, bo się jeszcze zarumienię - przewrócił oczami.
- Możemy to z łatwością sprawdzić - powiedział białowłosy, kiedy głowa Hadriana uderzyła w stół.
- Dlaczego mnie to spotyka? - wymamrotał w kierunku drewna. - Wystarczy mi już chaosu w życiu.
- Phi - prychnął, krzyżując ramiona. - Jeszcze się przekonasz, że będę nieocenionym towarzyszem.
- Tia... zobaczymy - westchnął.
- Czy Astronomia to normalna astronomia? - wtrącił Stark, patrząc na pergamin z planem lekcji.
- A jaka jest nienormalna? - prychnął Negro.
- Tak, Tony, jest taka sama jak mugolska - westchnął.
- J, zanotuj wszystko, czego dowiesz się o planetach gwiazdkach i tak dalej z magicznego punktu widzenia - powiedział do słuchawki.
- Oczywiście, sir - odparł mechaniczny głos, na który białowłosy wzdrygnął się lekko
Chapter 13: Troll! Troll w Lochach! To chyba źle...
Notes:
(See the end of the chapter for notes.)
Chapter Text
Wrzesień i trzy-czwarte października minęły bez większych problemów, oprócz oczywistych zniesmaczonych spojrzeń w kierunku trzech osób, tak samo jak ponurych komentarzy na ich temat.
Tony nie przejmował się tym, tak samo zresztą jak istoty. Jedyną rzeczą, która nie podobała się Hadrianowi, było ciągłe unikanie go przez Aidena. Próbował z nim porozmawiać, jednak zawsze był zbywany albo przez McGonagall, albo Dumbledore'a, albo samego chłopaka, który znikał wśród jego licznych fanów.
W końcu się poddał, mając nadzieję, że chłopak choć spróbuje z nim porozmawiać i zapytać, czy naprawdę są spokrewnieni, bo był prawie pewien, że Aiden go jednak nie pamiętał. W końcu minęło dziesięć lat, a ostatni raz kiedy się widzieli, chłopiec miał nieco więcej niż rok.
Było Halloween i kolacja, kiedy Quirrell wpadł do Wielkiej Sali z krzykiem "Troll". Hadrian podniósł wzrok znad talerza i zmarszczył brwi. Jak to się stało, że całkiem o tym zapomniał?
Od razu rozejrzał się po sali w poszukiwaniu brata, odetchnął cicho, widząc jak Aiden z przerażeniem wpatruje się w nauczyciela. Z tego co zdołał policzyć, wszyscy Gryfoni byli na swoim miejscu, tak samo jak Puchoni i Ślizgoni. Brakowało tylko trzech Krukonek.
- Widzieliście Lily, Sue lub Lunę? - zapytał towarzyszy. Luna dołączyła do dwóch dziewcząt, odkąd te zaprzyjaźniły się z Hadrianem i zaakceptowały dziwność Lovegood, skoro sam czarnowłosy był nietypowy.
- Nie - odpowiedział białowłosy z lekceważeniem.
- Nie przyszły na kolację - odparł Stark, patrząc na niego z lekkim niepokojem. - Czy to czasem nie dzień trolla? Zresztą kogo ja pytam, ten typ krzyczy o trollu - wymamrotał.
- Cholera - sapnął, szybko wstając i wybiegając z Sali pośród przerażonych krzyków i licznych przepychań się. Jak mógł zauważyć z irytacją nadal miał to "coś" do ratowania ludzi. Chociaż plusem było, że nie chciał już ratować całego świata, a tylko wybranych przyjaciół z tego życia.
Z nienaturalną prędkością przemknął przez korytarze, rozglądając się szkarłatnym okiem o czarnej twardówce, w poszukiwaniu fioletowej aury Lily Moon, szarej Sue Li albo srebrnej Luny. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to nieobecność trolla na piętrze z łazienką.
Nie odwracając się ani razu, pobiegł dalej, a jego oczy były coraz bardziej przerażone. Trolle zawsze były niebezpieczne i z łatwością mogłyby zabić czarodzieja, skoro ich skóra była odporna na czarodziejską magię. Dziewczyny zapewne o tym wiedziały, jednak gdyby się rozdzieliły, jedna nie dałaby rady z rosłym stworzeniem. Przyśpieszył jeszcze bardziej i poczuł, że czas lekko zwolnił. Albo zwyczajnie biegł tak szybko, że wszystko wyglądało jakby w zwolnionym tempie.
Oparł się o kolejną ścianę, zaglądając za róg. Korytarz przy bibliotece również był pusty. Jęknął z frustracji, kontynuując szaleńczy bieg. Nie mógł stracić nikogo ważnego tym razem. Nie w tym życiu.
Wybiegając zza kolejnego rogu, zderzył się z kimś. Spojrzał szybko na Tony'ego, który jęczał z bólu, trzymając się za klatkę piersiową. - Cholera, jesteś silny.
- Co tu robisz, Tony? - syknął.
- Biegasz jak szaleniec po zamku - odpowiedział, wstając powoli i trzymając się ściany. - Boże, naprawdę jesteś silny - wziął kilka wdechów.
- Czego chcesz, spieszę się - prychnął.
- Są na trzecim piętrze - odpowiedział, pokazując tablet ze szczegółowym planem większej części zamku, a nawet kilku tajnych przejść. Trzy niebieskie kropki znajdowały się na trzecim piętrze, przy drzwiach z Cerberusem, natomiast większa, czerwona zbliżała się do nich po schodach.
- Dzięki, Tony - westchnął, wracając do biegu.
- Nie ma za co - wymamrotał, wzdychając i masując klatkę piersiową. - Jak to jest, że jest tak silny...
- Jesteśmy o wiele silniejsi niż śmiertelnicy - powiedział Negro, pojawiając się nagle obok niego.
- Zawał! - zawołał Stark, łapiąc się za serce. Skrzywił się lekko, czując ponownie ból od uderzenia z Hadrianem.
- Wybacz, Stark - wymamrotał. - Hadrian widocznie nie nauczył się panować nad naszymi zdolnościami, kiedy jest przytłoczony ludzkimi emocjami - machnął dłonią, a Tony począł się o wiele lepiej. - Wiesz, zdołał ci złamać dwa żebra.
- Merlinie - przeczesał ręką włosy, nawet nie zauważając, że używa przekleństw w czarodziejskiej wersji. - Naprawdę musi być tym przerażony.
- Tak sądzę.
- Dzięki - powiedział, odwracając się i idąc powoli w kierunku trzeciego piętra. Białowłosy podążył za nim z lekkim kiwnięciem głowy.
-~*~-
Jego ciemne oko wychwyciło trzy aury czarownic oraz brązowo-czarną, większą niż one. Czarna Różdżka już spoczywała w jego dłoni, kiedy zobaczył trolla? Wyglądał podobnie. Był jednak większy niż ten, który zaatakował jego, Rona i Hermionę poprzednim razem. Dodatkowo miał czerwone, wściekłe oczy, dwie pałki oraz fioletową skórę...
Zobaczył jak dziewczyny odsunęły się jak najdalej w korytarz, kiedy "troll" ociężale się zbliżał. Rzucił szybko zaklęcie rozbrajające, ku jego szokowi stworzenie nawet się nie zachwiało i żadna z jego pałek nie wyleciała mu z dłoni. Jedynie odwrócił się do niego.
Skupił swoje fioletowe oczy na stworzeniu, które teraz zbliżało się do niego. Zauważył, że obie jasnowłose dziewczyny opadają na ziemię, a ciemnowłosa ledwie trzyma się na nogach, chociaż miała wycelowaną różdżkę w plecy dziwnego trolla.
Teraz, kiedy przyjrzał mu się bliżej, nie wyglądał prawie w ogóle na trolla, gdyż jego oczy, mimo, że pozostawały wściekłe, były pełne inteligencji, a nawet miał na sobie zbroję, którą Hadrian był pewien, że nie zrobiłby żaden troll.
Nie znał tego stworzenia, jego myśli szaleńczo przeszukiwały wszystkiego, co mogło choć trochę "to" przypominać. Jedyną nazwą, jaka przyszła mu do głowy był tytan. Jednak nie wiedział, skąd to mu przyszło do głowy, gdyż nie należało do działu magicznych stworzeń, które znał, ani nigdy nie spotkał się z tą nazwą oglądając inne światy. Nadal jednak było to tylko podobieństwo, a nie dokładny zarys postaci tytana.
Jego myśli przerwało uderzenie pałką w klatkę piersiową. Usłyszał nawet trzy głośne krzyki i trzaskające kości. Jęknął, kiedy uderzył plecami w kolumnę i opadł na ziemię. Potrząsnął głową, starając się przywrócić ostrość widzenia.
Stworzenie stało przed nim, przechylając głowę. Wcześniejszą inteligencję przysłoniła wściekłość, kiedy podniósł ponownie jedną z pałek w górę.
Hadrian szybko wstał i odskoczył w bok, czując, że czas ponownie na chwilę zwalnia, a między jego palcami ledwie na sekundę zawirowała fioletowa mgła. Ta chwila wystarczyła, aby z łatwością prześlizgnął się obok wielkiego cielska i stanął plecami do dziewczyn. Czuł na sobie ich spojrzenia, ale na razie je zignorował.
Przetarł usta i skrzywił się na widok czarnej mazi na dłoni. Pomachał głową, aby ponownie skupić się na stworzeniu. Wycelował różdżkę i rzucił kolejne zaklęcie. Tak jak przypuszczał, nie zadziałało ono na trollo-podobny byt. Odskoczył w bok, aby uniknąć kolejnego uderzenia i tym razem nie rozpłaszczyć się na podłodze. Skrzywił się lekko na szybszy ruch, który naruszył jego regenerujące się w piorunującym tempie kości.
Spróbował salwy najróżniejszych zaklęć od jasnych po te mroczniejsze. Nawet Sectumsempra nie zadziałała. Nie chciał zbytnio ujawniać swoich zdolności przed Sue oraz Lily, które nie wiedziały o tym, ale wyglądało, jakby nie miał wyboru.
Przy kolejnym zamachu, rzucił się w bok i przebiegł obok stworzenia, chowając różdżkę do kabury. Wyciągnął pusta dłoń i wykonał bardziej skomplikowany gest ręką.
- Przestań atakować - powiedział donośnie po łacinie, a ręka stworzenia opadła w dół. - Zaśnij.
Fioletowe stworzenie ziewnęło potężnie i osunęło się po ścianie, zasypiając.
Hadrian westchnął, opierając się o filar. Spojrzał na swoją białą koszulę i skrzywił się jak bardzo ciemna od jego krwi się stała. Szatę zgubił wcześniej, biegając po korytarzach i nie widział powodu, aby jej szukać.
- Hadrian! - zanim się obejrzał, został otoczony trzema parami ramion.
- Ciszej, on tylko śpi - wymamrotał, sprawdzając, czy wszystko z nimi w porządku. Cale szczęście, nie wyglądały na ranne i ich aury również były w porządku.
- Jak nas tu znalazłeś? - zapytała w szoku Lily. - To przecież zakazane piętro - wszystkie trzy odsunęły się nieco.
- Przeszukałem pół szkoły, dopóki Tony mi nie pokazał na hologramie, gdzie jesteście - przewrócił oczami, powoli sprawdzając własne ciało. Jego kości już się zagoiły, tak samo jak maź przestała lecieć.
- Hadrian... Wszystko w porządku? - zapytała z lekkim zaniepokojeniem Luna.
- Dlaczego nie? - odpowiedział, prostując się lekko.
- Twoje oko krwawi - wymamrotała.
Źrenice czarnowłosego rozszerzyły się lekko i natychmiast zakrył prawe oko. Odwrócił się do nich plecami i oparł głowę o filar, starając się opanować silne krwawienie. Wyglądało to podobnie, jakby zostało przecięte, jednak sądził, że spowodowane to było jego przeciążeniem Wysokiej Magii. Mógł jej co prawda używać w dużych ilościach, tak samo jak jego rezerwy były ogromne, ale nie panował aż tak dobrze nad przepływem magii, co mogło z łatwością przeciążyć jego na wpół śmiertelne ciało.
- Nic mi nie jest - powiedział w końcu, odwracając się. Był pewien, że połowę twarzy miał w szkarłacie, musiał przecież na coś zamienić czarną maź, tak samo jak jego koszulka była przesiąknięta czerwienią i czernią.
Sue zakryła dłonią usta, a Lily od razu zaczęła rzucać zaklęcia diagnozujące. Uśmiechnął się delikatnie do niej.
- Jak to się stało, że przeżyłeś uderzenie tą maczugą? - zapytała delikatnie Moon. - Nie widzę, żebyś miał złamaną jakąkolwiek kość.
- Nie uderzył mnie - odparł szybko. - Próbowałem odskoczyć w tył i wspomogłem się zaklęciem, miałem jednak za mało czasu, aby użyć odpowiedniej ilości magii i wpadłem na filar. To tylko lekkie uderzenie - skłamał lekko, choć spojrzenie Lovegood mówiło, że dokładnie zdawała sobie sprawę, że kłamał.
Chwilę później usłyszeli gwizdanie i dwie pary spokojnych kroków.
- Wyglądasz jak gówno - powiedział na wstępie Tony, widząc go.
- Dzięki - przewrócił oczami. Negro spojrzał nad nimi i zmarszczył brwi, zbliżając się do stworzenia. - Negro? - zapytał.
- Nigdy nie widziałem takiej istoty - wymamrotał. - Wygląda jak jakaś eksperymentalna hybryda ziemskich trolli i tytanów.
Stark mądrze nie zadawał pytań, tylko skupił się na roztrzęsionych czarownicach i Hadrianie, który wyglądał, jakby stoczył walkę co najmniej ze smokiem. - W porządku?
- Hadrian przyszedł w ostatniej chwili - zapewniła srebrnowłosa. - Dziękujemy - westchnęła cicho.
- Nie ma za co - wzruszył ramionami, patrząc na Tony'ego z cichą obietnicą opowiedzenia wszystkiego później. - Dacie radę same wrócić do Dormitorium? - zapytał.
- Chyba tak - odpowiedziała Sue. Ledwie zdołała zrobić dwa kroki i musiała oprzeć się o ścianę.
- Dobra, to Skrzydło Szpitalne - Hadrian zdecydował, cicho wzdychając. - Negro, Tony, pomóżcie mi - powiedział, biorąc Lunę na ręce. Ta pisnęła cicho, od razu zarzucając ręce za jego kark. - Przymknij się, nie dacie rady zrobić nawet pięciu kroków - przewrócił oczami.
- Wykorzystujesz nas - westchnął Negro, od razu zamykając się na piorunujący wzrok czarnowłosego. - Spoko, nie mam nic przeciwko - podszedł do Sue z lekkim uśmiechem. - Nie będę jak ten idiota, podnosząc dziewczynę bez jej zgody.
Li zaczerwieniła się lekko. - Dziękuję, Negro - wymamrotała, pozwalając się podnieść. Białowłosy wzruszył ramionami.
- Hej, macie zamiar zostawić tak to coś? - zapytał lekko Tony, podtrzymując Lily, która nie była zbyt chętna, aby ktokolwiek trzymał ją na rękach.
- Czemu nie - Hadrian wzruszył ramionami na tyle, na ile pozwalała mu Luna.
- Któryś z profesorów w końcu go znajdzie - dodał Negro.
- Nie obudzi się? - zapytała zaniepokojona Lily.
- Wątpię - odpowiedział czarnowłosy.
- Miejmy nadzieję - dodał białowłosy, mrużąc oczy. Czuł, że Hadrian użył potężnego zaklęcia z Wysokiej Magii, ale nie był pewien, ile mogłoby wytrzymać, odkąd jako jedyny z nich przyjmował na wpół śmiertelną postać, a nie pełną istoty.
Jakby na zawołanie, ręka poruszyła się. - Cholera - sapnął Negro. Oczywiście mógł użyć Magii Chaosu, albo Wysokiej, jednak wiedział, że Hadrian byłby niepocieszony, choć nadal zastanawiał się, dlaczego nie było pytań od dziewcząt.
- Monstrum - zanucił Tony. - JARVIS, odpal rakiety.
- Rakiety w szkole?! - czarnowłosy zawołał, jednak w tamtym momencie pięć pocisków typowych dla kombinezonu Iron Mana wyleciało z tabletu. - Jakim kurna cudem to tam zmieściłeś?! - dodał, kiedy stworzenie zakrył pył i kurz.
- Magia - prychnął w odpowiedzi. - Były pełne eliksirów uspokajających, liczę, że to coś da... A teraz spadamy - zdecydował.
- Nie trzeba mi dwa razy powtarzać - wymamrotał Negro, szybko odchodząc w kierunku schodów. Sue siedziała na barana u białowłosego, a jej oczy przymykały się.
- Idź pierwszy - mruknął Hadrian, spoglądając na leżące stworzenie. Tony z łatwością zniósł dziewczynę po schodach, a potem pozwolił jej oprzeć się na nim i szli w ten sposób do Skrzydła Szpitalnego.
Hadrian podążył za nimi, ostrożnie manewrując Luną w ramionach, aby nie uderzyła się w nic.
Severus Snape stał korytarz dalej, tupiąc nogą. - Mogę zapytać, co robi tu wasza szóstka i dlaczego wszyscy wyglądają na przerażonych? - westchnął, kręcąc głową. - Troll został już złapany.
Hadrian spojrzał na Negro i Tony'ego, których spojrzenia, podobnie jak jego wyrażały dezorientację. - Drugi?
- Co masz na myśli przez drugi, Hadrianie? - zapytał Snape, rzucając zaklęcia diagnozujące na całą szóstkę. Na szczęście wszyscy byli cali, nie licząc kilku zadrapań u dziewcząt oraz widocznego przerażenia na ich twarzach. No i katastrofalnego wyglądu Hadriana.
- Dziewczyny spotkały trolla... A raczej coś, co było do niego podobne - odparł. - Uciekły na trzecie piętro, licząc, że nie wdrapie się po schodach, a jednak poszedł za nimi. Zdołaliśmy go obezwładnić dostatecznie szybko, aby nikt nie umarł - powiedział. Spojrzał po Lily i Sue, które tylko potwierdziły jego wersję wydarzeń kiwnięciami głowy.
Nauczyciel westchnął, przecierając twarz. - Dyrektor mówił tylko o jednym stworzeniu o złych zamiarach, chyba będę musiał z nim o tym pomówić - wyminął ich i pokierował się na klatkę schodową na trzecie piętro.
- Profesorze Snape! - zawołał za nim Hadrian. - Nie jesteśmy pewni, ile będzie nieprzytomny. Bezpieczniej będzie, jak poczekasz na jakiegoś innego nauczyciela.
Severus zmarszczył brwi, jednak odsunął się od schodów i jedynie rzucił silne zaklęcie ochronne i powiadamiające. Dołączył do piątki uczniów i jednego opiekuna w drodze do Skrzydła Szpitalnego, wypatrując gdziekolwiek innego profesora, z którym mógłby sprawdzić to "coś", o czym mówił Hadrian.
-~*~-
Fioletowooki był nieco zdziwiony, widząc kilku uczniów z Domu Węża na łóżkach szpitalnych oraz rozmawiających McGonagall, Flitwicka, Sprout i Dumbledore'a z Poppy Pomfrey. Wyglądało, jakby troll wpuszczony oryginalnie przez Quirella (bo coś wątpił, czy byłaby druga dziwna hybryda w szkole) rzeczywiście był w Lochach, a sam jąkała nie przybył na trzecie piętro. Zostawało tylko pytanie, skoro nie Voldemort, to kto wpuścił tego "trolla" do środka? Hadrian obawiał się najgorszego.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na nich, kiedy weszli do sali. Hadrian przewrócił oczami, kładąc delikatnie piątoroczną na łóżku. Negro podobnie jak Tony odstawili pozostałą dwójkę do łóżek obok.
Pomfrey szybko podeszła do nich, ignorując pozostałych dorosłych, do których przyłączył się Severus. Hadrian jeszcze zauważył, jak wychodzi razem z dyrektorem i Flitwickiem, kiedy Poppy wybrała moment, aby krzyknąć, zakrywając usta. Spojrzał w jej stronę i zauważył, że patrzy na niego.
Zerknął na swoje ubrania. - Och... - wymamrotał. Koszulka na pewno nie nadawała się do niczego innego, jak tylko wyrzucenia, wątpił, czy magia cokolwiek zdołałaby zrobić, podobnie jego ciemne spodnie. Co prawda nie było widać za dużo szkarłatu, ale czuł, że nadal są wilgotne od mazi, którą zmienił w krew. Był pewien, że jego twarz nadal była na wpół zakrwawiona, skoro nie rzucił na siebie żadnego zaklęcia czyszczącego, a jasna koszulka Luny była lekko zaczerwieniona.
- Panie Potter - sapnęła. - Proszę się natychmiast położyć - wskazała łóżko.
- Nie trzeba - odpowiedział szybko, cofając się o krok. - Nic mi nie jest.
- Widzę co innego, panie Potter - skrzyżowała ramiona, choć w jednej dłoni trzymała różdżkę, a za nią wirowały eliksiry.
Czarnowłosy westchnął. - Naprawdę, wszystko ze mną w porządku. Wystarczy sprawdzić to zaklęciem diagnozującym.
Czarownica zmrużyła podejrzliwie oczy, ale rzuciła zaklęcie. W tym samym czasie McGonagall zacisnęła rękę na jego ramieniu i pociągnęła w kierunku łóżka. Sprout wyszła z sali. - Panie Potter - wymamrotała.
Poppy sapnęła. - Naprawdę wygląda, że wszystko w porządku - westchnęła. - Skąd więc ta cała krew? - zapytała podejrzliwie.
Hadrian skrzywił się. - Nie należy do mnie.
Podejrzenia nasiliły się.
- Dziewczyny spotkały innego trolla i walczyłem z nim - odpowiedział.
- Sam? - wtrąciła niezadowolona Minerwa.
- Byli tam Tony i Negro - odpowiedział obronnie. - Nie byłem sam.
Kobiety pokręciły głowami, jednak odpuściły temat. Głowa Gryffindoru machnęła różdżką, a nowe przetransmutowane ubrania Hadriana zalśniły czystością, podobnie jak jego twarzy była ponownie jasna. - Dziękuję.
- Oczywiście - kiwnęła głową. - Co z dziewczętami? - zapytała pielęgniarkę.
- Są wstrząśnięte oraz mają drobne zadrapania. Poza tym wszystko w porządku. Panowie Smith i Stark również wyglądają na zdrowych, co potwierdzają zaklęcia diagnostyczne.
- Zatem do widzenia - czarnowłosy wstał i wyszedł szybko ze szpitala, rzucając ostatnie, uspokajające spojrzenia Lily, Sue oraz Lunie.
- Węże nie dadzą ci żyć - skomentował złotooki, kiedy drzwi się za nimi zamknęły.
- Raczej będą sprawdzać wody - odpowiedział lekko. - Zawsze mogę poskarżyć się Severusowi lub zamknąć w pokoju Tony'ego.
- Tak też można - westchnął Stark, kręcąc głową.
-~*~-
Kolejne dwa dni byli zwolnieni z zajęć, aby wrócić do pełni zdrowia, choć Potter był prawie pewien, że dziewczyny mogą mieć koszmary mimo braku fizycznych obrażeń, a Tony może chodzić poddenerwowany, odkąd szkoła zawierała naprawdę dużo zagrożeń, przeciwko którym nie dałby rady zrobić wiele.
W czwartek Hadrian spotkał na uczcie śniadaniowej Lunę w towarzystwie Sue oraz Lily, z czego wszystkie otoczone były wianuszkiem dziewcząt, które wyglądały na smutne i przerażone. Zauważył pośród nich Cho ze łzami w oczach, obok której siedział Cedrik. Nie miał pojęcia skąd były Puchon znalazł się w szkole, chociaż nie był jedynym obecnym absolwentem.
Przy stole Ravenclaw była jeszcze trójka innych czarodziei, którzy już ukończyli naukę. U Puchonów była aż ósemka, wśród Gryfonów zauważył bliźniaków Freda i George'a robiących żarty, a nawet Percy'ego w garniturze z poważnym wyrazem twarzy i dwójkę innych byłych lwów. Ślizgonów była piątka, w tym dwie dziewczyny, z czego obie siedziały obok Draco Malfoya.
- Czy to normalne, że są tu absolwenci? - zapytał Tony, mrużąc oczy.
- Nie - odpowiedział krótko czarnowłosy. - Nigdy nie było takiego wydarzenia, a przynajmniej ja nie pamiętam.
- Sądzisz, że to może być spowodowane tamtą hybrydą? - wymamrotał Negro.
- Możliwe - odpowiedział.
- A nawet bardziej niż prawdopodobne - Mortem nagle pojawił się i usiadł obok Chaosu, naprzeciw Hadriana. - Nikt z Ziemi nie mógłby stworzyć hybrydy ze stworzeniem pozaziemskim - dodał.
- Sądzisz, że to sprawka Makii albo Zuko? - zapytał fioletowooki.
- Nie sądzę - przewrócił oczami. - Jestem tego pewien. Negro - spojrzał na białowłosego. - Olia kazała ci uważać bardziej niż kiedykolwiek. Jej waga przechyliła się niebezpiecznie.
Złotooki sapnął, rozglądając się nagle. - Kiedy to było ostatnim razem?
- Kiedy Hadrian został moim Mistrzem - odparł.
Czarnowłosy nastolatek popatrzył na dwójkę starszych, marszcząc brwi. Nie miał pojęcia o jakiej wadze mówili, gdyż Równowagę widział ledwie dwa razy przez całe swoje życie. Kobieta wolała samotność.
- Podobno On ma powrócić... - wyszeptał Mortem. - A przynajmniej tak sądzą Lilith i Olia.
Zanim Hadrian zdołał zapytać, o kogo mogło chodzić, oczy Śmierci i Chaosu zaszkliły się. Od razu zamknął usta z cichym westchnięciem. - Hej, Mortem, jak sądzisz, co planują Wojna i Życie?
- Niestety nie mam pojęcia - westchnął, nie narzekając na zmianę tematu. Jakby nie pamiętał swoich poprzednich słów, tak samo zresztą jak kilka dni wcześniej Negro.
Hadrian wymienił znowu spojrzenia z Tonym. Nie tylko on to zauważył. Jedyny plus.
- Muszę wracać, wybacz Hadrianie - spojrzał smutnymi oczami na niego.
- Nie ma sprawy, Mortem, wiem, że masz pracę - wzruszył w odpowiedzi ramionami.
Istota westchnęła. - Do zobaczenia - wstał. - Uważajcie na siebie - dodał, znikając w cieniach.
- Zawsze był dziwny - wymamrotał Negro, ten sam moment wybrał sobie dyrektor aby wstać i skupić na sobie wzrok wszystkich obecnych na sali.
- Uczniowie i nauczyciele! - zaczął donośnym głosem. - Wielu z was już zapewne zauważyło, że kilkoro absolwentów wróciło do szkoły. Razem z gronem pedagogicznym ustaliliśmy, iż dla bezpieczeństwa uczniów, chętni absolwenci będą stanowić dodatkową opiekę dla swych byłych Domów. Plany lekcji nie zostaną zmienione, choć tym razem na każdą z lekcji uczniów poniżej szóstego roku będą prowadzić absolwenci.
- To był tylko dziwny troll - wymamrotał z lekkim zaniepokojeniem Tony, patrząc na marszczącego brwi Hadriana.
- Coś mi się wydaje, że nie tylko to - odpowiedział ostrożnie czarnowłosy. - Dumbledore może być starym głupcem, jednak nie zaryzykowałby życia całej szkoły. Nie wyczuł hybrydy, dopóki go nie zobaczył. Nie poczuł nawet Wysokiej Magii, która zwykle jest niepokojąca dla czarodziei. Chyba się martwi.
- Gdzie twój braciszek? - zapytał Negro ponurym głosem, patrząc w kierunku stołu Gryffindoru.
Hadrian podniósł wzrok i spróbował znaleźć brata. Jednak go tam nie było. Miejsce, które zwykł zajmować na środku stołu pozostawało puste. Rozejrzał się po innych stołach, jednak nigdzie go nie widział. Tak samo jak Quirrella. - Mamy problem - zdecydował.
Tony i Negro spojrzeli na niego z pytaniem.
- Nie ma go na sali, tak samo jak Quirrella. Tony - spojrzał na przyjaciela, który już miał przed sobą świecącą mapę zamku.
Zmarszczył brwi. - Są w sali od eliksirów.
Hadrian spojrzał na Snape'a, który przyglądał im się z zastanawiającym wyrazem twarzy. - Tony, proszę powiedz Severusowi o tym, Negro choć ze mną.
Stark przewrócił oczami, mamrocząc coś o wykluczaniu z zabawy, jednak podążył powoli do profesora, podczas gdy dwie istoty wymknęły się z sali odprowadzane nielicznymi spojrzeniami, choć za nimi od razu wyszli spokojnie bliźniacy Weasley.
- Stało się coś? - zapytał Severus, patrząc na przyjaciela jego wychowanka.
- Aidena Pottera nie ma na sali. Tak samo jak Quirrella.
Czarnowłosy zmarszczył brwi. - Widocznie ma szlaban - zdecydował, choć poczuł lekkie zaniepokojenie po słowach Tony'ego.
- Ty nie wiesz - sapnął, nachylając się lekko w przód i szepcząc. - On ma jego z tył głowy.
Nauczyciel eliksirów ponownie zmarszczył brwi, starając się zrozumieć o kogo mogłoby mu chodzić. Kto chciał Pottera ponad wszystko i nie mógł sam przyjść do Hogwartu? Jego oczy błysnęły, kiedy wstał i szybko pokierował się do wyjścia z sali, a Tony za nim. Oczywiście, tylko Czarny Pan.
- Gdzie?
- Twoja sala eliksirów. A przynajmniej tak mówi mi moja mapa - wymamrotał, sięgając StarkPada i ponownie włączając mapę. Zatrzymał się nagle, kiedy w sali znajdowały się tylko niebieska, szara i biała kropka. Niebieskie oznaczały uczniów, podczas gdy szare nauczycieli. Pomarańczowe mieli starzy lub aktualni przyjaciele Hadriana, a zielone absolwenci. Czerwone to były stworzenia lub osoby nieproszone, natomiast Negro miał białą, Snape czarną, a Hadrian fioletową. Zaniepokoiła go najbardziej nieobecność fioletowej kropki.
- Co się znowu stało, Stark? - prychnął.
- Nie ma tam Hadriana - odparł, rzucając się w bieg. Co jeżeli chłopakowi się coś stało? - J, znajdź Hadriana! - zawołał, nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenie Snape, który truchtał.
- Niestety, nie mogę go nigdzie znaleźć, sir - odpowiedziało SI.
- To niedobrze.
Zauważył, że byli już w lochach prawie tuż obok sali od eliksirów. A przynajmniej miejsca, gdzie powinna być sala. Ściana pozostawała ziejącą dziurą.
-~*~-
Negro i Hadrian od razu rzucili się w bieg. Kiedy Hadrian usłyszał kroki, zatrzymał się. - Stało się coś? - zapytał białowłosy.
- Bliźniacy idą za nami, idź do Quirrella, pogadam z nimi.
- Jasne - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Cześć Hadrian! - zawołali naraz obaj.
- Jesteś szybki - powiedział Fred, dysząc.
- Cholernie szybki - dodał George.
- Potrzebujecie czegoś? Spieszę się nieco - wymamrotał.
- Jesteś bratem Aidena Pottera? - zapytał Fred.
- Starszym, tak - kiwnął głową.
- Więc warto by było gdybyś wiedział - powiedział drugi z bliźniaków, prostując się.
- Był u nas dwa lata temu i był istnym Gryfonem.
- Kiedy natomiast był w tym roku, zachowywał się inaczej.
- Od czasu spotkania z jakąś nieznaną nam kobietą.
Hadrian zamrugał. O czym oni w ogóle mówili? I dlaczego akurat jemu?
- Mówiliśmy o tym rodzicom, a nawet kilku profesorom, jednak żaden nie widział dziwnego zachowania Aidena.
- Czasami znikał na całe dnie i nikt nie był zaniepokojony.
- Czasami potrafił rzucić wyjątkowo potężne zaklęcie, którego normalny trzecioroczny by nie użył!
- Kiedyś też rozmawiał z kotem, jakby ten go rozumiał!
- Chwila - czarnowłosy ich powstrzymał. - Czemu do cholery mi to mówicie?
- To twój brat - powiedział George.
- Powinieneś wiedzieć, jeżeli coś jest nie tak - dodał Fred.
Pokręcił głową, wzdychając. Zapewne było to tylko zaniepokojenie bliźniaków. - Jak wyglądała tamta kobieta?
- Miała prawdziwie srebrne włosy.
- I granatowe oczy z plamkami srebra.
- Była też straszliwie blada.
- No i wyglądała na starszą niż dwadzieścia lat.
Fioletowooki otworzył szerzej oczy. - Słyszeliście imię? Czy brzmiało ono Makia? - zapytał od razu.
- Wiesz, że chyba tak? - zastanowił się jeden z bliźniaków.
- Na pewno coś blisko tego - zapewnił drugi.
- To niedobrze - wymamrotał. - Dzięki za wiadomość, naprawię to - dodał, odwracając się na pięcie i odbiegając nieco wolniej niż sprintem.
- No, Georgie, chyba zaczęliśmy świetlaną przyjaźń - uderzył lekko łokciem brata.
- Też mam taką nadzieję, Freddie. A teraz chodźmy może z powrotem do Sali.
- Jasne - odeszli spokojnie w drogę powrotną. Nawet kiedy usłyszeli mocne uderzenie z tył. Obejrzeli się tylko, po czym wzruszyli ramionami i kontynuowali spacer.
-~*~-
Pierwsze co zobaczył Negro to skulony chłopiec przy ścianie i profesor o dwóch twarzach. Dopiero potem zwrócił uwagę, że pierwszorocznego otaczała aura Makii, a po jego obu stronach unosili się Aniołowie. A przynajmniej tak się zwali.
Nie byli ani ludźmi, ani stworzeniami. Raczej czymś pomiędzy. Byli człekokształtni, choć ich uszy były syrenie w perłowym kolorze, palce miały długie pazury a między palcami stóp znajdowały się przezroczyste błony. Z ich pleców wyrastały jasne pierzaste skrzydła, ich ubiór stanowiła biała szata, na którą opadały złote włosy. Oczy mieli bezbarwne a twarze obojętne. Najbardziej jednak w oczy rzucał się ich wzrost. Mogli mieć maksymalnie półtorej metra.
Profesor miał wyciągniętą różdżkę, a jego twarz wykrzywiał strach, chociaż Negro słyszał wściekłe szepty Voldemorta.
- Aiden! - zdecydował zawołać.
Pierwsi odwrócili się w jego stronie Aniołowie. - Negro, Zuko pragnie z tobą pomówić - powiedział jeden z nich.
- Niech sam ruszy tu swoją dupę - prychnął, a między jego palcami zawirowała biało-czarna mgła. - Zostawcie chłopaka i przekażcie Makii, żeby zaprzestała swych okrutnych prób.
Czuł na sobie wzrok Quirrella i postaci z tył jego głowy. Oceniające spojrzenia.
- Chaosie, odejdź. To ostatnie ostrzeżenie - w jasnych dłoniach Aniołów pojawiły się lśniące miecze.
- Zostawcie chłopaka, a nic wam się nie stanie.
Aniołowie nic sobie z tego nie zrobili, jeden z nich ruszył do ataku z wycelowanym mieczem. Negro odskoczył w bok, prychając. Machnął dłonią, a biało-czarna kula wielkości piłki koszykowej uderzyła od razu w jedno ze skrzydeł Anioła. Naturalnie, nie zareagował nijak, oprócz skrzywienia.
- Roboty się znalazły - przewrócił oczami, spotykając nagle wzrok chłopca. - Aiden, jak tylko się nimi zajmę, masz stąd spieprzać - potem spojrzał na profesora. - Zostaw chłopaka, Hadrian zaraz tu będzie.
- Mam się pozbyć asa? - prychnął, jednak zamilkł, kiedy drugi Anioł spiorunował go wzrokiem.
- Chłopiec należy do Makii, nie do ciebie śmiertelniku.
Chaos uderzył jednego z Aniołów jego własnym mieczem. Przebił go na wylot, przytwierdzając do ściany i przy okazji tworząc mocne wgłębienie. - Severus nie będzie zadowolony - westchnął, patrząc na drugiego Anioła, który był gotowy do walki. - Te, Anioł, wiesz, że nie masz szans ze mną.
Nie odpowiedział, tylko ruszył do ataku. Białowłosy przewrócił oczami, bez żadnego wysiłku odrzucając Anioła w bok. Tym razem zniszczył całkowicie ścianę. - Severus mnie zabije - zdecydował, patrząc na Quirrella, który stał niebezpiecznie blisko chłopca. - Nie chcesz ze mną walczyć - powiedział.
- Ale nie skrzywdzisz chłopaka - odpowiedział lekko syczący głos, choć usta profesora nie poruszyły się.
- Sądzisz, że to miałby mnie powstrzymać przed zabiciem ciebie, Uciekinierze? - prychnął.
- Tak - dopiero teraz zauważył skomplikowany szkic run wokół stóp chłopca.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silny powiew wiatru a w miejscu chłopca stał Hadrian. Ale tylko przez sekundę, potem zniknął.
- Okej, Tony mnie też zabije - przeczesał palcami włosy. - Aiden, choć tutaj - wyciągnął rękę. Chłopiec ostrożnie podszedł do niego i dał się schować za jego plecami. - Wiesz, powodzenia z wkurzonym Hadrianem - powiedział, odwracając się na pięcie i odchodząc.
Pozostawił zszokowanego profesora, który jednak nie czekał długo, tylko od razu wbiegł do kwater Mistrza Eliksirów, niszcząc jego zabezpieczenia i znikając w zielonych płomieniach Fiuu.
Severus i Tony spotkali białowłosego i chłopca wychodzących przez dziurę w ścianie.
- Och, wybacz za ściany, Sevvie - wymamrotał.
- Co tu się stało - zażądał.
- Nie sądzę, aby Hadrian był zadowolony, jeżeli bym ci powiedział - wzruszył ramionami, patrząc na chłopca. Aura Makii osłabła drastycznie bez obecności Aniołów. Wystarczyło ledwie machnięcie dłonią, a chłopiec rozejrzał się nagle zszokowany.
- Gdzie jestem? - zapytał.
Negro spojrzał na Severusa zmrużonymi oczami. Tony nie był problemem, odkąd wiedział o wszystkim. Musiał nieco uważać na Mistrza Eliksirów.
- W Lochach - odparł białowłosy. - Zszedłeś tutaj po uczcie, nie informując nikogo. Twoi przyjaciele byli zaniepokojeni. Następnym razem powinieneś kogoś o tym powiadomić.
- Przepraszam? - odpowiedział ostrożnie, marszcząc brwi. Nie pamiętał nic od czasu wejścia na Wielką Salę. Postanowił jednak milczeć na ten temat, a przynajmniej dopóki ostatnie wydarzenia nie rozświetlą się w jego głowie.
- Stark, możesz odprowadzić bachora? - zapytał Severus, nie odrywając wzroku od istoty.
- Jasne - westchnął, ostatni raz zerkając za siebie. - J, odtwarzaj rozmowę dla mnie w czasie rzeczywistym. I zapytaj gdzie do cholery jest Hadrian - wymamrotał.
- Oczywiście, sir - odpowiedziało SI.
-~*~-
- Co tu się wydarzyło? - zapytał po raz kolejny przez zaciśnięte zęby.
- Wolałbym aby Hadrian mógł o tym zdecydować - wymamrotał, prostując się. - Na tym świecie nie istnieją tylko czarodzieje i mugole. Są półbogowie, a nawet ci, którzy zwą się bogami. Istnieją również liczne inne galaktyki. Nad wszystkimi jednak stoją istoty. Ponadczasowe postaci, personifikacje lub opiekunowie różnych części kultur, czy życia - mówił spokojnie, splatając za sobą palce. - Pośród nas możesz znaleźć Życie, Śmierć, Los, Wojnę, Równowagę i wiele więcej. Ja jestem Chaosem - jego oczy zabłysły.
- I ty uważasz, że w to uwierzę? - zapytał w szoku.
- Dlaczego nie - wzruszył ramionami. - Spójrz - wyciągnął przed siebie dłoń, na której pojawiła się biało-czarna mgła, otaczająca cały korytarz, ukazując większe zniszczenia i dwa dziwne stworzenia ze skrzydłami. Gdyby Severus był wierzącym, uznałby ich za najprawdziwsze boskie stworzenia. - To Aniołowie. Stworzenia Życia. Różnią się jednak od tych religijnych wersji. Przede wszystkim są bezwzględni i słuchają tylko Życia.
- Dlaczego więc ich wcześniej nie widziałem?
- Zwykle kryjemy się przed wzrokiem ludzi, Aniołowie w szczególności. Nie przepadamy za pytaniami ludzi, kimże jesteśmy. Szczerze, nie obchodzi mnie czy mi wierzysz, czy nie - dodał. - Wierz w co chcesz.
Czarnowłosy westchnął, kręcąc głową. Odrobinę za wiele nowej wiedzy. Jeszcze nie przetrawił reinkarnacji Hadriana, a tu nagle jego "przyjaciel" wyskakuje mu ze stwierdzeniem, że samo Życie i Śmierć mają personifikacje, a on sam jest Chaosem. - Co z Hadrianem i Quirrellem?
Negro wzruszył ramionami. - Lordzina będzie żałować, że spróbował ruszyć za Hadrianem - kiwnął głową. - Nie zazdroszczę mu - dodał, mijając go i odchodząc, zanim Snape zdołał zapytać o cokolwiek innego.
Wszedł do swojej zdemolowanej sali z westchnieniem. Przeszedł od razu do swoich kwater, odnawiając naruszone zaklęcia zabezpieczające i siadając przy biurku. Następnie zwyczajnie oparł ramiona o stół, a na nich głowę.
Biało-czarna mgiełka przeniknęła przez ściany, naprawiając je z łatwością, tak, aby nie zostały żadne ślady.
Notes:
Zaczynamy prawdziwą akcję tej części! Chociaż nie będzie ona za długa, odkąd bardziej planuję skupić się na Marvelu.
Oprócz samego idioty-Voldiego na Hadriana czekają dwie mściwe istoty potężniejsze od niego samego i całkiem nowa tajemnica do rozwikłania...
Dlaczego każda z istot, wspominając o Nim nagle zapomina część rozmowy i zmienia temat? A przede wszystkim o kogo może chodzić...?
Chapter 14: Nie jesteś dla mnie przeciwnikiem
Notes:
(See the end of the chapter for notes.)
Chapter Text
Hadrian pojawił się w znanym mu budynku. Od razu rozpoznał ściany i salon Malfoy Manor. Chociaż nigdy by nie przypuszczał, że Voldemort od razu poinformowałby o swoim jako-takim powrocie Malfoyów. Może pan domu nawet o tym nie wiedział... Jednak powinien już zorientować się, że coś jest nie tak.
I nie mylił się. Lord Malfoy wkroczył do salonu z nieodłączną laską, a u jego boku powoli kroczyła Narcyza. Wymienili zszokowane spojrzenia na jego widok.
- Przepraszam za najście - wymamrotał. - Ale pewien zły czarnoksiężnik chciał ukraść mojego brata - przewrócił oczami.
Blondyn wyciągnął różdżkę i skierował ją na niego, a żonę schował za plecami. - Kim jesteś i jak się tutaj dostałeś? - Hadrian musiał przyznać, że Malfoy przed spieprzeniem misji z przepowiednią wyglądał nieskazitelnie, jak doskonały czystokrwisty arystokrata.
Było mu go żal. Ale tylko odrobinkę. W końcu nigdy go nie lubił.
Czarnowłosy ukłonił się lekko, okazując szacunek. - Jestem Hadrian Potter, starszy brat Aidena. Nie znalazłem się tutaj przez własny kaprys, zostałem tu przetransportowany wbrew mojej woli - westchnął. - Państwo Malfoy, polecałbym raczej odejść stąd jak najszybciej, zanim pewien idiotyczny Czarny Pan łaskawie się tu zjawi.
Czarodziej nie opuścił różdżki, jednak wymienił zaniepokojone spojrzenia z kobietą. - Dlaczego mielibyśmy ci wierzyć? - zapytał ostrożnie.
- Bo chcesz się wyrwać spod jego tyranii - wzruszył ramionami. Spojrzał nad ramieniem mężczyzny, skąd poczuł ciemną aurę Voldiego. - Idzie tutaj. Naprawdę nie mam ochoty mieć na sumieniu czarodziei - pokręcił głową. - Proszę tylko abyście usunęli się z drogi.
Jak tylko skończył mówić, przez wrota wkroczył Quirrell bez turbanu. W wielkim naściennym lustrze widać było zniekształconą twarz Lordziny.
- Mój panie - Lucjusz skłonił się nisko, podczas gdy jego małżonka dygnęła lekko. - Nigdy nie spodziewalibyśmy się twego powrotu tak szybko...
- Milcz, Lucjuszu - warknął. Mężczyzna zamilkł. - A teraz zabieraj stąd żonę i nie przeszkadzaj mi w załatwianiu spraw.
- Polecałbym odwiedzić Draco! - zawołał za oddalającą się parą. - Zaorał w ziemię podczas meczu Quidditcha, co prawda już nie jest w Skrzydle Szpitalnym, ale nadal się źle czuje.
Kobieta pokiwała jeszcze głową z cichym podziękowaniem, po czym zniknęła za drzwiami.
- No, Voldi, czego ode mnie chcesz? - zapytał, przyjmując swobodniejszą pozę.
- Twojej śmierci - warknął, wyciągając różdżkę.
Hadrian zmierzył go wzrokiem. - Nie widziałeś jak walczył Negro? - zapytał z lekceważeniem. - Jestem równie dobry co on.
Czarny Pan prychnął, rzucając szybką Avadę.
Chłopak westchnął. - Chciałem załatwić to rozmową. Ale jesteś niemożliwy - zdecydował, robiąc krok w lewo i tym samym unikając szmaragdowej klątwy. - Za każde twoje pudło, przywołam jeden z twoich Horkruksów - zdecydował z błyskiem w oku.
Normalnie nawet on nie mógłby tego zrobić, jednak znał ich dokładną lokalizację. A przynajmniej sądził, że pozostała niezmienna mimo kilku różnic obu linii czasowych.
Istoty dzięki Wysokiej Magii mogły przywoływać dosłownie wszystko (oprócz żywych stworzeń i roślin), o ile znali dokładną lokalizację i najlepiej również wygląd przedmiotu.
Po kolejnej spudłowanej klątwie zabijającej, w ręce Hadriana pojawił się pierścień Gauntów. Miał onyksowy kamień jako oczko, który tym razem nie był Kamieniem Wskrzeszenia, skoro zdublowane Insygnia nie mogły istnieć w żadnej linii czasowej ani wszechświecie. Jednak warto było słuchać dyrektora, który przekazał mu z opóźnieniem lokację błyskotki.
- Zastanów się - polecił, podnosząc pierścień na wysokość wzroku. W jego drugiej ręce lekko zwisał obsydianowy sztylet z fioletową rysą pośrodku. W srebrnej rączce znajdował się duży szmaragdowy kamień z szafirem i rubinem po obu stronach. Nieco niżej natomiast widniał topaz.
Voldemort rzucił kolejne zaklęcie z wściekłością. - Crucio!
- Dlaczego jesteś idiotą? - jęknął, kiedy promień odbił się od jego błękitnej tarczy. Patrząc ciągle na czarodzieja, zwącego siebie mianem największego Czarnego Pana.
Czarnoksiężnik może na początku swej drogi zasługiwał na ten tytuł, jednak po rozbiciu swojej duszy w pogoni za nieśmiertelnością... Po straceniu zdrowia psychicznego a nawet większej części ówczesnej mocy... Był zwyczajnym głupcem.
Wbił koniec sztyletu w złotą obręcz pierścienia. Poczuł jak cząstka duszy z niego ucieka, po czym upuścił go. - Jeden na sześć.
-~*~-
Hadrian siedział na fotelu, przeglądając jedną z ciemniejszych ksiąg. Naprzeciw niego siedział spięty Lucjusz, a obok niego nieco mniej zaniepokojona Narcyza. - Sądziłem, że pójdziecie do Draco - odezwał się, przekładając kolejną stronę.
- Byliśmy zaniepokojeni - odparła kobieta. - Niecodziennie spotyka się nastolatka walczącego z Czarnym Panem...
- On nawet nie zasługuje na to miano - skrzywił się. - Istnieją lepsi i mądrzejsi od niego - dodał, podnosząc wzrok znad lektury. - Panie Malfoy, liczę, że odda go pan do Ministerstwa. Bez swoich błyskotek jest podatny na każde zaklęcie, jak normalny człowiek. Poza tym nawet nie sądzę, aby przeżył długo ze strzaskaną duszą, a wielu pragnie sprawiedliwości.
- Oczywiście, panie Potter - kiwnął głową, zerkając na najprawdziwszą, srebrną klatkę w rogu jego salonu. Wirował tam ciemnoszary dym, którego Hadrian nazwał Voldemortem. Quirrell został po kryjomu dostarczony do Świętego Munga oraz wymazano mu wszelkie wspomnienia od Albanii.
- Proszę tylko nie wspominaj nic o przedmiotach, ani o mnie. Nie chcę mieć więcej idiotów chcących mojej śmierci na głowie - przewrócił oczami.
- Co zatem mam powiedzieć Aurorom? Powołać się na przypadek? - pan Malfoy nie wyglądał na zbyt pocieszonego całą sytuacją, chociaż Narcyza uśmiechała się miękko w stronę Hadriana.
- Zawsze możesz zagarnąć chwałę dla siebie, choć wątpię, czy byłoby to mądre. Nigdy nie wiadomo kto słucha - mrugnął. - Sądziłem, że sam coś wymyślisz... Czas na obmyślenie tego - westchnął, przymykając oczy i odkładając lekturę.
Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli, jednak czarnowłosy widział, jak patriarcha rodu wygląda nadal nie niespokojnego. - Coś jeszcze?
- Zakładam, że skoro pokonałeś Czarnego Pana, wiesz również o Śmierciożercach na jego usługach - splótł ze sobą palce i podniósł srebrzyste oczy na chłopca, ponoć Pottera.
- Oczywiście, że tak - odparł. - Co w związku z nimi? Nie sądzę, aby większość sprawiała problemy po schwytaniu Lordziny. Może tylko Bellatriks - wymamrotał.
- Moja siostra jest w Azkabanie - wtrąciła Narcyza.
- Więc nie będzie problemem - prychnął. W jego oryginalnej linii czasowej Bella wraz z kilkoma innymi Śmierciożercami została wydostana z więzienia z pomocą Lorda Gadziej Twarzy. Skoro ten sam trafi Merlin wie gdzie, nie sądził, aby ktokolwiek chciał uwolnić szaloną czarownicę. - Panie Malfoy?
Odchrząknął. - Chodzi o Znak. Zapewne spodziewasz się, że ja również należę do Śmierciożerców, choć niechętnie - dodał od razu. - Skoro wie pan tyle, panie Potter, potrafi pan zdjąć ten urok?
- Jasne - wzruszył ramionami. - Normalnie każdy Znak zniknąłby po śmierci rzucającego zaklęcie, jednak Wężouści mogą również je usunąć. Tak się składa, że jestem takowym.
- Czy mógłbyś nam pomóc? - zapytała miękko Narcyza.
- Jasne - wzruszył ponownie ramionami.
-~*~-
- Naprawdę, czemu zawsze ja - wymamrotał Tony, wychodząc z Wielkiej Sali po odprowadzeniu dzieciaka. Negro został zatrzymany przez Severusa, a Hadrian zniknął. - J, nie mam co robić! - zawołał zrozpaczony.
- Przykro mi sir, mam za mało informacji o zamku, aby polecić jakieś zajęcie - odpowiedział JARVIS, brzmiąc na nieco zrezygnowanego.
- Zatem postanowione - Stark zatarł ręce, rozglądając się po korytarzu. - Zaczynamy zwiedzanie.
- Nie jestem pewien, czy to mądre, odkąd nie ma Hadriana, sir...
- Mam różdżkę - odpowiedział jakby nigdy nic. - Damy radę, nie martw się!
- Martwię się bardziej o budynek, niż pana - wymamrotał w odpowiedzi.
Tony go zignorował na rzecz rozglądania się po lewo i prawo idąc tam, gdzie jego mapa pozostawała jeszcze niedokończona.
- Hej! - ktoś za nim zawołał. Obejrzał się niechętnie.
W jego stronę biegło dwóch rudowłosych nastolatków. Jeżeli dobrze pamiętał z opowieści Hadriana, ten wyższy o dokładnie pół cala to Fred, a drugi to George.
- Jesteś Tony Stark? - zapytał jeden. W jego głowie przeleciały liczby, kiedy próbował rozszyfrować, który był wyższy. Przez ich włosy było to nieco trudniejsze.
- Yep - odpowiedział prawdopodobnie George'owi.
- Ja jestem George, a to mój brat Fred - wskazał na siebie wyższy z bliźniaków, a następnie na brata.
- A nie jest to czasem na odwrót? - wymamrotał. Widocznie jednak nie dostatecznie cicho, skoro nastolatki spojrzeli na niego w szoku.
- On nas zna! - zawołał George.
- Nie mogę w to uwierzyć! - dodał Fred.
- Musimy jednak utrzymać naszą reputacją - chrząknął.
- A jakże, Georgie. Nazywaj nas Gred i Forge!
- Jasne - wzruszył ramionami. Hadrian ostrzegał go przed taką możliwością i reakcją.
- Jesteś opiekunem Hadriana?
- Również przyjacielem - odparł, kołysząc się na piętach. - Potrzebujecie czegoś?
- Co planujesz teraz robić, skoro Hadrian zniknął, a ten Negro jest w Lochach? - zapytał George.
Tony powstrzymał cisnące się na usta pytanie, skąd o tym wiedzieli. Zamiast tego odpowiedział zgodnie z prawdą. - Planowałem przejść się po Zamku. Moja mapa jest nadal niekompletna, a dziewczęta są nadal przerażone.
- Bardzo chętnie do pana dołączymy! - zawołał Fred.
- Jesteśmy świetnymi przewodnikami i znamy każde możliwe tajne przejście!
- Czemu nie - westchnął, wzruszając ramionami. - A i wystarczy Tony. Nie żaden pan. Czuje się wtedy staro.
- Oczywiście! - zawołali w tym samym czasie.
Tony jeszcze raz spojrzał na swoją holograficzną mapę. Miała zaznaczone większość tajnych przejść. Pytanie, czy bliźniacy nie byliby tym zbytnio zdziwieni. Z tego co pamiętał od Hadriana, rudzielcy już mieli Mapę Huncwotów i z jej pomocą nie raz wyrwali się nauczycielom.
- J, wyłącz tajne przejścia na wszelki wypadek - wymamrotał cicho.
SI natychmiast usunął z widocznej mapy tajne przejścia. Tuż po tym pokazał bliźniakom mapę. - Brakuje mi tych obszarów - wskazał prawdopodobną lokację Wieży Astronomicznej. - Możecie mnie tam nieco oprowadzić?
- Czemu nie, co nie Freddie? - zapytał jeden.
- Jak Tony chce, to jasne - zanucił drugi z równie szerokim uśmiechem.
- Życzę panu powodzenia, sir - dodał na koniec JARVIS.
Po jego słowach, ruszył za Fredem i George'em.
-~*~-
Przechadzał się po Malfoy Manor z rękoma zaplecionymi za głową. To był pierwszy raz, kiedy mógł się rozejrzeć, skoro był tam tylko raz. W dodatku jako więzień. Swoje kroki skierował do schodów do lochów willi. Był ciekawy, kto mógłby tam teraz przebywać.
Buty o twardej podeszwie słychać było przez całą długość korytarza. Było tam porządne echo, ale cele były puste.
Jedynie w ostatniej, ktoś stał, patrząc w kierunku zakraconego okienka z widokiem na zaczarowany księżyc. Zatrzymał się przed celą.
To była kobieta. Miała piękne, odbijające księżycowy blask srebrzyste włosy długie do pasa. Kiedy odwróciła się w jego stronę, zauważył granatowe oczy z plamkami srebrna niczym rozgwieżdżone niebo. Na sobie miała lśniącą suknię z rozpiętą czarodziejską szatą w kolorze granatu.
- Makia - skrzywił się.
Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, ukazując śnieżnobiałe zęby. - Hadrianie. Co tam u ciebie?
- Co tu robisz? - warknął przez zaciśnięte zęby.
Roześmiała się lekko, przykładając jasną dłoń do ust. - Ojej. Nie spodziewałam się takiej agresji - zachichotała. - Przyszłam tylko odwiedzić moją ulubioną hybrydę.
Prychnął. - Czego chciałaś od mojego brata?
Podeszła do krat i przeszła przez nie, jakby były powietrzem. Nachyliła się nad nim. - Nie zapominaj, że jesteś hybrydą, a nie człowiekiem, czy istotą, Harry - warknęła, nagle zaciskając dłoń na jego gardle. W mniej niż sekundę uderzyła jego plecami w ścianę, tworząc wgłębienie.
- To dom ludzi, Makia - syknął, próbując odciągnąć jej rękę od jego gardła. Ale ona była w swojej formie istoty. Nie miał z nią szans.
- Co z tego? - prychnęła. - Nigdy nie lubiłeś Malfoyów. Winno cię cieszyć, jeżeli coś się im stanie.
- Odejdź - warknął. Ziemia się zatrzęsła przez sekundę, a ze stropu posypał się pył.
- Ojej - odsunęła się krok w tył. - W końcu nauczyłeś się używać Wyższej Magii.
Zacisnął dłonie w pięści. Czuł jak po jednej z nich pociekła krew zmieszana z mazią. - Zapytam po raz ostatni, czego tu szukasz, Makia?
Dotknęła wskazującym palcem jego podbródka i uniosła go. - Aby cię czymś zająć - szepnęła.
W jego ręce pojawił się sztylet. Machnął nim, ale kobieta odchyliła się do tył. Spróbował ponownie. Co podszedł o krok, ona się cofała.
- Harry... - pokręciła głową. - To nie jest zabawne - pstryknęła palcami.
Obsydianowe ostrze wypadło mu z dłoni, rozbijając się jak kryształ na drobne kawałeczki.
Makia klasnęła dłońmi. - Skoro pozbyliśmy się przeszkody... - usiadła w fotelu, który pojawił się ze złocistej mgiełki. - Już wspominałam, że jestem tu, aby cię zatrzymać - zanuciła, przekładając między palcami jakąś kremową różdżkę.
- Przed czym? - zapytał, machając dłonią. Kilka świec otoczyło ich okolicę.
- Czy nie zostawiłeś kogoś w szkole? - jej ocz błysnęły rozbawieniem.
Zmarszczył brwi. - Aiden już nie jest pod twoją kontrolą.
Zachichotała. - Nie mówię o tej ofierze losu - pokręciła głową. - Mugol o nazwisku Stark. Przyszły super bohater, Iron Man...
Jego oczy błysnęły fioletem, kiedy zbliżył się nienaturalnie szybko i przyłożył jej ponownie sztylet do gardła.
Jej granatowe oczy na chwilę zdawały się być zdziwione. - Czas zwolnił... - szepnęła, jednak on to zignorował.
- Co mu zrobiłaś!? - jego głos poniósł się echem po pustym korytarzu.
- Ja nic - odparła, wracając do swojej lekceważącej wersji. - Nie obiecuję jednak, że Zuko potrafi się wstrzymać równie dobrze co ja - zanuciła, nie bacząc, że czarna maź zabarwiła kawałek jej jasnej sukni.
Odsunął się zszokowany. - Wysłałaś Zuko do Hogwartu!?
Wzruszyła ramionami, wstając. Fotel rozpłynął się za nią. - Obiecał nie skrzywdzić innych ludzi.
- Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak głupia, aby zaufać Wojnie! - zniknął z trzaskiem.
Dwa piętra wyżej, Lucjusz Malfoy zmarszczył brwi, czując jak ktoś się aportował z jego rezydencji. Westchnął, wiedząc, że to "Potter". Chłopak nie mógł być zwykłym czarodziejem, skoro potrafił się przebić z łatwością przez jego osłony, nieprawdaż?
Makia spojrzała przez zakratowane okienko na księżyc. - Któżby się tego spodziewał - szepnęła. - Wrócił... - potem jej oczy zaszły mgłą. Zdezorientowana rozejrzała się i zniknęła z ciemnego korytarza Malfoy Manor.
-~*~-
Dyrektor Dumbledore od razu wyczuł, jak ktoś się aportował do hogwarckich osłon, ale... Kto byłby na tyle potężny, aby tego dokonać? Tylko on sam i Tom Riddle. Jednak jego były uczeń nie odzyskał nadal ciała, a bezcielesne widmo nie mogło używać czarodziejskiej magii. Tak samo ludzki wasal nie mógłby korzystać z całej potęgi ducha, który by go opętał.
Spojrzał na Fawkesa i portrety, które również wydawały się być zaniepokojone naruszeniem osłon, które przetrwały tysiąclecia. Tiara tak jak pozostali patrzyła w jego stronę.
- Rozejdźcie się i sprawdźcie, kto naruszył osłony - polecił, wstając od biurka. - Ja powiadomię nauczycieli o możliwym niebezpieczeństwie - rzucił przez ramię, szybko wychodząc z gabinetu.
-~*~-
W innej części zamku, bliźniacy biegli przed siebie, uciekając przed ogromnym ognistym smokiem. Pojawił się nagle, kiedy pokazywali Starkowi tajny korytarz. Najpierw czerwonooki mężczyzna, potem Tony zniknął tam gdzie stał, a ich zaczął gonić smok.
Próbowali zgubić go, skręcając ostro w korytarze, jednak to nie działało.
- Hej, Freddie, jak myślisz, czy to prawdziwy smok? - wysapał George.
- Nie wiem, Georgie - odparł, równie zmęczony. - Ale wiem, że jak zaraz nie odpoczniemy, to padnę!
Skręcając w kolejny korytarz, wpadli na białowłosego chłopaka, który siedział obok Hadriana na uczcie. Nowy Ślizgon.
- Uważajcie jak biegacie - warknął na nich, od razu wstając i otrzepując z kurzu. Korytarz był rzadko uczęszczany, przez co dozorca, Filch, nie zawsze go czyścił.
- Smok! - zawołał jeden z nich.
- Płonący smok! - dodał drugi.
Negro pokręcił głową. Nigdy nie udałoby mu się odróżnić bliźniaków Weasley. Tylko Hadrian był do tego zdolny. I prawdopodobnie Stark. - Jaki znowu płonący smok? - wymamrotał niepocieszony, wyglądając zza rogu. - A... Taki smok - jego złote oczy rozszerzyły się w lekkim szoku.
Od kiedy Zuko był w Hogwarcie!? Teraz, ze wszystkich możliwych chwil? Kiedy akurat Hadrian był Merlin wie gdzie?
Spojrzał na rudzielców. - Widzieliście Tony'ego Starka? - zapytał od razu.
- Był z nami...
- Ale kiedy jakiś czerwonowłosy facet się pojawił, kazał nam uciekać...
- A sam zniknął tam, gdzie stał - zakończyli chórem.
- Mam przechlapane - jęknął, kręcąc głową. - Hadrian mnie zabije... Chyba, że Zuko go uprzedzi...
- Co chcesz zrobić?
Podniósł brew. - Ratować Starka przed Zuko - pokręcił głową. - Wy lepiej wróćcie do dormitorium Gryffindoru i nie wychylajcie nosa za portret, dopóki nauczyciele nie uznają, że jest bezpiecznie - polecił.
Przechadzając się po korytarzach, widział, jak niektórzy patrolowali w spokoju, dopóki dyrektor nie zaczął ich informować o możliwym niebezpieczeństwie w zamku. Zapewne Opiekunowie Domów w tym momencie sprawdzali swoich podopiecznych. O tyle, o ile Snape może się nie martwić o ich trójkę, to bliźniacy takiego luksusu nie mieli. A nikt nie chciałby stanąć po złej stronie Minerwy McGonagall.
- Mówię serio, znikajcie stąd - prychnął.
Rudzielcy niechętnie zaczęli się oddalać.
- Hej, chwila! - zawołał za nimi. - Gdzie ostatni raz widzieliście Tony'ego?
- Niedaleko Wieży Astronomicznej.
Negro spojrzał w kierunku korytarza ze smokiem. - Dzięki - machnął ręką, znikając za rogiem.
Smok spojrzał w jego stronę i ryknął.
- Hej, nie ładnie tak ganiać uczniów po korytarzach - prychnął, machając nadgarstkiem. Woda znikąd polała całe cielsko gada, który zniknął z sykiem. - Też mi płomień - wymamrotał, ruszając biegiem przed siebie. - Błagam, Stark bądź cały... - wymamrotał. - Inaczej Hadrian mnie zabije~
-~*~-
Tony zmierzył wzrokiem mężczyznę, który pojawił się znikąd wśród szarego dymu. Czerwone włosy. Szkarłatne oczy. Śniady i w skórzanych ciuchach. - Czy to tylko moje szczęście? - wymamrotał, od razu decydując, że musiał być to Zuko. Personifikacja Wojny. Typ, który chciał skrzywdzić, a najlepiej zabić Hadriana.
Spojrzał na bliźniaków, którzy gapili się w szoku. - Uciekajcie, teraz! - krzyknął do nich.
Kiedy Zuko spojrzał na niego, zarzucił na siebie Pelerynę-Niewidkę i odszedł dalej pod ścianę. Według Negro, nikt, nawet Mortem nie mogli przejrzeć przez pelerynę. Oczywiście, oprócz jej prawdziwego właściciela, czyli Hadriana. Westchnął z ulgą, kiedy rudzielcy zaczęli uciekać, a zaraz za nimi poleciał smok stworzony z płomieni. Miał nadzieję, że bliźniacy zdołają zwiać.
- Tony Stark - zaczął, obracając się wokół własnej osi. - Wielu z nas cię obserwowało od czasu przyjaźni z hybrydą - ostatnie słowo wypluł, jakby było jakąś najgorszą obrazą. Tony zanotował sobie, aby zapytać Hadriana co oznaczało słowo "hybryda" w kręgu istot. - Niby człowiek jak wielu innych, a jednak twoja przyszłość jest bardzo obiecująca. Co ciekawe wiedzą o niej tylko Harry i Mortem. Pozostali z nas nie wiedzieli, że czas w ogóle został cofnięty - pokręcił głową. - Czy nikt z was nie zastanawiał się, dlaczego tylko oni to pamiętają?
Nie otrzymawszy innej odpowiedzi niż cisza, jego szkarłatne oczy zapłonęły gniewem. Rozłożył ręce, z których od razu wyleciały jęzory ognia.
- J, jak tylko uda ci się skontaktować z Hadrianem, ostrzeż go o Zuko - wymamrotał.
Tyle jednak wystarczyło, aby istota spojrzała na niego. Ogień zaatakował ścianę, przy której się ukrywał.
Tony miał nadzieję, że termin Insygnia Śmierci zobowiązywał i Peleryna-Niewidka nie spłonie od odrobinki ognia.
- Tony, gdzie jesteś? - w jego słuchawce rozległ się głos Hadriana. Westchnął z ulgą.
- Niedaleko Wieży Astronomicznej - odparł powoli. - Zuko tu jest.
- Czekaj tam na mnie!
- Olia była bardzo zdenerwowana, kiedy się o tym dowiedziała - kontynuował jakby nigdy nic, znowu z opuszczonymi rękoma. - A Równowaga jest znana ze spokoju. Dla mnie i Makii było to szczególnie niepokojące, skoro ona miała być jedną z najpotężniejszych istot, przed którymi nic się nie ukrywało. A jednak, Negro poszedł nam na rękę, przybywając tutaj... Tylko Chaos potrafił sprawić, że Olia nie widziała tego, co się mogło stać... - pokręcił głową. - Chociaż nigdy nie zapytaliśmy Losu, czy coś o tym wie - podrapał się po brodzie. - Być może Lilith miała coś wspólnego z tym cofnięciem czasu? Jak sądzisz, panie Anthony?
- Sądzę, że powinieneś zniknąć jak najszybciej z Hogwartu, Zuko - Hadrian podszedł spokojnie do nich, na chwilę zawieszając wzrok na Tonym.
Mężczyzna roześmiał się. - Nareszcie przybyłeś! A już myślałem, że będę musiał spalić cały zamek, aby do ciebie dotrzeć!
- Makia by się na to nigdy nie zgodziła.
- Jakbym jej słuchał - prychnął.
- Ale współpracujecie.
Jego wściekłe oczy spoczęły na Hadrianie. - Tylko dlatego, że spieprzyłeś coś z liniami czasowymi razem z Mortemem - warknął.
Czarnowłosy zmarszczył brwi. Spieprzył coś z liniami czasowymi? Przecież Mortem cofnął czas na ziemi. Czy Zuko o tym nie wiedział?
Czerwonowłosy pokręcił głową. - Wielu z nas zauważyło dopiero później, że coś jest nie tak. Mieliśmy wrażenie, jakby wszystko odgrywało się już drugi raz - zaczął. - Olia była pewna, że coś zostało zmienione w liniach czasowych, ale nawet ona nic nie widziała.
- A Lilith? - wtrącił lekko.
- Odgrywa gdzieś na ziemi człowieka - warknął. - Nie mam ochoty szukać jej pod każdym głazem.
To brzmiało jakby... Istoty inne niż on, Mortem i Lilith nie wiedzieli o cofnięciu czasu. Chociaż, czy czasem Negro nie był kolejną osobą, która wiedziała o zmianach w czasie? Pokręcił głową. Musiał go o to zapytać.
- Czego ode mnie oczekujesz, Zuko?
- Odpowiedzi! - warknął. - Czy to naprawdę inna linia czasowa Ziemi? Czy naprawdę ty i Mortem bawiliście się czasem?
- A co jeśli odpowiedzi na oba pytania brzmią "tak"? - zapytał lekko, spoglądając w kierunku Tony'ego i nakazując mu szeptem odejść.
Personifikacja Wojny zamilkła. Przetarł twarz i jęknął. - Zabawa jego domeną nigdy nie kończyła się dobrze... Cała trójka będzie wściekła...
- Kto?
Oczy Zuko zaszkliły się. Hadrian przeklął w myślach.
- Czy to naprawdę inna linia czasowa Ziemi? Czy naprawdę ty i Mortem bawiliście się czasem? - zapytał ponownie o to samo.
- Może tak, może nie - prychnął. - To nie twoja sprawa.
- Moja, jeżeli stanowicie zagrożenie dla innych istot!
- Nie stanowimy - zapewnił go. - A teraz powinieneś odejść, zanim Negro tu w końcu trafi, albo któryś ze śmiertelników cię zobaczy.
Czerwonowłosy zmrużył niebezpiecznie oczy. - Tylko dlatego, że Makia również oczekuje odpowiedzi.
- Jak wolisz - wzruszył ramionami.
Kiedy Zuko zniknął w szarym dymie, oparł się o ścianę i ześlizgnął po niej, dysząc ciężko. Utrzymywanie płomieni, aby nie dotknęły pozostałeś części zamku nie było łatwe, szczególnie jeżeli był na wpół śmiertelnikiem.
Zuko ostrzegł go przed bawieniem się jego domeną. Chodziło zapewne o czas. Czyżby czas miał również personifikację i był istotą? Skoro tak, to dlaczego go nigdy nie poznał? I czy "Czas" był tą osobą, o której wspominali Negro i Mortem, zanim nagle zapominali fragmenty rozmowy?
Pokręcił głową, wzdychając ciężko.
Obok niego osunął się Tony. - Więęęęc... To był Zuko.
- Tak.
- Personifikacja Wojny.
- Tak.
- I mówił coś o istocie, której domeną jest czas? - spojrzał na niego.
- Nigdy nie spotkałem jego personifikacji, a myślałem, że widziałem wszystkich - westchnął. - Jest też szansa, że to właśnie o Czasie Mortem ani Negro nie mogą się wypowiadać.
- Dlaczego akurat Czas? - zmarszczył brwi, składając pelerynę.
- Nie wiem... Wydaje mi się, że jeżeli naprawdę jest istotą, to musi być potężniejszy, niż inni. Włącznie z Mortemem, Lilith i Makią.
- Starszy?
- Być może.
- Ale naprawdę nie mam teraz do tego głowy... - westchnął.
- W takim razie, dlaczego Zuko nazwał cię "hybrydą"? - zapytał lekko, bawiąc się jakimś projektem nowej broni na StarkPadzie.
Chłopak skrzywił się. - Byłem kiedyś człowiekiem. Nawet mimo Przebudzenia, różnie się od innych. W moich żyłach płynie również trochę krwi. Czasem jestem słabszy niż istoty, a czasem przewyższam ich siłą... Tak jakby moja moc nie potrafiła wybrać - pokręcił głową. - Nie potrafię również przybrać w pełni postaci istoty. Zawsze pozostanie coś z człowieka, czarodzieja Harry'ego Pottera...
- Nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego tak jest? - zapytał.
- Sądziłem, że to z powodu mojego życia jako człowiek - wzruszył ramionami. - Każda z istot ma własną domenę i została stworzona.
- A jaka jest twoja domena?
- Ja... - zmarszczył brwi. - Nie wiem...
Notes:
Kolejny rozdział!
Może całe pozbycie się Voldiego nie było zbyt interesujące, jednak to nie on jest głównym antagonistą. Zresztą, Hadrian jest potężniejszy niż jakikolwiek ziemski czarodziej, więc prawdziwa walka nawet niemiałaby sensu.
Welp... To również przedostatni rozdział. Jak wspominałam gdzieś wcześniej, bardziej skupię się na Marvelu niż Harrym Potterze. Bardziej chodziło o to, aby Tony poznał magiczny świat i istoty. Naturalnie, będzie to ważne w przyszłości.
Kto jeszcze jest podekscytowany na poznanie prawdy o byciu w połowie smokiem przez Tony'ego? ^^
Będzie interesująco~
Chapter 15: Koniec jest spokojny, ale powrót do Ameryki niekoniecznie
Chapter Text
- A jaka jest twoja domena?
- Ja... - zmarszczył brwi. - Nie wiem...
- Nie wiesz? - pokręcił zszokowany głową.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odparł. - Nie mam też żadnych specjalnych zdolności oprócz czarodziejskiej i Wyższej magii. A przynajmniej nigdy ich nie użyłem.
- Skoro wszystkie istoty zostały stworzone... - zastanowił się. - Jakim cudem stałeś się jednym z nich? Może i w połowie, ale zawsze.
- Na to też nie znam odpowiedzi - podrapał się po głowie. - Kiedyś myślałem, że to przez tytuł Mistrza Śmierci, ale nawet Mortem nie mógłby stworzyć własnoręcznie istoty...
- W takim razie kto mógł?
Po raz kolejny zmarszczył brwi. - Mortem, Lilith i Negro wiedzą tylko, że zostali stworzeni. Nie pamiętają przez kogo. Sądzę... - westchnął. - Sądzę, że istnieje coś, lub inna istota, która stworzyła pozostałych, a następnie wymazała siebie z ich pamięci.
- To by wyjaśniało dlaczego tylko ty cokolwiek pamiętasz o tym Czasie.
- Skoro nie zostałem przez niego stworzony - pokiwał głową i przymknął oczy.
W jego umyśle pojawił się nagle podział ciemności i światła. Między nimi lewitował jakiś fioletowy płomień, czy może raczej dym? Był idealnie między nimi, nie przechylając się na żadną ze stron. Poniżej były dziesiątki innych dymów w najróżniejszych kolorach. Wirująca czerń z bielą, śnieżna biel, jasny błękit, czerń, czerwień, zieleń, szmaragd i wielu więcej.
Kiedy ponownie otworzył oczy, nadal był w Hogwarcie z Tonym u boku, a Negro z drugiej strony. Ten drugi mamrotał jakieś przeprosiny.
Przewrócił oczami. - Negro...
- Wybacz, Hadrian - jęknął. - Nigdy nie spodziewałem się Zuko w Hogwarcie, nie powinienem zostawiać samego śmiertelnika.
- Też się tego nie spodziewałem - wymamrotał, wstając i przeciągając się. - Ale jest wszystko w porządku. Nic się nie stało i to najważniejsze - odwrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku niespalonego korytarza z zaplecionymi rękoma za głową. - Który dziś dzień?
Tony od razu zaczął spacerować obok niego, pisząc coś intensywnie na holograficznej klawiaturze StarkPada. - Ledwie piętnasty listopada - odparł.
- Świetnie - wymamrotał. - Planuję zostać tu do końca roku i wracać do Ameryki - uśmiechnął się lekko do Starka.
- Mnie chyba też wystarczy wrażeń jak na niecałe trzy miesiące - jęknął.
Hadrian roześmiał się lekko.
Negro podążył za nimi wzrokiem. Od kiedy oczy Hadriana błyskały niekiedy fioletem zmieszanym ze szmaragdem? Czy nie powinny być całe fioletowe?
-~*~-
Reszta roku minęła o wiele szybciej. Nie działo się nic ciekawego, oprócz zniknięcia Quirrella, który znalazł się w Mungu z całkowicie wyczyszczoną pamięcią. I informacji o dostarczeniu Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać do Ministerstwa przez Lucjusza Malfoya.
Było to pod koniec listopada, z czego Hadrian się nieco cieszył. Oznaczało to tyle, że Malfoy posłuchał jego ostrzeżeń i jak najszybciej pozbył się Czarnego Pana z własnej rezydencji, jak i wyparł się wszystkich oskarżeń, ponoć działając pod przymusem. Z pomocą bogactw skrytki Mistrza Śmierci i Peverellów, bez problemu Hadrian zdołał oczyścić go ze wszystkich zarzutów, bo przecież obiecał mu to. W zamian za milczenie odnośnie tamtych wydarzeń.
Dumbledore jak i jego Zakon biegali jak bezgłowe kurczaki, zbyt zszokowani, aby ogarnąć umysłami, że Czarny Pan został pokonany. I to nie przez chłopca z przepowiedni, lecz szczęśliwy zbieg okoliczności. Wielu było ciekawych jaki dokładnie. Rita Skeeter była pierwsza.
Przeprowadziła w trybie natychmiastowym wywiad z państwem Malfoy, dowiedziała się jednak niewiele. Tyle co przekazał im Hadrian - potężny czarodziej, Ajin, jeżeli mu wierzyć był mistrzem run. Kiedy więc Voldemort wpadł w pułapkę, kiedy posiadał ciało węża, czarodziej zdołał zdjąć z niego mniemane runy nieśmiertelności i następnie z łatwością wtrącił go do klatki, pozbawiając ciała.
Historia sprzedała się szybko i przez dobre kilka miesięcy temat "Pokonania Sami-Wiecie-Kogo" obiegał całą szkołę w kółko. Coraz to bardziej ubarwiając już koloryzowany artykuł Rity Skeeter. Hadrian nie przyłączył się do tworzenia teorii, gdyż wiedział, że nic nie będzie bliskie prawdy.
Tony dla odmiany bardzo się zainteresował tą historią. Od razu wypytał o wszystko Hadriana, a następnie porównał to z artykułem. Zdecydował, że dyrektor mógłby się domyślić, co się dokładnie stało, odkąd w tamtym czasie Hadrian zniknął, Lochy zostały zniszczone, a kilka korytarzy spalonych. Dodatkowo już domyślał się istnienia horkruksów.
Ale nieeee...
Starzec był na to za głupi. Biegał jak oszalały wypytując każdego co wie cokolwiek na temat tej sprawy. Stark mógłby się założyć, że w jego gabinecie widniała tablica pełna wszelkich wskazówek, jak zwykli to robić serialowi detektywi.
Negro natomiast wrócił do swojej siostry, starając się wkupić ponownie w jej łaski, kiedy wpadła do Hogwartu i wyciągnęła go za ucho ze szkoły. Na szczęście świadkiem tego byli tylko Hadrian i Tony. Inni mogliby nieco zwariować, widząc dwie osoby znikające w błysku jasnego światła, pozostawiając po sobie nordyckie runy na trawniku. (Owszem, ściągnęli to od bogów nordyckich, a dokładniej działania ich Bifrostu).
Fred i George zaprzyjaźnili się z Tonym i robili razem psikusy, kiedy nikt nie patrzył, plus Stark miał niewidzialną pelerynę, jak określili ją bliźniacy. Dopóki Chaos był w szkole, pomagał trio.
Jeżeli chodzi o dziewczęta... Sue Li, Lily Moon oraz Luna Lovegood zżyły się ze sobą. Sue i Lily obiecały, że kiedy dorosną, zaczną pracować w Stark Industries jako beta testerki, odkąd Tony zaproponował im tą pracę, a Luna powiedział, że będzie ich często odwiedzać, jednak elektronika jej nie lubiła.
-~*~-
I w końcu nastał koniec roku. Sprawa z wrogiem numer jeden zdążyła już stosunkowo ucichnąć. Śmierciożercy rozpierzchli się po kraju i za granicą, zostawili jednak Lucjusza w spokoju, odkąd ciągle rósł w siłę polityczną. Zakon został rozwiązany, a Dumbledore wreszcie skupił się na własnym stanowisku, a nie polityce magicznego świata. Dzięki temu Minerwa zyskała nieco czasu dla siebie. Snape zdobył w końcu długo oczekiwane stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a klątwa została zdjęta.
- Witam was uczniowie na zakończeniu kolejnego cudownego roku w Hogwarcie! - zawołał radośnie dyrektor. Hadrian westchnął cicho, jednak kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze. Zawsze chciał aby dyrektor był tym kim powinien być. Nie manipulatorem, ale dobrym dyrektorem. - W tym roku działo się wiele, od pokonania Lorda Voldemorta przez odbudowę placówki, do napisania przez uczniów najlepiej od setek lat S.U.M. oraz owutemów!
Brawa były naprawdę głośne, nawet ze strony Ślizgonów, co nie zdarzało się często.
- Serdecznie gratuluję wszystkim uczniom i żywię nadzieję, że trafią na swoje wymarzone stanowiska, gdziekolwiek by nie chcieli trafić. A teraz, przejdźmy do punktacji Domów! - klasnął w dłonie, a w nich pojawił się pożółkły pergamin, z którego zaczął czytać.
- Czwarte miejsce z czterystoma czterdziestoma punktami... Hufflepuff! Trzecie miejsce z czterystoma sześćdziesięcioma czterema punktami Ravenclaw!
Hadrian westchnął, kręcąc głową. Jak na razie dyrektor był w porządku. Pytanie, czy zmieniła się w końcu faworyzacja w równość, czy Aiden Potter dostanie sto punktów za samo jakże trudne oddychanie?
Dyrektor sam wziął głęboki wdech i poprawił okulary połówki. Wiedział, i wszyscy wiedzieli, że zawsze faworyzował Dom Godryka. Sam w końcu był niegdyś Gryfonem. Jednak Hadrian Potter, czy jakkolwiek by się nie nazywał, miał rację. Był dyrektorem najznamienitszej magicznej szkoły. A przynajmniej kiedyś taka była. Musiał odbudować jej sławę, przywracając wcześniej usunięte (przez niego) przedmioty, zatrudniając nowych, a przede wszystkim w pełni kompetentnych nauczycieli... Aż w końcu miał obowiązek zaprzestać tak rażącej faworyzacji. Pomniejsza nie była aż taka zła, jednak jego ciągłe próby przypisania pucharu domu Gryffindorowi powinny się skończyć.
- Drugie miejsce z czterystoma osiemdziesięcioma dwoma punktami Gryffindor!
Ślizgoni zszokowani wpatrywali się w Dumbledore'a, w tym sam Snape. Gdyby nie lata utrzymywania jego maski na miejscu, Hadrian mógłby się założyć, że szczęka by mu opadła. Tak samo jak prawie jemu.
- Aż wreszcie pierwsze miejsce z pięciusetoma pięcioma punktami Slytherin!
Przez chwilę Wielka Sala była cicha, a potem w ledwie sekundę rozległy się ogłuszające brawa, piski i gwizdy.
Minerwa spojrzała na dyrektora z melancholijnym uśmiechem, podczas gdy Filius i Pomona byli oszołomieni, a Severus starał się wyjść z szoku. Pozostali tylko klaskali.
Hadrian spojrzał na Tony'ego. - No cóż. Któżby się tego spodziewał - westchnął. - Ciekawe, czy gdybym lata wcześniej powiedział mu co myślę o jego faworyzacji i nim samym jako dyrektorem, to zmiana byłaby podobna...
- Kto go tam wie - wzruszył ramionami. - Wcześniej przezywałeś go Szalonym Starcem.
- Nic na to nie poradzę - podniósł ręce w geście poddania. - W moim życiu był szalonym starcem. No bo przepraszam bardzo, ale kto bierze szesnastoletniego ucznia ze sobą na niebezpieczną, zagrażającą życiu przygodę pełnej Inferiusów Merlin wie gdzie?
- Masz punkt - wymamrotał.
- Co planujesz zrobić po zakończeniu roku?
- Chyba wrócić do Ameryki... - westchnął. - I tak nie planowałeś wrócić na kolejny rok.
- Nie - pokręcił głową. - Napisałem i S.U.M.y i owutemy perfekcyjnie. Nie muszę kontynuować edukacji, zresztą nawet gdybym chciał, mógłbym zniknąć z pomocą Lilith.
- Racja.
- Planuję wrócić z tobą na dłuższy czas. Choć nie twierdzę, że nie zniknę na chwilę, czy dwie... - wymamrotał.
Czuł się winny przyszłych wydarzeń, których nie miał zamiaru zapobiegać. Mianowicie porwaniu Tony'ego i Afganistanowi... Choćby Merlin wie jak bardzo Hadrian by cierpiał, naprawdę nie chciał pozbawiać Starka Iron Mana. Właśnie przez te wydarzenia mężczyzna chciał zostać superbohaterem i pomagać innym... Nie chciał niszczyć tego swoją obecnością.
Chociaż planował się sporo wtrącać później. Nigdy nie dopuściłby do śmierci Lokiego, z którym bardzo się zżył przez lata wśród nordyckich bogów, ani do zdobycia przez Thanosa Kamieni Nieskończoności, ani śmierci Starka... Zresztą, gdyby jego życie było bardzo zagrożone, nie sądził, że zostawiłby to wszystko Lilith. Już pogodził się, że Tony będzie musiał trochę (bardzo) pocierpieć, zanim stworzy garnitur. Liczył tylko, że ten mu wybaczy.
Spojrzał z lekkim smutkiem na nieświadomego inżyniera, który stukał znowu coś w tablecie.
- Stało się coś? - zapytał lekko, nie odrywając wzroku od błękitnego światła.
- Nie sądzę... - wymamrotał. - A przynajmniej jeszcze nie teraz - westchnął. - Co byś zrobił, gdybym wiedział o czymś, co się wydarzy i będzie złe, ale nie chciałbym w to ingerować, bo to bardzo ważny moment?
Tony zmarszczył brwi. - Ktoś umiera?
- Blisko, ale nie - prychnął. - Na śmierć dobrowolnie bym się nie zgodził.
- Skoro nikt nie umiera, to chyba w porządku - wzruszył ramionami.
Hadrian pomyślał o Yinsenie. On umierał podczas ucieczki Tony'ego. Jednak to była jedna z tych rzeczy, przez które zapragną pomagać innym.
Chociaż gdyby... Uratował wcześniej Yinsena, a na jego miejsce podstawił kukłę, która zachowywałaby się według wzorców tego, co powinno się wydarzyć... Albo gdyby zwyczajnie nie pozwolił mu umrzeć, pozorując jego śmierć?
To był plan...
Tony w końcu by się o tym dowiedział... I może bardziej prawdopodobne, że by mu wybaczył...?
- Za dużo myślisz - skomentował Stark.
- Możliwe - westchnął.
- I za dużo wzdychasz.
- To też prawdopodobne - pokręcił głową. Wziął głęboki oddech. - Wiedz tylko, że jeżeli coś się stanie w niedalekiej przyszłości, a mnie nie będzie obok, to tylko aby spróbować zachować poprawny przepływ linii czasowej - wymamrotał.
Tony zmarszczył brwi. - To bardzo chaotyczne... Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nieważne - pstryknął palcami. Ze skrzywieniem patrzył, jak Tony mruga lekko zdezorientowany, po czym zaczyna gadać o elektronice.
Nie był świadomy nagrywania JARVISA, ani tym bardziej, że wspomnienie Tony'ego nie zostało całkowicie wymazane.
-~*~-
- Chyba pora wracać... - zdecydował, patrząc na Express Hogwart stojący na stacji i uczniów, którzy do niego wsiadali. Obok niego stali Tony i Severus.
- Trafisz sam? - zapytał Snape ostrożnie.
- Za kogo ty mnie masz? - podniósł brew do góry. - Dlaczego planujesz zostać?
- Muszę urządzić salę i gabinet - odparł.
- Ah, któżby się tego spodziewał - prychnął. - Tylko nie przypraw o zawał pierwszorocznych - machnął ręką na pożegnanie. Nauczyciel odwrócił się na pięcie i odszedł po cichych pożegnaniach.
- W takim razie w końcu wracamy, co? - wymamrotał Stark.
- Tak sądzę... Zobaczymy na jak długo - wyciągnął przed siebie rękę, którą brązowowłosy złapał.
Zniknęli z cichym trzaskiem ze stacji, aby pojawić się w domu Syriusza i Remusa w Nowym Jorku, w Ameryce.
- Hadrian! - oboje otulili go ramionami, na co ten cicho westchnął, ale dał się przytulić.
- Jak było na zakończeniu? Który Dom wygrał? - zapytał Syriusz. - Kogo ja oszukuję, oczywiście, że Gryffindor - błysnęły białe zęby.
- Wygrał Slyherin - wtrącił lekko Tony, opierając się o ścianę.
- CO!? - Black podskoczył do mugola i zaczął go wypytywać jak to było możliwe.
Remus pokręcił głową na te wybryki i skierował wzrok na Hadriania. Czuł na nim intensywny zapach tamtej obecności co kiedyś. Przez lata zapach stawał się mocniejszy, ale nie mówił nic o tym Syriuszowi. Mimo tego chłopak wydawał się być w porządku. - Jak było w szkole? - zapytał miękko.
- Chyba dobrze - wzruszył ramionami. - Liczy się, że zdałem S.U.My i owutemy, więc nie będę musiał tam wracać - zaplótł ręce za głową i spojrzał na Lupina. - Planuję popracować trochę w Stark Industries jako stażysta być może na pół etatu.
- A drugie pół? - zapytał, marszcząc brwi. Od najmłodszych lat, Hadrian lubił mieć co robić o każdej porze. Zwyczajnie nie lubił nudy.
- Myślałem nad zostaniem magicznym archeologiem.
- Archeologiem?
- Kimś, kto wykopuje skamieliny z ziemi i zastanawia się, co one oznaczają - mrugnął.
Wilkołak westchnął. - Za rok będziesz dorosły, nie sądzę, abym miał prawo ci tego zabronić. Chociaż proszę, żebyś znalazł kiedy czas na odwiedzenie nas.
- Jasne, Remusie - zanucił, spoglądając na Tony'ego, którego telefon nagle zawibrował.
Hadrian nawet nie był świadomy, że Stark miał przy sobie inną elektronikę niż StarkPad.
- Tak? - spojrzał po twarzach czarodziejów, po czym wyszedł do pokoju obok. - Mówi Anthony Stark, tak.
Hadrian podążył cicho za nim.
- Obadiah zrobił co!? - krzyknął, stukając coś szybko na tablecie. - Właśnie wróciłem. Zaraz tam będę.
- Co się stało? - zapytał Hadrian, obawiając się najgorszego. Jednak czy do porwania nie zostało jeszcze trzynaście lat?
- Obadiah odbył konferencję w celu oddalenia woli Howarda.
Hadrian zamrugał, niezbyt wiedząc o co chodzi.
Tony westchnął, rozłączając się. - Naturalnie wolą Howarda było, aby to ja został właścicielem i CEO Stark Industries. Obadiah jednak to oddalił.
- Ale czy nie zostałeś CEO po śmierci rodziców?
- Tylko w mediach - wymamrotał. - Nie na papierach. - Teraz Obie zdecydował, że nadal jestem w fazie buntu - skrzywił się. - Skoro zniknąłem na prawie cały rok i nie powinienem jeszcze przejąć całej firmy. Ma się nią zająć, dopóki nie skończę trzydziestki - jęknął.
- To nie aż tak źle, Tony - odparł. - Tylko cztery lata. Zresztą nie broni ci on wymyślania nowych rzeczy i prób połączenia magii z elektroniką - mrugnął.
- Racja - przetarł twarz. - Może to i nawet lepiej. Będę mógł skupić się na planach, a nie szefowaniu firmą.
- Dokładnie...
Oczywiście wiedział, że Obadiah był przez jakiś czas główny, antagonistą Iron Mana z licznymi transakcjami pod stołem... Jednak nie były one jeszcze tak częste, skoro Tony nie zdążył wymyślić czegoś ciekawego jak Jericho.
Na razie powinno być bezpiecznie, aby Tony nie był CEO SI, prawda?
- Więc, powinienem wracać - westchnął. - Szkoła magii jest świetna, różdżka też - przetrząsnął kieszenie i wyciągnął z nich Pelerynę-Niewidkę.
- Możesz ją zatrzymać - uśmiechnął się. - I tak jej nie potrzebuję, a tobie może się przydać.
- W porządku... - odparł ostrożnie chowając materiał do marynarki, którą założył pod szatę czarodziejską (założył ją tylko z okazji zakończenia roku!).
- Powodzenia ze Stane'em - uśmiechnął się.
- Będę oczekiwać mojego stażysty na pół etat - odparł śpiewnie.
- Jasne.
- Do zobaczenia wkrótce, Hadrian.
- Do zobaczenia, Tones...
Notes:
Welp. To koniec tej części. Liczę, że się podobało ;)
Wiem, wiem, długo zajęło mi ukończenie tego ^^" Jednak w końcu skończyłam! Teraz pozostaje napisać drugą część hahahah.
Tam bardziej skupię się na Marvel Cinematic Universe oraz relacji Hadriana i Mortema. Ah i oczywiście postaci Czasu.